Rok 2021 rozpoczął się już na dobre. Jednak chciałabym jeszcze na chwilkę wrócić do 2020 roku, który obfitował w wiele śmiertelnych wypadków w Tatrach. W pamięć zapadły mi dwa takie zdarzenia, które poruszyły serca wielu osób i miały miejsce w odstępie pół roku: młodych taterników zupełnie niepowiązanych ze sobą, ale mających wspólną miłość: góry.
Nie przyszło im poznać się na tym świecie, choć łączyło ich bardzo wiele. To samo imię. Ta sama pasja. Ambitne plany na przyszłość. Śmierć w tych samych górach. Myślę, że gdyby żyli, możliwe, że pewnego dnia spotkaliby się na szlaku i razem umówili się na zdobycie jakiegoś szczytu. Góry były dla nich drugim domem, gdzie mogli rozwinąć skrzydła i poczuć wolność. Od wieków wiadomo, że góry są niebezpieczne – zwłaszcza te, które wymagają od nas podejmowania ryzyka upadku. Nie każdemu udaje się przeżyć. I trzeba z tym się liczyć, bo nawet w przypadku najlepszego taternika w pełni sił fizycznych czy zachowującego maksimum bezpieczeństwa może wydarzyć się tragedia. Góry są nieprzewidywalne w swej naturze. Pisząc ten tekst nie miałam zamiaru oceniać ani też sprowadzać do poziomu gloryfikacji bohaterów tego artykułu. Chciałam ich opisać takimi, jakimi oni byli. Zapraszam więc wszystkich czytelników do zapoznania się z historią dwóch taterników. Mimo że krótko żyli, potrafili żyć pięknie.
Odwzajemniona miłość do gór
Dominik Socha pochodził z Nowego Miasta nad Pilicą, które usytuowane jest w centralnej Polsce. Studiował medycynę na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, idąc w ślady rodziców, którzy są lekarzami. Miłością do gór zaraził się od ojca, który od najmłodszych lat prowadził go po tatrzańskich szlakach – zanim jeszcze zaczął chodzić o własnych nogach, wniósł go na nosidełku z Doliny Chochołowskiej na Trzydniowiański Wierch („Góry od zawsze były moim drugim domem” – rozmowa z Dominikiem Sochą [w:] wegedroga.pl). Niewątpliwie niezwykłą perełką, jaką podzielił się Pan Andrzej (w zakładce społeczność na kanale Dominika na YouTubie) kilka miesięcy po śmierci syna, są filmy wykonane przez niego podczas wspólnych wypraw w Tatrach w 2012 roku, które ukazują poranny bieg na Kasprowy Wierch i Giewont oraz całodniową wyprawę wokół Doliny Chochołowskiej. „Mam nadzieję, że będą one takim uzupełnieniem do filmów, jakie prezentował Dominik na swoim kanale” – powiedział tato Dominika (Dominik Socha [w:] youtube.com).
Dominik Kmiecik był kilka lat młodszy od Dominika Sochy. Pochodził z miejscowości Stare Oborzyska położonej 5 km na północny-wschód od Kościana (woj. wielkopolskie). Studiował historię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Chwilowo też turystykę, ale zrezygnował z niej po dwóch miesiącach. Jego własny pokój był wypełniony zdjęciami z gór i książkami. Dbał starannie o swój górski sprzęt, miał na niego specjalne miejsce. Jak już go kupował, to musiał być najlepszej jakości – na rzecz bezpiecznej wspinaczki po górach. Dominik Kmiecik, tak jak w Dominik Socha, wpierw zaczynał od wędrówki z rodzicami, którzy bardzo go wspierali w spełnianiu marzeń. Jego pierwszą zdobyczą w dziecięcym wózku było Morskie Oko. Potem wędrował ze starszymi braćmi, aż wreszcie doszedł do takiego momentu, gdy po górach zaczął chodzić sam.
Kiedy dla obu Dominików zwyczajne szlaki stały się za ciasne, zaczęli szukać wrażeń poza nimi. Młodszy Dominik zrobił kurs wspinaczkowy, a następnie taternicki, co było spełnieniem jego marzeń (Nic innego się nie liczy. Dominik zginął w Tatrach [w:] 24tp.pl). Starszy Dominik, mimo że nie miał takich kursów, miesiąc przed śmiercią wstąpił do Akademickiego Klubu Górskiego w Łodzi(W wypadku w Tatrach zginął nasz kolega Dominik Socha [w:] akglodz.org).
Góry szalonych możliwości i realizacji pasji
Niewątpliwym osiągnięciem Dominika Sochy jest zdobycie w 2018 roku najwyższego szczytu Europy, Mont Blanc w solowej wyprawie. „Wbiegł” na górę po podróży autostopem i bez wcześniejszej aklimatyzacji. Jak wspomina w wywiadzie dla wegedroga: „Wypad na Blanca był dosyć szalony i sama akcja górska nie przebiegła do końca tak jak ją sobie zaplanowałem. Wbiegnięciem z pewnością bym tego nie nazwał. Nie miałem doświadczenia, przygotowania kondycyjnego ani pieniędzy na ewentualne wykupienie miejsca noclegowego w którymś ze schronisk. Wiedziałem natomiast, że muszę poradzić sobie z każdą sytuacją i koniec końców udało się wrócić cało z uśmiechem na ustach” („Góry od zawsze były moim drugim domem” ). Rok później, także w solowym stylu, zdobył w Alpach Matterhorn o pięknej i charakterystycznej sylwetce oraz Eiger. Będąc zahartowanym po alpejskich zdobyczach, postanowił wykorzystać swoją formę do zdobycia w jeden dzień czterech najwyższych szczytów – doliczając do tego Jaworowy Wierch w Tatrach Słowackich. Gdy szykował się na zdobycie ostatniego – najwyższego szczytu, zaskoczyła go nagła zmiana pogody. Pomimo tej porażki, którą pochwalił się na YouTubie, trzy dni później zrealizował bardzo ambitny plan – startując z Kuźnic, zdobył Gerlach w ciągu siedmiu godzin (Dominik Socha [w:] youtube.com).
Sam Dominik o swoich osiągnięciach powiedział: „Dokonaniem górskim, które chyba najbardziej zapadło mi w pamięć, było zdobycie Lodowego Szczytu drogą przez Ramię Lodowego i Lodowego Konia 18.08.2017. To naprawdę nie jest nic wielkiego, prosta droga wyceniona na 0+. Na początku września bieżącego roku zajęło mi to z Terinki 1:15h w adidaskach, ale tamtego dnia o wiele dłużej. Był to mój pierwszy raz na nieoznakowanym szczycie, którego nie znałem i na który wszedłem solo. Nie bałem się jednak najbardziej trudności technicznych i ekspozycji, ale strażników TANAP-u i mandatu. Marzyłem o Lodowym jako dziecko, gdyż jego imponująca, szeroka, północno-zachodnia wystawa robi niemałe wrażenie nawet z dużych odległości. Mentalnie wejście tam było dla mnie bogatym doświadczeniem. Udowodniłem sobie że można” („Góry od zawsze były moim drugim domem” ).
Przechodząc do młodszego Dominika, „Tygodnik Podhalański” w samym leadzie reportażu pt. Nic innego się nie liczy. Dominik zginął w Tatrach podkreślił, że miał on „tyle pięknych doświadczeń, że mógłby mu pozazdrościć niejeden emeryt”. Marzył o tym, by zostać ratownikiem GOPR. Miał w planach wykonanie odpowiednich kursów, aby spełnić to pragnienie. Jego miłość do gór podkreślają słowa Wojtka Kurtyki, które zamieścił pod jednym ze zdjęć na swoim profilu na Facebooku: „Ja akurat marzenia górskie mam pod powiekami, to jest mój oddech, moje życie”. Zaś na zajęcia z psychologii napisał o sobie: „Nigdy nie sądziłem, że Tatry zrobią na mnie tak ogromne wrażenie. Zamiast w dziewczynie, zakochałem się w Tatrach, które, jak sądzę, odwzajemniły moją miłość”.
W kwestii jego osiągnięć szczytowych nie można zbyt wiele wyszukać w Internecie. Na jego zachowanym koncie na Instagramie: kmiecikdominik znalazłam posty, w których pochwalił się zdobyciem Łomnickiego Szczytu w styczniu 2020 roku czy Żabiego Konia w październiku 2019 roku. W reportażu z „Tygodnika Podhalańskiego” można przeczytać, że z bratem zdobył w wieku osiemnastu lat całą Orlą Perć. Bardziej jednak ten portal relacjonuje wyczyny sportowe Dominika związane z bieganiem. Na swoim koncie miał wiele sukcesów w tej dyscyplinie, jak choćby piąte miejsce w XV Zimowym Biegu Przełajowym czy dwa razy pierwsze i raz drugie miejsce w Mistrzostwach Powiatu Kościańskiego w biegach przełajowych (Nic innego się nie liczy). Dotarłam również do relacji Dominika odnośnie zwycięskiego biegu „Tropem wilczym” w Kościanie, w którym brał udział 1 marca 2020 roku: „Warunki bardzo fajne. To był mój pierwszy start w takich zawodach. Super inicjatywa, fajne ściganie, szybka trasa i fajny sprawdzian przed mistrzostwami powiatu. Na wygraną nie liczyłem, to był sprawdzian formy – mówi zwycięzca”. (Bieg Tropem Wilczym w Kościanie [ZDJĘCIA] [w:] ekoscian.eu).
Zgasło życie w ukochanych Tatrach
Niespełna 25 letni Dominik Socha zginął wraz z kolegą Krzysztofem Polakiem w piątek 21 lutego 2020 roku w Tatrach Wysokich na Słowacji. Jak relacjonowały media – taternicy spadli związani liną pod drogą Filar Grosza w masywie Kieżmarskiego Szczytu, najprawdopodobniej podczas załamania pogody. Co do ostatniej kwestii, ojciec Dominika zapewniał widzów w komentarzach pod filmikiem na YouTubie pt. Dominik Socha – Mountain Daredevil (full version) autorstwa Michała Świderskiego, że z zapisów ze znalezionej kilka miesięcy później kamerki GOpro Dominika wynika, że warunki pogodowe były dobre, a taternicy dobrze przygotowani. Zegarek Dominika zarejestrował wypadek około godziny 9:37 oraz deniwelację 164 metrów. Nie 400 metrów, jak to było podawane przez media.
Akcja poszukiwawcza została przeprowadzona w następujący sposób: wieczorem, tego samego dnia, po zgłoszeniu przez rodzinę zaginięcia taterników sprawdzono, że samochód, którym przyjechali, stał cały czas na parkingu Kežmarská Biela voda. Do akcji ratunkowej wyruszono następnego dnia, wczesnym rankiem, przy lepszych warunkach atmosferycznych. Dywizjon Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Republiki Słowackiej wraz z grupą ratowników HZS wyruszyli górskimi śmigłowcami w rejon Kieżmarskich Szczytów. Po południu, przy pomocy psa lawinowego odnaleziono dwa ciała, które przetransportowano śmigłowcem do schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim, a następnie przewieziono skuterem śnieżnym na drogę dojazdową, gdzie zostały przekazane funkcjonariuszom policji Republiki Słowackiej i lekarzowi sądowemu (Horská záchranná služba [w:] facebook.com).
Śmierć dwudziestojednoletniego Dominika Kmiecika wydarzyła się w piątek 24 lipca 2020 roku po polskiej stronie Tatr Wysokich. W kronice TOPR zanotowano: „Tuż po 15-tej powiadomiono Centralę TOPR, że z rejonu Niebieskiej Turni na stronę Dol. 5-ciu Stawów spadł jakiś człowiek i się nie rusza. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu dostrzeżono leżącego kilkadziesiąt m poniżej wierzchołka Niebieskiej Turni taternika i będącego obok, jak się okazało, współtowarzysza wspinaczki.” W czasie desantowania nastąpiło pogorszenie pogody, co utrudniało akcję ratunkową. Kiedy jednak ratownikowi udało się zjechać do leżącego mężczyzny, stwierdził wielonarządowe obrażenia, które miały skutek śmiertelny. Wraz z nim wspinała się trójka współtowarzyszy. Ciało Dominika przetransportowano śmigłowcem do Zakopanego (KRONIKA TOPR 02.08.2020 [w:] topr.pl).
Państwo Kmiecik o całej tragedii dowiedzieli się dzień później, wczesnym rankiem, od starszych synów, którzy przyjechali do nich, do pensjonatu w Ojcowie, w regionie Wyżyny Olkuskiej (około 30 km na północ od Krakowa), do którego pojechali na wypoczynek: „W pensjonacie, w którym spaliśmy, był zepsuty telewizor. Nie widzieliśmy piątkowych serwisów informacyjnych… To był taki spokojny poranek… Nagle ktoś puka do naszych drzwi. Była 6:30. Zdziwiliśmy się, bo kto puka w sobotę o tej porze? Otwarliśmy, a tam nasi obaj starsi synowie z dziewczynami… Tacy poważni. I tylko to jedno zdanie: Dominik nie żyje… Czas się zatrzymał”. Ojciec Dominika podkreślał w reportażu: „W komunikatach policji, i potem medialnych doniesieniach, pojawiały się informacje, że spadł, że ewakuowali się z powodu nagłego załamania pogody. – Wcale nie spadł. Zawisł. I to był planowany zjazd. Tak to sobie wymyślili. Nie ewakuacyjny, ale planowany” – mówi pan Janusz (Nic innego się nie liczy).
„Non omnis moriar” – nie wszystek umrę
Uroczystość pogrzebowa Dominika Sochy odbyła się w czwartek 27 lutego 2020 roku o godzinie 13.00 w kościele Matki Boskiej Bolesnej w Nowym Mieście – o której poinformowały we wzruszającym filmiku pożegnalnym na kanale Dominika jego siostry Anna, Karolina i Kasia: „Wiemy, że darzyliście go ogromną sympatią i dla każdego z Was na swój sposób był bliski”. Wielu internautów napisało w komentarzach, że nie znało Dominika, a czuje się jakby stracili Przyjaciela”. „Osierociłeś nas – ludzi, którzy podziwiali Twoją pasję, determinację, bijące dobro, chęć życia i pragnienie zdobywania. Spoczywaj w pokoju, Dominik” – skomentował AeroOfficial (Dominik Socha [w:] youtube.com).
W pogrzebie Dominika Kmiecika zorganizowanym w czwartek 30 lipca o godz. 11.00 w Kościele pw. NMP Pocieszenia i św. Mikołaja zebrało się bardzo wielu wiernych. Został ubrany w najnowszy garnitur – kupiony specjalnie na wesele brata. Pani Teresa, mama Dominika, która jest florystką, na grobie syna „wysypała szare, granitowe kamyki o ostrych kantach. Kilka większych ułożonych jest, jak górskie szczyty, między którymi wije się kosodrzewina” (Nic innego się nie liczy). Dziewczyna Dominika, Julia, podsumowała jego życie następującym cytatem Romano E. Coruto: „Każdy człowiek ma własną bramę, którą wchodzi w nieskończone przestrzenie nieba. Dla wielu, dla bardzo wielu tą bramą są góry”.
Mieszkańcy Kościana uczcili Dominika Kmiecika w wyjątkowy sposób. Przez kilka dni Wieża Ciśnień w Kościanie, w której znajduje się ścianka wspinaczkowa, gdzie pracował, była podświetlona na niebiesko – ulubiony kolor Dominika. (21-letni Dominik zginął w Tatrach. Robił to, co kochał [w:] fakt.pl) Na ironię losu, ścianka ta od momentu pandemii była zamknięta i jako jedyna nie została otwarta w tym mieście – po pierwszym lockdownie. Otwarto ją ponownie, dzień po śmierci taternika.
W przypadku Dominika Sochy, dwa miesiące po jego śmierci, jego przyjaciel Michał Świderski zamieścił na swoim youtubowym kanale wspomniany wcześniej film, a także w skróconej wersji pt. Dominik Socha – Mountain Daredevil: The Best Of (15 min), które ukazują najlepsze skróty z jego wszystkich wypraw górskich w hołdzie dla jego pasji. Dla Michała było to bardzo ważne, gdyż mocno nim wstrząsneła śmierć przyjaciela i chciał w ten sposób przedłużyć o nim pamięć wśród żyjących: „Praca nad tymi filmami była dla mnie pewnego rodzaju terapią – nie wiem, jak inaczej wytrzymałbym pierwsze tygodnie po jego śmierci, i to jeszcze w okresie całkowitego zamknięcia w domu. A skoro już powstały, to postanowiłem się nimi podzielić – może zrobią coś dobrego”. Sama obejrzałam kilkukrotnie i mogę powiedzieć, że naprawdę warto – zapiera dech w piersiach.
Kolega Dominika, Gracjan Wolski, z którym był w styczniu 2020 roku na wyprawie na Świnicy opublikował film ku pamięci Dominika Sochy z wyprawy na Koperszadzką Grań oraz Kołowy Szczyt i Czarny Szczyt. W momencie dotarcia na Przełęcz pod Kopą w Tatrach Bielskich powrócił do wspomnień: „Na drugi dzień po wspinaczce na Filar Świnicy, właśnie tutaj przyszliśmy z Dominikiem na nartach. Jeszcze pamiętam, jak tędy wchodził” (Koperszadzka grań + Kołowy i Czarny szczyt [w:] youtube.com).
Mnie osobiście bardzo wzruszyły słowa jednego z fanów Dominika, Adama Majewskiego, który napisał o taterniku następująco: „Wspaniały chłopak jakby nie z tej ziemi. Przyciągał ludzi jak magnes tym swoim temperamentem, tym, jak ładnie potrafił nam o tym wszystkim opowiadać (niesamowity dar opowiadania tak, że chciało się słuchać więcej i więcej… to chyba ten słuch muzyczny i piękny kojący głos sprawiał, że słuchało się go, jakby śpiewał. To jak potrafił się z siebie śmiać, to jaki był dowcipny… nieprzeciętnie bystry chłopak. Strata jest ogromna tak bardzo jak potężny był potencjał Dominika. Trudno opanować łzy, ale jak tu dyskutować z boskim planem. Modlę się za duszę Dominika i dziękuję Bogu, że było nam dane oglądać to, co Dominik chciał nam pokazać. Fajnie myśleć, że było mu dane tak wiele przeżyć i tyle ze swoich planów zrealizować. Spełniać marzenia przy wsparciu bliskich – nie ma większego szczęścia w życiu człowieka. Może to poczucie szczęścia jakie od niego biło tak bardzo przyciągało do niego ludzi. Połączył na swoim kanale ludzi, którzy jak on góry kochają, potrafił o tej miłości pięknie mówić. Dla mnie już na zawsze Tatry będą kojarzyły się z Dominikiem. Uwielbiam to jego zdanie: »Myślę, że takie prawdziwe obcowanie z górami, to kontemplacja piękna ich natury. Wszelkie inne aktywności podejmowane tutaj to po prostu takie dopełnienie«. Tyle mądrości w tej młodej głowie było i mimo wszystko pokory. Takich ludzi się nie zapomina” (Dominik Socha – Mountain Daredevil (full version)).
Rodzina Sochów upamiętniła taternika poprzez ustawienie w rejonie wypadku krzyża z fotograwerem sylwetki Dominika. Złożyli także prośbę do ojców dominikanów o umieszczenie tablicy pamiątkowej w Miejscu Pamięci na Wiktorówkach oraz TANAP-u o zamieszczenie identycznej tablicy na Symbolicznym Cmentarzu pod Osterwą, na południowy-wschód od Popradzkiego Stawu. Pan Andrzej wspomniał internautom, że jest bardzo wdzięczny za szacunek dla Dominika, jaki otrzymują od nieznanych osób. Wielu fanów odwiedza jego grób w Nowym Mieście. Był nawet taki chłopak, który specjalnie przyjechał tam rowerem, pokonując trzysta kilometrów. Są też tacy, którzy przywieźli rodzinie skały spod Rysów czy Giewontu z intencją umieszczenia jednego z nich w nagrobku. „Dominik był wyjątkowy i myślę, że miał spory wpływ na wielu z nas, na mnie i moją żonę ogromny. Rozpalił w nas na nowo chęć do wędrówek (choć wydawało się, że to już nie dla nas), pokazał je z perspektywy, której nie poznalibyśmy bez niego. Jesteśmy mu za to ogromnie wdzięczni” – powiedział internautom Andrzej Socha (Dominik Socha– Mountain Daredevil (full version) [w:] youtube.com).
Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Autorki.
Witam.
Nie jestem bywalcem portali o tematyce religijnej, ani jej pasjonatem, ale któregoś dnia moja córka Kasia podesłała mi link do tej strony wspominającej mojego Syna Dominika. Staram się nie być obojętny na żaden wpis upamiętniający Go. Dlatego PRZYBYWAM i bardzo za ten gest dziękuję. Nie zdawałem sobie sprawy, jak daleko i do jakich kręgów społecznych Dominik sięgnie i w którym momencie ktoś o Nim wspomni i napisze życzliwe słowa. Zwłaszcza w okolicach rocznicy Jego odejścia pojawiało się sporo komentarzy pod Jego i moimi filmami na kanale YouTube. Przykładem reakcji na wypadek niech będą też takie strony:
https://spidersweb.pl/2020/02/dominik-socha-nie-zyje-youtuber-tatry.html
https://plytomaniak.blogspot.com/2020/02/dominik-socha-25-in-memoriam.html
W zasadzie śledziłem w miarę możliwości komentarze na portalu YouTube, gdzie Dominik zaistniał najbardziej, a poprzez którego dotarł do bardzo szerokiego kręgu odbiorców, o czym mogą świadczyć ilości odtworzeń Jego filmów, wzrastająca ilość subskrypcji, która wzrosła od 19 tys tuż po Jego odejściu do ponad 35 tys teraz, a filmy odtwarzane są już w milionach, na którym pojawiały się komentarze o różnym ładunku i wektorze emocjonalnym, również krytyczne, oceniające Go jednostronnie i często niesprawiedliwie, co boli najbardziej. Tam też opublikowałem swoje zbiorcze podziękowanie za nie wszystkie. Jednak charakter tego wspomnienia sprowokował mnie do odpowiedzi niezależnej, indywidualnej.
Dominik od pierwszego roku życia jeździł z rodzicami w Tatry i wtedy wszedł już na plecach taty i taty chrzestnego na Świstówkę, z czego jego mama nie była zbyt zadowolona, bo płakał bardzo przestraszony wiejącym wiatrem. I tak z początku był noszony w nosidełku, raz było tak, że spał na barkach ojca przez cały czas od kapliczki upamiętniającej JP II w Dolinie Jarząbczej na Trzydniowiański Wierch i z powrotem przez Kulawiec i Krowi Żleb, cały czas pieszo do Siwej Polany, o którym wspomina w filmie Q&A, o której to przygodzie Mu opowiedziałem. Potem w miarę dorastania chodził chętnie z całą rodziną na coraz wyższe szczyty, Szpiglasowy Wierch, Rysy, aż w końcu zaczął sam poznawać ścieżki w polskich i słowackich Tatrach. Kilka wypraw, można powiedzieć całodniowych, ambitnych z punktu widzenia zwykłego piechura odbył ze mną, pisałem o tym już w komentarzach pod moimi i Jego filmami. Może się będę powtarzał, ale to były wyprawy z Łysej Polany przez Tatrzańską Jaworzynę na Lodową Przełęcz, Czerwoną ławkę, Rohatkę, Polski Grzebień i Małą Wysoką, a powrót Doliną Białki do Łysej Polany; Z Kuźnic przez Zawrat, Szpiglasową Przełęcz, Morskie oko na Przełęcz pod Chłopkiem i powrót przez Świstówkę, Kozi Wierch i Żlebem Kulczyńskiego do Kuźnic, czy wyprawa wokół Doliny Chochołowskiej udokumentowana przeze mnie kamerą i opublikowana na moim kanale. Potem wypracował sobie już taką kondycję, która wykraczała daleko poza moją i niestety nie mogłem Mu już towarzyszyć w Jego wytrawnych wyprawach. Jego kondycja była ponadprzeciętna, ale zdobyta dzięki wielu wyrzeczeniom, rezygnacji z wielu młodzieńczych atrakcji, a przy tym dzięki wytrwałości, konsekwencji i ciężkim treningom. Na wszystkie swoje wyprawy wyposażał się w sprzęt, na który sam sobie zarobił pracując w różnych zakładach. To było powodem, dla którego każdą swoją rzecz bardzo szanował. Jednak podczas wyprawy autostopem na Mont Blanc, nie miał jeszcze stosownego ekwipunku, ale był tak zdeterminowany, że nie można Go było do tego pomysłu odwieść. Dzięki swojej kondycji dał radę z marszu wspiąć się na sam szczyt MB i z niego zjeść podczas jednej sesji. Miał przy tym trochę szczęścia, bo trafiał na dobrych ludzi, o których wspomina na zakończeniu swojej relacji. Dziękował nawet tym, którzy się od Niego odwracali i nie sprzyjali Mu. Był otwarty na każdego. Przykładem może być fakt kontaktu z Michałem Świderskim, który bezinteresownie tłumaczył Jego filmy na język angielski. Aby się z Dominikiem spotkać specjalnie przyjechał do Łodzi z Gdańska i po spotkaniu z Nim po raz pierwszy i ostatni, mówił że czuł się z Nim tak, jakby się znali od lat. Bo Dominik na każdego był otwarty, jak na siebie, każdego traktował jak siebie, był życzliwy, skromny i pokorny. No a potem to już pojawiły się wyprawy na Eiger i Matterhorn. Podczas ostatniej wyprawy pod ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu był z Krzysztofem Polakiem z Suchej Beskidzkiej, którego poznał podczas wyprawy na Lodowe, Durne I Łomnicę. Mieli ze sobą kamerki i nagrywali swoje poczynania. Na ten moment nie jesteśmy gotowi na publikowanie zapisu z nich, ale możemy powiedzieć, że nie załamanie pogody tak szeroko relacjonowane z tamtego zdarzenia, było przyczyną wypadku. Wiemy, że załamanie pogody nastąpiło około godziny 14 z bezpośredniego przekazu osoby przebywającej w schronisku przy Zielonym Plesie, natomiast sam wypadek wydarzył się o godzinie 9.37, a to wiemy z zapisu Jego nowego, markowego zegarka sportowego, jaki otrzymał od rodziców na gwiazdkę w 2019 roku, jaki Dominik miał na ręku. Po upływie tak dużego czasu nie mamy już wpływu na treści “wrzucone” w eter i w świadomość odbiorców, że nie było tak, jak w tych relacjach zamieszczono. Wiele z tych opinii opartych jest na wnikliwej analizie filmów Dominika i Jego niedoskonałości podczas Jego wypraw, oraz z nie do końca obiektywnego przekazu medialnego z tego wydarzenia, które zawierało wiele przypuszczeń i domniemań, a nie mogło przecież być oparte na rzetelnych danych, jakimi teraz dysponujemy. Nie był też komentowany udział Jego Kolegi Krzysztofa Polaka, świetnego gitarzystę, założyciela grupy muzycznej Six Steps Forward, którego dorobek górski, stopień zaawansowania w w wyprawach górskich, czy dyspozycja tamtego dnia nie były medialnie znane. Dla nas nie jest to najważniejsze. Nasz Syn zginął. Miejsce to jest widoczne z kamery internetowej usytuowanej w schronisku przy Zielonym Plesie:
http://www.ladovemedvede.sk/ZelenePleso/zelenepleso.jpg
W pierwszy weekend października 2020 grupa studencka Dominika, jak nigdy przedtem zebrała się i udała się z nami pod ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu, gdzie Dominik odszedł. W czerwcu, gdy byliśmy tam pierwszy raz, umieściliśmy na skale krzyż ze stali nierdzewnej z Jego wizerunkiem, o którym po wizycie Jego grupy studenckiej dowiedział się TANAP i nakazał nam jego usunięcie, jednak obostrzenia epidemiologiczne jak na razie nie pozwalają nam na spełnienie tego warunku.
Dominik został przyjęty w poczet członków Akademickiego Klubu Górskiego w Łodzi, w którym lada dzień po tym wypadku miał przejść szkolenie wspinaczkowe. Swoimi filmami, tym unikatowym sposobem, indywidualnością i autentycznością przekazu wzbudził podziw i uznanie wielu oglądających Go, ale także poruszył serca wrażliwych tak samo, jak On. W komentarzach czytałem, że po tych Jego filmach wiele osób wróciło do wypraw górskich po wcześniejszym odpuszczeniu sobie ich, że postanowili poznawać góry na nowo, albo od początku, że pomimo swoich jakichś nabytych słabości wyruszyli w góry, inni postanowili zmierzyć się z takimi samymi, lub podobnymi dystansami, jakie pokonywał Dominik. Był “Diamentem pośród kamieni” i został “Lekarzem dusz” – to dwa piękne cytaty z tych komentarzy, jakie bardzo utuliły moje serce. Teraz dochodzą do mnie sygnały o intencji zorganizowania memoriału Dominika upamiętniającego Go. No są to bardzo budujące opinie i postawy.
Jestem uwrażliwiony na każdy wypadek w Tatrach, w którym giną zwłaszcza młodzi ludzie, o Dominiku Kmieciku przeczytałem z wielkim smutkiem. Obaj chłopcy byli pełni miłości do gór, mieli ogromny potencjał, aby zrealizować jeszcze wiele wypraw i przeżyć swoje życie na swój styl i czerpać z niego wiele radości, aby się nim nasycić, ale nie było Im to dane. I nie trafiają do mnie takie tłumaczenia, że Bóg tak chciał, że zabrał ich w Ich najlepszym dla Nich momencie, albo że to była Jego jakaś tajemnica. Tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. W każdym przypadku jest jakiś splot niekorzystnych warunków, które prowadzą do tragedii, na które nikt i nic nie ma wpływu. Nie zawsze wszystkiemu da się zapobiec.
Kończąc jeszcze raz dziękuję za miłe wspomnienie o moim Synu Dominiku.
Z wyrazami szacunku.
Andrzej Socha.