Nie jest prosta dzisiejsza Ewangelia. Każdy z nas jest w czymś bogaty i w czymś ubogi, każdy jest czegoś syty i odczuwa głód, każdy odczuwa szczęście i za czymś gorzko płacze. W końcu każdy jest to pogardzany, to chwalony. Jak to rozumieć?
Sigla: Jr 17, 5-8; Ps 1, 1-2. 3. 4. 6; 1 Kor 15, 12. 16-20; Łk 6, 17. 20-26
Czy kiedykolwiek zdarzyło się wam, by ktoś uznał was za niewartych słuchania, niegodnych szacunku i zaufania właśnie przez wiarę w Chrystusa, którą wyznajecie? Za to, że każdej niedzieli z odwagą, pewnością i zrozumieniem wyznajecie Credo podczas niedzielnej Eucharystii? Jeżeli tak, to z pewnością nie było to przyjemne doświadczenie. Może mu towarzyszyć poczucie odrzucenia, zniechęcenia czy rozczarowania. Nawet jeśli Jezus przekonuje: „Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie”. Te słowa dają nam wprawdzie pewność eschatologiczną, że w przyszłości czeka nas za nasze cierpienia nagroda, jednak nie likwidują tej goryczy życia, jaka temu towarzyszy. I dobrze.
W poczwórnym „błogosławieni” oraz poczwórnym „biada” chodzi między innymi też o to, by będąc bogatym, nie być zamkniętym na ubóstwo. Będąc szczęśliwym, nie zamykać się na niedolę innych. Będąc najedzonym, nie zapominać o głodzie. Nikomu z nas nie może zabraknąć otwartości na potrzeby i nędzę drugiego człowieka. Kimkolwiek by nie był: majętny, ubogi, zdrowy, chory, wykształcony czy niewykształcony. Ale i to nie wszystko. Trzeba nauczyć się czegoś, co dziś wydaje się zagubione i szalenie trudne. Tylko ten, kto umie dawać bez poniżania drugiego, potrafi prosić bez poniżania siebie. Zatem otwartość na drugiego zawsze działa zbawiennie na nas samych.
Ta gorycz życia, jaka nam towarzyszy, a także trud otwartości na drugiego mają za zadanie dać nam do zrozumienia, że choć dziś jesteśmy błogosławieni, to jutro możemy usłyszeć „biada ci”. Że nie jesteśmy wraz ze swoimi problemami centrum świata. Że nasze chrześcijaństwo to ciągłe zmaganie, by błogosławieństwo właśnie przez nas namacalnie i konkretnie ukazywało się w życiu ludzi, których spotykamy.