adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Wiara

Jakim dzieckiem była św. Weronika Giuliani?

Urszula Giuliani, która wstępując do zakonu, obrała imię Weronika, urodziła się 27 grudnia 1660 roku w Mercatello. Była najmłodszą spośród córek Franciszka i Benedetty. Jednak ognisty temperament sprawiał, że to właśnie ona zdawała się rządzić całym domem. W swoich zamysłach była dzieckiem stanowczym i pragnących wciągnąć innych domowników w swoje zabawy. Dziecko ciągle będące w ruchu i niedające się przez nikogo okiełznać szybko zyskało przydomek „ogień”.

Środowisko, w jakim przyszło wzrastać przyszłej świętej, było przepełnione miłością i pobożnością. Benedetta była bowiem kobietą bardzo świątobliwą, dlatego nie powinno dziwić, że właśnie w takim klimacie pragnęła wychowywać swoje dzieci. Dziewczynki od najmłodszych lat słuchały więc historii o życiu świętych, otoczone przez święte obrazy i wspólną modlitwę. 

Być jak święci

Czytane przez matkę historie świętych bardzo mocno rozbudzały serce Urszuli. Dziewczynka pragnęła więc naśladować bohaterów tych opowieści. Nie było to jednak dla kilkulatki takie łatwe. Można powiedzieć, że jej intelekt i rozwój, jak najbardziej odpowiedni dla tak młodego wieku, nie nadążały za porywami jej duszy. Powodowało to nierzadko trudne sytuacje dla rodziców zatroskanych o dobro i zdrowie swojej córeczki.

„Mając około trzech lat, słuchając czytań o życiu niektórych świętych męczenników, poczułam pragnienie, aby cierpieć. Wśród różnych cierpień, przez które przechodzili, było zostanie spalonym. W momencie gdy o tym usłyszałam, również ja poczułam to pragnienie, aby spłonąć przez miłość do Jezusa. Zdarzyło się, że w czasie zimy włożyłam ręce do ogrzewacza z myślą, by poparzyć się jak ci święci męczennicy. Całą dłoń sobie poparzyłam i gdyby nie zabrano mi tego ognia, już by spłonęła […]. Nie wydaje mi się, żebym w tak młodym wieku miała jakieś szczególne światło od Boga. Robiłam te rzeczy, ponieważ słyszałam, że robili je święci męczennicy” (Dziennik V, s. 666).

Nie trudno wyobrazić sobie, jak przerażona musiała być Benedetta, widząc, co robi jej córeczka. Dziecku jednak nic poważnego się nie stało, ponieważ w pisywanym przez Weronikę dzienniku nie pojawiają się wzmianki o żadnych problemach zdrowotnych wynikających z tej sytuacji. Zapewne po owym incydencie zostało jedynie kilka małych blizn i mocne wspomnienie, skoro po wielu latach, będąca już w zakonie, Weronika wraca do tej sytuacji.

W swoim młodym życiu Urszula jeszcze wiele razy samodzielnie zadawała sobie ból, by naśladować świętych lub współcierpieć z Jezusem. Dopiero podczas zakonnego życia została oczyszczona z tych pobożnościowych zapędów. Cierpienia zadawane sobie w sposób samodzielny zostały z czasem zamienione na liczne nadzwyczajne udręki, takie jak na przykład stygmaty czy ataki diabelskie.

„W jednej chwili ujrzałam, jak z Jego najświętszych ran jaśnieje pięć promieni; i wszystkie zmierzały w moim kierunku. I widziałam te promienie, które stały się jak małe płomienie. W czterech były gwoździe, a w jednym była włócznia, jak ze złota, cała płonąca: i przeszyła mi serce, na wylot, a gwoździe przeszyły dłonie i stopy. Czułam wielki ból, ale w tym bólu widziałam siebie, czułam się cała przemieniona w Bogu. Gdy tylko zostałam zraniona, te płomienie znowu wróciły do postaci świetlistych promieni i zobaczyłam je w dłoniach, stopach i boku Ukrzyżowanego” (Dziennik I, s. 897),

„Kiedy ponownie wystawiłam się na wszystkie udręki i bóle, diabeł bardzo mnie pobił. Ofiarowałam te ciosy Bogu i, wewnętrznie, prosiłam o tyle dusz, ile dostałam ciosów” (Dziennik III, s. 24).

Zobacz też:   Słuchając Tradycji: dziecko i dorosły

Święte obrazy

We wzroście duchowym małej Urszulki miały znaczący wpływ również otaczające ją święte obrazy. Już jako kilkumiesięczne dziecko wyciągała swoje małe rączki w ich stronę (za: kapucynki.pl). Domownicy nie mieli jednak świadomości, jak bardzo wiszące na ścianach domu obrazy oddziaływają na Urszulę. Dopiero po wielu latach, na kartkach swojego dziennika, Weronika wyznała, że wizerunki z malowideł ożywały, pobudzając ją do gorliwej modlitwy.

„Wielokrotnie stawałam przed jakimś obrazem Matki Bożej i mówiłam z serca: Daj mi to Dziecko, abym mogła je mieć zawsze przy sobie. A potem mówiłam do Jezusa: Przyjdź, przyjdź, pożądam Cię, dam Ci wszystko, co kiedykolwiek będę miała, chodź ze mną. Wydaje mi się, że pamiętam, jak wiele razy Dzieciątko Jezus wyciągało do mnie rękę; albo i On sam wzywał mnie do siebie. Och! Boże! Odnośnie do tego nie wiem i nie mogę nic powiedzieć, bo nie pamiętam dobrze, co to wszystko we mnie zostawiło. Tylko zdaje mi się, że pamiętam, że nie myślałam o niczym innym, tylko o Nim. Czasami ukazywał mi się tak lśniący, że nie mogłam na Niego patrzeć. Bez jakiegokolwiek poznania tak do Niego mówiłam: Jesteś cały mój. A On mi odpowiadał: A ty jesteś moja. Wtedy wołałam głośno i mówiłam: Chodź do mnie. Wołałam do Niego dziesiątki razy” (Dziennik I, s. 4).

Nowa matka – Maryja

Pobożne matczyne wychowanie dobiegło jednak końca bardzo szybko. Kiedy dziewczynka miała zaledwie sześć lat, jej ukochana mama umarła. W obliczu nadchodzącej śmierci Benedetta wezwała swoje córki; również w tym ostatnim momencie swojego życia wychowanie w wierze swoich dzieci było dla niej bardzo ważne. Z tego względu zapragnęła zostawić po sobie pobożny dar. Będąca na łożu śmierci, Benedetta pokazała dziewczynkom ukrzyżowanego Jezusa. Następnie przydzieliła każdej z nich jedną z Jego ran. Urszula otrzymała od mamy ranę przebitego boku Jezusa.

Mała dziewczynka miała ogromny problem, by uporać się z tą stratą. Nikt nie mógł sobie poradzić z uspokojeniem dziecka po stracie matki. Dopiero przyniesienie małej Urszuli obrazka przedstawiającego Maryję z dzieciątkiem Jezus sprawiło, że przestała płakać. W wyznaniach zawartych w Dzienniku Weronika wspomniała, że tym, co w tamtej chwili przyniosło jej pociechę, był uśmiech małego Jezusa (za: kapucynki.pl).

Od tego czasu Maryja zastąpiła Urszuli jej biologiczną matkę. Więź ta cały czas się pogłębiała, a kiedy Weronika, ze względu na swój wiek i stan zdrowia, nie była już w stanie samodzielnie spisywać Dziennika, Maryja pomagała jej w dopełnianiu tego obowiązku.

Bibliografia:

Dziennik I: Diario di s. Veronica Giuliani, v. I, Città di Castello, 1969

Dziennik II: Diario di s. Veronica Giuliani, v. II, Città di Castello, 1971

Dziennik III: Diario di s. Veronica Giuliani, v. III, Città di Castello, 1973

Dziennik IV: Diario di s. Veronica Giuliani, v. IV, Città di Castello, 1974

Dziennik V: Diario di s. Veronica Giuliani, v. V, Città di Castello, 1987

S. Woźniak K. J., Była jak żywioł

Wszystkie występujące w tekście cytaty stanowią tłumaczenia własne autorki z języka włoskiego.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.