Czy Jezus w Kanie odmówił Maryi? Czy Maryja przekonała Jezusa do zmiany zdania? A może jednak to spotkanie potoczyło się trochę inaczej?
Początek publicznej działalności Jezusa. I tekst, który w kontekście Jego relacji z Maryją sprawia nierzadko trudności interpretacyjne. Jezus wydaje się traktować matkę obcesowo, może nawet wręcz opryskliwie. Myślę, że to wrażenie w dużej mierze wywołane jest przez przekłady, które – jedne mniej, inne bardziej – próbują narzucić czytelnikowi perspektywę tłumacza i wtłoczyć go w ramy z góry założonego rozumienia tekstu, zamiast pozwolić Bożemu Słowu działać takim, jakie jest, bez przeinaczeń. Analizując różne wydania Pisma Świętego, można napotkać cały wachlarz wariantów: poczynając od tłumaczeń literalnych – słowo w słowo (z przekładów polskich np. Biblia Wujka, Nowy Testament ks. prof. dra Seweryna Kowalskiego czy Nowa Biblia Gdańska, a z angielskich np. Wycliffe’s Bible i Young’s Literal Translation), które trud wyjaśniania pozostawiają komentatorowi – aż po interpretacje wręcz agresywne, w stylu „Nie mów mi, co mam robić!” (np. przekład niemiecki Hoffnung für Alle czy angielski Good News Translation i Contemporary English Version).
Tekst sam w sobie
Ale po kolei. Święty Jan zapisał słowa Jezusa: „Τί ἐμοὶ καὶ σοί, γύναι” (Ti emoi kai soi, gynai). Dosłownie znaczy to po prostu „co mnie i tobie, niewiasto”. To wyrażenie to semityzm, który w zależności od kontekstu może oznaczać odmowę lub oburzenie, ale także pytanie albo prośbę o wytłumaczenie. Biblia Tysiąclecia na przykład słowa wypowiedziane w Kanie tłumaczy: „Czyż to moja lub twoja sprawa…”, ale w innych miejscach ten sam zwrot oddaje jako: „Czego chcesz od nas / ode mnie…” (1 Krl 17, 18; Mt 8, 29; Mk 1, 24; Mk 5, 7; Łk 4, 34; Łk 8, 28), „Co ja mam z wami zrobić…” (2 Sm 16, 10), „Co jest pomiędzy nami…” (Sdz 11, 12), „Co jest między mną a wami / tobą…” (2 Sm 19, 23; 2 Krn 35, 21), „Cóż ja mam do ciebie, a ty do mnie?” (2 Krl 3, 13).
Następnym zagadkowym sformułowaniem jest zwrócenie się Jezusa do matki per „niewiasto” (lub „kobieto”, w niemieckim najczęściej Frau lub Weib). I tutaj mamy różne przeciwstawne interpretacje: komentatorzy protestanccy wykazują tendencję do traktowania tego nazwania Maryi „niewiastą” jako nieprzychylnego, czasem wręcz pogardliwego napomnienia, wskazującego na dystans i niezrozumienie między matką a synem. Komentatorzy katoliccy podkreślają, że w tym określeniu Jezus wyraża wielką godność Maryi, i twierdzą, że znajduje się tu odniesienie do pierwszej niewiasty, rajskiej Ewy, „matki wszystkich żyjących” oraz do Golgoty, gdzie ponownie pada ten sam tytuł („Niewiasto, oto syn twój”, J 19, 26).
No i w końcu kolejne zdanie: „Nie nadeszła jeszcze godzina moja”, jest w zależności od tłumaczenia zapisywane jako oznajmujące lub pytające, ale nawet w wersjach pytających prezentowane raczej jako pytanie retoryczne.
Kierunki teologicznych interpretacji
To, że interpretacje protestanckie w pewien sposób deprecjonują rolę Maryi, nie powinno raczej wzbudzać zdziwienia. Jednej z delikatniejszych dokonał Max Thurian, który w opublikowanej w 1963 r. – ćwierć wieku przed swoją konwersją na katolicyzm – monografii pt. Marie. Mére du Seigneur. Figure de l’Eglise pisze o „pewnym dystansie między Synem a Matką” (Thurian, 1990, s. 153) i twierdzi, że „odpowiedź Jezusa daną Matce należy rozumieć przede wszystkim jako pewne upomnienie i wezwanie do wiary bardziej bezinteresownej” (Thurian, 1990, s. 157). Jednak także teolodzy katoliccy odczytują słowa Jezusa zasadniczo jako swoisty opór. Hans Urs von Balthasar (1991, s. 41) mówi np. o „niezrozumiałej dla nas szorstkości”, a papież Benedykt XVI w homilii wygłoszonej w Altötting wspomina o „pozornie odrzucającej formie zwrócenia się” i „pozornie odmownej odpowiedzi”.
Tworzą później różnorakie misterne konstrukcje teologiczne, które – lekko spłycając – można by podsumować jako „odmowa, ale tak nie całkiem” lub „odmowa, lecz jednak zgoda”. Warto je poznać, bo często są bardzo głębokim rozważaniem tej osobliwej sytuacji i naświetlają wiele niewidocznych na pierwszy rzut oka kontekstów. Będzie to „ćwiczenie Matki w zawierzeniu” von Balthasara, „wezwanie Maryi na wyższy poziom duchowy” Thuriana, „podwójne TAK, w zbieżności którego dokonuje się Wcielenie” Benedykta XVI czy często przytaczane przez różnych autorów przesłanie mesjańskie i odniesienie do przymierza synajskiego lub połączenie Starego i Nowego Przymierza w Maryi (np. ks. Wojciech Życiński SDB, s. Teresa Borkowska OPs, Monika Wanat i wielu innych). Gdy przejdziemy wreszcie z poziomu wysokiej teologii do zwykłego życia parafialnego, niech zgłosi się ten, kto nigdy jeszcze nie słyszał w kazaniu, że „Maryja przekonała Jezusa”, że „zmieniła Jego wolę” lub że „Jezus nie chciał, ale na prośbę Maryi jednak uczynił cud” itp.
Skaza na obrazie
Zwróćmy jednak uwagę, że niezależnie od tego, czy wypowiedź Jezusa czytać jako obcesową i lekceważącą reprymendę, czy też raczej tylko jako pełną szacunku odmowę, to i tak cała sytuacja jakoś zgrzyta i pozostaje niespójna. No bo jak to? Jezus odmawia Maryi (chociaż po prawdzie to nie ma czego odmawiać, bo ani Go o nic nie pytała, ani nie prosiła, zwróciła tylko uwagę na potrzebę nowożeńców), a ona – pokorna służebnica Pańska, kierująca się maksymą „Niech mi się stanie według słowa Twego” – zachowuje się wbrew Jego woli, robi po swojemu i prowokuje Go do działania, stwarzając pewien przymus sytuacyjny? A Jezus? Czy to możliwe, że jest taki chwiejny i labilny? Mówi jedno, robi drugie, zmienia zdanie, przestaje się kierować wolą Ojca, który jako jedyny może wyznaczyć „godzinę Jego”, a daje się sprowokować do spełnienia zachcianki Matki? Przecież to się wszystko kupy nie trzyma! Absolutnie się nie klei, ani trochę nie pasuje ani do Maryi, ani do Jezusa, do ich charakterów i zachowań przedstawionych w pozostałych tekstach czterech Ewangelii.
Usłyszeć inny ton
Nie negując i nie podważając przytoczonych powyżej bardzo mądrych refleksji o weselu w Kanie, a także mając pełną świadomość tego, że Ewangelia Janowa jest na wskroś teologiczna i pełna znamiennej symboliki, którą można zgłębiać warstwa po warstwie, chciałbym jednak w tym miejscu zaproponować odmienną interpretację tej sceny, zmianę okularów, perspektywy czy też filtra, przez które na nią spoglądamy. Chciałbym pokazać, że możliwe jest takie wsłuchanie się w dialog Maryi i Jezusa, że nie będzie wybrzmiewała w nim odmowa i dystans, lecz zgoda i patrzenie w tym samym kierunku. To nowe spojrzenie nie wymaga przekręcania i przeinaczania słów Jezusa, a tylko usłyszenia w nich innego niż dotychczas tonu.
Spróbujmy wyobrazić sobie, że wypadki potoczyły się następująco: Maryja dostrzega brak wina i informuje o tym Jezusa, na co On pyta „Co mnie i tobie [do tego], niewiasto?”, ale nie tonem wyższości w znaczeniu „Co mnie to obchodzi? To nie moja sprawa, nic mi do tego. Czego ty ode mnie chcesz?”, lecz jako pełne oczekiwania pytanie w sensie „Czy to już? Czy to jest ta moja sprawa? Czy mam zaczynać? Czy tego chcesz ode mnie, niewiasto? Czy nadeszła moja godzina?”. Może też z pobrzmiewającym gdzieś w tle ostrzeżeniem: „Czy jesteś świadoma, że jeżeli teraz zacznę, to nic już nie będzie takie jak przedtem, nie będę już twoim synem w domu w Nazarecie, lecz Synem Człowieczym, który nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć (Mt 8, 20 i Łk 9, 58), jeżeli teraz zacznę, to nieubłaganie przybliżać się będzie godzina moja, godzina mojej męki i twojego w niej udziału?”. Maryja odpowiada delikatnym skinieniem głowy – nie potrzebuje wiele mówić, syn i matka rozumieją się w mig – i kieruje do sług jakże brzemienne w skutki słowa, które brzmią przez wieki aż do dziś i dotyczą także każdego z nas: „Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie”. I nagle wszystkie kawałki układanki okazują się pasować do siebie i ukazują obraz Maryi i Jezusa głęboko zjednoczonych ze sobą i wspólnie podążających drogą Bożego powołania i planu.
Decydujące zawody
Można by spróbować przedstawić ziemskie życie Jezusa jako analogię kariery sportowca – proszę się nie obruszać, św. Paweł też używał podobnych porównań, pisząc nieraz o biegu i zawodach (1 Kor 9, 24; Gal 2, 2; Gal 5, 7a; Flp 2, 16; 1 Tm 6, 12; 2 Tm 4, 7; Hbr 12, 1). Analogii tej (jak każdej innej) nie można dopasować we wszystkich szczegółach, więc proszę nie szukać dziury w całym, tylko z otwartym sercem przyjrzeć się następującej historii:
– od dzieciństwa Jezus trenuje pod okiem Maryi i Józefa, przygotowując się do swojej misji (życie ukryte w Nazarecie – Łk 2, 40. 51-52),
– w wieku około trzydziestu lat otrzymuje powołanie do (jednoosobowej) kadry reprezentującej niebieską ojczyznę (chrzest w Jordanie – Mt 3, 13-17; Mk 1, 9-11; Łk 3, 21-22),
– udaje się na czterdziestodniowy obóz treningowy (post na pustyni – Mt 4, 1-2; Mk 1, 12-13; Łk 4, 1-2),
– brawurowo zalicza testy końcowe (kuszenie – Mt 4, 3-11; Mk 1, 13; Łk 4, 3-13),
– zaczyna gromadzić swój sztab (pierwsi uczniowie – Mt 4, 18-22; Mk 1, 16-20; Łk 5, 8-11; J 1, 37-51),
– Maryja daje znak do startu w decydujących zawodach (wesele w Kanie – J 2, 1-11),
– Maryja jest też obecna na mecie, w chwili gdy Jezus zwycięsko kończy swój bieg (Golgota – J 19, 25-27),
– triumfujący Jezus odbiera nagrodę za pierwsze miejsce (zmartwychwstanie, pierwszy spośród umarłych).
Jeszcze jedno pytanie
No dobrze, powie ktoś, wszystko pięknie, ładnie, ale jedna rzecz tu jeszcze jakoś tak nie do końca pasuje: z jakiej racji to akurat Maryja miałaby mówić Jezusowi, kiedy jest czas rozpoczęcia publicznej działalności? Dlaczego to właśnie ona miałaby dawać sygnał startowy? Czyżby Jezus sam nie wiedział lepiej od wszystkich innych, jaka jest wola Ojca? To dobre i rozsądne pytania. W odpowiedzi na nie z pomocą pośpieszy nam św. Łukasz.
Na końcu historii o odnalezieniu dwunastoletniego Jezusa w świątyni jerozolimskiej padają znamienne słowa: „Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany” (Łk 2, 51ab). Im, czyli Maryi i Józefowi, a później – gdy po cichu odszedł na łono Abrahama opiekun Józef, cichy i pokorny bohater dzieciństwa i lat młodzieńczych Jezusa – już tylko Maryi. Jezus doskonale wypełniał Prawo, w tym również czwarte przykazanie. Nie musiałby być posłuszny Maryi, lecz był, bo tak „godziło się wypełnić wszystko, co sprawiedliwe” (Mt 3, 15). Jak długo jeszcze był poddany? Mniej więcej osiemnaście lat (Łk 2, 42-3, 23). W zaproponowanej powyżej interpretacji to właśnie w Kanie Galilejskiej Maryja wypuszcza Jezusa spod swojej rodzicielskiej władzy, dając sygnał do pierwszego publicznego ujawnienia Jego mocy i potwierdzając, że od tej chwili władza należy do Jej Syna („Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie”).
Podsumowanie
Nie jest to oczywiście jedyna słuszna interpretacja wydarzenia w Kanie, jednak ze wszystkich, które miałem okazję przez lata słyszeć lub które czytałem, wydaje mi się najbardziej spójna, zarówno w kontekście samego cudu przemienienia wody w wino, jak i w szerszym kontekście całego ziemskiego życia i publicznej działalności Jezusa. I Jezus, i Maryja ukazują się nam takimi, jakimi znamy ich z pozostałych fragmentów Pisma – i nie ma potrzeby tendencyjnego tłumaczenia słów Jezusa, wystarczy tylko przymknąć oczy, wsłuchać się w to, co dosłownie mówi, i usłyszeć inny, bardziej czuły ton. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!
Osoby zainteresowane tematem zgłębiania tekstu biblijnego o weselu w Kanie zachęcam do kliknięcia w LINK, gdzie znajdziecie interesującą tabelkę z kilkunastoma przekładami tekstu J 2, 4b.
Bibliografia:
Balthasar H.U. von, (1991) Maryja w nauce i pobożności Kościoła, [w:] Ratzinger J. i in. (red.), Dlaczego właśnie Ona? Soborowa teologia maryjna.
Benedykt XVI, homilia wygłoszona 11 września 2006 r. w Altötting, [w:] www.vaticana.va
Thurian M., (1990), Maryja. Matka Pana. Figura Kościoła.