Nie umiemy się radować. Zdziwieni? Owszem, umiemy się cieszyć. Im smutniejsi jesteśmy, tym bardziej maskujemy to głupkowatym uśmiechem. Bóg zabiera nam te fałszywe protezy szczęścia i zmazuje kiczowate uśmieszki z twarzy. „Mój Syn nadchodzi. Zacznijcie się prawdziwie cieszyć!”.
Różowy kolor bywa symbolem plastiku, tandety i popkulturowego blichtru. Liturgia (przynajmniej w założeniu) jest ze swojej natury przeciwieństwem wyżej wymienionych. Różowy czy też różany ornat zakładany przez księdza w trzecią niedzielę adwentu musi więc komunikować coś innego niż cekiny i neony w muzycznych wizualizacjach.
Co to za ważna wiadomość?
Różowa wiadomość
Jeśli przyjrzymy się dobrze, jak wygląda niebo tuż przed wzejściem słońca, dostrzeżemy pewne podobieństwo. Kapłański róż ma w założeniu oddać kolorystykę ciemności kończącej się nocy prześwietlonej blaskiem wschodzącej światłości. Chodzi o te same skojarzenia emocjonalne: radość z nadejścia dnia odpowiada radości z nadejścia Chrystusa. On w końcu jest „z wysoka wschodzącym słońcem”.
Maryjna zapowiedź
Drobna dygresja. Skoro Chrystus jest słońcem, to Maryja musi być jutrzenką. Jutrzenka to nic innego jak planeta Wenus, ostatni jasny punkt na niebie, świecący, kiedy bledną wszystkie gwiazdy. Kiedyś też niesłusznie utożsamiano ją z gwiazdą, stąd śpiewamy, że Maryja jest „Gwiazdą Zaranną, Śliczną Jutrzenką”. Podobnie jak światło jutrzenki zapowiada nadejście słońca, tak samo pojawienie się na świecie Niepokalanej stanowi zapowiedź rychłego nadejścia Mesjasza.
Mesjańska radość
Pan jest blisko – dlatego mamy się radować. To właśnie znaczy łaciński imperatyw gaudete – radujcie się! Słowo zaczerpnięte z łacińskiego przekładu Listu św. Pawła do Filipian stało się nazwą trzeciej niedzieli adwentu. Izrael nie ma już powodu do smutku, kiedy Mesjasz nadchodzi. Wszystko odpokutowane, odpuszczone, wyroki oddalone. Można spokojnie wracać z wygnania i nie bać się wrogów we własnej ojczyźnie.
Bolesne żniwa
Wiejadło w ręku i palenie plew w ogniu nieugaszonym zdają się zakłócać klimat liturgicznej radości. Chrystus będzie przecież podrzucał szuflą zboże, żeby ziarno oddzieliło się od plew. I chrzcił Duchem Świętym i ogniem. Jestem ziarnem czy plewą? Muszę się w końcu zdecydować.
Czas skończyć z półśrodkami.
Smutne zakonnice
Papież Franciszek powiedział kiedyś, że boli go, gdy widzi smutną siostrę zakonną. Siostrzyczki uśmiechnęły się natychmiastowo. „Ale mi nie chodzi o uśmiech stewardessy!”, zripostował papież. Chrześcijańska radość niekoniecznie musi wyrażać się szerokim uśmiechem. Jest raczej spokojem serca, ufną postawą, że do Boga należy ostatnie słowo w dramacie ludzkiej historii.
Krwawy uśmiech
Filmowy Joker też uśmiechał się szeroko, od ucha do ucha wręcz, uśmiechem wymalowanym krwią. Jednak czerwień jego uśmiechu nie miała za wiele wspólnego z różem ewangelicznej radości. Bo niedziela Gaudete nie promuje wesołkowatości klaunów, ale chrześcijańską nadzieję, której nie mierzy się szerokością rozwarcia ust, lecz spokojnym sumieniem. Wobec wszystkich huraganów ludzkiego życia.