W dobie wszechobecnej pornografii i napastliwej seksualizacji życia codziennego papieska teologia ciała jawi się jako promyk nadziei i zwiastun nowego podejścia do cielesności. Kojarzony głównie z kremówkami i upadkiem komunizmu św. Jan Paweł II zaprasza nas do odkrycia wartości nas samych i naszych ciał.
Święty z Wadowic skupia się na kilku fragmentach Biblii w swym nauczaniu. Jednymi z istotniejszych były perykopy z Księgi Rodzaju o stworzeniu świata i o tym, jak Adam i Ewa przebywali razem w Edenie przed grzechem pierworodnym. Ukazano w nich bardzo wartościowe prawdy. Otóż wszystko, co Bóg dał człowiekowi, jest z natury dobre, bo sam Bóg jest Dobrem Najwyższym. Jan Paweł II stanowczo przeciwstawiał się dwóm skrajnościom: z jednej strony katarskiej herezji o istotowym złu wszelkiej materii, z drugiej marksistowskiemu materializmowi, który nie dopuszczał nic duchowego w otaczającym nas świecie.
Zarówno ciało, jak i dusza ludzka, stanowią nierozerwalną całość i dopiero w takim połączeniu możemy mówić o człowieku jako o osobie. Tym różnimy się od aniołów, że Stwórca obdarował nas ciałem. Nie jesteśmy także zwierzętami pozbawionymi duchowej cząstki. Dopełnia to wszystko następujący fragment: „Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu” (Rdz 2, 25). Jest to istotne, zwłaszcza w kontekście kolejnych wersetów, w których to po upadku pierwsi rodzice upletli sobie przepaski, gdyż „poznali, że są nadzy”. Papież rozwija w katechezach oba te fakty, spostrzegając, że należy rozpatrywać je przez pryzmat istoty grzechu pierworodnego. Człowiek od tego momentu chciał sam decydować co jest dobre, a co złe; według własnego widzimisię dyktować co można czynić, a czego nie. W momencie błędnego ułożenia hierarchii wartości, gdzie cokolwiek innego niż Bóg staje na pierwszym miejscu, wszystko może stać się środkiem do osiągnięcia zamierzonego celu, nawet druga osoba. W strachu przed konsekwencją takich myśli i działań Adam i Ewa przepasali się – nie chcieli stać się przedmiotem pożądliwości, mięsem, skórą i kośćmi, które można wykorzystać dla własnej przyjemności. Ta świadomość była tak silna, że nawet ich małżeńska więź nie była w stanie przesłonić strachu i perspektywy zagubienia własnego ja w oczach ukochanej osoby. Przed grzechem pierworodnym nic takiego nie miało miejsca – to właśnie ten „początek”, o którym wspomina Pan Jezus w rozmowie z faryzeuszami z dziewiętnastego rozdziału Ewangelii według św. Mateusza.
Nie cudzołóż!
Rozwinięcie poprzedniej myśli znajdziemy u Apostoła Synoptyka w rozdziale piątym. W Kazaniu na Górze Zbawiciel przybliża właściwą interpretację szóstego przykazania. Otóż cudzołoży nie tylko ten, który fizycznie współżyje z niewiastą, lecz każdy, kto „pożądliwie patrzy na kobietę”. To pożądliwe spojrzenie jest dokładnie tą samą chęcią wykorzystania drugiego człowieka jako środka do celu – w tym przypadku przyjemności płynących ze zjednoczenia ciał. Pan Bóg nie dał jednak człowiekowi narządów rozrodczych dla rozkoszy, są one jedynie dodatkiem, nie istotą i szczytem. Tak samo jak nie zostaliśmy obdarzeni językiem, nosem i żołądkiem po to tylko, by odczuwać feerię smaków i aromatów, ale by móc się bezpiecznie pożywiać, tak samo mężczyzna i kobieta nie zostali stworzeni z odmiennymi ciałami po to, by bezmyślnie uciekać w płciowe doznania. Sakramentalne małżeństwa (bo tylko w nich współżycie jest uczciwe i godne) „z natury swej skierowane są ku płodzeniu i wychowywaniu potomstwa” – tak mówi nam Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes. Stąd też, jak zauważa Paweł VI w swojej encyklice: „Jeżeli więc ktoś korzysta z daru Bożego, pozbawiając go, choćby tylko częściowo, właściwego znaczenia i celowości, działa wbrew naturze tak mężczyzny jak i kobiety, a także wbrew głębokiemu ich zespoleniu. I właśnie dlatego sprzeciwia się też planowi Boga i Jego świętej woli”. W takim kontekście każdy akt małżeński musi być otwarty na życie i poczęcie z Bożą łaską nowej istoty.
To jednak nie wyczerpuje znamion godziwości współżycia małżonków, wskazanych w Humanae Vitae. Jan Paweł II pochyla się dogłębnie nad fragmentem z Księgi Rodzaju: „Mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”. Owo zjednoczenie nie jest tylko fizycznym kontaktem i spotkaniem dwóch narządów w bezmyślnej kopulacji, a komunią osób, gdzie każdy z małżonków składa „bezinteresowny dar z siebie samego” (Gaudium et spes, 24). Dopiero w takim kontekście człowiek może w pełni zrealizować boski zamysł, by w miłosnym zjednoczeniu móc dać siebie drugiemu, bez żadnych wymagań, oczekiwań czy pożądliwości. Na wzór starotestamentalnej ofiary całopalnej, w której to zwierzę zostawało spalone i unosząc się w dymie ku niebu, całe oddane Bogu jako dar, tak i małżonkowie powinni złożyć całą swą osobę w podarku, by nawzajem przyjąć się i urzeczywistnić stan, który był „na początku”.
Nie będzie to jednak możliwe, gdy ukochany/ukochana będzie stanowić nie podmiot, a przedmiot w naszych oczach. Tę myśl wyraził Karol Wojtyła w swoim dramacie Przed sklepem jubilera, w którym to Anna rozmyśla: „Nie chciałam się czuć jak przedmiot, którego nie można utracić, gdy się raz już posiadło na własność”. W akcie zjednoczenia małżonkowie stają się nawzajem swoją własnością, której nie można jednak rozpatrywać w kategoriach używania rzeczy, a właśnie daru z siebie, który jest osią całego personalizmu Świętego Polaka.
Powyższy tekst jest fragmentem artykułu, który ukazał się w numerze 03 (03)/2017 Miesięcznika Adeste. Pobierz go za darmo, aby przeczytać resztę!