
Człowiek jest istotą społeczną. Z jednej strony potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi, a z drugiej – te kontakty są nieuniknione. Przynajmniej kilka razy podczas naszego życia musimy zmierzyć się z wejściem w nowe środowisko. Pójście do kolejnej szkoły, rozpoczęcie nauki na uczelni w innym mieście, pierwsza i następna praca. Podczas każdej z tych zmian spotykamy nowych ludzi. Nowych i różnych, a więc mających często odmienne poglądy od naszych. Co jednak zrobić w momencie, gdy zaczyna przeszkadzać im to, co w nas najważniejsze, a więc nasza wiara?
Jakiś czas temu, czekając na egzamin na uczelni, byłem świadkiem niezwykłej sytuacji. Jedna dziewczyna na moment przed wejściem do sali zrobiła koleżance na czole znak krzyża. Nie tylko życzyła jej powodzenia, ale przede wszystkim błogosławieństwa. Jednocześnie zauważyłem zdezorientowane, czy nawet nieco zażenowane spojrzenia kilku osób stojących niedaleko nich. Prozaiczna sytuacja, a jednak bardzo do mnie przemówiła. Poruszyła mnie szczerość oraz odwaga tej dziewczyny, a także to, że nie zwracała uwagi na to, co pomyślą inni. Po prostu zrobiła to, co uznała w sercu za słuszne, co podpowiedziała jej wiara.
Trudne początki
To nie był odosobniony przypadek. Przez ostatni rok widziałem wiele podobnych, tak samo jak masę różnych reakcji otoczenia na nie. Rozpoczynając naukę na uczelni i przeprowadzając się do dużego miasta, nie spodziewałem się, że na nowo będę musiał zrozumieć, co znaczy być świadkiem Chrystusa. Pochodzę z małej miejscowości, gdzie niemal każdy jest katolikiem. Również w czasach liceum trafiałem najczęściej na wierzących rówieśników, którzy mieli mniejszy czy większy związek z Kościołem. Teraz jednak musiałem odnaleźć się w środowisku, w którym wiara w Boga nie dla każdego jest sprawą oczywistą, a dla niektórych nawet głupstwem. Zacząłem zastanawiać się, co powinien zrobić młody człowiek, który musi odnaleźć się w środowisku, w którym nie zawsze spotka się z przychylnymi komentarzami na temat swojej wiary i innych poglądów. Zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy tyle mówi się o kryzysie Kościoła; kiedy na światło dzienne wychodzą najróżniejsze brudy niektórych duchownych; kiedy wiele osób, a nawet osobistości, nawołuje do walki z Kościołem.
Trudne powołanie
Gdy myślę o tym wszystkim, niemal natychmiast do głowy przychodzą mi słowa Jezusa z piętnastego rozdziału Ewangelii według św. Jana: „Jeśli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (J 15,20). Każdy z nas słyszał to wiele razy, ale nie wszyscy uświadomili sobie, że znoszenie wszelkich prześladowań to niemal nasze powołanie. Jeszcze dosadniej jest to ujęte w Ewangelii według św. Mateusza: „Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mojego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie” (Mt 5,11). Te słowa to nie tylko ostrzeżenie i przygotowanie apostołów na prześladowania Kościoła – to wezwanie i powołanie dla każdego z nas. Trudne – ale niezbędne i oczyszczające. I nieważne, w jakiej formie to prześladowanie się objawia – czy jest to zwykłe, ironiczne spojrzenie innych osób, gdy czynimy znak krzyża, przechodząc obok świątyni, czy otwarte wyśmiewanie się z tego, w co wierzymy. Myślę, że póki nie będziemy gotowi odpowiedzieć na to powołanie, nie zrozumiemy w pełni naszej wiary.
To tylko fragment tekstu, który ukazał się w 23. numerze Miesięcznika Adeste.
Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!