
Na portalu Adeste ukazała się polemika z moim felietonem Znowu ci tradsi. Jest to artykuł Czy to trads? pióra Marcelego Hejwowskiego. Do tego w komentarzach pod postem na facebookowym fanpage’u „Adeste” rozgorzała emocjonalna awantura zacięta dyskusja. W tym tekście chcę odeprzeć zarzuty wobec moich zarzutów.
Na początek pewna uwaga: nie rozumiem, skąd wzięło się zdziwienie, że artykuł, który miał traktować o wadach tradsów, rzeczywiście opisywał wady tradsów. Uważam, że temat jest poważny i należy go poruszać w wewnątrzkościelnej debacie, a nie udawać, że problemu nie ma.
Znowu powtórzę, że środowisko tradsowskie jest niejednolite i składa się z ludzi od prawowiernych katolików, poprzez tych, o których nie wiem, czy mimo braku schizmy formalnej nie znajdują się w schizmie materialnej, aż po schizmatyków wszem wobec. Właściwie lepiej by było mówić o środowiskach tradsowskich w liczbie mnogiej, ponieważ różne „podtypy” tradsów nie tylko różnią się między sobą, czasem dość znacznie, ale do tego występują pomiędzy nimi, nieraz ostre, spory. Dodatkową trudnością jest też jednoznaczne odróżnienie tradsa od nie-tradsa, o czym przypomina Konrad Myszkowski w swoim tekście A co to tak właściwie znaczy „być tradsem”?. Przypominam, że ja sam nie jestem tradsem i obserwuję te środowiska z zewnątrz, poprzez internet.
FSSP czy IBP to przykładowi „dobrzy tradsi”, do których nie stosują się przedstawione w Znowu ci tradsi zarzuty.
Cytaty z komentarzy pod postem na Facebooku są podpisane inicjałami autorów. Została zachowana oryginalna ortografia i interpunkcja wpisów.
Gorsza msza?
Na mszy trydenckiej w życiu nie byłem, tak samo jak na grekokatolickiej Boskiej Liturgii. I uważam, że to nie ma znaczenia. Dlaczego? Ponieważ ta czy tamta forma liturgii nie jest i nigdy nie była problemem. Problemem jest stosunek tradsów do Novus Ordo Missae (NOM) i absolutyzowanie mszału sprzed reformy. W tej kwestii pójście na mszę trydencką nie dostarczy mi żadnych nowych informacji.
W poprzednim felietonie pokrótce opisałem zewnętrzne różnice pomiędzy starym a nowym rytem, co zmyliło część czytelników. Tradsom nie chodzi o estetykę i nigdy nie zamierzałem tego sugerować. U „tych dobrych” tradsów chodzi o preferencję dotyczącą sfery duchowej. „Ci źli” tradsi uważają, że NOM przekazuje mniej łaski płynącej z ofiary Chrystusa na krzyżu niż „trydent” lub że jest per se niegodny albo nawet nieważny ze swojej natury. I to właśnie takie poglądy chciałem skrytykować.
Zimna schizma
Użyłem tego skonstruowanego na potrzeby felietonu wyrażenia jako metafory sytuacji FSSPX w Kościele, zaznaczając, że członkowie i sympatycy Bractwa „[s]ą członkami Kościoła powszechnego […]” (to cytat słowo w słowo z tekstu Znowu ci tradsi). Spodziewałem się po czytelnikach umiejętności zrozumienia metafory, ale wygląda na to, że się przeliczyłem. Uwaga, wyjaśniam: schizmy nie ma, natomiast jest wewnątrzkościelny konflikt pomiędzy FSSPX a władzą kościelną, który potencjalnie może przerodzić się w schizmę. Stąd porównanie do zimnej wojny, gdzie konflikt pomiędzy NATO a Układem Warszawskim nigdy nie przerodził się w otwartą wojnę (miały jedynie miejsce tzw. wojny zastępcze).
Natomiast sami zainteresowani ani nie dążą do uregulowania swojego statusu kanonicznego, ani nie zamierzają podporządkowywać się regulacjom dot. np. sprawowania liturgii, a do tego, jak przytaczał Marceli Hejwowski, nie uznają władzy sądowniczej biskupów. Przez swoje zaplecze organizacyjne i datki od wiernych są w stanie działać niezależnie od reszty Kościoła. Strategia FSSPX zdaje się polegać na kontynuowaniu swoich działań i oczekiwaniu na ewentualną akceptację ze strony Kościoła.
Przemęczyłem się i obejrzałem film pt. Czy msza w twojej parafii jest niegodna? ks. Bańki. Kontrowersyjny fragment wypowiedzi nt. NOM-u (mniej więcej ostatnia jedna trzecia nagrania) można streścić następująco: nowy ryt mszy jest ze swojej natury niegodny, a uczestnictwo w tych mszach to grzech, który można usprawiedliwić jedynie niezawinioną nieświadomością. To jest dokładnie ta sama śpiewka co u ks. Karola Stehlina FSSPX!
Całe szczęście opinie tych dwóch księży to nie jest stanowisko Bractwa, a FSSPX, które mimo pojedynczych wybryków tego czy owego członka, zachowuje katolickie podejście do NOM-u, prawda? PRAWDA?!
Traditionis custodes
Podstawowym problemem Traditionis custodes jest wrzucenie wszystkich tradsów do jednego worka, podczas gdy różne podgrupy wymagają różnego traktowania. Nie widzę powodu, aby tym, którzy NOM traktują po katolicku, całkowicie zabierać msze trydenckie. Natomiast tych, którzy uważają NOM za gorszą mszę, trzeba nawracać. Nie na chodzenie na NOM, tylko na przyjęcie stanowiska Kościoła. Samo dokręcanie śruby, bez innych działań, a w większości przypadków także i wraz z nimi, to droga na manowce z dość prostego powodu – tacy tradsi poczują się zaatakowani. Skutek będzie taki, że kandydaci do nawrócenia prędzej odłączą się od Kościoła, niż się nawrócą.
Ilustracja poglądowa co poszło nie tak z Traditionis custodes za Ecclesia Memitans.
Co do wpływu Traditionis custodes na FSSPX pojawiły się takie komentarze: „nawet twierdzenie, że w TC uderzyło w Bractwo, pokazuje nieznajomość tematu” (J.C.); „Przez TC jest jeszcze większy tłok w kościołach i kaplicach i księża mają jeszcze mniej czasu XDD” (M.S.). To jest dokładnie to, o czym pisałem w felietonie Ekumenizm prewencyjny: „Motu proprio Traditionis custodes […] [u]trudniło prawowitym wiernym uczęszczanie na godnie odprawiane msze trydenckie, a do tego stało się wodą na młyn dla buntowników, którzy nie przejmują się ograniczeniami”. I to jest kolejna wada (części) tradsów: wolą iść do buntowników na mszę trydencką odprawioną niegodnie, bo wbrew ograniczeniom i woli biskupa miejsca, niż na „nową” mszę.
Quo primum tempore
Bulla Quo primum nie jest konstytucją dogmatyczną. Nie jest też dokumentem na temat ani wiary, ani też moralności. To regulacja “techniczna” dotycząca liturgii, a regulacje “techniczne” mogą być zmieniane przez papieży wedle ich woli. Św. Pius V nie mógł zakazać swoim następcom ani dokonywania zmian w mszale, ani wymiany całego mszału na nowy. I właśnie tego zdają się nie rozumieć tradsi wymachujący na prawo i lewo bullą Quo primum.
Przypominam też o zasadzie lex posterior derogat [legi] priori (ustawa późniejsza uchyla [ustawę] wcześniejszą). Jeśli ktoś ma wątpliwości co do utwierdzenia prawnego NOM-u, to niech kwestię odwołania/zniesienia/przysłonięcia przez nowsze przepisy bulli Quo primum przedstawi „górze”.
W tym miejscu pozwolę sobie na przytyk w stronę A.P., który w komentarzu stwierdza: „Obecnie względy duszpasterskie przemawiają bardziej za podejściem św. Piusem V, który uczynił Mszę Rzymską powszechną na całym świecie”. Podejście św. Piusa V w obecnych warunkach oznaczałoby całkowity zakaz używania innych mszałów niż mszał rzymski z 1970 roku. Ja postoję. Wolę jednak pozostawić możliwość odprawiania mszy trydenckich.
O karze śmierci raz jeszcze
Co do zarzutów dotyczących mojej oceny kary śmierci znalazłem rozwiązanie, które zadowoli chyba wszystkich w kwestii kary śmierci, a raczej jej braku nakazanym przez katechizm: decyzja o zabiciu śmiertelnie niebezpiecznego człowieka powinna zapadać poza procesem karnym i nie być karą za przestępstwa już dokonane, a środkiem zapobiegawczym przeciwko wysoce prawdopodobnym i śmiertelnie poważnym przyszłym krzywdom. Realizuje to obydwie zasady naraz: zakaz stosowania kary śmierci i przyzwolenie na zabicie napastnika w ramach obrony koniecznej.
Dodam, że obecnie w Polsce obowiązuje już rozwiązanie prawne, które jest wynikiem analogicznego rozumowania. Wprowadza ono rozróżnienie na „winny” i „niebezpieczny” oraz wyprowadza inne skutki z winy (kara) i z zagrożenia (neutralizacja tegoż). „Ustawa o bestiach”, czyli Ustawa z dnia 22 listopada 2013 r. o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób (Dz.U. 2014 poz. 24) umożliwia przetrzymywanie w ośrodku zamkniętym lub stosowanie nadzoru prewencyjnego wobec zdefiniowanych w niej „osób stwarzających zagrożenie”, czyli takich, które po zakończeniu odbywania kary więzienia dalej będą niebezpieczne dla innych ludzi.
Pato-pato-pato…
Przechodzę do kolejnego zarzutu: ks. Michał Woźnicki rzeczywiście jest kimś pokroju patostreamera. I zdecydowanie będę twierdził, że jest tradsem. Odprawia wyłącznie msze trydenckie, nie uznaje obecnego Kodeksu prawa kanonicznego, et cetera, et cetera. O ile rozumiem odżegnywanie się od patotradsów, sam zarzucam „patotradsowość” wyłącznie ludziom świadomie sprzyjającym ks. Woźnickiemu, o tyle kategorycznie nie zgadzam się na twierdzenie, że patotradsi to nie są tradsi.
Natomiast sedewakantyści niebędący patostreamerami, o ile rzeczywiście bardzo nieliczni, działają w Polsce (chociażby Zgromadzenie Maryi Niepokalanej Królowej (CMRI)). Na msze odprawiane przez sedewakantystów można się udać (oczywiście nie polecam) na przykład w Warszawie czy we Wrocławiu.
Sruuu, seryjką po oponach
Moje przewidywania co do reakcji publiki na mój felieton się sprawdziły. Merytoryczne komentarze próbujące odeprzeć zarzuty stały obok tych niemerytorycznych zawierających ad personam i obok wypowiedzi, po których można domniemywać, że komentujący nie przeczytali artykułu, a jedynie cytat na grafice wybrany nie przeze mnie, a przez admina fanpage’a. Obrażać się mogę wyłącznie za braki w merytoryce, bo jeśli chodzi o używanie inwektyw, to jestem zdania, że w kontekście internetowej ironii można sobie pozwolić nawet na te najostrzejsze wyrażenia, takie jak Ważna wiadomość.
Pozostając w temacie Facebooka, na profilu „Adeste”, w komentarzach pod postem z pytaniem „Którego polskiego biskupa oceniacie najlepiej i dlaczego?” dwa razy padło nazwisko schizmatyckiego abp. Lengi (autorzy: A.S. i A.S.-C.). I taki bardzo wyrazisty komentarz: „Wszyscy biskupi przedsoborowy, ktorzy trwali przy wierze katolickiej,a nie w nowej mszy” (K.G.). Dam mniej rozgarniętym czytelnikom szansę na poprawę i wyciągnięcie wniosków, którymi czytelnik którymi czytelnik nie dostaje po mordzie które nie są podane na tacy.
Ze strony całkowicie przeciwnej, spod pióra S.P., padło nazwisko bp. Szymona Niemca, duchownego o wątpliwej linii sukcesyjnej, działającego w kanapowych wyznaniach przeplatających katolicyzm z tendencjami reformacyjnymi, w tym błogosławieniem związków homoseksualnych. Z ciekawostek, nazwisko kardynała Rysia padło w pozytywnym kontekście cztery razy (stan na 9 maja 2024 r.), w tym raz spod pióra administratora fanpage’a Parafii Polskokatolickiej św. Antoniego w Rokitnie Szlacheckim.
Facebook jest medium dalece nieidealnym, ale raczej trudno o alternatywę. Może Discord pomoże, a może nie. Reddit i Wykop są chyba spalone (na żadnym z nich nie mam konta i nie zamierzam zakładać), a board /rel/ na 4chanie to pieśń przeszłości. Ale to temat na osobny felieton.
“O właściwym rozumieniu chrześcijańskiej religijności”
Pod koniec artykułu Znowu ci tradsi wspomniałem o dokumencie, który miał zostać opublikowany pod tytułem O prawdziwej i fałszywej religijności (artykuł z zapowiedzią). Ostatecznie tytuł brzmi O właściwym rozumieniu chrześcijańskiej religijności (informacja o dokumencie, jego treść). W treści nie ma nic o FSSPX, nie są wymienieni z nazwy, nie można też żadnej z opisanych tam pseudopobożnych praktyk dopasować ani do nich, ani do innych tradsów. Podejrzewam, że powodem jest to, że ten dokument traktuje o zupełnie innej kategorii wypaczeń niż problemy spotykane u tradsów.
Szerokość marginesu
W podsumowaniu dochodzimy do sedna sporu. Nie można generalizować zachowania mniejszości/marginesu, przypisując go całej społeczności. Ja po prostu mam bardzo poważne wątpliwości, czy krytykowane przeze mnie zachowania rzeczywiście mają marginalne znaczenie. Odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z małą, ale jednak statystycznie znaczącą grupą (grupami?), która sprawiała, sprawia i będzie sprawiać problemy wewnątrz Kościoła, ewentualnie oddzieli się (a może już się częściowo oddzieliła?) od Kościoła i będzie próbować wyciągać z niego wiernych.
I na koniec jedna ważna prośba: zanim skomentujesz, przeczytaj artykuł. Do końca, dokładnie, a jeśli tego potrzebujesz, to nawet więcej niż jeden raz.