adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Społeczeństwo

Mój kolega X, czyli historia człowieka niepotrzebnego

Mój kolega X ma bardzo bolesne życie. Tymczasem ci, którzy go znają, twierdzą, że wszystko jest w porządku i nie powinien się przejmować. To o co chodzi? I co naprawdę skrywa w sobie X?

Sam w sumie nie wiem, co o nim myśleć. Co prawda w tytule tego tekstu nazwałem X kolegą, ale mój stosunek do niego jest dość niejednoznaczny. Raczej uważam go za dobrego człowieka. Jednocześnie czasem zwyczajnie go nienawidzę za to, jaki jest. Podobnie jak on czasem nienawidzi sam siebie.

Niemniej ogólnie X jest moim zdaniem w porządku. To dobry człowiek o przyjaznym usposobieniu i wrażliwym sercu. Dla każdego potrafi znaleźć dobre słowo. Jednocześnie nigdy się nie narzuca i nie pcha na siłę tam, gdzie go nie chcą. Można by wręcz powiedzieć, że X jest trochę wycofany. A już na pewno, że nie cierpi zwracać na siebie uwagi. I to jest zarówno jego plus, jak i minus.

X ma również elementy duszy artystycznej. Potrafi się ładnie wypowiadać, choć często się gubi, zwłaszcza w stresie. Lubię jednak słuchać, jak opowiada o swoich podróżach czy pasjach. A jeszcze bardziej lubię czytać jego teksty, bo na pewno jego mocniejszą stroną jest pisanie niż mówienie. Myślę, że zasłużenie X bywa doceniany za to, jak pisze. W piśmie posługuje się ładną polszczyzną, nie stroniąc od ironii i celnych spostrzeżeń. Charakterystyczną cechą jego stylu jest poczucie humoru. Na tym jednak artystyczny pierwiastek X się nie kończy. X lubi poezję i dobrą literaturę, a najbardziej uwielbia muzykę. Sam jest zresztą dość muzykalny. Nieraz dziwiłem się, jak to możliwe, że gdy dostaje do ręki nieznany sobie wcześniej instrument, zazwyczaj w kilka chwil jest w stanie zagrać na nim jakąś melodię.

Oczywiście X uwielbia też podróżować. Lubi odkrywać nowe miejsca, ale także wracać do tych, w których już był. Lubi zarówno latać do innych krajów, jak i kręcić się po okolicy. Byle tylko oderwać się od swojego mieszkania, codzienności, rutyny, zobaczyć coś nowego, ciekawego. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że X bardziej ucieka, niż podróżuje. I ten ktoś miałby chyba trochę racji.

Ale przed czym ta ucieczka? Cóż, tu nie wszystko mogę zrozumieć, bo X nie lubi o tym mówić. Pewnych rzeczy można się jednak domyślić. X ucieka przed poczuciem bezsensu, zmarnowanego życia. Ucieka przed frustracją, brakiem zrozumienia i docenienia. Ucieka przed ludźmi, od których czuje się zawsze gorszy, czyli od wszystkich. Ucieka od towarzystw, do których – w swoim mniemaniu – nie pasuje. Wreszcie ucieka przed samym sobą, nienawiścią i obrzydzeniem, jakie sam w sobie wywołuje.

Pytanie, czy przed tym wszystkim w ogóle da się uciec, a jeśli tak, to gdzie. Naturalnym wyjściem jest ucieczka w samotność, której X nienawidzi, ale w której przynajmniej nikt go nie krzywdzi. X nie najgorzej czuje się w swoim własnym towarzystwie, choć niezbyt lubi spoglądać w lustro. Czasem jednak uważa, że już lepiej zostawić siebie dla siebie, niż narażać innych na wątpliwą przyjemność kontaktu z sobą. Poza tym wszyscy znajomi X, odnoszący sukcesy na różnych polach, i tak nie zrozumieją wypełniającej go pustki i bólu.

W skrócie: X nie dostrzega wśród swoich bliskich nikogo, komu tak naprawdę byłby potrzebny. Wydaje mu się, że słyszy, że jest do czegokolwiek potrzebny tylko wtedy, kiedy prosi szefa w pracy o urlop. Ma jednak silne poczucie, że świat byłby dokładnie taki sam, gdyby nie było tam jego. I nie chodzi tu o świat w skali globalnej, ale świat widziany oczyma każdego z jego znajomych.

Oczywiście to wrażenie nie jest słuszne. Jest dość sporo osób, które uważają X za potrzebnego i wartościowego człowieka. X potrafi wywierać pozytywny wpływ na otoczenie, poprawiać samopoczucie innych i pomagać. Umie wysłuchać i dobrze poradzić, choć nie każdy miał okazję się o tym przekonać. Gdy pytam innych, co myślą o X, słyszę praktycznie same ciepłe i dobre słowa. Ale sam X chyba albo tego nie dostrzega, albo w to nie wierzy.

Zobacz też:   Konieczny i pożyteczny

Dużą rolę w życiu X odegrały kobiety. To najbardziej drażliwy temat. Jedyną rzeczą, której X tak naprawdę zawsze chciał w życiu, było założenie rodziny. Byłby gotów oddać za to wszystko: swoją karierę, dobrze płatną pracę, wykształcenie, mieszkanie w przyjemnej okolicy, sportowy samochód i wszystko inne. W pewnym sensie rodzina jest obsesją X, do której dąży z wszystkich sił, ale której nie potrafi zrealizować.

Znając X od dawna, uważam, że byłby wspaniałym mężem i ojcem. Już od wielu lat jest na tyle dojrzały i świadomy, że świetnie wywiązywałby się z tych ról. Ci, którzy znają go naprawdę dobrze, wiedzą, że dla osób, na których mu najbardziej zależy, potrafi być bardzo czuły, cierpliwy i troskliwy. Problem w tym, że te wszystkie cechy są przykryte grubą warstwą bólu i frustracji, podlaną obawami przed brakiem akceptacji. Dlatego X to, co ma najlepsze, niestety chowa dość głęboko. Wracając jednak do meritum – uważam, że jeśli X nigdy nie zostanie mężem i ojcem, to ludzkość bezpowrotnie utraci kandydata na naprawdę wspaniałą głowę rodziny. To duże słowa, ale znam X na tyle, by mówić je z pełnym przekonaniem.

Jak więc doszło do tego, że X nie spełnił jeszcze swojego największego marzenia? Cóż, swoją rolę odegrały tu chyba zarówno fatalne wybory życiowe, jak i zwyczajny pech. X ma za sobą trzy poważne związki. Każdy z nich miał swoje plusy, ale z czasem okazywał się tragedią. Jego pierwsza wybranka była bardzo zaradna życiowo, drugą najbardziej uważał za swoją bratnią duszę i świetną przyjaciółkę, a trzecia była z nich wszystkich najładniejsza. Tylko co z tego, skoro pierwsza go zdradziła, druga była niedojrzała, a trzecia zupełnie go nie szanowała. Z każdej z tych relacji X wychodził coraz bardziej poobijany i zrozpaczony.

Trudno więc się dziwić, że X nie wierzy już w siebie i swoje możliwości. W ogóle nie uważa się za atrakcyjnego i jest coraz bardziej przekonany, że nie ma w nim niczego, co mogłoby się spodobać jakiejkolwiek kobiecie. Choć ma wiele pasji i ciekawych przemyśleń, to widzi w sobie nudziarza bez pomysłu na siebie. Ze smutkiem obserwuje świat, który doskonale sobie radzi bez niego. I czuje się coraz bardziej zbędny, coraz bardziej nikomu niepotrzebny.

X najbardziej nie lubi, gdy mówi mu się, że jest jeszcze młody, że ciągle ma przed sobą wiele czasu i możliwości. Owszem, jest wciąż względnie młody, ale sam czuje się niewyobrażalnie staro. A z każdą kolejną porażką jakby przybywało mu dodatkowe dziesięć lat. Ale trudno mu się dziwić. X nie doświadcza w swoim życiu tego, co najbardziej odmładza – poczucia, że jest ktoś, komu by na nim naprawdę zależało. X nie dostrzega w niczyich oczach radości z jego obecności, autentycznego szczęścia ani bezgranicznego zaufania. I dlatego czuje się tak niepotrzebny i nieszczęśliwy.

Przykro patrzy mi się na to, jak dobra i ciepła strona X marnuje się w jego postępującym otępieniu, popadaniu w rozpacz i brak sensu. Zwyczajnie, po ludzku jest mi szkoda dobrego człowieka, któremu wciąż nie udaje się nawet zbliżyć do tego, co w swoim życiu uważa za najważniejsze. To musi strasznie boleć. Dlatego proszę, pomódlcie się za X. Niech ta spirala ogromnego a zupełnie bezsensownego cierpienia wreszcie się przerwie.

W tym wszystkim muszę oddać X, że jest naprawdę wytrwały i dzielnie znosi swoje bóle. Ja na jego miejscu chyba bym nie wytrzymał.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.