adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Wiara

Czasem stoimy przed pustym grobem jak debile

Triduum Paschalne to dobry okres do różnych rozmyślań. Świat na chwilę troszkę zwalnia, pozwalając znaleźć czas na spokojną kontemplację. W takim momencie do głowy mogą przyjść różne ciekawe myśli i pytania.

W mojej głowie w tegoroczne Triduum zakotłowało m.in. pytanie o to, co tak właściwie można by uznać za esencję tego świętego czasu. Innymi słowy: gdybym miał streścić w jednym zdaniu główne przesłanie Wielkiego Tygodnia, to jak by takie zdanie mogło brzmieć? Po głębszym namyśle sformułowałem je następująco: „Bóg umarł na krzyżu za grzechy nas wszystkich i zmartwychwstał dla nas wszystkich”.

I co, to wszystko? Pewnie, że nie. Gdyby mękę i śmierć Zbawiciela dało się zamknąć w tak prostym zdaniu, to na przestrzeni tysiącleci nie napisano by na jej temat niezliczonych tomów. Można się jednak chyba zgodzić, że jest w tym zdaniu pewna esencja wielkotygodniowego przesłania. Można się też zgodzić, że wcale nie jest ono tak proste, na jakie może wyglądać. Ja na przykład dostrzegam w nim jedno niepozorne słowo, które jest być może najtrudniejsze do przyjęcia. A pojawia się w moim zdaniu aż dwukrotnie. Chodzi mi o słowo „wszystkich”.

Czy potrafimy uwierzyć, że Chrystus umarł i zmartwychwstał dla nas wszystkich? Na pierwszy rzut oka pewnie tak, w końcu tego uczy nas Kościół. Ale gdy się namyślimy, gdy dotrą do nas wszystkie implikacje takiego stwierdzenia?

Pozwól, że Ci w tym pomogę. Chrystus, umierając, odkupił grzechy nas wszystkich. Każdego człowieka, a więc m.in. moje i Twoje. Ale nie tylko – również wszystkich Twoich przyjaciół, znajomych, rodziny etc. Także tych, których niespecjalnie cenisz. Może jest w tym gronie toksyczny znajomy z pracy albo wkurzający szef. Może Twoja wredna była lub Twój były, który był zwyczajną świnią. Może współmałżonek, który Cię zdradza albo rodzic lub dziecko, z którym już od dawna nie umiesz się dogadać. Może wujek alkoholik. Może dawny przyjaciel, który w decydującym momencie wbił Ci nóż w plecy. A do tego Twój najbardziej upierdliwy sąsiad, złodziej, który wyrwał Ci torebkę na wakacjach w Turcji, czy facet, który po pijaku potrącił Twoje dziecko.

Nie możemy też zapomnieć o tych, których nie znasz, choć czasem zachowujesz się tak, jakbyś wiedział o nich wszystko. W końcu nasz Pan też o nich nie zapomniał, wisząc na krzyżu. Mam oczywiście na myśli osoby, które widujesz w mediach. Wszystkich celebrytów – i tych uwielbianych, i kompletne beztalencia. Chodzi oczywiście zarówno o tych o nieposzlakowanej opinii, jak i rozwodników, alkoholików czy narkomanów. Oprócz nich trzeba też pamiętać o tych z dalszych stron gazet: przestępcach, mordercach, gwałcicielach, pedofilach, złodziejach i wszystkich innych, którzy znaleźli wyrafinowany sposób na zrobienie krzywdy bliźniemu swemu.

Na koniec zostawiłem sobie crème de la crème tej wyliczanki: polityków. No bo jak masz niby uwierzyć, że Jezus umarł na krzyżu za grzechy tych podłych cwaniaków, którzy próbują mówić Ci, jak masz żyć? Że pod krzyżem jest również miejsce dla tych zdrajców, na których nigdy w życiu byś nie zagłosował? Dla Tuska, Kaczyńskiego i całej reszty? Dla lewicowców i narodowców? A także dla pseudo-polityków w sutannach i pektorałach, którzy zajmują się wszystkim, tylko nie tym, czym powinien zajmować się dobry pasterz? A przecież nie chodzi tylko o nasze krajowe podwórko. Bądźmy więc konsekwentni: czy wierzysz, że Chrystus umarł na krzyżu za grzechy Bidena, Trumpa, Zełeńskiego, Putina, a nawet – a jakże! – Jaruzelskiego, Napoleona, Stalina czy Hitlera?

I owszem, to są bardzo skrajne przykłady. Ale to właśnie one pokazują, dlaczego już sam Jezus usłyszał od swoich uczniów: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” (J 6, 60). Nasz Pan nie próbował się jednak wycofywać czy upraszczać na siłę swojego nauczania. Wprost przeciwnie – postawił sprawę bardzo jasno: „To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą” (J 6, 61-64).

Tak, Jezus umarł na krzyżu za nas wszystkich i dla nas wszystkich zwyciężył śmierć. Ten fakt, w który jako chrześcijanie wierzymy, ma bardzo poważne implikacje. Zastanówmy się bowiem: czy możemy nienawidzić drugiego człowieka, kimkolwiek by nie był? W świetle tego, co powiedzieliśmy wcześniej, to pytanie może równie dobrze brzmieć: czy możemy nienawidzić kogoś, za kogo Chrystus cierpiał i umarł na krzyżu? Czy mamy prawo nie przebaczyć komuś, komu przebaczył i kogo winy odkupił swoją męką sam Bóg? Czy możemy nazwać wrogiem człowieka, którego Bóg umiłował aż do śmierci i dla którego tę śmierć pokonał?

Zobacz też:   „Serce wielkie nam daj", czyli kilka słów o ks. Franciszku Blachnickim

Odpowiedź, jak się już możecie domyśleć, jest prosta, a zarazem niesamowicie trudna. Nie możemy. Nie mamy prawa nienawidzić, ponieważ nasz Stwórca i Zbawiciel jest Miłością. Nie mamy prawa nikogo skreślać i odmawiać naszego przebaczenia, skoro Bóg otworzył tej samej osobie drogę do zbawienia. Nie możemy także traktować nikogo jak wroga. Dla chrześcijanina jedynym wrogiem jest Szatan, nigdy drugi człowiek. Zwycięstwo dobra nad złem nie polega na zemście, na tym, że pobijemy lub zabijemy kogoś, kto wcześniej nas skrzywdził. Zwycięstwem dobra nad złem jest jedynie nawrócenie.

Właśnie dlatego chrześcijanin nie może życzyć nikomu potępienia i śmierci, tak jak i Chrystus nikogo nie potępił, ale wszystkich odkupił. Paradoksalnie najbardziej chrześcijańską postawą jest nadzieja, że po śmierci trafimy do nieba i spotkamy tam m.in. Putina, Bieruta, bolszewików i hitlerowców albo np. Judasza, Piłata czy Heroda. Byłoby to tylko potwierdzenie oczywistego faktu, że miłość Boga wielokrotnie przewyższa nienawiść i zło, którego może dokonać jakikolwiek człowiek.

Spójrzmy zresztą, jak śmiesznie małe są te nasze ziemskie sprawki wobec nieskończonej miłości Boga. Jakie to jest słabe, że dwa tysiące lat po tym, jak nasz Pan pokonał śmierć, wciąż potrafimy życzyć jej innym, cieszyć się z niej, a niektórzy – nawet ją zadawać. To wszystko, co nam wydaje się sprawą najwyższej wagi – nasze przepychanki, polityczne starcia, wojny – w perspektywie krzyża traci znaczenie. Bo Chrystus z tego krzyża patrzy z miłością na każdego z nas, niezależnie od tego, po której „stronie i na jakim stanowisku się znajdujemy.

Czy więc mamy obojętnie patrzeć na zło tego świata i uwielbiać tych, którzy krzywdzą nas lub inne osoby? Oczywiście, że nie. Jezus nie tylko kazał nadstawiać drugi policzek, ale również potrafił przepędzić kupców ze świątyni. Jest na świecie sprawiedliwość – nawet jak nie na tym, to na tamtym. Jeśli komuś ma to więc pomóc, to przypomnijmy, że każdy – niezależnie od tego, czy wywołał wojnę światową, czy „tylko” czasem po pijaku nawymyślał żonie i dzieciom – poniesie za swoje czyny zasłużoną karę, nawet jeśli tu, na ziemi, nie damy rady jej wymierzyć. Nie sądzę jednak, żeby akurat to była kwestia, na której powinniśmy się najbardziej skupiać.

Bo Pascha to nie tylko śmierć Jezusa, ale także – przede wszystkim – Jego zmartwychwstanie. Bóg nie tylko przyjął na siebie ogromne cierpienie i śmierć za nas. On także uwolnił nas wszystkich spod jej władzy. I właśnie dlatego nauka Chrystusa nie jest naiwna – potwierdza i sankcjonuje ją Jego pusty grób. Zgodnie ze słowami św. Pawła: „A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” (1 Kor 15, 14). Chrystus jednak zmartwychwstał, zatem ani nasze nauczanie nie jest daremne, ani nasza wiara próżna.

Pytanie tylko, czy aby na pewno zawsze o tym pamiętamy? Bo chyba jednak mamy z tym problem, zarówno jako społeczeństwo, jak i jako jednostki. I tak stoimy przed pustym grobem naszego Pana jak debile, nie rozumiejąc – lub udając, że nie rozumiemy – co jego pustka dla nas oznacza. I znów wikłamy się w kłótnie, konflikty czy wojny, wyzywamy obcych sobie ludzi z ekranu telewizora, nawołujemy do agresji i wojen, obrażamy się na siebie i bez końca dopisujemy nowe nazwiska do listy swoich wrogów. Zupełnie tak, jakby zmartwychwstania nie było. A przecież było, jest i będzie.

Czy więc nie ma dla nas nadziei? Wprost przeciwnie. Nadzieją jest właśnie zmartwychwstanie Chrystusa. Nadzieja będzie zawsze, dopóki na świecie będą biły wielkanocne dzwony. Dopóki na ołtarzach całego świata sprawowana będzie ofiara Chrystusa, podczas której Jego Ciało i Jego Krew zostają rozdzielone, a następnie połączone, tak samo jak dwa tysiące lat temu. Dopóki będą chętni, by głosić światu trudną, ale Dobrą Nowinę o Jego zmartwychwstaniu, dopóty dla świata – jakkolwiek brutalny i brudny by nie był – będzie nadzieja.

Chrystus Zmartwychwstał, Alleluja!

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.