adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Wiara

Czym jest chrześcijaństwo? Refleksje na kanwie ostatniej książki Benedykta XVI

Duchowy testament – taki podtytuł nosi pośmiertne dzieło papieża Ratzingera. Jakie przesłanie pozostawił po sobie ojciec Benedykt?

Już miesiąc po śmierci ojca świętego Benedykta XVI ukazała się, na własne życzenie zmarłego, jego ostatnia książka pt. Che cos’e il cristianesimo? Quasi un testamento spirituale. Stanowi ona zbiór krótszych i dłuższych tekstów, które powstały w latach 2013–2022, a więc po ustąpieniu ze stolicy Piotrowej. W większości nie były one jeszcze publikowane (w ogóle lub w takiej formie, jaką papież nadał im ostatecznie).

Śmiało można powiedzieć, że wzbudziło to niecierpliwość miłośników czy też przyjaciół (jak sam zwykł ich określać) zmarłego papieża na całym świecie, bo, niestety, nie wszyscy władają pięknym językiem włoskim, w którym została wydana wersja wzorcowa książki. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać – już w kwietniu 2023 roku opus posthumum Benedykta XVI ukazało się w języku polskim pod tytułem Co to jest chrześcijaństwo? Testament duchowy nakładem wydawnictwa Esprit (Kraków 2023).

Benedykt XVI jest dla mnie ogromnym duchowym autorytetem i mogę powiedzieć, że bardzo przyczynił się do ukształtowania mojej wiary i duchowości. Gdy książka dostała się w moje ręce, miałem dwa wyjścia: „połknąć” ją błyskawicznie, w jeden lub dwa wieczory, lub też oprzeć się tej pokusie. Na szczęście wygrało to drugie i miałem okazję czytać zebrane teksty przez około tydzień, robiąc notatki i myśląc nad wszystkim nieco więcej, niż miałoby to miejsce w przypadku lektury błyskawicznej. Biorąc to pod uwagę, chciałbym przedstawić kilka subiektywnych, czasem całkiem sentymentalnych refleksji.

Benedykt, jakiego nie znamy?

Co do oceny całości dorobku Benedykta XVI trzeba zachować dużą ostrożność, ponieważ pisał on zarówno traktaty charakteryzujące się ciężkim, filozoficznym językiem, jak i pozycje dużo mniejsze, lżejsze i znacznie łatwiejsze w odbiorze. Czekając na tę ostatnią książkę, zadawałem sobie pytanie, do której grupy będzie można ją zakwalifikować. Sądzę, że mamy tu do czynienia z wyjątkową „postacią” (jeżeli można tak powiedzieć) papieża Ratzingera. Namiastkę dostaliśmy w krótkim duchowym testamencie, opublikowanym przez Stolicę Apostolską od razu po śmierci. A może jest to „ostateczna” forma stylu Benedykta?

Podczas lektury miałem wrażenie, że mówi do mnie nie profesor teologii czy pancerny kardynał, prefekt Kongregacji Nauki Wiary, ale „ojciec Benedykt” (tak z resztą sam określił się papież w Ostatnich rozmowach – wywiadzie rzece z „Peterem Seewaldem). Pisze krótko i pouczająco, wskazuje na to, co najbardziej istotne. To prawdziwy „duchowy testament”.

Z drugiej strony widać doskonale, że ojciec Benedykt to ten właśnie wielki profesor, pancerny kardynał i doniosły myśliciel. Sceptycy mogliby pomyśleć, że tę książkę napisał uśmiechnięty dziadek, który w swoich ostatnich latach nie jest już w stanie okazać swojej dawnej intelektualnej wielkości. Nic bardziej mylnego – ją również możemy dostrzec na kartach zbioru Co to jest chrześcijaństwo?. Przenikliwy umysł Ratzingera, mnogość kontekstów, dogłębna znajomość tematu i świadomość różnych punktów widzenia, naukowa ostrożność, a wreszcie – wspaniała, teologiczna pewność w sprawach wielkiej wagi – to również jest prawdziwy „duchowy testament”.

Zarzuty o abstrakcyjność

Pewna osoba powiedziała mi kiedyś, że nie sięgała nigdy po teksty Benedykta XVI, ponieważ są z jednej strony przeintelektualizowane, a z drugiej – oderwane od rzeczywistości. Ostatnia książka papieża z Bawarii jest moim zdaniem bardzo dobrym dowodem na to, że potrafił on być naprawdę blisko realnych problemów, z jakimi chrześcijaństwo mierzy się we współczesnym świecie. Odnosi się do zagadnienia relatywizmu, tolerancji w kontekście religii, dialogu międzyreligijnego, interkomunii czy przestępstwa wykorzystania seksualnego małoletnich i moralności w ogóle.

Ostatnia książka Benedykta XVI wydaje się świadczyć o tym, że papież w ostatnich latach życia, które było w pewnym sensie ukryte przed światem, pozostawał (na tyle, na ile było to możliwe) na bieżąco z aktualnymi sprawami Kościoła i świata. Rzetelność i dokładność, z jakimi Benedykt XVI podjął wspomniane zagadnienia, to kolejny solidny argument za tym, że mieszkając w klasztorze Mater Ecclesiae, troszczył się – na nowy sposób – o teraźniejszość Kościoła.

Był także wciąż świadomy rozwoju myśli. Widać to doskonale w rozdziale poświęconym Eucharystii, w którym Benedykt XVI sformułował nową (na swój sposób) definicję komunii, dostrzegając współczesny rozwój kategorii substancji, użytej w definicji dogmatycznej św. Tomasza. Wielu ma Ratzingerowi za złe, że nie ograniczał się do klasycznego oznaczania pojęć, ale był, jak to przeczytałem w jednej twitterowej dyskusji, „wyznawcą nowej filozofii”. Nie ryzykowałbym tezy, że zdaniem Benedykta XVI definicja sformułowana przez Akwinatę stała się w jakiś sposób błędna. Z łatwością można jednak zauważyć, że próbował wytłumaczyć wielkie sprawy wiary na podstawie kategorii pojęciowych, jakimi operujemy w danym momencie historii.

Co to jest chrześcijaństwo?

Opus posthumum Benedykta to przede wszystkim książka o sprawach esencjonalnych dla chrześcijaństwa. Myślę, że akcenty, które w swojej książce postawił papież Ratzinger, są dla nas – wszak nazwał to duchowym testamentem – wskazówką, z jakiej perspektywy spojrzeć na swoje chrześcijaństwo, bycie chrześcijaninem. Niektóre z nich dla wierzącego mogą wydawać się oczywiste, jednak spojrzenie na nie na nowo może okazać się dla nas pomocne. Choć nie jest moim celem dokonanie streszczenia, to chciałbym wskazać kilka punktów, które opisuje Benedykt XVI jako istotne dla chrześcijaństwa, a których omówienie szczególnie mnie poruszyło.

Liturgia

Przeglądając Co to jest chrześcijaństwo? pod kątem wątków liturgicznych, można dostrzec bardzo ciekawą prawidłowość. Benedykt XVI poświęca tym zagadnieniom zaledwie dwa krótkie rozdziały (Muzyka i liturgia oraz Teologia liturgii – łącznie dziesięć stron). Mogłoby to stanowić pewne rozczarowanie dla osób, które zawdzięczają papieżowi odkrycie i pielęgnowanie „zmysłu liturgicznego” zarówno dzięki pismom poświęconym teologii liturgii, jak i wspaniałemu przykładowi celebracji liturgicznej. Warto jednak wczytać się głębiej w omawianą książkę. Można zaryzykować twierdzenie, że sposób przedstawienia w niej treści liturgicznych jest w pewien sposób „modelowy” dla ludzkiego życia.

W tych krótkich fragmentach sprawa liturgii została przedstawiona bardzo dosadnie przez przywołanie zasady z benedyktyńskiej reguły: nihil operi Dei praeponatur (Nic nie może być stawiane ponad służbę Bożą), którą kapitalnie odnosi Ratzinger do życia ludzi. Oprócz tego zagadnienia liturgiczne wciąż przewijają się na kartach innych rozdziałów. Dostrzegam w tym realizację soborowego zdefiniowania liturgii jako „źródła i szczytu” w odniesieniu do życia ludzkiego. Widzę, że czytam dzieło „człowieka liturgicznego”, który żyje służbą Bożą nawet wtedy, gdy jej nie sprawuje. Wiele aspektów życia postrzega w perspektywie liturgii.

Zobacz też:   Kłamstwo ma krótkie nogi

Bardzo ważne było dla mnie także odniesienie do tradycyjnej liturgii rzymskiej. To zaledwie mała wzmianka, ale sądzę, że jest istotna z kilku względów (zastrzegam jednocześnie, że to jedynie moja refleksja, a nie nawet interpretacja książki). Benedykt XVI nie lękał się umieścić ją w swojej książce mimo tego, że obecnie stary ryt skazany został na banicję. Po pierwsze, nie należałoby rozpatrywać tego jako kurtuazyjnego ukłonu wobec tradycjonalistów. Papież odniesienie do starego rytu zamieszcza w kontekście swojej osobistej refleksji na temat kapłaństwa, z sentymentem odnosząc się do chwili swoich święceń. Ten punkt widzenia, wprawdzie subiektywny, ukazuje również, że Ratzinger w starym rycie widział bezsprzeczną wartość. Wskazany fragment odbieram także – personalnie – jako zapewnienie, że dla wartości tradycyjnej liturgii rzymskiej wciąż jest miejsce w Kościele. Stanowi on również dla mnie pośrednie potwierdzenie argumentacji Benedykta XVI z Summorum pontificum, którą współcześnie (mam tu na myśli list apostolski w formie motu proprio Traditionis custodes papieża Franciszka oraz dokumenty i wypowiedzi powiązane) próbuje się wprost zafałszować, wmawiając papieżowi z Bawarii intencje przeciwne.

Kapłaństwo

Już we wstępie Benedykt XVI wskazuje, że przedmiotem jego opracowania dotyczącego kapłaństwa będzie ukazanie kapłańskiego proprium (tego, co kapłanom własne, w sposób szczególny przynależne), ponieważ to zagadnienie jawiło mu się jako nieobecne we współczesnym nauczaniu Kościoła od czasu Vaticanum II (to, swoją drogą, też warte szczególnej wzmianki, że papież Ratzinger, dostrzegając dobrodziejstwa soboru, nie powstrzymywał się od formułowania negatywnych sądów o pewnych soborowych i posoborowych tendencjach)

Nie da się ukryć, że dla Benedyktowego spojrzenia na kapłaństwo jednym z najważniejszych odniesień jest Chrystusowa Ofiara złożona na krzyżu. Kapłaństwo wynikające z sakramentu święceń postrzega przede wszystkim w perspektywie liturgicznej. „Liturgia jest głównym zadaniem kapłana” (s. 172) Świat potrzebuje kapłanów liturgów, których specjalnością – wpisaną w całokształt duszpasterskiej posługi – będzie sprawowanie kultu, jak to podkreśla Benedykt, „z osobistym zaangażowaniem” (s. 172) i zachowaniem sztuki celebrowania liturgii.

Nie można jednak odczytywać tego wątku jako zachęty do jakiegoś „odrealnienia” kleru. Benedykt XVI ukazuje kapitalnie, że życie duchowieństwa sprawowaniem liturgii jest jak najbardziej bliskie ludziom: „musi ona [ars celebrandi] iść w parze ze sztuką prawego życia” (s. 172), a „stanie w obliczu Pana musi zawsze w najgłębszym znaczeniu oznaczać także gotowość do obaczenia się przed Panem sprawami ludzi” (s. 171).

Wykorzystywanie seksualne

Również w kontekście „liturgiczności” kapłaństwa oraz jego relacji do ludzi był dla mnie odkrywczy fragment dotyczący przestępstwa wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych. Papież Ratzinger przypomniał o bardzo istotnym punkcie widzenia, który obecnie może jawić się jako nieco zapomniany (ponieważ – oczywiście również słusznie – akcentuje się bardzo zagadnienia związane z cierpieniem skrzywdzonych).

Nie zapominając o tej perspektywie, Benedykt XVI odczytuje ją również w sensie eucharystycznym. Przywołuje przykład pewnej skrzywdzonej dziewczyny, która przed wykorzystaniem seksualnym słyszała od duchownego słowa konsekracji. Papież pisze: „oczywiste jest, że ta dziewczyna nie może już słuchać słów konsekracji, nie doświadczając boleśnie na sobie całego cierpienia doznanego wykorzystania” (s. 225). Tym samym uświadamia, że dramat wykorzystywania seksualnego, dotykając całej rzeczywistości psychofizycznej człowieka, boleśnie doświadcza także jego życie nadprzyrodzone, ponieważ bólu doznaje on ze strony tych, którzy mieli prowadzić go do sakramentalnych darów. W tym kontekście bardzo cenne pozostaje stwierdzenie papieża: „[Prawo kanoniczne] musi także chronić wiarę, która również jest ważnym dobrem przez nie zagwarantowanym” (s. 217).

Jednocześnie refleksje dotyczące wykorzystywania seksualnego prowadzą Benedykta XVI do zagadnień teologii moralnej w ogólności. Przypomina on za Janem Pawłem II – w świecie wciąż uciekającym się do moralnego relatywizmu – że są dobra, które nigdy nie będą podlegały bilansowi, a lekarstwem na zło tego świata jest ostatecznie tylko poddanie się miłości Boga wyrażające się w uznaniu Jego obecności w społeczeństwie. „Społeczeństwo, w którym Bóg jest nieobecny […] jest społeczeństwem, które traci rozsądek” (s. 221).

Chrześcijaństwo to…

…prawda. To dla mnie najbardziej ogólne i jednocześnie najpełniejsze chyba podsumowanie lektury ostatniej książki Benedykta XVI. Miałem głębokie poczucie, że czytam dzieło człowieka, który uznaje swoją wiarę za prawdziwą – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wydawałoby się, że to coś normalnego dla człowieka wierzącego, jednak, niestety, nie zawsze. Sądzę, że obecnie nie każdy zdaje sobie sprawę z twierdzenia, że „wierzy”. Ludzie często sądzą, że subiektywny sąd o obiektywnej prawdziwości jakichś twierdzeń jest przejawem nietolerancji wobec innych punktów widzenia (a co za tym idzie wobec innych ludzi). Takie podejście zakładałoby, że człowiek nie może w nic wierzyć, a do obiektywnej prawdy w gruncie rzeczy nie można dojść.

Wobec takich nurtów myślowych Benedykt XVI przedstawia nam argumenty, których moglibyśmy użyć. Zwróciło moją uwagę kilkukrotne użycie konstrukcji: „X jest dla mnie dowodem na prawdę chrześcijaństwa”. Papież Ratzinger użył tego sformułowania również odnośnie do pozornie bardzo małych rzeczy (np. wielkiej muzyki liturgicznej zachodniego chrześcijaństwa), co pozwala nam zauważyć, że jego przekonanie o prawdziwości wyznawanej wiary było naprawdę wielopłaszczyznowe. Myślę, że ta postawa ojca Benedykta stanowi dla nas tytułowy „testament duchowy” i zachęca do dostrzegania „dowodów naprawdę chrześcijaństwa” w otaczającej nas rzeczywistości.

„ […] Zadanie głoszenia innym Ewangelii Jezusa Chrystusa zachowuje sens. […] Radość domaga się, aby o niej mówić. Miłość domaga się, aby o niej mówić. Prawda domaga się, aby o niej mówić […]. Myśmy poznali i uwierzyli miłości (1J 4,16): to zdanie wyraża prawdziwą naturę chrześcijaństwa” (s. 26-27).

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.