„To, co się stało w Polsce, to jest rewolucja duchowa. Polacy znaleźli w Ewangelii, w wierze, w nauce Kościoła, w nauce Papieża drogę wyzwolenia. Drogę, która ostatecznie jest niezwyciężona i która musi doprowadzić do zwycięstwa. Z tej drogi nie można zawrócić. To jest właśnie nasza misja, to jest nasze zadanie: wyzwolić człowieka od tego, co rozkłada wewnętrznie jego duchową moc”.
Słysząc tak mocne słowa, uczestnicy Dnia Wspólnoty w Krościenku nad Dunajcem mogli tylko utwierdzić się w nadziei, tak bardzo potrzebnej w niełatwych czasach, które bardzo pragnęli zmienić. Był lipiec 1981 r. – władza komunistów w Polsce coraz bardziej się chwiała, a kilkumilionowa Solidarność przeżywała okres rozkwitu, nazwany później „karnawałem”. Papież Polak, dzierżący od niemal trzech lat stery Kościoła, odzyskiwał siły po bezprecedensowym zamachu sprzed dwóch miesięcy, zaś polscy katolicy wciąż przeżywali niedawną śmierć Prymasa Tysiąclecia. W tej sytuacji u stóp Pienin swoje niezmienne, pełne ewangelicznej nadziei przesłanie wygłaszał ks. Franciszek Blachnicki: założyciel Ruchu Oazowego, inicjator wielu przedsięwzięć ewangelizacyjnych i zajadły przeciwnik komunizmu – a może reformator, zwolennik daleko posuniętego ekumenizmu i protestantyzacji Kościoła? Jedno jest pewne – ks. Blachnicki to człowiek, który wywarł olbrzymi wpływ na współczesny kształt polskiego Kościoła.
Być arcydziełem
Franciszek Blachnicki urodził się 24 marca 1921 r. w Rybniku. W dzieciństwie niejednokrotnie doświadczał opieki Boga. W późniejszych latach często wspominał m.in. cudowne ocalenie w czasie powstania śląskiego, gdy jako niemowlę pozostał sam w domu po ewakuacji całej rodziny. Pomimo to w młodości nie był człowiekiem religijnym – nie przyjął bierzmowania razem z rówieśnikami, wstąpił jednak do harcerstwa, co wywarło duży wpływ na jego późniejszą działalność. Walczył w kampanii wrześniowej, by następnie przejść do konspiracji. W kwietniu 1940 trafił do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz, w którym spędził ponad rok. Po tym czasie został przewieziony do więzienia w Katowicach i skazany na śmierć. W celi śmierci spędził łącznie 5 miesięcy (od marca do sierpnia 1942 r.). To właśnie ten czas w jego życiu okazał się decydujący – przejęty myślami o zbliżającym się końcu przeżył nawrócenie, które po latach wspominał: „Rzeczywistość wiary – od tamtej chwili, bez przerwy przez czterdzieści cztery lata, określa całą dynamikę mego życia i jest we mnie »źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu«. Nigdy w tym okresie nie przeżywałem wątpliwości co do wiary i nigdy nie miałem innych celów i dążeń, zainteresowań, poza wynikającymi z wiary i skierowanymi ku Ojcu”. Resztę wojny spędził w niemieckich obozach pracy, a już w sierpniu 1945 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Krakowie. 25 czerwca 1950 r. w Katowicach otrzymał święcenia kapłańskie.
Ksiądz Franciszek od początku traktował swoje kapłaństwo bardzo poważnie, aktywnie działając na rzecz zwalczania komunistycznego zniewolenia. Działalność w diecezji katowickiej była szczególnie trudna – już w dwa lata po święceniach ks. Blachnickiego doszło bowiem do wygnania z diecezji katowickiej wszystkich biskupów, a nazwę miasta Katowice zmieniono na Stalinogród. Młody kapłan zaangażował się w działalność tajnej Kurii Biskupiej, a następnie organizację powrotu biskupów do Katowic w 1956 r. Równocześnie w jego pracy duszpasterskiej bardzo szybko ujawniły się dwa kierunki, wyniesione z doświadczeń harcerskich: ewangelizacja poprzez tworzenie małych wspólnot oraz wyzwolenie poprzez abstynencję od alkoholu. Wyrazem pierwszego kierunku były pierwsze rekolekcje wyjazdowe dla ministrantów – przeprowadzone pod nazwą „Oaza Dzieci Bożych” w 1954 r. – zaś wyrazem drugiego Krucjata Wstrzemięźliwości, założona w 1957 r. Po zlikwidowaniu przez bezpiekę liczącej ponad 100 tys. Członków Krucjaty w 1960 r. ksiądz Blachnicki został aresztowany i otrzymał wyrok w zawieszeniu. W latach sześćdziesiątych zaangażował się w działalność pastoralną w ramach odnowy Kościoła po Soborze Watykańskim II, a także dalej rozwijał Ruch Oazowy, od 1967 r. pełniąc dodatkowo funkcję Krajowego Duszpasterza Służby Liturgicznej. Od końcówki lat sześćdziesiątych Ruch Oazowy (zwany wówczas często Ruchem Żywego Kościoła) organizował już coroczne rekolekcje wakacyjne oraz prowadził formację w ciągu roku. Centrum Ruchu stał się kupiony przez ks. Blachnickiego dom na Kopiej Górce w Krościenku nad Dunajcem, gdzie w 1973 r. nastąpiło zawierzenie Ruchu Niepokalanej Matce Kościoła przez kard. Karola Wojtyłę. Druga połowa lat siedemdziesiątych to czas intensywnego rozwoju Ruchu (który w tym czasie przyjął obecną nazwę: Ruch Światło-Życie oraz symbol foski), sformułowania Drogowskazów Nowego Człowieka (stosowanego po dziś dzień zbioru wskazówek, przyjmowanych na zaawansowanym etapie formacji oazowej) oraz proklamacji Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
Gdy późną jesienią 1981 r. ks. Franciszek Blachnicki wyjeżdżał na krótką wizytę do Rzymu, zapewne nie przypuszczał, że nie dane mu już będzie nigdy ujrzeć ukochanej ojczyzny. Przebywającego we Włoszech kapłana zaskoczyła wiadomość o wybuchu stanu wojennego oraz wystawienia za nim listu gończego. Nie mogąc wrócić do Polski, osiedlił się w polskim ośrodku Marianum w Carlsbergu (ówcześnie RFN). W tym ostatnim okresie swojego życia rozszerzył swoją działalność na poziomie międzynarodowym, powołując Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji Światło-Życie oraz Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów, propagującą teologię wyzwolenia w krajach bloku socjalistycznego. 27 lutego 1987 r. ks. Franciszek Blachnicki nagle zmarł – oficjalnie powodem był zator płucny. Tymczasem w Polsce rozwijał się Ruch Światło-Życie, którego moderatorem został początkowo ks. Wojciech Danielski, a po jego śmierci na ponad piętnaście lat ks. Henryk Bolczyk. Do rodziny inicjatyw związanych z charyzmatem Światło-Życie dołączyły wspólnoty przeznaczone dla innych stanów społeczeństwa: Unia Kapłanów Chrystusa Sługi, Instytut Niepokalanej Matki Kościoła (instytut życia konsekrowanego dla kobiet) czy Domowy Kościół (dla rodzin). Warto również wspomnieć, że pod koniec lat dziewięćdziesiątych rozpoczął się proces beatyfikacyjny ks. Blachnickiego, a jego doczesne szczątki powróciły wreszcie do Polski i spoczęły w podziemiach kościoła parafialnego w Krościenku nad Dunajcem.
Nowi ludzie przyniosą ziemi wolność
Dziedzictwo myśli ks. Blachnickiego należy rozpatrywać w dwóch płaszczyznach – narodowej oraz religijnej. Mam tu na myśli fakt, iż stworzona przez niego, w oparciu o doświadczenia z harcerstwa, oryginalna „teologia wyzwolenia” miała wywierać wpływ nie tylko na życie Kościoła, ale także społeczeństwo polskie, a w dalszej kolejności innych narodów zniewolonych przez ZSRR. Oczywiście, nie ma tu mowy o rozdzieleniu tych dwóch rzeczywistości – ks. Franciszek doskonale wiedział, że katolicyzm przynosi wolność: sumienia, od uzależnień, przekonań, co w konsekwencji musiało doprowadzić do wolności politycznej. Zwróćmy również uwagę, że koncepcji ks. Blachnickiego nie należy mylić z „teologią wyzwolenia” zyskującą w tamtych czasach popularność w Ameryce Łacińskiej. Nie wgłębiając się w szczegóły, wskażmy tylko, że owa „teologia wyzwolenia” była niebezpieczną próbą syntezy fragmentów nauki ewangelicznej z marksizmem, która została potępiona przez Kościół, o czym pisał zresztą również ks. Franciszek. Rozalia (animatorka oazowa z Bydgoszczy) nie pozostawia wątpliwości, że celem inicjatyw ks. Blachnickiego było dążenie do wyzwolenia: „Będąc świadomymi naszego wstąpienia do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, możemy być wspaniałym świadectwem życia w czystości i wolności (mam tu na myśli czyste serce i wolność od grzechu, zniewolenia). Wolność jest piękną cnotą, a Oaza pozwala nam poznać bliżej tę wspaniałą rzeczywistość”.
Propagowanie inicjatyw zwalczających różnego rodzaju zniewolenia było w oczywisty sposób nie na rękę komunistycznym władzom PRL. Partia bała się teologii wyzwolenia ks. Blachnickiego, czego dowodem są liczne szykany skierowane przeciwko jego dziełom, a także osobiście przeciwko niemu. Pierwszym przejawem represji ze strony państwa było rozpędzenie pierwszej Krucjaty Wstrzemięźliwości w 1960 r. Rankiem 29 sierpnia 1960 r. do baraku przy ul. Jordana 18 w Katowicach, gdzie mieściła się centrala Krucjaty, wkroczyła grupa funkcjonariuszy milicji, aby przeprowadzić rewizję, zarekwirować powielacze i wszelkie dokumenty oraz wręczyć ks. Blachnickiemu nakaz likwidacji wspólnoty. Ks. Franciszek nie pogodził się z likwidacją ponad stutysięcznego, największego do czasów Solidarności, ruchu sprzeciwiającego się władzy komunistycznej w Polsce, i rozpoczął rozsyłanie do przedstawicieli Episkopatu, a także władz państwowych memoriałów w tej sprawie. W kilka miesięcy później został aresztowany pod zarzutem działania na szkodę PRL i osadzony w więzieniu w Katowicach (dokładnie tym samym, w którym był przetrzymywany podczas wojny i w którym doznał nawrócenia).
Represje ze strony komunistycznej władzy towarzyszyły również od samego początku Ruchowi Światło-Życie. W latach siedemdziesiątych normą stały się niezapowiedziane kontrole na rekolekcjach, zawsze wykazujące rzekome uchybienia względem przepisów, oraz utrudnienia w kolportażu materiałów formacyjnych. Równocześnie bezpieka zaczęła rekrutować agentów spośród członków samego Ruchu, co miało pomóc w jego rozpracowaniu i rozbiciu od środka. Szczególnie perfidną metodą było rozsyłanie sfałszowanych dokumentów, podpisanych jako oazowe, zawierających treści niezgodne z nauką Kościoła, bądź wrogie wobec niektórych jego przedstawicieli. Przykładowo: w jednym z komunikatów Centrali Ruchu, rozesłanym w 1978 r. do polskich biskupów, funkcjonariusze bezpieki podmienili zdanie: „Proces ten w większości diecezji jest wprawdzie jeszcze bardzo słabo rozwinięty, ale ważne jest, iż istnieje już jasna koncepcja systematycznie realizowana” na „Proces ten w większości diecezji jest jeszcze niedostatecznie rozwinięty z braku zrozumienia istoty i celów Ruchu przez biskupów ordynariuszy oraz starszych wiekiem księży zamkniętych na działanie Ducha świętego”. Jednocześnie do wielu parafii oraz uczestników pielgrzymek trafiały anonimowe (czytaj: przygotowane przez SB) ulotki informujące o zagrożeniach związanych z „protestanckim” Ruchem Oazowym. Wszystkie te akcje miały oczywiście bardzo jasny cel – doprowadzenie do spadku popularności Ruchu wśród polskich katolików i rozwiązania go przez Episkopat.
Oczywiście osobą szczególnie interesującą organy bezpieki był sam ks. Franciszek Blachnicki. Założyciel Ruchu Oazowego był pod stałą obserwacją SB, czego nie przerwał nawet jego wyjazd z kraju. Po 1981 r. zadanie śledzenia ks. Blachnickiego otrzymało małżeństwo Jolanty i Andrzeja Gontarczyków, których zlecenie było jedną z najbardziej kosztownych i złożonych akcji tego typu, przeprowadzonych przez polską bezpiekę. Gontarczykowie szybko zdobyli zaufanie księdza i zostali jego najbliższymi współpracownikami w Carlsbergu – pani Jolanta objęła kierownictwo Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów, podczas gdy jej mąż zarządzał drukarnią Maximilianum. Obydwoje celowo sabotowali swoje obowiązki w tym zakresie, m.in. doprowadzając Maximilianum do ruiny finansowej. Najprawdopodobniej 26 lutego ks. Blachnicki otrzymał informację o agenturalnych powiązaniach Gontarczyków – tego właśnie dnia miał bowiem powiedzieć, że za dwa dni otrzyma dokumenty potwierdzające ich zdradę. Następnego dnia przed południem odbył kłótnię z Andrzejem Gontarczykiem, a pozostałym współpracownikom podczas obiadu oznajmił, że małżeństwo zniszczyło Maximilianum. Krótko po obiedzie udał się na odpoczynek do swojego pokoju, ale o godz. 16:00 nagle źle się poczuł i kazał wezwać lekarza. W kilka chwil później już nie żył. Lekarz stwierdził zgon spowodowany zatorem płucnym, nie przeprowadzono jednak sekcji zwłok ani dodatkowych badań. Śmierć księdza Blachnickiego od początku budziła wiele zastrzeżeń – szczególnie podejrzana jest powtarzająca się w kilku zeznaniach świadków informacja o pianie na ustach umierającego, niebędącej typowym objawem zatoru, za to powszechnie występującej przy otruciach. Gontarczykowie po kilku miesiącach pracy w Carlsbergu, tuż przed ostatecznym zdemaskowaniem ulotnili się z Niemiec. Co ciekawe, pani Jolancie dobrze wiodło się zarówno w schyłkowym PRL-u, jak i już w wolnej Polsce, gdzie w okresie rządów SLD doszła do wysokiego stanowiska ministerialnego. Jej karierę przerwało śledztwo IPN w sprawie śmierci ks. Franciszka, umorzone z powodu braku wystarczających dowodów w 2006 r. Gontarczykowie są jednak po dziś dzień podejrzani o otrucie ks. Franciszka Blachnickiego, wątpliwe jednak, aby po tylu latach udało się jeszcze ustalić faktyczny przebieg wydarzeń.
Zwleczmy z siebie uczynki starych ludzi
W świetle informacji, jakie posiadamy nt. Inwigilacji Ruchu Światło-Życie przez komunistów wydaje się, że ocena wpływu inicjatyw ks. Franciszka Blachnickiego na polski Kościół może być utrudniona. Nie da się jednak nie zauważyć ogromnej pozycji, jaką struktury oazowe wypracowały sobie przez kilkadziesiąt lat istnienia w świadomości nadwiślańskich katolików oraz strukturze rodzimego Kościoła. Od wczesnych lat sześćdziesiątych formację w oparciu o zamysły ks. Blachnickiego czy to w wydaniu młodzieżowym, kapłańskim, rodzinnym, czy jakimkolwiek innym, odbyły setki tysięcy polskich katolików, spośród których niektórzy są obecnie kapłanami, a nawet biskupami. Teologia wyzwolenia ks. Blachnickiego, mocno zakorzeniona w Ewangelii, musiała wywrzeć wpływ na postrzeganie wolności przez Polaków, a przynajmniej przez katolicką większość naszego społeczeństwa. „Członkostwo we wspólnocie Ruch Światło-Życie daje niesamowite efekty w poznaniu samego siebie oraz dostrzeżeniu swojej prawdziwej wartości” – mówi Piotr, animator z Warszawy, a Rozalia dodaje: „Blachnicki był jednym z prekursorów zakładających wspólnoty dla młodych, zainspirował wielu ludzi do odnajdywania swojego miejsca w Kościele, w wielu jego gałęziach. Pokazał nam, że Kościół to nie tylko niedzielna msza święta i osobista modlitwa, ale i ciągły wzrost, budowanie relacji, współpraca oraz to, że możemy dawać coś z siebie dla wszystkich innych”. Nie brakuje również informacji o nawróceniach na wiarę katolicką, dokonanych dzięki styczności z Ruchem Oazowym. „Jeśli całość jest prowadzona dobrze, omadlana, animatorzy nie ustają w formacji, nad wspólnotą czuwają moderatorzy, a poszczególne wspólnoty współpracują z sobą – mówimy o pięknej strukturze w Kościele, która przyciągnęła do Kościoła mnóstwo młodych ludzi, którzy nawet po upływie lat i odejściu z Oazy trwają przy Bogu, wychowują swoje dzieci na młodych i świadomych katolików” – podsumowuje Rozalia.
Osobno warto zastanowić się nad miejscem w polskim społeczeństwie oraz Kościele Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Krucjata w unikatowy sposób pokazuje, jak inicjatywy czysto katolickie mogą pozytywnie wpływać na kondycję moralną i polityczną społeczeństwa. Ks. Blachnicki słusznie zauważył, że używki można bardzo łatwo wykorzystać jako narzędzie umacniania władzy politycznej, ponieważ osobą uzależnioną dużo łatwiej się rządzi. W czasach PRL-u najłatwiej dostępną i najpopularniejszą używką był oczywiście alkohol, toteż przeciwko niemu ks. Franciszek skierował ostrze Krucjaty. Sam inicjator dążył do osiągnięcia liczby ok. 2 mln członków KWC (ok. 10% dorosłego społeczeństwa Polski), która miałaby jego zdaniem być wystarczająca do wywarcia znacznego wpływu na problem alkoholizmu w Polsce. Tak dużej liczby nie udało się osiągnąć, jednak masowy ruch abstynencki niewątpliwie był jednym z religijnych czynników, które przyczyniły się do upadku systemu komunistycznego w Polsce. Znamiennym faktem statystycznym jest tu spadek rocznego spożycia alkoholu w przeliczeniu na dorosłego Polaka w latach osiemdziesiątych, będący jedynym wyraźnym odwróceniem trendu rosnącego, obserwowanego co najmniej od zakończenia II wojny światowej; domysły nt. wpływu założonej w 1979 r. Krucjaty na spadek tego wskaźnika pozostawiam czytelnikowi. Zapytany o to, co daje mu uczestnictwo w Krucjacie, Mieszko (członek KWC z Wrocławia) odpowiada: „Bycie w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka daje bardzo wiele, zarówno osobie, która w niej uczestniczy, jak i osobie, w intencji której się podejmujemy Krucjaty. Zachęcam do poczytania w Piśmie Świętym na temat owoców postu i modlitwy”. Z kolei pani Marta z Zielonej Góry stwierdza: „Dla mnie to podwyższenie własnej wartości, bo podjęłam decyzję i żadne zachcianki dobra zabawa czy presją otoczenia mnie nie zmusi do zmiany”, po czym dodaje: „Ważna jest intencja”. „Będąc świadomymi naszego wstąpienia do Krucjaty, możemy być wspaniałym świadectwem życia w czystości i wolności (mam tu na myśli czyste serce i wolność od grzechu, zniewolenia)” – podsumowuje Rozalia.
Co jednak można powiedzieć o kierunku rozwoju duchowości spod znaku Światło-Życie? Działania ks. Blachnickiego od samego początku miały przeciwników we wnętrzu Kościoła. Ruch Oazowy szczególnie często był (i po dziś dzień jest) atakowany z pozycji konserwatywnych, najczęściej pojawiającymi się zarzutami są te o protestantyzację duchowości katolickiej, odejście od tradycyjnych form modlitwy, a przede wszystkim stosowanie nowinek w liturgii. W tym kontekście warto rozważyć inny problem – kwestię wierności współczesnych animatorów i moderatorów przesłaniu ks. Blachnickiego. „Oaza realizuje zamysły księdza Blachnickiego na tyle, na ile animatorzy są ich świadomi i na ile dają się poprowadzić w formacji Ruchowi i nie wpadają na masę genialnych pomysłów, które będą lepsze niż koncepcja naszego założyciela” – stwierdza Rozalia, a Piotr nie pozostawia złudzeń: „Działalność wielu diakonii odbiega od założeń sformułowanych przez ks. Blachnickiego”. Szczególnie jaskrawo widać tendencję w odniesieniu do przeżywania modlitwy i liturgii. Powszechnym zjawiskiem na rekolekcjach i we wspólnotach oazowych stały się modlitwy uwielbienia, których uczestnicy czasem zbyt mocno dają się ponieść emocjom. Daje to podstawę do oskarżeń o promowanie w Ruchu jednostronnie uczuciowego podejścia do wiary, bez troski o jej rozumowe przyjęcie. Oskarżenia te są za często uzasadnione, a wielu animatorów zdaje się zapominać o słowach samego ks. Blachnickiego: „Zdarzają się wyjątkowe sytuacje [w modlitwie] – zwłaszcza wśród ludzi, którzy należą do tak zwanych charyzmatycznych grup modlitewnych. Przeżywają oni nieraz różne stany, w których doświadczają rzeczywistości nadprzyrodzonej. Wiążą się z tym zachwyt, uniesienie, modlitwa w językach, ale jest to tylko doświadczenie przejściowe. Kiedyś i w ich życiu ono się skończy. Nie jest to doświadczenie dla wszystkich, dlatego też nie jest konieczne, ani typowe dla naszego przeżycia religijnego”. W świetle powyższych słów można się zastanawiać, czy ks. Blachnicki widziałby w Ruchu miejsce dla takich inicjatyw jak np. oazowe warsztaty modlitwy flagami czy kurs tańca wspólnotowego, przeprowadzany parę lat temu podczas wielkiego postu. Prawdopodobnie nie wpadłby również na to, żeby obsztorcować uczestnika rekolekcji za odmawianie brewiarza podczas organizowanej przez przedstawicieli Odnowy w Duchu Świętym adoracji połączonej z warsztatami modlitwy językami – tak, jak przydarzyło się to jednemu z przyjaciół autora.
Ksiądz Franciszek Blachnicki stwierdził kiedyś, że „heroizm w pracy apostolskiej przejawia się w odważnym podejmowaniu dzieł i zadań najtrudniejszych w danym środowisku, zaniechanych przez innych jako beznadziejne”. To zdanie mówi o nim bardzo dużo – bo czyż lata komunistycznego zniewolenia, nieustanne represje ze strony władz państwowych i świadomość ciągłej inwigilacji nie były sytuacją beznadziejną? A jednak, mimo to wszystko, ks. Blachnicki wiedział, że „wypełnienie naszego powołania dokonuje się w wolności” – i tę właśnie wolność całym swoim życiem pokazywał. Osobiście nie mam wątpliwości, że ks. Franciszek Blachnicki był prawdziwie pobożnym kapłanem oraz wielkim Polakiem, którego duchowa siła pomogła naszemu narodowi w zrzuceniu komunistycznego jarzma oraz walce z trawiącym polskie społeczeństwo problemem alkoholizmu. Nie zapominajmy, że „każdy z nas ma być arcydziełem, zarówno myśli Bożej, jak i Bożego działania”.
Powyższy tekst ukazał się w 7 numerze Miesięcznika Adeste. Kliknij poniższy przycisk, aby pobrać ten i pozostałe numery archiwalne!
Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!
1 komentarz