adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Kultura

Gdy dostrzeżenie piękna Boga w „sztuce” sakralnej staje się trudną sztuką…

Po przekroczeniu progu kościoła od razu naszą uwagę przykuwa ciekawa – acz dziwna – architektura, słyszymy „specyficzny” głos organisty, a w oczy rzuca nam sie nowy portret Jana Pawła II, jeszcze bardziej kiczowaty od poprzedniego. W takich warunkach trudno się skupić na tym, co istotne.

Benedykt XVI w jednej ze swoich katechez powiedział: „Sztuka jest w stanie wyrazić, i to w sposób widzialny, że człowiek potrzebuje wykroczyć poza to, co widzi. W niej przejawia się pragnienie i poszukiwanie nieskończoności. Więcej, jest ona niczym brama otwarta ku nieskończoności, ku pięknu i prawdzie, które wykraczają poza codzienność”. Przez wieki Kościół – świadomy swojej misji, która niesie ze sobą ogromną odpowiedzialność – korzystał z niezwykle pomocnego ramienia sztuki. Przy czym nie traktował jej w sposób instrumentalny. Można powiedzieć, że w Kościele sztuka (na swój sposób reprezentowana przez artystów) nie była najemnikiem, lecz sługą. 

Okno na świat liturgii

Skoro mówa o słudze, to nie bez znaczenia pozostaje służba – w tym wypadku Służba Boża, czyli liturgia. Właśnie w liturgii, której istotą jest ukazanie rzeczywistości duchowej, sztuka miała ogromne znaczenie. Była niejako bramą do tego, co niewidzialne i nieskończone. Przechodzili przez nią nie tylko odbiorcy dzieł, lecz także ich twórcy, którzy jako pierwsi mieli możliwość przekroczenia progu wieczności.

Odbiorcy równie mocno doświadczali służebności sztuki wobec liturgii. Wchodzili do świątyni przez bogato zdobiony portal, wznosili swój wzrok na wysokie sklepienie, często misternie udekorowane. Wreszcie ich oczom ukazywało się centrum: ołtarz ze wspaniałą nastawą i tabernakulum, skrywające Boga, którego piękna nikomu nie było dane podziwiać w pełni. Na wstępie tych pobieżnych rozważań należy przyjąć założenie, że obecność sztuki w przestrzeni liturgicznej – a także charakter tej obecności – ma istotne znaczenie dla naszego uczestnictwa w świętych obrzędach. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego w poprzednich akapitach tak często używałem czasu przeszłego. Czyżby w tej materii zaszły jakieś zmiany?

Nieporozumienie

Często bywa tak, że podczas rozmowy z innymi ludźmi nie możemy się z nimi porozumieć. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak dobrej komunikacji. Śmiem twierdzić, że od pewnego czasu (i to wcale nie krótkiego) podobny kryzys przeżywa „dialog” Kościoła ze sztuką, zwłaszcza na poziomie liturgii. Spróbuję podejść do niego od strony kościelnej (co nie oznacza, że nie mam nic do zarzucenia sztuce, ale tę kwestię pozostawiam artystom). Uważam, że Kościół, a raczej jego „aparat wykonawczy”, czyli my, ludzie, bardzo się pogubił, jeśli chodzi o wykorzystanie sztuki w liturgii.

Dlaczego nie potrafimy się z kimś porozumieć? Mówi się nieraz, że to z powodu nieumiejętności znalezienia „wspólnego języka”. 

Kanony

W tradycji wypracowano pewne zasady sztuki sakralnej służącej liturgii. To istotny element komunikacji między Kościołem i sztuką. Kanony świadczą o wzajemnym zrozumieniu, są wyrazem liturgicznego zmysłu Kościoła, przy jednoczesnym poszanowaniu dla kultury. Co ważne, istnienie kanonów nie jest sztuką dla sztuki. Nie powstały z nadgorliwości jakiegoś artysty, księdza czy biskupa, który postanowił narzucić jakieś sztywne reguły. Są to pryncypia, które wyłoniły się z wielowiekowej praktyki artystycznej bazującej na bardzo konkretnym i podstawowym założeniu – że sztuka wobec liturgii pełni funkcję służebną. Ma pomagać, a przynajmniej nie przeszkadzać. Manifest wiary artysty może być którymś z kolei celem sztuki sakralnej, ale nigdy głównym. Bardzo trafne spostrzeżenia na temat kanonu w sztuce sakralnej prezentują Tomasz Grabowski OP i ks. Wojciech Nowicki w książce Liturgia krok po kroku (Tomasz Grabowski OP, Wojciech Nowicki, 2021, s. 11-12). Polecam publikację każdemu, kto chciałby zgłębić poruszony przeze mnie temat.

W Kościele na Zachodzie zarzucono kanony sztuki sakralnej. Jako argumenty podaje się różnego rodzaju nowe nurty, wizje artysty… Liturgia jednak nie jest sceną, na której artysta prezentuje swoje wizje. Jeśli nawet tak się dzieje, ma to charakter wtórny. 

Porzucenie kanonów sztuki sakralnej i zastąpienie ich dowolnością i konkursami wizjonerskich ofert prowadzi do tego, że sztuka przestaje pełnić funkcję pomocniczą. Wymaga ciągłej interpretacji myśli autora, nieustannych domysłów, co przedstawia dane dzieło, często prowadzących odbiorców na manowce. A gdzie w tym istota liturgicznej celebracji która – odziana w piękne i dostojne szaty sztuki – powinna być bardziej eksponowana i lepiej dostrzegalna dla wiernych? Jest to pierwsze nieporozumienie, spowodowane nieodpowiednim umiejscowieniem sztuki w przestrzeni sakralnej.

Kicz

W tym widziałbym przyczynę występowania w „kościelnej” czy liturgicznej sztuce zjawiska, które można określić mianem kiczu. O zgrozo, coraz bardziej wszędobylskiego. Co to ma wspólnego z komunikacją? Uważam, że obecność kiczu w liturgii i przestrzeni naszych kościołów ma swoje żródło w niemożności odnalezienia wspólnego języka między piastunami świątyń odpowiedzialnymi za ich wystrój, czyli proboszczami, rektorami, a sztuką. 

Kicz to (między innymi) utwór o małej wartości artystycznej (to cecha przewijająca się w wielu definicjach podawanych przez dostępne w internecie encyklopedie). Jak może rozpoznać go ktoś, kto nie posługuje się (biegle, czy może nawet wcale) językiem sztuki? Niestety jest to częsta przypadłość wśród plebanów. Mój osąd wcale nie wynika z niechęci do księży czy antyklerykalizmu. Podobnymi spostrzeżeniami podzielił się Michał Janocha, biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej i szanowany wykładowca historii sztuki. W książce A piękno w ciemności świeci pisał: „Księża proboszczowie, bo głównie oni są inwestorami, czują się często bardzo samodzielnie. […] Kiedy ta samodzielność idzie w parze z brakiem wyczucia w dziedzinie plastycznej i jeszcze w dodatku nie ma się świadomości tego braku, więc nie korzysta się z konsultacji, to wtedy powstają rzeczy złe” (Michał Janocha, Ewa Kiedio, 2017, s. 213). 

W tej samej publikacji biskup wspomina, że w seminarium prowadzi zajęcia z historii sztuki. To bardzo ważne. Takie wykłady odgrywają rolę swoistego „lektoratu” z języka sztuki. Jego znajomość jest dla rządców kościołów niezwykle istotna. 

Przykłady

Ktoś mógłby zapytać, gdzie ten kicz w naszych kościołach. Według mnie (co jest bardzo bolesne) na każdym kroku. Oczywiście można spotkać wiele chlubnych wyjątków. I z tego miejsca dziękuję wszystkim, którzy troszczą się, aby w kościołach rzeczywiście zamieszkało piękno: dzieła sztuki różnych dziedzin. 

Zobacz też:   Transhumanizm a filozofia: komentarz do artykułu V. Possenti

W przypadku niektórych kościołów przygotowanie elementów tworzących liturgię mogłoby być dofinansowane przez instytucje kultury. Piękne szaty liturgiczne z misternymi haftami to artystyczne rękodzieło. Wykonanie polifonii renesansowej czy trudniejszych utworów organowych to również kultura na wysokim poziomie. Odpowiednia dekoracja ołtarza także jest „w cenie” – to bogato haftowane antepedia, kwiaty. Wszystkim, którzy o to dbają, z serca dziękuję (to nie tylko księża, w końcu nie każdy bohater nosi pelerynę). 

Niestety te godne pochwały przykłady to jedynie wyjątki. Jak wspomniałem kilka zdań wcześniej, kicz w naszych kościołach spotykamy na każdym kroku.

Grozą wieje to miejsce…

Zacznę od architektury. Chodzi mi zarówno o bryłę Kościoła, jak i o to, co znajduje się wewnątrz świątyni. Skarbiec tradycji przechowuje bardzo wiele stylów architektonicznych, do których nawiązują współcześni architekci. Widziałem nowoczesne kościoły zaprojektowane ze smakiem, ale częściej spotykałem budowle sakralne, które są świadectwem jawnego bezguścia. Na Facebooku powstała nawet strona internetowa Biskup płakał, jak konsekrował

Architektura to także wewnętrzne elementy kościoła. Idealnym przykładem kiepskich projektów są ołtarze, co najbardziej uderza w starych świątyniach. Z tyłu prezbiterium można podziwiać piękne ołtarze ze zdobionymi nastawami w gotyckim lub barokowym stylu. Z przodu natomiast znajduje się nowy ołtarz (abstrahuję już od liturgicznej poprawności tego zjawiska), a raczej coś, co nosi to miano tylko dlatego, że składa się na niej ofiarę mszy świętej, bowiem zdarza się, że formą przypomina wszystko inne poza ołtarzem. W dodatku najczęściej nie ma spójności stylów nowego ołtarza i reszty świątyni. Ktoś na przykład wpadnie na pomysł, aby do renesansowego czy barokowego kościoła wstawić bryłę z ciosanego kamienia, stolik ze szkła czy nawet z pleksi albo jeszcze inną konstrukcję, która zapewne miała prezentować jakąś „wizję” autora (jak w rzymskim kościele Il Gesù, praojcu barokowych świątyń na całym świecie, lub słynnej katedrze Notre Dame w Paryżu). 

Antyfona na wejście mszy na poświęcenie kościoła brzmi „Terribilis est locus iste”, co oznacza: to miejsce przejmuje strachem/grozą. Problem w tym, że często nie jest to bojaźń Boża, a raczej przerażenie otaczającym kiczem… 

Przejdźmy do detalu

Kolejna kwestia to kościelna „sztuka” użytkowa. Pozwolę sobie wymienić szaty liturgiczne, którym najczęściej do sztuki daleko. To również te wszystkie wizerunki świętych, na których widok człowieka przepełnia uczucie, wybaczcie mi to sformułowanie, solennej żenady. To przedmioty znajdujące się w otoczeniu ołtarza – poliestrowe obrusy (naprawdę trudno w Polsce trafić na całkowicie lniany obrus), plastikowe „świece” z kiczowatymi symbolami religijnymi, kolorowe napisy… Na myśl przychodzą mi także okolicznościowe banery wywieszane przy prezbiterium, które wielu księżom wydają się świetnym urozmaiceniem rekolekcji, bierzmowania, pierwszej komunii czy jubileuszu święceń proboszcza.

Przykre wnioski w kilku słowach

Wszechobecny kicz w przestrzeni sakralnej przyniósł katastrofalne skutki – tego określenia użył wspomniany wyżej bp Michał Janocha (Tamże, s. 212). Przeraża mnie, że przyzwyczailiśmy się do kiczu w naszych kościołach. Może dzieje się tak dlatego, że w sztuce niesakralnej kicz stał się popularnym środkiem wyrazu i spotyka się z coraz większą aprobatą. Do tego stanu rzeczy nie będę się odnosić, ponieważ ani nie jest to mój cel, ani też nie chciałbym w tym momencie zastanawiać się nad tym, czy jest to zjawisko pożądane. 

Problem tkwi w tym, że kicz ze sfery świeckiej zaczął przechodzić do świątyń. I nie jest to nawet próba zastąpienia czegoś porządnego zamiennikiem z tańszego materiału. Jest to kicz ordynarny, wprowadzony do kościołów świadomie, z przekonaniem, że wielu osobom taka forma się podoba. Co więcej, często wynika z subiektywnego poczucia piękna osób mających decydujący wpływ na wygląd świątyni i oprawę liturgiczną.

To wszystko powoduje, że nakręca się spirala, którą bardzo trudno będzie zatrzymać. Na kiczowatą „sztukę” będą przeznaczane coraz większe pieniądze, z coraz większym przekonaniem, że wybierane formy są piękne. 

Lekarstwo

Zacznijmy od możliwości pozytywnych, a tych jest wiele. Do wrażliwości na piękno sztuki trzeba wychowywać. Jest to powinność rodziców wobec dzieci, proboszczów wobec parafian, biskupa wobec prezbiterów i alumnów seminarium. To także promowanie działalności instytucji i wspieranie wydarzeń, które zabiegają o powrót do tradycji i piękna w sztuce sakralnej. Niestety, na tym nie koniec.

Jest także możliwość negatywna. Skoro wspomniałem o pieniądzach, to remedium na taki stan rzeczy jest proste, ale przykre. Trzeba przestać łożyć pieniądze na kicz w kościołach. Bez środków nie ma zakupów. Gdy widzę, że proboszcz za ofiary otrzymane od wiernych wyposaża kościół parafialny w kiczowate paramenty, czuję się zobowiązany, aby nie wspierać jego działań swoimi pieniędzmi, ponieważ nie jest to troska o potrzeby wspólnoty Kościoła określona kościelnym przykazaniem. 

Potrzebą taką, wyrażoną wielokrotnie w różnych dokumentach, są piękne świątynie i prawdziwie piękna sztuka sakralna. Oczywiście to nie może być koniec, należy wprost przedstawić rządcy kościoła swoje zastrzeżenia. Można także złożyć darowiznę z przeznaczeniem na konkretny cel, np. woskowe świece ołtarzowe lub lniany obrus – parafia ma obowiązek poszanowania woli ofiarodawców. Dobrym pomysłem może być także wspieranie organizacji, które popierają sztukę sakralną i jej tworzenie.

Zamknę te dywagacje krótkim postulatem – uczmy się codziennie wrażliwości na piękno w sztuce sakralnej. Oglądajmy obrazy wielkich mistrzów, piękne świątynie (zarówno wielkie bazyliki, jak i małe kościółki). W ich pięknie możemy dostrzec – choć tylko jak przez mgłę – nieskończone piękno Boga – którego w naszym życiu bardzo potrzebujemy. 

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.