adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Wiara

Bezdroża modlitwy wstawienniczej

Każde narzędzie może zostać użyte niewłaściwie i niezgodnie z przeznaczeniem; każde dobro może zostać splamione, zbrukane, zepsute i obrócone w swoje przeciwieństwo. Dotyczy to również modlitwy wstawienniczej. I o tym jest ten tekst.

Zainspirowany artykułem Doroty Ludorowskiej Czym jest modlitwa wstawiennicza? opublikowanym w styczniowym numerze miesięcznika „Adeste” postanowiłem opisać kilka negatywnych doświadczeń związanych z tym rodzajem modlitwy, często spotykanym we wspólnotach i nowych ruchach kościelnych. Nie chodzi, broń Boże, o polemikę z tekstem pani Ludorowskiej, lecz o pokazanie sytuacji i zachowań, których należy unikać, jeśli chce się praktykować tę modlitwę, a także o wskazanie niebezpieczeństw czy pokus z nią związanych – trochę w duchu popularnych konferencji śp. ks. Grzywocza pt. Patologia duchowości.

Ale że o co chodzi?

Zacznijmy od tego, że – co słusznie opisała autorka – modlitwą wstawienniczą w ścisłym tego słowa znaczeniu jest każda modlitwa prośby w intencji innej osoby lub grupy osób niezależnie od formy i długości. Przykładami modlitwy wstawienniczej stosowanej w liturgii są modlitwa powszechna podczas mszy świętej lub prośby zanoszone do Boga w jutrzni i nieszporach. Jednak dziś często używa się tego określenia na pewną specyficzną formę, podczas której kilka osób modli się wspólnie w intencji wyrażonej przez osobę, nad którą się modlą, przebywając razem w tym samym pomieszczeniu, w fizycznej bliskości i nierzadko z nałożeniem na nią rąk. I właśnie w tym zawężonym znaczeniu używam frazy „modlitwa wstawiennicza” w dalszej części tego artykułu.

Po co w ogóle pisać o negatywnych doświadczeniach? Wydaje mi się, że pozytywnych świadectw jest wiele, sam przeżyłem niejedną dobrą modlitwę wstawienniczą, zarówno jako modlący się, jak i ten, nad którym się modlono. Jednak czasem nie wystarczy mówić tylko o tym, jak należy coś robić, ale trzeba też wspomnieć o tym, czego powinno się wystrzegać. Zacznijmy więc:

Ona temu winna

Najgorsza była chyba modlitwa nad nastolatką na wózku inwalidzkim, której próbowano wmawiać, że tylko dlatego z niego nie wstaje, bo z pewnością komuś nie przebaczyła. Miałem dogłębne poczucie znęcania się nad tą biedną dziewczyną i chciałem tylko, żeby jak najszybciej się to skończyło. Byłem wtedy zbyt młodym szczylem, żeby zaprotestować i postawić się starszym i – jakby się mogło wydawać – dojrzalszym osobom prowadzącym tę „modlitwę”. Dziś, ponad ćwierć wieku później, nie miałbym oporu, by taki cyrk przerwać i pogonić rzekomych uzdrawiaczy. Działo się to na początku lat dziewięćdziesiątych. Miał wtedy miejsce wysyp różnych „charyzmatycznych” publikacji, zarówno katolickich (m. in. książki takich autorów jak ks. M. Scanlan, ks. E. Tardif, s. B. McKenna, J.H. Prado Flores itd.), jak i protestanckich (J. Wimber, N. Anderson, M. Hickey itd.). Miałem nieodparte wrażenie, że modlące się osoby naczytały się takich tekstów lub nasłuchały podobnych kazań, katechez i konferencji i że zależało im jedynie na doświadczeniu czegoś nadzwyczajnego, jakiegoś nadprzyrodzonego, bezpośredniego działania Bożego, na osiągnięciu wymarzonego efektu, na przeżyciu jakiegoś duchowego rauszu i euforii, a osoba, nad którą się modliły, jej przeżycia, jej wrażliwość, emocje i doświadczenia, były im tak naprawdę głęboko obojętne. Gdy nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań i nie wstała uzdrowiona z wózka, stała się celem modlitewnej agresji. Nie było szukania Bożej woli, wsłuchania się w głos Pana i pozwolenia na prowadzenie przez Ducha. Nie, któryś z autorów napisał, że brak przebaczenia może być przeszkodą w uzdrowieniu, więc rozczarowanie brakiem oczekiwanego cudu skanalizowało się w szukaniu winy w tej, która i tak była w najtrudniejszej sytuacji ze wszystkich.

No i jeszcze coś, ale o tym sza

Druga w moim prywatnym rankingu pt. „Jak się nie modlić wstawienniczo” jest modlitwa, podczas której prowadząca próbowała może nie tyle wmawiać, ale co najmniej sugerować osobie omadlanej doświadczenie molestowania seksualnego w dzieciństwie. Mając na uwadze, jak wiele egzystencji zostało zniszczonych, jak wiele rodzin rozbitych przez terapeutów, którzy kreowali tego rodzaju „wspomnienia” u swych pacjentów, uważam takie sugestie za niesłychanie niebezpieczne. Tym bardziej, że w kontekście religijno-duchowym mogą sprawiać wrażenie jakiejś tajemnicy ujawnionej przez Ducha (dar wiedzy, dar proroctwa, słowo poznania itp.) i wymykać się tym samym próbom racjonalnego zakwestionowania.

Bo dobry Bóg już zrobił, co mógł

Wreszcie trzecia na tej liście jest sytuacja, kiedy modlący się nade mną mężczyzna z całych sił wciskał mi w oczy swoje kciuki i delikatnie mnie popychał. Nie było to przeżycie traumatyczne, raczej zabawne, myślałem sobie wtedy: „Chłopie, o co ci chodzi, co chcesz osiągnąć? Chcesz sprawić, żebym zobaczył jakieś światło albo się przewrócił i niby miałby to być upadek w Duchu?”. Modlitwa wstawiennicza nie może być miejscem stosowania jakichś fizycznych lub fizjologicznych trików, które mogłyby powodować wrażenie nadprzyrodzonego działania Bożego.

Zobacz też:   Wszystko w swoim czasie – o tym, jak mit „dopasowania się” odwraca kolej rzeczy

Nie było miejsca dla Ciebie

Oprócz tych konkretnych przypadków jest też pewien sposób przeprowadzania modlitw wstawienniczych, z którym nieraz się spotkałem, a który budzi we mnie pewien niepokój czy też poczucie niespójności. Chodzi o sytuacje, kiedy organizuje się modlitwę wstawienniczą we wspólnocie w połączeniu z wystawieniem Najświętszego Sakramentu. Najpierw robi się całkiem sensowne teologiczne wprowadzenia do tego rodzaju modlitwy, przywołując historię paralityka przyniesionego do Pana Jezusa „przez czterech”, a potem tych, którzy pragną modlitwy, zamiast przyprowadzać do Pana Jezusa rzeczywiście obecnego, wyprowadza się do jakichś miejsc ustronnych i izdebek na uboczu, by tam nad nimi odprawiać modły. Mam wtedy zawsze bardzo poważne wątpliwości, czy takie osoby mimo słownych deklaracji wiary w Rzeczywistą Obecność, faktycznie w nią wierzą, bo ich postępowanie zdaje się temu przeczyć. Tak, wiem, że przecież Bóg jest wszędzie i wszędzie można się modlić i oddawać Mu cześć w Duchu i prawdzie, a jednak takie zachowanie pozostawia pewien niesmak, taki zgrzyt, jakby słowa Ewangelii brzmiały: „Jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc z powodu tłumu w żaden sposób go przynieść, stwierdzili, że sami sobie poradzą, poszli do domu obok i tam się nad nim modlili”. W sumie łatwo można temu zaradzić: wystarczy nie łączyć modlitwy wstawienniczej z wystawieniem Najświętszego Sakramentu lub – jeśli już się to robi – traktować na poważnie obecność Pana i zamiast opuszczać kaplicę z osobami proszącymi o modlitwę, przyprowadzać je do ołtarza i tam się nad nimi modlić (oczywiście z zachowaniem przepisów dotyczących kultu Tajemnicy Eucharystycznej poza mszą świętą).

Cudne manowce

Przy całej swojej wartości i wielkim potencjale dobra ten rodzaj modlitwy wstawienniczej jest niestety również podatny na różnego rodzaju patologie. Zarówno ze strony takich modlących się, którzy czerpią z niej poczucie swoistego wybraństwa, jakieś takiej wyższości i lepszości oraz skrzętnie gromadzą wiedzę o czyichś problemach, jak i ze strony osób, które jakby uzależniają się od tego typu modlitwy, bo potrzebują wciąż nowego doświadczania emocjonalnego ciepełka, gdy ktoś modli się nad nimi i gdy to, co w założeniach opisanych w artykule pani Ludorowskiej ma być wstępną modlitwą dziękczynną, zamienia się w love bombing i masowanie ego delikwenta. Nie są to niestety przypadki sporadyczne.

Komu wiele dano

Niesłychanie ważna jest tu rola prowadzących, kapłanów czy liderów. Powinni oni czuwać, by po pierwsze nie dopuszczać do modlenia się nad innymi osób, które – jak powiedział kiedyś ks. Jacek Herma, wieloletni moderator krajowy Ruchu Światło-Życie w Niemczech – „nie szukają Boga, lecz mocy” lub „pragną kłaść na kimś ręce, prześcigać się w doborze słów i dużo mówić” (cytat ze świadectwa uczestnika pewnych rekolekcji zniesmaczonego tym, jak wyglądała przeprowadzona podczas nich modlitwa wstawiennicza). Z drugiej strony powinni zaś wykazać się właściwą wrażliwością, by odpowiednio pokierować takie osoby potrzebujące pomocy, które traktują modlitwę wstawienniczą jako zastępstwo profesjonalnej terapii.

I to by było na tyle

Kończąc już te przydługie wywody: wydaje mi się, że bardzo ważne jest, by przypominać wciąż na nowo, że pojęcie „modlitwa wstawiennicza” nie ogranicza się wyłącznie do tego specyficznego rodzaju modlitwy, gdzie kilka osób modli się nad jedną, nakładając na nią ręce. Każda modlitwa w czyjejś intencji, czy będzie to krótkie westchnienie jak akt strzelisty, czy dziesiątka różańca, czy nowenna pompejańska, czy w obecności tej osoby, czy z drugiej strony globu itd. jest modlitwą wstawienniczą. Wszyscy jesteśmy wezwani, by ją praktykować i modlić się za siebie nawzajem.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.