Zbliża się listopad, a nasze myśli nieuchronnie kierują się w stronę śmierci i przemijania. Sprzyja temu zamierająca na zimę przyroda, świat przybierający odcienie szarości, krótkie dni, wszechobecna ciemność. Świat umiera na zimę. Nic dziwnego, że to właśnie wtedy, drugiego listopada, modlimy się za tych, którzy umarli w Chrystusie.
Dla chrześcijan doczesna śmierć wiąże się oczywiście z nadzieją zmartwychwstania – tak, jak i przyroda powróci do życia na wiosnę (mniej więcej w czasie świętowania Wielkanocy). Modlitwy za zmarłych nie są więc pozbawione nadziei ani wypełnione poczuciem beznadziejności. Wierzymy, że zmarli mogą oglądać oblicze Boga i osiągnąć niebieskie Jeruzalem, prawdziwe i pełne życie.
Tę wiarę pięknie wyrażają teksty mszy requiem w wersji sprzed reform. O tym, jak sama liturgia mszy za zmarłych wygląda w starszej wersji rytu rzymskiego, pisał kiedyś Piotr Ulrich. Z tego powodu postanowiłem całkowicie pominąć w tym tekście kwestie związane z samym przebiegiem liturgii, a skupić się wyłącznie na jej tekstach. Ten artykuł będzie więc raczej rodzajem medytacji nad niezwykle bogatymi w treść częściami własnymi mszy za zmarłych (które, co należy dodać, nie są zarezerwowane wyłącznie dla starszej formy rytu i w większości mogą być wykonane również na nowej mszy).
Światło
„Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci”.
Motyw światła przewija się przez różne teksty requiem. Widzimy go w introicie, graduale i antyfonie komunijnej. W każdym z tych dość podobnych do siebie tekstów powraca motyw wiecznej światłości, która ma świecić zmarłym.
Sądzę, że współczesny człowiek nie może już w pełni zrozumieć tego tekstu. W świecie elektryczności i żarówek, w którym możemy w ciągu sekundy zamienić swój telefon w latarkę, motyw wiecznego światła nie robi już na nas wrażenia. Spróbujmy sobie wyobrazić jednak, jak mocny przekaz był to kiedyś – a szczególnie w tej ciemnej, jesienno-zimowej części roku. Gdy po krótkim dniu zachodziło słońce, jedyne źródła światła były często drogie, ograniczone i niedostateczne. To, co mamy dzisiaj – możliwość pełnej imitacji jasności dnia o dowolnej porze doby – nikomu nie przychodziło do głowy.
Prośba o światłość wiekuistą od razu budzi więc skojarzenia z rozwianiem okrywającej świat ciemności i mroku, które same z siebie kojarzą się też ze śmiercią. Co więcej, światłość wiekuista przewyższa nawet tę „naszą” światłość elektryczną. W Apokalipsie czytamy: „I [odtąd] już nocy nie będzie. A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków” (Ap 22, 5). Wizja braku nocy i Boga będącego ostatecznym, najpełniejszym światłem jest pełna nadziei. Czym innym może być wiekuista światłość, jeśli nie blaskiem Bożym? Prosząc dla zmarłych o światłość wiekuistą, prosimy jednocześnie o to, by mogli oglądać Boga, który będzie świecić nad nimi.
Uznanie Boskiego źródła tej światłości staje się jeszcze bardziej oczywiste, gdy sięgniemy do tekstu, na podstawie którego powstała ta antyfona. Apokryficzna Apokalipsa Ezdrasza zapowiada, że Pasterz da narodom wieczny odpoczynek. Następnie wzywa ich też do gotowości na nagrodę królestwa, ponieważ światłość wiekuista będzie nad nimi świecić (4 Ez 2, 34-35). Ta światłość jest więc nagrodą Królestwa Bożego i jest równoznaczna z przebywaniem z Bogiem, Tym, który jest Światłością.
Nasz Bóg jest nieodłącznie związany ze światłem. Nie stoją daleko od prawdy tezy nazywające Chrystusa Bóstwem solarnym. Chrześcijańska orientacja modlitwy na wschód, Boże Narodzenie wypadające w czasie, gdy na półkuli północnej dzień zaczyna się robić coraz dłuższy czy nawet jedna z Wielkich Antyfon wprost nazywająca Chrystusa Wschodem jasno o tym świadczą. Święty Jan pisze wprost: „Bóg jest światłością” (1 J 1, 5b).
Introit requiem wskazuje więc na ogarniający świat (realnie i symbolicznie) mrok, lecz przedstawia też od razu rozwiązanie – Światło niegasnące, samego Pana i Jego obecność. Co więcej, werset psalmowy wskazuje, że każde ciało, każdy człowiek przychodzi do Boga. Niektóre warianty rozszerzają śpiew o następujący w tym psalmie dodatek z kolejnego wersetu. Wówczas całość w wersji z Biblii Tysiąclecia brzmiałaby następująco:
„Ciebie należy wielbić, Boże, na Syjonie. Tobie śluby dopełniać, co próśb wysłuchujesz. Do Ciebie przychodzi wszelki śmiertelnik, wyznając nieprawości” (Ps 65, 2-4a).
Nie jest to oczywiście tłumaczenie idealnie pokrywające się z wersją zaczerpniętą z Wulgaty, jednak dobrze wskazuje na fakt, że do Boga przyjdzie każdy w uznaniu swoich nieprawości. Ten motyw powróci oczywiście w sekwencji, do której zaraz przejdziemy.
Wpierw chciałbym jednak wspomnieć też o graduale, który przypomina, że sprawiedliwy będzie w wiecznej pamięci i nie ulęknie się złej nowiny (por. Ps 112, 6b-7a). Te słowa pochodzą z psalmu opisującego szczęście bogobojnych. I rzeczywiście, człowiek będący blisko Boga nawet w obliczu śmierci może mieć nadzieję. Nie zmienia to jednak faktu, że natychmiast po jej wyrażeniu prosimy w tractusie:
„Uwolnij, Panie, dusze wszystkich wiernych zmarłych od wszelkich więzów grzechowych. A przy pomocy Twojej łaski niechaj unikną strasznego wyroku zatracenia. I niech zażywają szczęścia wiecznej światłości”.
Nawet pozornie sprawiedliwy i bogobojny człowiek potrzebuje uwolnienia od grzechu, potrzebuje czyśćca, bo – jak my wszyscy – nie jest bezgrzeszny. Podobnie jednak jak w graduale widzimy tu nie tylko grzech i groźbę zatracenia, lecz także nadzieję na szczęście i wieczną światłość. O tej nadziei, wbrew temu, co mogłoby się wydawać, mówi też słynna sekwencja Dies irae.
Dzień gniewu
Sekwencja mszy requiem to jeden z najbardziej znanych utworów muzycznych na świecie. Nawet osoby, które nigdy nie słyszały jej w kościele, mogą kojarzyć charakterystyczne dźwięki, które powracają często nawet w kulturze popularnej. Przykładowo w ścieżkach dźwiękowych filmów takich jak IV epizod Gwiezdnych wojen, Król lew, Dzwonnik z Notre Dame czy Miasteczko Halloween ten motyw muzyczny sygnalizuje obecność śmierci. Melodia sekwencji pojawia się też w grze Heroes of Might & Magic III. Najpełniej Dies irae wykorzystał amerykański kompozytor Stephen Sondheim, który napisał wokół tej melodii właściwie cały musical Sweeney Todd. Utwór był też inspiracją dla wielu kompozytorów i poetów. Sama sekwencja na nowej mszy nie jest już wprawdzie odmawiana, jednak pod koniec roku liturgicznego pojawia się w hymnach liturgii godzin.
Treść Dies irae przenika do głębi. Wielokrotnie słuchając tego utworu, odczuwałem silne pragnienie jak najszybszego udania się do spowiedzi. Średniowieczna sekwencja opisuje dzień gniewu, w którym Bóg Sędzia zasiada, aby dokonać sądu. Na głos trąby otwierają się groby, a zmarli zostają wezwani, aby odpowiedzieć za swoje przewinienia. Otwiera się księga, w której zapisane są grzechy świata. Tekst jasno wskazuje, że przed tym sądem nie można ani uciec, ani czuć się na nim pewnie:
„Cóż mam, nędzarz, ku obronie,
Czyją pieczą się zasłonię,
Gdy i święty zadrży w łonie?”
Sądzony człowiek wzywa więc Chrystusa. Parafrazując, można skrócić to wezwanie do: Ty, Panie, cierpiałeś za mnie na krzyżu, jestem Twoją owcą, nie daj mi iść na zatracenie!
Chrystus wybaczył jawnogrzesznicy, a tuż przed śmiercią rozgrzeszył łotra. Te przykłady dodają otuchy i skłaniają do zaufania Bogu.
Dzień sądu pozostaje dniem jęku i szlochu, lecz w grozie grzechów, w której się znajdujemy, wciąż jest dla nas szansa wybawienia. Jest nią Chrystus i Jego miłosierdzie.
W paszczy lwa
Popularnym średniowiecznym przedstawieniem piekła była paszcza dzikiej bestii, w którą wpadają potępione dusze. Przedstawienie to widać najlepiej w Godzinkach Katarzyny Kliwijskiej (1440):
https://paradiseandperdition.weebly.com/uploads/9/4/7/9/9479968/6777978_orig.jpg
Podobne przedstawienia widać też na przykład w Visio Tnugdali z około 1470 roku na ilustracji do przedstawienia wizji zaświatów, której miał dostąpić irlandzki rycerz Tundal.
Również wcześniejsze przedstawienia z tej epoki widzą piekło właśnie jako paszczę demona:
Psałterz z Winchesteru (połowa XII wieku)
https://blogs.bl.uk/digitisedmanuscripts/2017/10/highway-to-hell.html
Takie przedstawienia nie wzięły się oczywiście znikąd. Już Święty Piotr porównywał Szatana do ryczącego lwa, który poluje na ludzkie dusze (por. 1 P 5, 8). Bardzo logicznym rozbudowaniem tej myśli jest, że ci, których szatan upoluje i pożre, lądują w jego paszczy – czyli właśnie piekle. Ponadto, w Kodeksie Varcellensis z końcówki X wieku znajdujemy fragment o tych, którzy nie wyszli już z otchłani pełnej węży ani z gardzieli smoka-szatana.
Ponadto lwy pojawiają się też w Biblii w kontekście Daniela rzuconego im na pożarcie. Cudowne ocalenie proroka było odczytywane od wieków jako typ zmartwychwstania. Uratowanie od lwiej paszczy oznacza więc wybawienie od śmierci i powrót do życia.
Z tego też powodu offertorium requiem prosi o wybawienie zmarłych z głębokiej otchłani (w której przecież musi być ciemno, co znów prowadzi nas do motywu światła) i od paszczy lwa:
„Panie Jezu Chryste, Królu chwały, zachowaj dusze wszystkich wiernych zmarłych od kar piekielnych i głębokiej czeluści. Wybaw je z lwiej paszczęki, niech ich nie pochłonie piekło, niech nie wpadają w ciemności”.
Powiedzieliśmy już, że ciemności można tu rozumieć jako właśnie oddalenie od Boga – Światła. Prosimy więc, by dusze zmarłych nie zostały pozbawione Bożej bliskości – a właśnie tym jest przecież piekło. Kolejne zdanie offertorium wzywa, by Święty Michał stawił dusze w świętej światłości obiecanej Abrahamowi i jego potomstwu. Mamy tu z jednej strony wskazanie na obietnice dane Abrahamowi, z drugiej zaś na koncept łona Abrahama, czyli miejsca w zaświatach, w którym według starożytnych Żydów zmarli czekali sąd.
Życie się zmienia, ale nie kończy
Prefacja o zmarłych jest jedną z piękniejszych lekcji o katolickim stosunku do śmierci. Mój poprzedni proboszcz bardzo lubił nawiązywać do jej treści w pogrzebowych kazaniach. W starszym tłumaczeniu czytamy:
„W Nim to zabłysła dla nas nadzieja chwalebnego zmartwychwstania, tak że ci, których zasmuca nieunikniona konieczność śmierci, znajdują pociechę w obietnicy przyszłej nieśmiertelności. Albowiem życie Twych wiernych, o Panie, odmienia się, ale się nie kończy i po rozpadnięciu się domu tego ziemskiego pobytu przygotowane jest dla nich w niebie wieczne mieszkanie”.
Pierwsza rzecz, jaką tu widzimy, to motyw, który powraca niczym refren: światło. W Chrystusie zabłysła nadzieja zmartwychwstania. Następnie czytamy jednak piękne zdanie: Tuis enim fidélibus, Dómine, vita mutátur, non tóllitur – „Życie Twych wiernych, o Panie, odmienia się, ale się nie kończy”. Do tej pory mieliśmy styczność z wieloma tekstami, które prosiły Boga za zmarłych. Spotkaliśmy się z wizją sądu i grozą piekła. W tym wszystkim jednak być może umknęła nam ta najprostsza, zdawać by się mogło – oczywista, lecz niezwykle budująca prawda: śmierć nie jest końcem. Jako chrześcijanie wierzymy, że po śmierci mamy przygotowane mieszkanie w niebie.
Gdyby śmierć była końcem, to wszystko, o czym do tej pory mówiliśmy, nie miałoby sensu. Jaki sąd, jaki czyściec, jakie piekło czy niebo, jaka paszcza lwa, jakie światło? Podstawowym założeniem tych wszystkich rozważań jest ta jedna prawda: życie się zmienia, lecz nie kończy.
W tych listopadowych dniach pamiętajmy o tym w podwójny sposób. Myślmy o naszych bliskich zmarłych i ich duszach, módlmy się za nich, ofiarujmy odpusty. Nie zapominajmy też jednak o drugiej stronie sprawy – kiedyś to my umrzemy. Żyjmy tak, byśmy nie wpadli w paszczę lwa. Byśmy dotarli do wiecznej światłości. I tak, ostatecznego rozwiązania nigdy nie będziemy pewni – „i święty zadrży”, jak podaje Dies irae – nie oznacza to jednak, że mamy pogrążyć się w smutku i stracić nadzieję. Tego Bóg od nas nie chce. Chrystus mówi, że w niebie czeka na nas wiele mieszkań.
„Ty coś Marii grzech wybaczył
I wysłuchać łotra raczył,
Nie pozwolisz, bym zrozpaczył.
Choć niegodne me błaganie,
Nie daj mi, dobroci Panie,
W ognia wieczne wpaść otchłanie”.