Święty Jacek Odrowąż to gigant polskiego Kościoła. Jedyny Polak, którego posąg znajdziemy w kolumnadzie na placu św. Piotra i jedyny, którego namalował genialny El Greco. Niestety, jego kult w Polsce zanika.
Większość stwierdzeń dotyczących życia św. Jacka należałoby poprzedzać słowem „prawdopodobnie”. Sporne są na przykład data i miejsce urodzenia. Nawet imię jest wątpliwe. Ochrzczono go bowiem imieniem… Jan. Natomiast wołano go Janko lub Jaśko, co z kolei w kronikach pojawia się jako Jacko, Jazco, a nawet Jachonis; z czasem staje się łacińskim Hiacyntem, czyli właśnie Jackiem. Ród Odrowążów, z którego pochodził, wyróżniał się na tle coraz bardziej zbarbaryzowanego w tym okresie Śląska głęboką i mądrą religijnością. Jego wujem i protektorem był biskup krakowski i kanclerz Leszka Białego – Iwo Odrowąż, kuzynem – bł. Czesław, siostrą – bł. Bronisława, a krewniakiem następca Iwona na stolicy biskupiej – Jan Prandota. Prawdopodobnie… O każde z tych pokrewieństw toczy się spór historyków. Jacek był „niewidzialnym świętym” z wyboru, bo ostatnią rzeczą, której pragnął, była jego własna chwała. Jego dzieła trudno jednak przeoczyć; Jackowe odciski palców na kartach historii Polski wciąż są niezatarte.
Legenda św. Jacka
Choć jego nauczycielem w szkole katedralnej w Krakowie był pierwszy Polak, który napisał książkę – Wincenty Kadłubek, św. Jacek nie zostawił po sobie żadnego dziennika, kazania ani nawet skrawka zapisanego papieru. Nie znaczy to, że nie wiemy o nim nic. Jednak symptomatyczny jest fakt, że w filmie Św. Jacek z 1993 roku pierwsze pytanie do eksperta – prof. Jerzego Kłoczowskiego, brzmi: „Czy w ogóle jakieś ślady po św. Jacku się zachowały, czy jest to postać legendarna?”. Najbardziej znany atrybut Odrowąża, z którym najchętniej przedstawiali go artyści, czyli figurka Najświętszej Maryi Panny, spoczywająca w kościele Świętej Trójcy w Krakowie, z pewnością nie jest tą, którą uratował przed Mongołami w Kijowie, bo tzw. „Matka Boska Jackowa” to ewidentnie dzieło artysty renesansowego.
Pewne jest to, że był jednym z największych podróżników swoich czasów; w hagiografiach da się znaleźć sugestie, że dotarł nie tylko do Kijowa czy Rygi, ale też do szwedzkiej Uppsali, a nawet do Azji Środkowej, Indii czy Chin! Nawet jeżeli dowody na tak dalekie wyprawy wydają się bardzo wątpliwe, to jeśli ktokolwiek wówczas mógł tego dokonać, to właśnie on. Misja św. Dominika, by nieść wiarę „aż po krańce świata”, pchała go do rzeczy pozornie niemożliwych. Łatwo wątpić w to, czy rzeczywiście przeszedł suchą stopą Wisłę, a potem Dniepr, że wskrzeszał ludzi i zwierzęta, czy że podnosił stratowane przez grad plony, ale trzeba przyznać, że autor Świętych w dziejach narodu polskiego, pisząc o św.Jacku, że: „[…] jest największą polską postacią historyczną wieku XIII i jednym z najwybitniejszych mężów ówczesnej Europy” (Koneczny F., 1939, s. 54), nie tyle wyraża opinię, co stwierdza fakt.
Wierny uczeń
Święty Jacek wzrastał wśród najprzedniejszej elity intelektualnej Krakowa. Jego wuj, Iwo Odrowąż, był człowiekiem wszechstronnie wykształconym na dwóch najlepszych europejskich uniwersytetach – w Paryżu i Bolonii. To właśnie on z jednej z licznych podróży europejskich przywiózł elektryzującą średniowieczne elity wieść o narodzinach zakonów żebraczych. W Historii Kościoła czytamy: „Były one magnesami przyciągającymi wielu wybitnych nauczycieli i studentów i w ciągu kilku lat domy braci żebrzących zgromadziły czołowych teologów Europy” (Knowles M. D. i Obolensky D., 1988, s. 262). Doskonale wykształcony, świeżo upieczony kanonik krakowski, który wraz z wujem udał się do Rzymu, był oczywistym kandydatem do dołączenia do jednego z takich zakonów.
Iwo, nowy biskup krakowski, wracał do Polski z uszczuplonym orszakiem. Jego podopieczni mieli nigdy więcej nie jechać konno. Pieszo, o żebraczym chlebie, udali się do źródła chrześcijańskiego odrodzenia Europy – do zakonu św. Mikołaja w Bolonii. Jacek był jednym z ostatnich uczniów, który otrzymał habit od samego założyciela zakonu. Tak pisze o tym czasie wybitny, dominikański imiennik Odrowąża w książce Św. Jacek Odrowąż i sprowadzenie Zakonu Kaznodziejskiego do Polski: „Niewątpliwie nie brakło im też od czasu do czasu i osobistych rozmów z Dominikiem, który jak wiemy z tylu zeznań braci w czasie procesu kanonizacyjnego, był dostępny dla każdego ze swych synów i dla każdego okazywał się najczulszym z ojców” (Woroniecki J. OP, 1947, s. 57). Wpływ św. Dominika czuć niemal w każdym kolejnym kroku, który wykonał.
Bardzo długi marsz
„Po drodze” do Krakowa Jacek Odrowąż założył m.in. zgromadzenia we Fryzaku i Pradze. W Polsce istniało około czterdziestu klasztorów. On i jego bracia w błyskawicznym tempie założyli co najmniej kilkanaście kolejnych – od Poznania aż po Kijów – i to zaledwie w kilkanaście lat. Była to nie tylko misja religijna, ale też cywilizacyjna. Świadczy o tym na przykład to, że klasztor w Płocku był pierwszym miejscem na Mazowszu, gdzie wykorzystano cegłę. Dominikanie przeważnie zaczynali swoje misje od miast uniwersyteckich. Święty Jacek musiał szukać własnych metod, bo uniwersytetów w Polsce jeszcze nie było, a i miasta w rozumieniu zachodnim dopiero zaczynały się wykształcać.
Osobiście poszedł nawracać krwiożerczych Prusaków i dzikie stepowe plemiona Kumanów. Przyczynił się do chrztu litewskiego księcia Mendoga, a gdyby nie najazd mongolski pewnie doprowadziłby do zmiany proporcji sił między katolicyzmem a prawosławiem w olbrzymim wówczas Księstwie Halickim. Profesor Feliks Koneczny zalicza św. Jacka do „świętych politycznych”, bo była to oczywista próba budowania katolickiego frontu przeciw najazdom tatarskim. Wydaje się, że św. Jacek i dominikanie mieli wówczas większą siłę sprawczą niż wszyscy książęta piastowscy razem wzięci. To jednak nie koniec. Wraz ze swoim krewnym, bp. Janem Prandotą, miał wielki udział w procesie kanonizacyjnym św. Stanisława, którego powodzenie stało się wydarzeniem gromadzącym wokół jednego ołtarza całą rozbitą na księstwa Polskę.
Sztafeta do wieczności
Wszędzie, gdzie się pojawiał, przekazywał pałeczkę świętości. Jego uczeń Janusz został prymasem Szwecji, a po śmierci błogosławionym. Namówiona przez niego do wstąpienia do norbertanek Bronisława została błogosławioną. Jego uczeń – Wit, został pierwszym biskupem misyjnym Litwy, a po śmierci był czczony jako święty. Jacek nigdy nie przyjął żadnej z funkcji kierowniczych w zakonie, bo… zatrzymałoby to jego sztafetę. Mirosław Pilśniak OP we wspomnianym filmie dokumentalnym mówi: „Święty Jacek zakłada klasztory i mieszka w nich po kilka miesięcy, może rok, i idzie dalej, bo wie, że jego bracia tę myśl [św. Dominika – przyp. red.] wypełnią. […] Jego najpiękniejsze marzenia ma spełnić nie on, ale jego bracia”.
Kult św. Jacka rozprzestrzenił się na cały świat. Od niego swoją nazwę zaczerpnęły San Jacinto w Kalifornii, Saint-Hyacinthe w Kanadzie czy Jackowo w Chicago. W XVII wieku na prośbę królowej francuskiej jego relikwie sprowadzono do katedry Saint Honoré w Paryżu. Po kilku latach nie było gdzie wieszać wotów wdzięcznych wiernych. Elżbieta Wiater, autorka biografii św. Jacka, w wywiadzie dla wiara.pl relacjonuje: „Do Krakowa przyjechali ludzie z Ameryki Południowej […] i jeden z ojców dominikanów powiedział im, że w bazylice Trójcy Świętej jest grób św. Jacka. Kiedy to usłyszeli, zaczęli zachowywać się tak, jakby byli fanami U2 i ktoś powiedział im, że właśnie są w domu Bono. […] W Polsce jednak, poza Śląskiem, Jacek jest raczej zapomniany”. Tu nasuwa się inna myśl Konecznego: Polska nie dość dba o swoich świętych.
Obok sarkofagu św. Jacka widnieje napis: „Tu leży św. Jacek mocen wskrzeszać zmarłych”. Na stronie Archidiecezji Krakowskiej możemy z kolei przeczytać: „Święty Jacek Odrowąż czeka na wasze intencje modlitewne! […] Przybywajcie, ufni w cuda”. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych.
Fotografia w nagłówku: Marcin Mazur, non commercial use