Tym, za co kochamy sport, jest jego nieprzewidywalność. Czekając na wielkie turnieje, takie jak Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, spodziewamy się emocji, zwrotów akcji, zaskoczeń. Myślimy o tym jednak w kontekście czysto sportowym. Początkowa faza rozgrywek przyniosła zaskoczenie zupełnie innego rodzaju. Podczas meczu pomiędzy Danią i Finlandią piłkarz reprezentacji Danii Christian Eriksen bez żadnego kontaktu z przeciwnikiem upadł nagle na ziemię.
Natychmiast podbiegli do niego piłkarze, a chwilę potem ratownicy medyczni. Okazało się, że sprawa jest bardzo poważna. Piłkarz był reanimowany na boisku. Sytuacja ta, choć z dramatycznego punktu widzenia mogła subiektywnie przeciągać się w nieskończoność, rzeczywiście trwała długo. Mijały kolejne minuty. Polski komentator powtarzał, że pozostaje się tylko modlić. Sam zacząłem powtarzać słowa modlitwy.
Niedługo potem czytałem w mediach społecznościowych post zamieszczony przez klub Liverpoolu: „Wszystkie nasze myśli i modlitwy są przy Christianie Eriksenie”. Pod nim niektórzy odnosili się w komentarzach do Boga, ktoś napisał jednak: „Proszę, nie mieszajcie do tego Boga”. Czym jednak były deklaracja klubu o modlitwie, wypowiedzi komentatorów i sportowców, którzy odruchowo używali właśnie słowa „modlitwa”? Stało się ono zapewne w ustach wielu pewnym wyświechtanym frazesem: „pozostaje tylko się modlić”, „modlę się, żeby coś się stało”, „módl się, żeby to nie była prawda”. Modlitwa, szczególnie ta odmawiana w kontekście dramatycznych wydarzeń, staje się bardziej zaklinaniem rzeczywistości, niczym kciuki trzymane na szczęście. I sam mógłbym się zastanowić, dlaczego w tej sytuacji tak się uczepiłem tej kwestii. Czy jest się nad czym rozwodzić?
Sam zaciskałem palce w pięści, nie na szczęście. Używając ich zamiast paciorków różańca, myślałem o tym, jak bardzo ważna jest modlitwa. Choć dla osób wierzących stanowi codzienność, łapiemy się jej czasami w sytuacji beznadziejnej. Po ludzku bezradni, niezdolni do innych działań, modlimy się, mając nadzieję, że Bóg zainterweniuje. Na stadionie interweniowali piłkarze i medycy, to prawda, ale jako ludzie wierzący w końcu mamy przekonanie, że modlitwa odnosi nas do Tego, który może wszystko – nawet pomóc w beznadziejnej sytuacji. Sam polski komentator powiedział: „W imię Ojca i Syna, i reszta słów jest zbędna”. I jeżeli nawet nie dokończył słów znaku krzyża, które rozpoczynają każdą modlitwę, jeżeli była w tym jakaś nieporadność, to odruchowo przekazał prawdę o modlitwie i naszym zawierzeniu Bogu.
Kiedy się modliłem wpatrzony w ekran telewizora, wsłuchując się w totalną ciszę stadionu, obserwując załzawione oczy ludzi i zdruzgotanych piłkarzy obawiających się, że to życie może być stracone, czułem się przeszyty tym poczuciem, że w tej chwili naprawdę rozumiem sens modlitwy. Zawierzyłem tę sytuację Bogu, czując się kompletnie bezradny, a jednocześnie kompletnie wierzący w Jego moc. Czy mieszam Go niepotrzebnie w tę sytuację, jak uważają niektórzy? Jestem przekonany, że wielu ludzi podczas transmisji w tym samym momencie instynktownie wznosiło słowa modlitwy, która nie była tylko zaklinaniem rzeczywistości; wielu naprawdę wierzyło w jej sens. Być może doprowadziło to do czegoś wielkiego: na pewno uświadomiło nie tylko mi, ale i innym ludziom, czym może być wiara i modlitwa. Pomogło nam zrozumieć, jak bardzo możemy czasem czuć się po ludzku bezsilni i jak w tej sytuacji możemy znaleźć coś innego niż rozłożone ręce, a właśnie złożone, zaciśnięte, wzniesione do góry.
PS Niezależnie od tego, kto wygra turniej, najlepszą drużyną tych mistrzostw pozostanie dla mnie reprezentacja Danii. Choć UEFA zdecydowała się wybrać symbolicznie zawodnikiem meczu Christiana Eriksena, mógłby nim zostać także kapitan Simon Kjaer. Jako pierwszy udzielił pomocy swojemu koledze z drużyny i wyznał trenerowi, gdy zdecydowano się kontynuować mecz, że nie jest w stanie grać. Bardzo dużym wyczuciem wykazała się także reszta członków drużyny, którzy otoczyli zawodnika kordonem podczas akcji reanimacyjnej, by zapobiec podpatrywaniu samego wydarzenia przez tysiące kibiców i widzów. Był to być może naturalny odruch, ale jakże ludzki.