adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Kultura

Czekając na żniwiarza

Frans Fracken Młodszy, "Alegoria bogactwa"

Truizmem będzie stwierdzenie, że większość ludzi odpycha od siebie myśl o śmierci. Żyje, jakby nigdy nie miała nadejść. Co jednakże, gdy jest odwrotnie? Jak przygotowują się do śmierci głośne postacie kultury?

„Gimme, gimme, gimme some time to think
I’m in the bathroom, looking at me
Face in the mirror is all I need
Wait until the reaper takes my life
Never gonna get me out alive
I will live a thousand million lives” – śpiewa Dan Reynolds w Bones. Ta piosenka Imagine Dragons jest refleksją na temat śmierci i cielesności. Czy raczej zamieszkującego cielesność „czegoś więcej”. Wspomniany „żniwiarz” wyraża zniecierpliwienie.

„My patience is waning
is this entertaining?”

Ponury kosiarz był już wystarczająco cierpliwy. Przyjmując (a nie jest to założenie pozbawione podstaw), że podmiotem lirycznym jest przede wszystkim Dan Reynolds, można powiedzieć, że w dobrym wieku rozpoczął tę refleksję. Wokalista będzie w październiku obchodził trzydzieste szóste urodziny.

Krew

Nie tylko artyści w wieku średnim (czy raczej „przed średnim”) śnią o śmierci. Aurora Aksnes na okładce singla Your Blood siedzi oparta o ścianę, ubrana częściowo w zbroję. W dłoni dzierży dwuręczny (a przynajmniej dwuręczny dla niej) miecz. Patrzy w prawo wzrokiem smutnym, zamyślonym, zaniepokojonym, może nieco rozpaczliwym. Sama piosenka zdaje się opowiadać o przygotowaniu do bitwy.

„You prepared for battle
As you fell apart

Are you dust?
You are dust
Dust”

Aurora pyta o sens walki (jakkolwiek ją rozumie) i o to czym jesteśmy, poza tym że jesteśmy prochem.

„Your blood
What matter is it made of?
Do you feel it travel?
In and out your heart?”

Zresztą cień śmierci towarzyszy norweskiej artystce od dawna. Już w młodym wieku zetknęła się z ponurym żniwiarzem. Jeden z jej znajomych popełnił samobójstwo, inny padł ofiarą masakry na wyspie Utøya (po więcej informacji o Aurorze odsyłam do mojego tekstu Mitologia według Aurory Aksnes).

Roland

Chyba każdy, kto przeszedł małe piekło zwane polskim szkolnictwem, pamięta Pieśń o Rolandzie. Jedenastowieczny poemat opiewa bohaterską śmierć hrabiego Rolanda z rąk niewiernych, który szedł w awangardzie bądź ariergardzie cesarza frankijskiego Karola. Jak wiemy z lekcji historii, pierwowzór dzielnego rycerza zginął tak naprawdę z rąk Basków, nie Saracenów. Z dzisiejszej perspektywy Pieśń zdaje się tryskać niezamierzonym czarnym humorem niczym w filmach Tarantino. Weźmy chociażby fragmenty o arcybiskupie aktywnie uczestniczącym w bitwie.

Hrabia Roland zawołał do Oliwiera: „Panie towarzyszu, przyznaj, że arcybiskup jest tęgi chwat; nie ma lepszego pod słońcem, umie się bawić i kopią, i włócznią”. Hrabia odpowiedział: „Zatem spieszmy mu z pomocą!”.

Arcybiskup Turpin nie dał sobie w kaszę dmuchać. Może współczesne duchowieństwo mogłoby się od niego czegoś nauczyć w dziedzinie odgryzania się agresywnym przeciwnikom.

Roland umiera, czyli sławne ars bene moriendi

„Roland czuje, że śmierć jest blisko. Uszami mózg mu się wylewa. Modli się do Boga za swoich parów, aby ich przyjął do nieba; następnie prosi anioła Gabriela za samego siebie. Bierze róg, iżby mu nikt nie robił wyrzutu, i drugą ręką swój miecz zwany Durendalem. Nieco dalej niż na strzelenie z kuszy idzie ku Hiszpanii przez pole. Wstępuje na wzgórek. Tam, pod pięknym drzewem, są cztery stopnie zrobione z marmuru. Na zielonej trawie upada na wznak. Omdlewa, śmierć jego się zbliża”.

Ale nie, to jeszcze nie koniec. Jeszcze zdąży zabić podłego Saracena czyhającego na jego róg, jeszcze zdąży pobiec na górę, ułożyć się w odpowiedni, symboliczny sposób. I na koniec: „[…] nie chce przepomnieć siebie samego; bije się w piersi i prosi Boga o przebaczenie:  »Prawdziwy Ojcze, któryś nigdy nie skłamał, ty, któryś przywołał świętego Łazarza spośród umarłych, ty, któryś ocalił Daniela spomiędzy lwów, ocal moją duszę od wszystkich niebezpieczeństw za grzechy, którem popełnił w życiu!«. Ofiarował Bogu swą prawą rękawicę, święty Gabriel wziął ją z jego dłoni. Opuścił głowę na ramię; doszedł ze złożonymi rękami swego końca. Bóg zsyła mu swego anioła Cherubina i świętego Michała Opiekuna; z nimi przyszedł i święty Gabriel. Niosą duszę hrabiego do raju”.

Zobacz też:   Siedem demonów, co nami się karmią
Inne czasy, inny rycerz

Roland z eposu był wzorcowym rycerzem: dzielnym, respektującym braterstwo broni, szlachetnym, uduchowionym i świadomym własnej niedoskonałości. Znał też arkana sztuki dobrej śmierci, które dziś może wydają nam się nieco komiczne, ale były świadectwem wypracowanej przez pokolenia mądrości.

Z przekonaniem o tym, że rycerz powinien nie tylko żyć dobrze, ale umrzeć dobrze, koresponduje film Siódma pieczęć (1957) Ingmara Bergmana . Antonius Block (w tej roli niezrównany Max von Sydow) wraca z wyprawy krzyżowej. Na brzegach Skandynawii spotyka Śmierć (Bengt Ekerot). Przyszedł jego czas. Sprytnie odracza jednak ten grobowy wyrok – proponuje Śmierci grę w szachy.

Nie liczy na to, że z nią wygra. Chce jedynie zyskać jeszcze trochę czasu po to, żeby zdecydować, czy wierzy w Boga za którego walczył i dla którego całe społeczeństwo żyje, czy nie. Śmierć bowiem nie wie, co jest po drugiej stronie – lub przynajmniej z zawodowego profesjonalizmu tak deklaruje.

Śmierć z ręki potwora w Hawkins

Każdy sezon Stranger Things to „to samo, ale inaczej”. Mamy sprytne dzieciaki, ich nieco starsze i rozsądniejsze rodzeństwo, dzielnego policjanta i dobrą „bitkę” z potworami. W tle oczywiście relacyjne wątki i nostalgiczny vibe lat osiemdziesiątych. Jest to jednak serial, który robi to dobrze. Mimo iż jest to produkcja Netfliksa, nie ma tam nachalnej tożsamościowej agendy, która tak wiele seriali już zrujnowała.

W czwartym sezonie pojawia się istotny wątek – czekanie na śmierć. Postać z punktu wyjścia pogrążona w mroku depresji w pewnym momencie ma solidne podstawy, by twierdzić, że następnej konfrontacji z czarnym charakterem serii nie przeżyje. W związku z tym pisze listy do każdego z przyjaciół, które mają otworzyć, jeśli umrze. To swoisty testament. Jednak nie dotyczy on rozliczenia majątku po zmarłym, ale rozliczenia relacji.

Do końca pozostajemy w niepewności, czy ostatecznie postać ta przeżyje, czy też nie. Wiemy jednak, że w swym mroku jest pogodzona ze śmiercią. I jest w stanie wydobyć z siebie to, co było piękne i cenne w jej życiu.

Podsumowanie

Ta lista jest oczywiście niekompletna. Ciężko w tym temacie nie pomyśleć chociażby o ostatnim albumie Davida Bowiego. Czy o typowo żydowskim kłóceniem się z Bogiem Leonarda Cohena w przedśmiertnym You Want It Darker. Albo też o komiksach z serii Sandman, w których siostrą głównego bohatera Snu, Morfeusza vel Sandmana, jest pogodna i widząca piękno w ludziach Śmierć, stylizująca się na dziewczynę z subkultury gothów.

W każdym okresie pojawia się artysta, który „psuje imprezę” i pyta o śmierć. Nie myślimy o niej tyle, co ludzie czasów Pieśni o Rolandzie. Jednak piosenki, filmy, gry komputerowe wcale nie są skazane na banalizowanie tematu śmierci.

Na zakończenie pozwolę sobie jeszcze przywołać słowa Kaczmarskiego z piosenki Weterani:

„Śmierci nie znamy osobiście –
Jak dotąd – umierali inni…”.

Ale wszyscy ją w końcu poznamy. Czego nas uczy stary motyw danse macabre – śmierć nie ma uprzedzeń klasowych, przyjmie każdego.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.