Nie milkną echa smutnego wydarzenia z udziałem łódzkiego metropolity, które miało miejsce podczas spotkania z młodzieżą na stadionie. Arcybiskup Grzegorz Ryś postanowił zafundować zgromadzonym młodym ludziom „mszę niepsodziankę” (pisownia celowa). A to będzie miało swoje reperkusje w duszpasterskim krajobrazie Polski.
Nie milkną również echa innego smutnego wydarzenia, jakim było wydanie przez papieża Franciszka dokumentu Traditionis custodes ograniczającego wiernym dostęp do tak zwanych mszy świętych „trydenckich”. Czy można znaleźć wspólny, smutny mianownik dla tych wydarzeń?
Reset
Jeśli kogoś ta afera ominęła, postaram się dość krótko ją opisać. Zorganizowano wydarzenie Arena Młodych „Reset” w Łodzi. Miało ono mieć charakter ewangelizacyjny. Zgromadziło się tam – jak podaje arcybiskup – sześć i pół tysiąca młodych ludzi. Były modlitwa wstawiennicza, okazja do spowiedzi, proklamacja i rozważanie słowa Bożego, modlitwa spontaniczna, dużo piosenek religijnych oraz tańca.
Po trzech godzinach, znienacka, arcybiskup Ryś poinformował zgromadzonych, że to wszystko była msza: był znak krzyża, spowiedź zastąpiła akt pokuty, modlitwa w trójkach była zamiast kolekty, wygłoszono Ewangelię z dnia, była homilia, a nawet wyznanie wiary. I w związku z tym, że te elementy korespondują z elementami mszy świętej, to wraz z koncelebransami odprawi ją począwszy od prefacji (koniec końców rozpoczęto od przygotowania darów). No i się zaczęło…
Święte i słuszne oburzenie
Z czysto prawnego punktu widzenia doszło do złamania kanonu 927 Kodeksu prawa kanonicznego: „Nawet w ostatecznej konieczności nie godzi się dokonywać konsekracji jednej postaci bez drugiej albo obydwu postaci poza sprawowaniem Eucharystii”. Żeby była to Eucharystia, musi mieć właściwy początek i właściwy koniec, z właściwą treścią pomiędzy nimi. Ryt jest skodyfikowany. Czy zatem można nazwać arcybiskupa Rysia przestępcą kanonicznym?
Ku zapewne wielkiemu zaskoczeniu organizatorów, spadła na nich fala krytyki. I to żeby jeszcze tylko ze strony tradycjonalistów. Nie. Głosy oburzenia słychać było ze stanowczo zbyt wielu stron, również od – można powiedzieć – „centrystów”.
Ojciec Remi
Głos postanowił zabrać jeden z odpowiedzialnych za organizację tego wydarzenia – ojciec Remigiusz Recław SJ – aby wytłumaczyć się z tego, co zaszło. Chciałbym przez moment pochylić się nad jego wypowiedzią. Zapytany, czy można tak odprawiać mszę, stwierdził, że „skoro została tak odprawiona, to znaczy, że można”. Dalej przybliżył kulisy ustalania szczegółów i stwierdził, że „nie było możliwości zrobić dla takiej grupy zrobić jeszcze osobno mszy świętej” i że młodzież, która jeszcze przed chwilą modliła się i była u spowiedzi, „gwizdałaby lub wyszła wcześniej”. Następnie, w tradycyjny dla siebie sposób, postawił fałszywą dychotomię „rytualizm czy serce” i wielokrotnie powtarzał postawioną przez siebie tezę, że „wydarzyło się wielkie dobro”.
Pierwsze z cytowanych słów opierają się na pokrętnej logice, która jest mi obca. Czy jeżeli ojciec kogoś zabije, to znaczy, że można to zrobić, bo przecież ojciec to zrobił? Gdzie tu sens? W drugiej kolejności nurtuje mnie, dlaczego ojciec Remi ma tak fatalne zdanie o młodzieży? Z jednej strony faktycznie mieliśmy do czynienia z losową zbiorowością, z których spory procent przyszedł najpewniej skuszony zwolnieniem ze szkoły, czemu wcale się nie dziwię. Ale z drugiej strony, skoro według niego tylu ludzi skorzystało z sakramentu pokuty i pojednania, to jak mieliby później wygwizdać pomysł mszy świętej?
Dalej – ta młodzież spędziła tam łącznie cztery godziny. Celebrowany fragment „mszy niepsodzianki” (pisownia nadal celowa) trwał niemal godzinę. Tymczasem mszę świętą w tygodniu (a przecież był to poniedziałek) da się dość spokojnie odprawić w pół godziny. Naprawdę trzeba było dokonać takiej kastracji? Padły słowa o „odzyskiwaniu zaufania młodzieży” – dlatego trzeba było ją oszukać i zmusić do uczestnictwa w czymś, w czym (według słów samego ojca Remiego) wcale nie chciała uczestniczyć? Przecież to się kupy nie trzyma!
Muszę przyznać, że niesamowicie podbudowała mnie sekcja komentarzy do tego filmu. Skoro ojciec Remi już mi ciśnienie podniósł był, to chciałem się „doprawić” komentarzami jego wyznawców, którzy zazwyczaj go tam chwalą. Ku mojemu zaskoczeniu, przejrzawszy parę setek komentarzy, znalazłem zaledwie pojedyncze pochlebne opinie. Nawet ci, którzy deklarowali się jako stali słuchacze, zapowiadali większy dystans, a nawet odejście.
KEP
Ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu, wydarzenie to spotkało się z krytyką ze strony Konferencji Episkopatu Polski! A konkretnie ze strony biskupa Piotra Gregera, przewodniczącego Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, który zażądał wyjaśnień od arcybiskupa Rysia. Wpływ na to miały – jak czytamy na stronie Episkopatu – „liczne pytania” o taki „sposób sprawowania Eucharystii”. Zatem zmasowany atak głównie świeckich na skrzynki mailowe Kościoła instytucjonalnego przyniósł jakiś skutek.
Metropolita łódzki ustosunkował się. Dokonał tego jednak w taki sposób, że muszę przeanalizować każdy fragment z osobna.
Zgorszenie
„Szczerze przepraszam wszystkich, którzy poczuli się zgorszeni lub choćby zaniepokojeni formą celebracji Eucharystii sprawowanej przeze mnie na stadionie »Orła« w Łodzi w dniu 13 września br. Uznaję, iż podczas tej celebracji nie dochowałem wszystkich norm i kanonów z nią związanych”.
Zgorszenie. Takie słowo, które potocznie oznacza, że ktoś się oburzył. Najczęściej używane w kontekstach damsko-męskich, kiedy „jedna baba z drugą babą” sobie za dużo bezpodstawnie wyobrażają. Rzadko jednak zwraca się uwagę na faktyczne znaczenie tego słowa – uczynić czyjeś postępowanie gorszym, przyczynić się do czyjegoś grzechu.
Weźmy sobie takiego arcybiskupa Marka Jędraszewskiego z Krakowa. Za czasów bycia biskupem pomocniczym w Poznaniu miał zmuszać księży do podpisywania „lojalek” dotyczących arcybiskupa Juliusza Paetza, który molestował kleryków. O takim przebiegu wydarzeń jest właśnie informowany papież Franciszek, akurat zbiega się z wizytą ad limina biskupów polskich w Rzymie. Dlaczego przytaczam ten przykład? Ponieważ chcę ukazać, jak wielkiego zła dopuścił się arcybiskup Ryś. Tak – Ryś.
Jeśli arcybiskup Jędraszewski faktycznie tak zrobił, było to bez wątpienia złe. Ale czy jakiś ksiądz albo biskup usłyszawszy o tym, stwierdził: „Hej, skoro arcybiskup Marek tak zrobił, to można tak robić” lub „Krycie sprawców wielokrotnego molestowania jest dobre”? Wątpię. Natomiast wyczyn arcybiskupa Rysia przez następne lata będzie dla wielu księży kolejnym „kajakiem św. Jana Pawła II”, na który będą się powoływać, kiedy odwalą jakąś liturgiczną manianę w imię „większego dobra”. Zresztą wystarczy spojrzeć na ojca Remiego.
Lex orandi – lex credendi
„Powodem mojego postępowania nie było wszakże ani lekceważenie, czy kwestionowanie przepisów liturgicznych, lecz rozeznanie (poprzedzone także długą modlitwą i konsultacjami) zarówno co do charakteru samego wydarzenia, jak i co do duchowych potrzeb, wrażliwości i pobożności biorących w nim udział młodych ludzi. Wydarzenie to miało charakter wyjątkowy i jednorazowy. Na co dzień jestem z pełnym przekonaniem wiary [!] posłuszny normom i przepisom liturgicznym, w myśl zasady lex orandi – lex credendi; tego też uczę – jak ufam – wiernych powierzonego mi Kościoła”.
Chciałbym w tym miejscu zasugerować księdzu arcybiskupowi dokonanie istotnych modyfikacji w kwestii doboru grona konsultantów. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak grubo przegięty pomysł może być tylko preludium do horrendalnie przegiętych pomysłów. Nie jestem również w stanie pojąć, w jaki sposób można tak potraktować młodych ludzi. Rozeznać, że mają taką (zerową) wrażliwość, że trzeba ich wprost wkręcić w mszę świętą.
Ostatnie zdanie tego punktu wydaje się natomiast nie mieć odzwierciedlenia w zastanej rzeczywistości. Wystarczy spojrzeć na organizację niedawnego jubileuszu stulecia diecezji łódzkiej czy też ogół działalności zespołu Mocni w Duchu, który określić można krótko jako nowotwór na liturgicznym ciele Kościoła. Grupa była również obecna na arenie i tańczyła na ławkach w czasie wspomnianej mszy świętej jubileuszowej, tak że bez wahania można domniemywać aprobatę arcybiskupa.
Jaki Duch?
„Ufam także, że chociaż niektóre z norm liturgicznych nie zostały dochowane co do litery, to jednak nie zostały naruszone co do sensu, i co do Ducha. Wobec wszystkich, którzy z troską o Kościół i jego liturgię wyrażają swoje zaniepokojenie w/w celebracją czuję się w obowiązku zaświadczyć o tym, co widziałem: Widziałem setki, a nawet tysiące (dokładnie 6,5 tysiąca) młodych ludzi, którzy z uwagą słuchali Bożego Słowa, i – nim poruszeni – poważyli się na decyzję nawrócenia i podejścia do sakramentu pojednania i pokuty, a następnie nie tylko z wielką radością, lecz także pobożnością, wręcz pietyzmem, przystąpili do Komunii świętej. A wszystko to w czasie, w którym na co dzień epatowani jesteśmy wiadomościami o młodzieży odchodzącej od praktyk religijnych i katechezy, manifestującej raczej swój dystans niż wybór wiary. W tym świetle wszelkie zarzuty o rzekomą profanację czy brak szacunku wobec Eucharystii uważam za dalece niesprawiedliwe i bezpodstawne”.
Z tego, co pamiętam, duch nieposłuszeństwa nazywa się Szatan. I to tyle w kwestii „Ducha”. Dalej znów przywołam wypowiedź obecnego arcybiskupa krakowskiego: „Myślę, że teraz ci młodzi zatęsknią za swoim katechetą, za swoim kościołem – i powrócą. […] Gdy natomiast chodzi o młodzież – istotnie, jesienią ub.r., przed drugą falą pandemii, młodych w kościołach nie widziałem. Teraz gdy udzielam młodym sakramentu bierzmowania, widzę, w jaki sposób przeżywają oni tę uroczystość, podziwiam ich ogromne zaangażowanie” (Trzeba być znakiem sprzeciwu [w:] niedziela.pl). I tu, i w przypadku arcybiskupa Rysia mamy do czynienia z podziwianiem kolosa na glinianych nogach lub lodowej rzeźby końcem zimy. Bardziej ewangelicznie – domu zbudowanego na piasku. Na fundamencie emocyjek i zabawy. I co to w ogóle jest za absurdalny pomysł, żeby brnąć w ilość, a nie w jakość? To. Nie. Ma. Prawa. Działać.
„Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało!”
„Dlatego też czuję się w obowiązku jeszcze raz podziękować wszystkim – przede wszystkim młodym ludziom – którzy wraz ze mną przygotowali całe wydarzenie, a także tym, którzy w ciągu minionych dwóch dni zapewniali mnie na wiele sposobów o jedności ze mną i modlitwie w moich intencjach. Dziękuję wszystkim, którzy tworząc wspólnotę odpowiedzialnych za wielki nurt nowej ewangelizacji w Polsce, szukają dla niej (zgodnie z zaleceniem św. Jana Pawła II) »nowej gorliwości, nowych metod i nowych form wyrazu«”.
A jakże, moje ulubione powoływanie się na św. Jana Pawła II. Zatem powtórzę cytat z jego encykliki Ecclesia de Eucharistia (52): „Kapłan, który wiernie sprawuje Mszę św. według norm liturgicznych, oraz wspólnota, która się do nich dostosowuje, ukazują w sposób dyskretny, lecz wymowny swą miłość do Kościoła”.
Cały list ma w moim odczuciu – i nie tylko moim – wydźwięk: „No przepraszam, czepialscy, ale przecież musiałem to zrobić, a poza tym to nic się nie stało”. Pana Boga również w tych przeprosinach nie uwzględniono. W mojej opinii to i tak cud, że hierarchia w tym kraju jakkolwiek zareagowała. W normalnej sytuacji za tego typu przestępstwo kanoniczne prawdopodobnie byłaby kara suspensy, a tak to kończy się na niewiele zmieniającym pogrożeniu paluszkiem ze strony biskupa, który i tak nic by metropolicie nie mógł zrobić.
Duch soboru
Żeby było jeszcze zabawniej, impreza ta wydarzyła się dość niedługo po wycieku Sugestii dla Biskupów diecezjalnych w sprawie Traditionis custodes. Z tego dokumentu oraz z listu papieża wynika, że do powinności biskupów należy „czuwanie, aby liturgia w zwykłej formie była sprawowana godnie i z dochowaniem wierności księgom liturgicznym promulgowanym po Soborze Watykańskim II, bez ekscentryzmów, które łatwo przeradzają się w nadużycia”.
Jak czytamy dalej: „Nadużycia w wielu miejscach stały się tak częstą praktyką, że niekiedy w oczach duchownych nie są postrzegane w kategorii nieprawidłowości, co w przypadku dyskusji między wiernymi a duchownymi pogłębia poczucie bycia niezrozumianymi i odrzuconymi. Duchowieństwo i wierni świeccy powinni być na nowo i w sposób systematyczny formowani liturgicznie, by zaszczepiano w nich wrażliwość liturgiczną, a nadużycia były skutecznie likwidowane. Biskup powinien badać wszelkie otrzymane od wiernych skargi na nadużycia, a po ich potwierdzeniu reagować stosownie do ciężkości i częstotliwości przewiny. W tych zadaniach Biskupa wspierać powinna diecezjalna komisja liturgiczna czy też odpowiednio wyznaczeni kapłani”. Ale do kogo należałoby zwracać się, kiedy tych nadużyć dokonuje biskup?
Upowszechnienie liturgii wzorcowych
„Należy zadbać, aby przynajmniej w katedrach i innych znaczniejszych kościołach każdej diecezji sprawowana była systematycznie (tj. we wszystkie niedziele i święta) na sposób wzorcowy msza święta w odnowionej formie:
• ze śpiewem gregoriańskim,
• z uroczystą asystą liturgiczną (kadzidło, świece, ewangeliarz, procesja z darami, w miarę możliwości asysta diakona i ustanowionych posługujących),
• z właściwym doborem modlitw Eucharystycznych (nie powinna to być II ME w niedzielę i święta),
• z zachowanymi w odpowiednich momentach chwilami ciszy o z użyciem godnych i pięknych szat oraz paramentów liturgicznych,
• w miarę możliwości również z użyciem Ordo Missae w języku łacińskim, wymaganym przez Instrukcję KEP o Muzyce (zob. niżej). Sobór Watykański II, którego nauczanie mocno jest podkreślone w liście papieskim, wyraźnie stwierdził, że »w obrządkach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe« (KL 36 §1) oraz że »śpiew gregoriański jest własnym śpiewem liturgii rzymskiej« (KL 116).
Z tego względu wszyscy wierni, a szczególnie przywiązani do starszej formy, mają prawo do odnowionej liturgii w języku łacińskim i z użyciem chorału gregoriańskiego, które należy pilnie przywracać do polskich kościołów, szczególnie tych bardziej znaczących, jak kościoły katedralne, sanktuaria i bazyliki. Nie jest to sugestia, ale powszechne prawo, przypomniane w Instrukcji KEP o muzyce w 2017, za innymi dokumentami: »We wszystkich kościołach katedralnych, bazylikach i sanktuariach powinna być […] Msza Święta w języku łacińskim z udziałem scholi gregoriańskiej«”.
Wierzę, że arcybiskup Ryś, który tak często krytykował starszą formę, jest w stanie chociaż raz w tygodniu celebrować w sposób wymagany przez dokumenty soborowe, a powtórzony w powyższym punkcie cytowanych przeze mnie Sugestii. W przeciwnym razie może się sprawdzić ich trzynasty punkt, który dotyczy „udziału pasterzy w odpowiedzialności moralnej za osoby zranione w wymiarze wrażliwości liturgicznej, a nawet zagrożone odejściem do grup schizmatyckich”.
„Zaniedbania w materii użycia języka łacińskiego i śpiewu gregoriańskiego w liturgii oraz tolerowanie nadużyć w celebracji Eucharystii i sakramentów, mogą być powodem zaciągnięcia winy ze strony pasterzy za zgorszenie tych wiernych, którzy mają prawo do swojej liturgii we własnym Kościele. Zgorszenie może w skrajnych przypadkach powodować migrowanie wiernych do wspólnot schizmatyckich, za co częściowa wina moralna może spaść na pasterzy, którzy nie realizują woli Kościoła”.
Jerycho
Niestety, dopóki wśród sporej części duchowieństwa panuje przekonanie o dychotomii prawa i ducha, która jest dychotomią fałszywą, nie ma szans na eradykację tego typu zjawisk. A niestety przez nieodpowiedzialne zachowanie arcybiskupa Rysia oraz brak stanowczego uderzenia się w piersi z jego strony będziemy takie duszpasterskie koszmary obserwować coraz częściej, ze szkodą dla Kościoła.
A arcybiskupowi Rysiowi chciałbym przypomnieć ten fragment o Jerychu z jego kazania do młodych (na nagraniu to 1:40:00). „Murem nie jest grzech. Wiecie, co jest murem? Poczucie bezgrzeszności. Jak jesteś człowiekiem, który myśli o sobie »jestem w porządku«. Jak jesteś człowiekiem, który myśli o sobie »nie mam sobie nic do zarzucenia«. Jak jesteś człowiekiem, który myśli »koło mnie wszyscy siedzący są tysiąc razy gorsi ode mnie«, to to jest mur między tobą a Jezusem”.
Arcybiskupie Rysiu, nie idź tą drogą.
Obawiam się, że to godne ubolewania zdarzenie będzie raczej młotkiem rękach pseudotradycjonalistów.
po namyślę…. hmmm… bardzo dobry tekst.
Jeden z bp powiedział kiedyś „ręka mogła zabić, za przytuliła”, tak i o tym tekście można by napisać: „można było znokautować, a jedynie grzecznie wskazano co i jak” 🙂
Dobry tekst! Ja może jeszcze uzupełnię Janem Pawłem II z innej encykliki (żeby nie mówiono, że to „tylko od starego papieża, a wcześniej nic takiego nie mówił” 😉 ):
„Kościół żyje Eucharystią, żyje pełnią tego Sakramentu, którego zdumiewająca treść i znaczenie tylokrotnie znajdowało wyraz w nauczaniu Kościoła od najdawniejszych czasów aż do naszych dni. Śmiało jednak możemy powiedzieć, iż nauczanie to, wspierane dociekliwością teologów, ludzi głębokiej wiary i modlitwy, ascetów i mistyków, w całej swojej wierności dla tajemnicy eucharystycznej, stale zatrzymuje się niejako na jej progu, niezdolne w całej pełni ogarnąć i wypowiedzieć wszystkiego, co ją stanowi, co w niej się wyraża i dokonuje. Zaprawdę, Ineffabile Sacramentum! Podstawowym zadaniem — a przede wszystkim widzialną łaską i źródłem nadprzyrodzonej mocy Kościoła jako Ludu Bożego — jest trwać i stale postępować w życiu eucharystycznym, w pobożności eucharystycznej, rozwijać się duchowo w klimacie Eucharystii. Ale dlatego też nie wolno nam w naszym sposobie myślenia, praktykowania, przeżywania pozbawiać tego Sakramentu — zaiste Najświętszego — jego pełnych wymiarów, jego istotnego znaczenia. Jest on równocześnie Sakramentem-Ofiarą i Sakramentem-Komunią, i Sakramentem-Obecnością. I chociaż prawdą jest, że Eucharystia zawsze była i być powinna równocześnie najgłębszym objawieniem się i sprawowaniem ludzkiego braterstwa uczniów i wyznawców Chrystusa, nie można traktować jej tylko jako „okazji” do manifestowania tego braterstwa. Należy w sprawowaniu Sakramentu Ciała i Krwi Pańskiej zachować pełny wymiar Bożej tajemnicy, pełny sens tego sakramentalnego znaku, w którym Chrystus rzeczywiście obecny jest pożywany, dusza napełnia się łaską i otrzymuje zadatek przyszłej chwały. [!!!] Stąd konieczność ścisłego przestrzegania zasad liturgicznych oraz tego wszystkiego, co świadczy o społecznej czci oddawanej samemu Panu, oddawanej tym bardziej, że w tym sakramentalnym znaku On powierza się nam z tak bezgranicznym zaufaniem, jakby nie liczył się z naszą ludzką słabością, niegodnością, a także przyzwyczajeniami, rutyną czy wręcz możliwością zniewagi [!!!]. Wszyscy w Kościele, a nade wszystko Biskupi i Kapłani, niech czuwają, aby ten Sakrament Miłości znajdował się w samym centrum życia Ludu Bożego, aby poprzez wszelkie objawy czci należnej starano się przede wszystkim okazywać Chrystusowi „miłość za miłość”, aby stawał się On prawdziwie „życiem naszych dusz” (por. J 6, 52. 58; 14, 6; Ga 2, 20). Nigdy też nie mogą zejść z naszej pamięci te słowa św. Pawła: „niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha” (1 Kor 11, 28)”
(Redemptor hominis, 20)
Bardzo dziękuję za ten artykuł.