adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
#YoungSaints

bł. Albert Marvelli – Pracownik Chrystusa

Pan Jezus słusznie zauważył, że najtrudniej być prorokiem we własnej ojczyźnie. Mówił to w Nazarecie, gdzie się wychował (por. Mk 6, 1-6). Można tę trudność rozszerzyć na inne „ojczyzny”. Może być nią rodzina, wspólnota i społeczność, w której wzrastamy (przez co zna nasze wady), może to być krąg przyjaciół i znajomych. Zderzamy się często nie tylko z odrzuceniem i bagatelizowaniem, ale również z własnym lękiem przed opinią tych, których głos jest dla nas ważny.

Trudno również być znakiem Chrystusa w swojej grupie rówieśniczej, szczególnie że wiara nie jest popularnym tematem. Jednak są osoby, które zdają się lekceważyć zupełnie tę zależność i żyją życiem wypełnionym obecnością Bożą. Oni to są prawdziwymi świadkami Chrystusa (μάρτυς – gr. świadek). Przykładem osoby, która świadczyła pośród swoich o miłującej obecności Chrystusa w świecie, był Błogosławiony Albert Marvelli – młodzieniec, który uczynił swoje życie darem dla innych.

Dzieciństwo

Urodził się 21 marca 1918 roku w Ferrarze, mieście urodzenia Sługi Bożego o. Girolamo Savonaroli OP (choć trzeba dodać, że proces nie ma jeszcze nulla osta od Stolicy Apostolskiej). Pochodził z pobożnej rodziny Marii Mayr i dziesięć lat starszego od niej Alfredo Marvellego. Ich rodziny mieszkały w mieście od wieków, a oni sami poznali się w… kościele. Sakrament małżeństwa został zawarty 23 stycznia 1916 roku i z powodu szalejącej I wojny światowej młodzi zrezygnowali z uroczystości weselnych. Skromność oprawy weselnej może podkreślić fakt, że panna młoda nie miała nawet sukni ślubnej.

Niedługo później ojciec Alberta stał się dyrektorem Banku Katolickiego w Rovigo, przez co rodzina musiała się przeprowadzić. Pomimo początkowych trudów, działań wojennych, przeprowadzek i niepokojów małżeństwo Marvellich doczekało się pięciu synów i córki. Stabilizacja nastąpiła, kiedy na stałe zamieszkali w Rimini. Tutaj rodzina przyszłego błogosławionego zamieszkała w domu przy via Regina Elena. Tutaj też powstało później ważne miejsce na drodze świętości Alberta – oratorium salezjańskie.

Duchowy kontekst

Wielkim przykładem wiary, ale i konsekwentnego życia był dla Alberta jego tata Alfredo. Kiedy włoscy faszyści zaczęli zdobywać władzę, coraz bardziej wywierali naciski, także na bank, w którym pracował Alfredo. Widząc, że nie da się pogodzić wiary katolickiej z faszyzmem, zawsze konsekwentnie odmawiał przyłączenia się do nich, przez co został zwolniony z pracy. To też spowodowało znaczne zubożenie rodziny. Nie żywił on jednak nienawiści, przeciwnie, modlił się za tych, którzy doprowadzili do jego wyrzucenia z pracy. Nigdy nie pozwolił sobie opuścić codziennej mszy świętej. W 1933 roku tata zachorował na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Po kilku latach Albert zanotował w swoim dzienniku, wspominając ojca (marzec 1937): „chciałbym, aby twój przykład towarzyszył i prowadził mnie wszędzie. Był mi przestrogą i światłem, z którego czerpie naukę życia chrześcijańskiego przeżywanego z Chrystusem, w Chrystusie i dla Chrystusa”.

Niedługo po przybyciu do Rimini Albert zapisał się do koła św. Jana Bosko przy Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Włoskiej oraz zaczął uczęszczać do salezjańskiego oratorium. I to ono najbardziej mu pomogło dojrzewać duchowo. Księża salezjanie dość szybko spostrzegli, że duchowe i intelektualne przymioty Alberta mocno się wyróżniają, dlatego starannie dbali o jego rozwój duchowy, ludzki i apostolski. Niedługo później Albert Marvelli zapisał się również do włoskiej Akcji Katolickiej.

Sam widział ogromną wartość w Eucharystii, wiedział, że spotyka w niej żywego Pana Jezusa. Podjął decyzję o codziennym udziale we mszy świętej. Szukając swojego celu życiowego, zapisał w swoim dzienniku: „Mój program wyraża się w jednym słowie: świętość”. Aby to w sobie szczególnie zaznaczyć, powierzył swoje serce Niepokalanej.

Na Alberta wpłynęła również książka, którą napisał św. Jan Bosko – była to biografia ówczesnego Sługi Bożego (dzisiaj świętego) Dominika Savio. Lektura ta tak mocno zmieniła myślenie młodego chłopaka, że wzorując się na bohaterze przeczytanej książki, zapisał w swoim dzienniku „Jezu, raczej umrzeć niż zgrzeszyć”. Do końca heroiczna postawa św. Dominika Savio była inspiracją w trudach i mrokach, które przyniosła II wojna światowa.

Turyn, miejsce życia św. Jana Bosko i św. Dominika Savio, stał się dla Alberta bardzo bliski, bo po skończeniu studiów w Bolonii został zatrudniony… w fabryce Fiata, która ma swoją siedzibę właśnie w Turynie. Pracował tam nad projektem Fiata 600, ale praca przy biurku nie była dla niego, więc podjął decyzję o rezygnacji (po bardzo krótkim czasie) i powrocie do Rimini. Turyn był mu też bliski z powodu ówczesnego Sługi Bożego (a obecnie błogosławionego) Pier Giorgia Frassatiego, którego biografię Albert wielokrotnie czytał i był nim bardzo zafascynowany.

Kolejną cenną pomocą z nieba dla Alberta była włoska mistyczka i stygmatyczka, św. Gemma Galgani. W Albercie zawsze była żywa pamięć o męce Jezusa, Jego wielkim darze miłości dla ludzi. Gemma uczyła Alberta czynienia bezinteresownej ofiary ze swojego życia dla Chrystusa i dla drugiego człowieka, i pogłębiania świadomości tego, że miłość jest nierozerwalnie związana z ofiarą i służbą.

Na studiach w Bolonii poznał o dwa lata starszego Sługę Bożego Alda Moro (zamordowanego w 1978 roku przez Czerwone Brygady), który był jego towarzyszem w rozwoju intelektualnym; wspólnie budowali się wzajemnie przykładem wiary, podzielali sympatie filozoficzne (m.in. czytali Jacques’a Maritaina).

Sport i dyscyplina

Albert bardzo lubił sport. Nie tylko dojeżdżał do szkoły kilka kilometrów rowerem, ale i z zamiłowaniem grał w piłkę, uprawiał lekkoatletykę, grał w tenisa i siatkówkę, ale jednak jego szczególnym znakiem był rower. Rimini usytuowane blisko morza dawało również możliwość rozwoju umiejętności pływackich. Albert sport traktował również w kategoriach duchowych jako formę ascezy, która pomaga ujarzmić ciało i poddać je duchowi, a także rozwinąć wewnętrzną dyscyplinę, która jest istotna w zachowaniu łaski.

Albert zachęcał również swoich rówieśników do aktywności fizycznej. Organizował wycieczki rowerowe, wyprawy górskie, różne gry i zabawy, szczególnie dla członków oratorium, ale zawsze służyły one wyższemu celowi i były pretekstem do ewangelizacji.

Zobacz też:   Uśmiech Wiary – Czcigodny Sługa Boży Mateusz Farina
bł. Albert na rowerze,

Widział również zagrożenia, które się wiązały z nieobyczajnością. Zauważył, że plaża sprzyja pokusom i smuciło go to, że często na plaży młodzi katolicy tracą głowę, zapominając o łasce.

Wojna

Czas II wojny światowej był dla błogosławionego czasem rozłąki. Jego bracia walczyli na froncie, a on pracował w zakładach przemysłowych. Dwukrotnie również musiał odbyć służbę wojskową w Trieście, nawet wbrew prawu, które nie pozwalało na pobór więcej niż trzech synów.

Pobyt na służbie wojskowej również wykorzystywał jako okazję do ewangelizacji. Namówił wielu współtowarzyszy do udziału w mszach świętych oraz pierwszych piątkach miesiąca. Co ciekawe, udało mu się, przy pomocy przyjaciół, zorganizować przepustki na wszystkie kościelne wyjścia. Było to możliwe dzięki ujmującej postawie Alberta, który, chcąc, by ludzie byli blisko Jezusa, robił wszystko, aby on sam był blisko ludzi.

O wojnie pisał w swoim dzienniku: „wszyscy ludzie mówią o pokoju, wszyscy się decydują, ale mało jest tych, którzy jak Papież pracują dla niego, zachowują go i przywracają”. Obserwując rzeczywistość wojenną państwa, społeczeństwa i Kościoła, dostrzegał, kto jest prawdziwym sprzymierzeńcem pokoju. Dodał: „musimy się upokorzyć, odpędzić ambicję, pychę i arogancję, które zamykają serce człowieka”.

Najtragiczniejszy okazał się 1943 rok, kiedy w wyniku bombardowania całe Rimini zostało praktycznie zrównane z ziemią. Po wojnie oceniono, że w gruzach legło 82% miasta. Z tego powodu rodzina Marvellich musiała się przeprowadzić do Vergiano. Sam Albert jednak, od początku potępiając wojnę, zaangażował się w pomoc mieszkańcom Rimini, którzy ucierpieli w wyniku bombardowania. Początek tego roku przyniósł również osobistą tragedię – na froncie rosyjskim 20 stycznia zginął brat Alberta – Lello Marvelli. Był on z bratem bardzo związany i starał się zastąpić mu ojca. Lello nie miał łatwego charakteru, więc Alberto wiele poświęcił, aby brat wyrósł na dobrego katolika i mężczyznę. Po jego bohaterskiej śmierci nad rzeką Don Albert czuł się winny. Wydawało mu się, że zrobił zbyt mało, żeby wyciągnąć brata z wojska.

Okres wojny był również czasem potyczek sercowych. Albert czuł się zagubiony pomiędzy dwoma powołaniami: kapłaństwem i małżeństwem. Wybranką jego serca była Marilena Alde, ale traktował ją bardziej jako duchową siostrę. Z nią również prowadził korespondencję z wojska. Po wielu bojach Albert podjął decyzję o małżeństwie, jednak w międzyczasie Marilena zdążyła się zaręczyć z kimś innym. Albert przyjął to pokornie i do końca swojego życia pozostał sam.

Czasy powojenne i śmierć

Albert Marvelli w górach

Aktywne serce Alberta zobaczyło w Rimini pełno okazji do pomocy. Przytłaczająca większość budynków nie nadawała się do zamieszkania, a te, które pozostały, groziły zawaleniem. Na ulicach leżały zwłoki niemieckich żołnierzy, których nikt zbytnio nie chciał pochować. Pojawił się problem dostaw żywności i w ogóle brakowało wszystkiego. Inżynier Albert Marvelli wykonał tytaniczną pracę, szacując, spisując, pisząc petycję i listy, rozdając pieniądze i jedzenie i naginając karki niechętnych do współpracy właścicieli fabryk. Energię czerpał ze swojej wiary. Pisał: „Lepiej jest służyć niż być obsługiwany. Jezus służył”.

Albert rozumiał bardzo dobrze, że podzielone i poranione przez wojnę społeczeństwo potrzebuje mądrej polityki opartej o dobro człowieka, podbudowanej cnotami i mądrością. Postanowił się zaangażować w politykę, rozumiejąc ją jako roztropną troskę o wspólne dobro, dlatego szukał swojego miejsca w ugrupowaniu chrześcijańskich demokratów. Jego starania były doceniane zarówno przez miasto Rimini, jak i biskupa miejsca, który zaangażował go w różne dzieła kulturalne i pomocowe, a sam Marvelli stał się głosem młodego Kościoła w powojennej rzeczywistości.

5 października 1946 roku, w pierwszą sobotę miesiąca, Albert był na mszy świętej, przyjął Komunię Świętą, a w południe wraz z przyjaciółmi adorował Najświętszy Sakrament.

Wieczorem Albert był umówiony na jedno ze spotkań politycznych chrześcijańskich demokratów. Jechał na swoim ukochanym rowerze, aby nadal, sercem pełnym pasji, angażować się w pomoc lokalnemu społeczeństwu. Zdarzył się jednak wypadek – Albert został potrącony przez wojskową ciężarówkę, która jechała z zawrotną prędkością, mijając zasłaniający ją trolejbus. Nie było żadnych szans na ucieczkę. Albert odbił się od boku ciężarówki, zahaczając głową o hak i upadając na chodniku.

Natychmiast nastąpiła próba pomocy, przewieziono Alberta na izbę przyjęć, podawano tlen, zastrzyki adrenaliny, ale do końca nie odzyskał przytomności. Umarł w ramionach mamy i brata, a jego śmierć wzbudziła szczerą żałobę w całym mieście.

W jego kieszeni znaleziono różaniec, a w portfelu miał obrazek ze swoją ukochaną św. Gemmą Galgani.

Pogrzeb odbył się 8 października i stał się wielką manifestacją świętości Alberta. Na mszy świętej pogrzebowej w kościele salezjanów było chyba całe Rimini. Żegnali go wszyscy: duchowieństwo, młodzież, wdzięczni mieszkańcy, partie polityczne od lewa do prawa, pełni podziwu dla jego serca i morza dobra, którego dokonał. Trumnę na miejsce spoczynku odprowadziła procesja, która ciągnęła się przez trzy kilometry. Ludzie na ulicach klękali, kiedy przechodziła trumna z ciałem Alberta. Dotykano ją i ocierano chusteczkami i obrazkami, żeby mieć choć taką relikwię dla siebie. Na jego grobie napisano: „Pracownik Chrystusa”.

Beatyfikował go św. Jan Paweł II 5 września 2004 roku w Loreto. Na uroczystości beatyfikacyjne przybyło trzysta tysięcy ludzi. Ojciec święty w homilii beatyfikacyjnej podkreślał: „Albert prowadził głębokie życie duchowe, z którego zrodziła się miłość do Jezusa, która doprowadziła go do ciągłego zapominania o sobie po to, by wziąć krzyż ubogich”.

Grafika autorstwa ks. Dawida Tyborskiego, zdjęcia użyte za zgodą p. Marka Pawła Tomaszewskiego, autora ksiązki: Albert Marvelli pełnia życia. za zgodą do używania.

Bibliografia:

Catalano L., Alberto Marvelli – un giovane per i giovani, 2018.

Marvelli A., Diario e Lettere, 2005.

Taroni M., Beato Alberto Marvelli – una vita fatta dono, 2019.

Tomaszewski M.P., Albert Marvelli – Pełnia życia, 2012.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.