Nie wszystko, co wydaje się świeże, nowe, atrakcyjne, okazuje się dobre – to prawda stara jak świat. W przypadku muzyki liturgicznej drugiej połowy XX wieku widać to wyraźnie. Zaszło wiele procesów, inicjowanych często na zasadzie hurraoptymizmu i eksperymentu, których część wydaje się niemal nieodwracalna. Wykonywanie podczas liturgii piosenek oraz utworów z elementami muzyki świeckiej lub rozrywkowej razi niektórych wiernych, którzy najchętniej natychmiast wyrzuciliby wszystkie muzyczne „nowinki” z Kościoła. Innym z kolei się to podoba i nie widzą oni potrzeby żadnych porządków. Co więcej, uważają, że katolicy powinni w dalszym ciągu iść tą drogą, jeśli nie chcą widzieć pustych kościołów.
Jak w takim razie ocenić posoborowe aggiornamento, które dokonało się w muzyce wykonywanej w świątyniach? Jak dziś odpowiedzieć na dylematy z nią związane tak, żeby z jednej strony być wiernym Kościołowi i „duchowi liturgii”, a z drugiej nie wyrządzić jeszcze większych szkód? Bądźmy realistami – to niezwykle szerokie zagadnienia, których w pełni nie wyczerpują poważne konferencje teologiczne, grube książki czy niezliczone artykuły naukowe. Poniższy tekst – mam nadzieję – będzie przyczynkiem do choćby krótkiej refleksji nad tym, co my, katolicy znad Wisły, słyszymy w naszych kościołach podczas mszy świętych i jak kształtujemy naszą wrażliwość muzyczno-liturgiczną. Wbrew pozorom, problem nie dotyczy jedynie osób odpowiedzialnych za muzykę kościelną.
Uporządkujmy definicje
Warto przypomnieć podstawowe założenia. Muzyka podczas liturgii nie jest dodatkiem czy dekoracją, lecz spełnia istotne funkcje i pozostaje (w różnym stopniu, w zależności od danego momentu celebracji) integralną częścią liturgii. Jako muzykę rozumiemy tu przede wszystkim śpiew. Muzykę wyłącznie instrumentalną również się dopuszcza, ale nie w każdym miejscu. Głos za pomocą melodii niesie ze sobą słowo, a więc przekazuje pewną treść, która wprowadza w przeżywaną tajemnicę, pomaga zawiązać wspólnotę pomiędzy wiernymi obecnymi na celebracji oraz towarzyszy istotnym gestom i znakom liturgicznym. Stąd Kościół w dalszym ciągu uznaje chorał gregoriański za uprzywilejowany śpiew liturgiczny, a zaraz po nim muzykę polifoniczną jako najbardziej zbliżoną do chorału.
Powyższy tekst ukazał się w 18. numerze Miesięcznika Adeste. Kliknij poniższy przycisk, aby pobrać ten i pozostałe numery archiwalne!
Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!