Znak pokoju jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów współczesnej liturgii katolickiej – to bardzo czytelny symbol, przez wielu traktowany jako wyrażenie postawy zgody z drugim człowiekiem, pojednania, pogodzenia się, życzliwego podejścia. Czasami można niestety odnieść wrażenie, że jest traktowany jak konwencjonalne skłonienie głowy na „dzień dobry” wobec sąsiada mijanego na ulicy. Jednak nawet jeżeli traktujemy ten moment liturgiczny świadomie i z głębi serca zwracamy się do osoby obok ze spojrzeniem pełnym braterskiej miłości oraz chęci pojednania, powinniśmy pamiętać, że pokój, o który tu idzie, nie pochodzi od nas i nie oznacza tylko zgody między ludźmi.
Owszem, już starożytne świadectwa mówią o horyzontalnym wymiarze znaku pokoju w liturgii. Justynian pisze tak: „Gdy zaś lektor skończy, przełożony żywym słowem upomina i zachęca do naśladowania tych wzniosłych nauk. Następnie powstajemy z miejsc i modlimy się za nas samych (…) i za innych (…) Po ukończeniu modlitw dajemy sobie nawzajem pocałunek pokoju” (Justyn Męczennik, Apologia I, 65; 67). Przede wszystkim zwraca naszą uwagę moment, który jest tu opisany – po liturgii słowa, a przed złożeniem darów na ołtarzu (nie przed obrzędami Komunii, tak jak robimy to dziś), a także sposób przekazywania sobie znaku pokoju przez pocałunek – po wielu wiekach ewoluowały oba te aspekty, czyli czas i miejsce. Jednocześnie od początku istniała świadomość wertykalnego wymiaru tego znaku – nie chodzi o zwykły, ludzki pokój (solidarność, zgodę, przyjaźń), ale o pokój Chrystusa Zmartwychwstałego wypływający z jedności Trójcy Świętej, która przewyższa wszelkie związki ludzkie, kulturowe, społeczne (por. KKK 1097).
Kamerzyści oczekują
12 listopada 1989 roku w Krzyżowej k. Świdnicy odbyła się msza święta pod przewodnictwem abpa Alfonsa Nossola, która była ważną częścią wizyty ówczesnego kanclerza Niemiec Helmuta Kohla w Polsce. W tych dniach upadał mur berliński, symbolicznie kończył się okres komunizmu, czuć było „ducha przemian”. Po słowach „przekażcie sobie znak pokoju” kanclerz Kohl i polski premier Tadeusz Mazowiecki wyszli ze swoich klęczników, by objąć się w braterskim uścisku i pozostać w nim dłuższą chwilę. Następnego dnia fotografia przedstawiająca tę scenę obiegła cały świat, by stać się symbolem pojednania polsko-niemieckiego, otwarcia nowego rozdziału w trudnej historii stosunków obu narodów.
Od tamtej pory, przynajmniej w Polsce, przy okazji świąt państwowych, pogrzebów czy innych ważnych wydarzeń, moment znaku pokoju podczas Eucharystii z udziałem różnych polityków – od głów państw po szefów partii politycznych – jest chyba najbardziej medialnie wykorzystywany. Reporterzy uważnie obserwują, kto na kogo spojrzał, kto komu podał rękę, kto uniknął niekomfortowego spotkania. Nawiasem mówiąc, jest to powierzchowne, a dla świadomego katolika stanowi przykład instrumentalnego użycia świętej liturgii w oderwaniu od jej prawdziwego, niewidocznego dla oczu wymiaru.
Wartym zapamiętania „wyjątkowym” znakiem pokoju może być ten uczyniony w 1995 roku przez papieża Jana Pawła II oraz Ekumenicznego Patriarchę Konstantynopola, Bartłomieja I (który podczas Eucharystii w tym właśnie celu podszedł do ołtarza). Tego typu sytuacje zdarzały się nieraz, i o ile można przy ich okazji mówić o pewnej „medialności”, o tyle jednak z pewnością zarówno papież, jak i patriarcha mieli świadomość wertykalnego wymiaru znaku, czyli pokoju płynącego od Chrystusa, który może rzeczywiście prowadzić ku prawdziwemu ekumenicznemu zbliżeniu, które przekracza ludzkie możliwości.
Dlaczego w tym miejscu?
Papież Benedykt XVI w posynodalnej adhortacji Sacramentum caritatis (2007) zwrócił się do Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, aby rozważyła, czy nie lepiej byłoby przenieść znak pokoju w inne miejsce mszy świętej w celu jego lepszego zrozumienia i wykonywania. Kongregacja wystosowała w 2014 roku (już za pontyfikatu papieża Franciszka) List Okólny: Znaczenie rytualne daru pokoju podczas Mszy św., w którym opowiedziała się za zachowaniem w liturgii rzymskiej znaku pokoju w swoim tradycyjnym miejscu.
Uzasadnienie tej decyzji jest bardzo ważne. Zwraca się w nim uwagę nie tylko zewnętrzną formę znaku pokoju, ale przede wszystkim na jego szczególny wymiar teologiczny, o którym traktuje następujący fragment: „Znajduje ono swój punkt odniesienia w kontemplacji eucharystycznej misterium paschalnego – odmiennie od tego, jak jest w innych rodzinach liturgicznych, które inspirują się fragmentem Ewangelii wg św. Mateusza (por. Mt 5,23) – przedstawiając się jako »pocałunek paschalny« Chrystusa zmartwychwstałego obecnego na ołtarzu” („Anamnesis” 79, 2014, s. 13). Wspomniany werset Ewangelii to ten, w którym Jezus mówi, że zanim człowiek złoży swój dar na ołtarzu, powinien pojednać się ze swoim bratem. Przytoczone słowa stanowią często przywoływane uzasadnienie horyzontalnego wymiaru znaku pokoju, który nie wyraża jednak w pełni znaczenia gestu.
Chrześcijański pokój ma swoje źródło w Bogu – nie w człowieku. Najgłębszy pokój człowiek znajduje z kolei w Eucharystii, w zjednoczeniu z Chrystusem, Księciem Pokoju. To jest prawdziwa istota Jego misji (a więc i powołania Kościoła) – pojednać ludzi ze sobą w Bogu.
To tylko fragment tekstu, który ukazał się w 28. numerze Miesięcznika Adeste.
Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!