W ostatnim czasie z Niemiec docierały do nas informacje na temat postulatów formułowanych przez tamtejszą Drogę Synodalną. W katolickim internecie aż roi się od filmików i konferencji na temat seksualności, często wzajemnie sprzecznych. Synod zapoczątkowany przez papieża Franciszka stworzył atmosferę większej otwartości i zaufania, co pozwala na śmielsze stawianie pytań i wychodzenie ze strefy tabu. Postanowiłam wpisać się w ten dialog, rozmawiając z kilkoma osobami dla Adeste. Moim kolejnym rozmówcą był ks. dr hab. Andrzej Kobyliński, profesor UKSW, filozof, etyk, absolwent Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 1998-2011 był wykładowcą i wychowawcą w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku, a w latach 1999-2004 pełnił w tej uczelni funkcję prorektora ds. wychowawczych. Na początek rozmawiamy o etyce seksualnej i zmianach, jakie w jej postrzeganiu zachodzą w ostatnich czasach, oraz miejscu polskiego Kościoła w tej debacie.
Monika Chomątowska: Od jakiegoś czasu dużo się mówi o Drodze Synodalnej w Niemczech i o zadawanych tam pytaniach. Polski Kościół, mam wrażenie, nie chce się nad nimi w ogóle zastanawiać. Ale czy o ile odpowiedzi być może są dyskusyjne i część z nich nie jest zgodna z nauką Kościoła, to pytania nie są warte uwagi? Wiele osób pyta o naukę Kościoła, zwłaszcza etykę seksualną, i nie dostaje odpowiedzi. Albo jedynie cytuje się im ogólne zasady. Ostatni zbiorczy dokument dotyczący etyki seksualnej to lata siedemdziesiąte – Persona humana. Później były chyba tylko jakieś instrukcje dla spowiedników. Minęło już prawie pięćdziesiąt lat, dużo się zmieniło w mentalności ludzi. Wiele nowych wątków pojawiło się w takich naukach jak psychologia czy seksuologia, lecz Kościół tak jakby w ogóle się do tego nie odniósł. Jest taki mur i opór. Gdy rozmawiałam niedawno z o. Gwaderą, to przekazałam pytanie od czytelnika Adeste o transseksualizm i o to, czy operacja zmiany płci jest grzechem ciężkim, i jak potem może taka osoba funkcjonować w Kościele. Usłyszałam, że nie ma raczej w ogóle nauczania na ten temat i pogłębienia tych wątków. Niektórzy idą ścieżką braku dyskusji i zbycia: „To jest ideologia”, ale to nie zmieni faktu, że te pytania będą krążyć. Co Ksiądz Profesor o tym myśli? Czy nie potrzebowalibyśmy w Kościele ponownie takiego dogłębnego zastanowienia się nad pewnymi kwestiami i udzielenia jasnych odpowiedzi? Nie wiem jakich, bo to już Urząd Nauczycielski Kościoła musi je sformułować, ale sam fakt zastanowienia się nad tymi pytaniami, a nie zbywania ich, wiele by zmienił.
Ksiądz dr hab. Andrzej Kobyliński: To jest pytanie retoryczne. Odpowiedź może być tylko twierdząca. Co więcej, zagadnienia, o których teraz rozmawiamy, będą z pewnością przedmiotem wielu trudnych debat w najbliższych stuleciach. Poprzednie dwa tysiąclecia dziejów chrześcijaństwa były zdominowane przez konflikty doktrynalne o charakterze religijnym. Chrześcijanie spierali się o rozumienie Jezusa Chrystusa, nieba i piekła, sakramentów, Matki Najświętszej, natomiast w trzecim tysiącleciu najważniejsze będą zagadnienia antropologiczne i etyczne. Już dzisiaj są one przyczyną ogromnych napięć, podziałów wśród chrześcijan żyjących na wszystkich kontynentach. W pewnym sensie ta wielka wojna antropologiczna i etyczna wśród chrześcijan różnych denominacji – zostawiamy na boku inne religie – dopiero się zaczyna, natomiast w Polsce chowamy głowę w piasek i udajemy, że nic się nie dzieje. To jest oczywiście droga donikąd. To absolutnie błędna postawa, którą od lat bardzo stanowczo krytykuję w moich publikacjach i wypowiedziach medialnych.
A co według Ksiądza Profesora można zrobić, żeby to się zmieniło i żeby też z Watykanu poszły jakieś konkretne ruchy? Myślę, że jednak w porównaniu z poprzednimi pontyfikatami papież Franciszek otwiera te drzwi, otwiera rozmowę, sam synod też jest jakimś otwarciem. Pozwala się na to, by pytania wybrzmiały, ale co zrobić, żeby jakieś konkretne dokumenty czy zmiany zaistniały szybciej? Mam wrażenie, że młyny watykańskie mielą powoli, jak zawsze, ale żyjemy w innych czasach niż dawniej. Jeżeli zajęcie się tymi zagadnieniami zajmie nam kolejne dwadzieścia lat, to wydamy dokumenty, które już będą nieaktualne. Co my jako katolicy świeccy czy księża jesteśmy w stanie zrobić, żeby coś poszło do przodu?
Obecny pontyfikat stanowi radykalną zmianę w Kościele katolickim. W ostatnich latach mamy wyraźne przesunięcie akcentów, gdy chodzi o papieskie nauczanie. Od 2013 roku w centrum uwagi biskupa Rzymu są zagadnienia społeczne, imigranci, uchodźcy, problem ubóstwa, ludzie bezdomni itp. Watykan koncentruje się na zagadnieniach sprawiedliwości społecznej, natomiast prawie nie ma wypowiedzi papieża Franciszka, gdy chodzi o etykę seksualną, dylematy bioetyczne, kwestie obyczajowe związane z życiem małżeńskim i rodzinnym. Te ostatnie zagadnienia są coraz częściej zostawiane indywidualnym sądom sumienia poszczególnych członków Kościoła katolickiego.
To jest głęboka rewolucja. Osobiście nazywam ją prawdziwą rewolucją kopernikańską. Jej ważnym punktem odniesienia jest adhortacja apostolska Amoris laetitia („Radość miłości”), wydana w roku 2016. Oczywiście można o tym dokumencie długo dyskutować. Jest w nim wiele różnych zagadnień. Największe znaczenie ma jednak głęboka zmiana dotycząca interpretacji zagadnień moralnych. Adhortacja dokonała wyraźnego przesunięcia akcentów od zasad o charakterze ogólnym do sądów szczegółowych, formułowanych przez indywidualne sumienia katolików. W pewnym sensie po 2016 roku rozpoczął się nowy etap w dziejach Kościoła katolickiego na poziomie nauczania moralnego. Jak teraz kształtować sumienia ludzi? W jaki sposób młode pokolenie katolików powinno słuchać głosu swojego sumienia?
Warto w tym miejscu zauważyć, że w wielu krajach jedną z konsekwencji tej rewolucji było oficjalne dopuszczenie do przyjmowania komunii świętej osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach nieregularnych. Niestety, w Polsce prawie sto procent katolików udaje, że tego zwrotu nie ma, a nawet jakby nie było publikacji adhortacji Amoris laetitia. Owszem, możemy udawać w nieskończoność, że świat wokół nas jest inny niż w rzeczywistości, ale to jest droga donikąd. Potrzeba przebudzenia. Być może będzie ono bolesne, ale jest konieczne, bo inaczej będzie tak, jak Pani Redaktor przed chwilą powiedziała, że świat nam ucieknie. Świat pędzi, zmienia się kultura masowa, wokół nas dokonują się radykalne przemiany obyczajowe, także gdy chodzi o katolików, szczególnie w takich krajach jak Australia, Brazylia, Filipiny, Niemcy czy Stany Zjednoczone. Szkoda, że polski katolicyzm jest uśpiony. Trwa w głębokim zimowym śnie. To sprawia, że stajemy się katolicyzmem peryferii, to znaczy nie uczestniczymy w tym wielkim sporze, który toczy się obecnie w Kościele katolickim w wymiarze globalnym.
Mam wrażenie, że w polskim Kościele jest bardzo duży podział. Jest część, która próbuje za wszelką cenę zatrzymać zegarki i ciągle myśli, że jesteśmy w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych. Ale młode pokolenie patrzy na to już inaczej. Jestem zaangażowana we wspólnoty przy Kościele i rozmawiam ze znajomymi na różne tematy, zadajemy pytania, widzimy wiele spraw szerzej. Można powiedzieć, że ten ferment się zaczyna, ale jest ucinany przez część biskupów i konserwatywną (choć to bardzo dyskusyjne, co dokładnie rozumiemy pod pojęciem konserwatyzmu) część Kościoła. Dawniej chociażby Humanae vitae nie było dyskutowane w Polsce. Od pewnego czasu, spotykając się z pytaniami innych katolików, sama zobaczyłam rzeczy, których wcześniej nie widziałam. Jestem trochę na forach dotyczących NPR. Spotykam się tam z konkretnymi, realnymi problemami podnoszonymi przez ludzi. W punkcie 17 HV czytamy: „Należy również obawiać się i tego, że mężczyźni, przyzwyczaiwszy się do stosowania praktyk antykoncepcyjnych, zatracą szacunek dla kobiet i lekceważąc ich psychofizyczną równowagę, sprowadzą je do roli narzędzia, służącego zaspokajaniu swojej egoistycznej żądzy, a w konsekwencji przestaną je uważać za godne szacunku i miłości towarzyszki życia”. Spotykam z krytyką tego punktu, ponieważ podczas gdy część kobiet nie ma problemów ze współżyciem w fazie niepłodnej cyklu i nie widzi wielkiej różnicy między swoimi potrzebami seksualnymi w tym czasie i w czasie płodnym, inna część ma niskie libido w fazie niepłodnej. Wówczas, gdy ta druga grupa kobiet współżyje w fazie niepłodnej, czasami zmuszając się do tego ze względu na dobro małżeństwa, czuje się jakoś wykorzystana. Dla nich „rzeczywistość skrzeczy” i ma się nijak do cytowanego punktu HV. Zadają więc pytanie, jak do tego mają podejść. Te problemy, mówi Ksiądz Profesor, obecnie mamy rozwiązywać, bardziej odwołując się do sumienia. Dotykamy tu według mnie też kwestii dwóch celów współżycia małżeńskiego: prokreacyjnego i jednoczącego małżonków. Jeżeli np. małżeństwo przez długi czas nie może lub nie umie (bo nieraz niemożność wynika z niewystarczającej wiedzy) stosować NPR, ale zwłaszcza gdy ma obiektywne powody, dla których powinni trwać we wstrzemięźliwości – bo autentycznie muszą odłożyć poczęcie i trwa to na przykład rok, a wskutek tego jest masa napięć między małżonkami, które owocują kłótniami, odbijającymi się na już zrodzonym potomstwie – to w sumieniach rodzi się pytanie, czy tak naprawdę chronimy jakieś wyższe dobro. Skoro ogólnie jesteśmy otwarci na życie i jeśli pocznie się nieplanowane dziecko, i tak je przyjmiemy, nie dokonamy aborcji. To są tego typu dylematy. Czy tutaj Ksiądz Profesor szedłby w kierunku kształtowania sumień i tego, żeby ludzie sami odpowiadali w sumieniu na te pytania, czy jednak mimo wszystko Kościół powinien podjąć te kwestie w jakimś dokumencie?
Są potrzebne działania na dwóch poziomach. Pierwszy to kształtowanie sumień. Dzisiaj formowanie dojrzałych sumień dzieci, młodzieży, studentów jest czymś szalenie wymagającym, ponieważ mamy nieograniczony dostęp do informacji, żyjemy w świecie wirtualnym. Każdego dnia jesteśmy bombardowani setkami informacji. W takim świecie kształtowanie mądrego sumienia chrześcijańskiego jest czymś niezwykle trudnym. Świat się zmienił i musimy to sobie uświadomić, żeby tego nie przegapić. Niestety, w większości naszych parafii ciągle za bardzo koncentrujemy się na obrzędach religijnych, na uroczystościach pierwszokomunijnych, na bierzmowaniach, natomiast realne kształtowanie sumień młodych ludzi jest niedowartościowane i głęboko zaniedbane. Ale jest też potrzebny drugi poziom, gdy chodzi o oficjalne nauczanie doktrynalne Kościoła na poziomie diecezji, kraju czy całego świata. W tej materii mamy ogromne trudności, ponieważ tak naprawdę już chyba nie będzie jednego spójnego nauczania doktrynalnego w Kościele katolickim w wymiarze globalnym.
Dlaczego?
Ponieważ w 2013 roku głębokiej rewolucji dokonał papież Franciszek, publikując adhortację Evangelii gaudium („Radość Ewangelii”). W tym dokumencie został bardzo wyraźnie naszkicowany nowy projekt Kościoła, który podlega decentralizacji – także w wymiarze doktrynalnym. Decentralizacja Kościoła katolickiego jest procesem nieodwracalnym. W konsekwencji coraz częściej w wielu ważnych kwestiach, gdy chodzi o rozumienie prawd wiary i moralności, katolicy będą się różnić między sobą, żyjąc w różnych krajach czy regionach świata. Jako katolicy w Polsce nie możemy już oczekiwać, że będą przychodzić z Rzymu – jak to było przez ostatnie wieki – jasne odpowiedzi dotyczące jednego, spójnego nauczania katolickiego, gdy chodzi o rozumienie prawd wiary i moralności. To radykalna zmiana, którą trzeba sobie w naszym kraju uświadomić. Obecnie w wielu państwach kardynałowie, biskupi i wierni świeccy postulują radykalną zmianę całej katolickiej etyki seksualnej. W wielu krajach zachodnich duża część biskupów katolickich akceptuje homoseksualizm i opowiada się za błogosławieniem związków jednopłciowych. Co więcej, we wrześniu 2022 roku biskupi Flandrii – niderlandzkojęzycznej części Belgii – jako pierwsi biskupi katoliccy na świecie stworzyli specjalny liturgiczny obrzęd błogosławienia par jednopłciowych w świątyniach katolickich. Coraz częściej w kręgach katolickich homoseksualizm jest prezentowany jako dar Boży, posiadający taką samą wartość moralną jak orientacja heteroseksualna. Jeśli w Polsce chcemy mieć większą jasność doktrynalną w tych trudnych kwestiach, to trzeba zakasać rękawy i w pocie czoła wypracować odpowiednie zasady etyczne, odwołując się do Pisma Świętego, Tradycji i aktualnej wiedzy naukowej. Powtarzam: nikt za nas tego już dzisiaj nie zrobi.
W jakimś sensie jest to być może powrót do rozumienia prawa, jakie miał Jezus, ponieważ chociażby w sporach o szabat Jezus widząc dobro człowieka czy nawet jego zdrowie, potrafił postawić je wyżej od zachowania szabatu. Podmiotem wydaje się osoba ludzka i niekoniecznie musimy mieć tutaj sprzeczność z Tradycją, tylko bardziej pogłębienie jej rozumienia, ponieważ już Jan Paweł II zaczął wprowadzać personalizm do teologii. Myślę, że to może iść w tym kierunku: dobro człowieka. Natomiast rodzi to problemy dotyczące czynów wewnętrznie nieuporządkowanych, bo zakładamy, że są takie czyny, który są wewnętrznie złe i nie można ich dokonać, nawet w imię jakiegoś dobra, tylko co najwyżej możemy tolerować je w zasadzie podwójnego skutku. Chyba tu leży główny spór, jeśli chodzi o rozumienie tych kwestii w Niemczech. Czy Ksiądz Profesor uważa za możliwe, że Kościół niektóre czyny dziś uznawane za wewnętrznie złe, jak np. antykoncepcja czy masturbacja, wkrótce potraktuje inaczej? A może pójdzie to w kierunku doprecyzowania warunków grzechu ciężkiego, bez odchodzenia od pojęcia czynów wewnętrznie złych? Na przykład nie każdą kradzież uznaje się za grzech ciężki, biorąc pod uwagę też krzywdę okradzionej osoby. Czy jest możliwe, że pójdzie to w Kościołach lokalnych w tym kierunku? Zauważmy, że nie mówi się tu o kwestii dobrowolności czy świadomości, ale o krzywdzie drugiej osoby, której czyn dotyka. Czy jest to zbyt duża zmiana?
Zmiana jest jeszcze głębsza, ponieważ w wielu krajach tak naprawdę tworzy się zupełnie nową etykę seksualną. To, co zostało przegłosowane ostatnio w Niemczech przez znakomitą większość biskupów i ludzi świeckich uczestniczących w Drodze Synodalnej, stanowi de facto nową etykę seksualną, gdy chodzi o akceptację homoseksualizmu czy zanegowanie biblijnego podziału na męskość i kobiecość. Jeśli uważnie przeczytamy te nowe normy moralne, akceptowane przez znakomitą większość niemieckich biskupów i ludzi świeckich, to stwierdzimy, że stanowią one radykalne zerwanie z tradycją chrześcijańską. To jest dopiero głębia sporu, który się otwiera w Kościele katolickim. Niestety, na tradycję i nauczanie Jezusa z Nazaretu powołują się nie tylko obrońcy dotychczasowego nauczania doktrynalnego, ale także zwolennicy głębokiej reformy. Problem polega na tym, że z tych samych źródeł są wyciągane bardzo różne wnioski. Wydaje się, że przede wszystkim należy zachować stopniowalność problemów, z którymi mamy do czynienia. Żeby rzeczywiście na pierwszym miejscu widzieć te wyzwania, które są najważniejsze, a dalej na innych poziomach umieszczać te sprawy, które mają mniejszą rangę moralną. W Polsce jest z tym ogromny problem, ponieważ albo mamy chowanie głowy w piasek, albo ostre spory o sprawy drugorzędne.
Co jest dzisiaj najistotniejsze, gdy chodzi o rewolucyjne zmiany zachodzące w etyce seksualnej w Kościele katolickim?
Podam dwa przykłady, które należą do spraw absolutnie najważniejszych. Pierwszy problem to są nowoczesne formy tzw. antykoncepcji awaryjnej i aborcji chemicznej. Skupmy się może tylko na aborcji chemicznej, która coraz częściej zastępuje aborcję chirurgiczną. Dzisiaj w niektórych krajach aborcja chemiczna to telemedycyna i tabletki dostarczane przesyłką pocztową. Takie uproszczone sposoby dokonywania aborcji chemicznej zostały ostatnio wprowadzone w Wielkiej Brytanii. W tym kraju żyje kilkaset tysięcy Polek, które mieszkają tam i pracują. Są one częścią brytyjskiego systemu służby zdrowia. Te nowe, kompletnie przerażające, formy aborcji chemicznej w ramach telemedycyny weszły w życie w okresie pandemii koronawirusa i obecnie zostały zatwierdzone przez brytyjskie ministerstwo zdrowia jako jedna z usług medycznych, finansowanych przez narodowy system ochrony zdrowia. Jest to coś absolutnie przerażającego.
Aborcja chemiczna w ramach telemedycyny to kompletna banalizacja uśmiercania życia na pierwszym etapie jego rozwoju. Nowe formy aborcji chemicznej stanowią gigantyczne wyzwanie, które wywraca do góry nogami tradycyjny porządek moralny. W ostatnich latach opublikowałem kilka artykułów naukowych na ten temat. Niestety, w Polsce nikt nie chce o tym rozmawiać. Jeśli w naszym kraju prawie nikogo nie interesuje aborcja chemiczna, która stała się wielkim dramatem w wymiarze globalnym, to powiem szczerze, że nie wiem, o czym jeszcze możemy poważnie rozmawiać, ponieważ wszystkie inne zagadnienia etyki seksualnej są o wiele mniej ważne niż masowe uśmiercanie życia ludzkiego na pierwszym etapie jego rozwoju.
Drugie zagadnienie, które jest szalenie ważne, to problem tożsamości płciowej i orientacji seksualnej. Coraz częściej w kręgach katolickich w wielu krajach, także w Polsce, dochodzi do zanegowania biblijnego obrazu stworzenia człowieka jako kobiety i mężczyzny. Coraz częściej w kręgach katolickich kardynałowie, biskupi i ludzie świeccy akceptują radykalne postulaty rewolucji obyczajowej 1968 roku. Jakie jest w tej sprawie stanowisko Kościoła katolickiego w Polsce? Dlaczego dominuje u nas milczenie i brak zainteresowania? Udając, że nic się nie dzieje, stajemy się coraz bardziej Kościołem peryferii, który nie uczestniczy w ogólnoświatowej debacie dotyczącej przyszłości katolicyzmu i chrześcijaństwa.
Skupiamy się często na rzeczach drugorzędnych, a nasz udział w tej debacie sprowadza się do mówienia, że jest ideologia, ale już nie wchodzimy w spór dogłębnie, z argumentacją.
Podam brutalny przykład, jak się zmienił świat wokół nas. Gdy robię zakupy w biedronce, to widzę prezerwatywy znajdujące się przy kasie. Każdy klient zanim zapłaci za swoje zakupy, może jeszcze wrzucić prezerwatywy do swojego koszyka jak cukierki czy batony. W auchan prezerwatywy są umieszczone na półce obok kosmetyków. Z kolei w internecie wszyscy, bez żadnej granicy wieku, mają nieograniczony dostęp do różnego rodzaju preparatów antykoncepcyjnych, środków wczesnoporonnych czy aborcyjnych. Zmienił się świat wokół nas. Wszystko jest dostępne na wyciągnięcie ręki, także preparaty tzw. antykoncepcji awaryjnej, które mogą mieć działanie antykoncepcyjne lub aborcyjne. Niestety, w Polsce w kręgach katolickich jest wokół tych wielkich zagadnień moralnych kompletna cisza. Dalej się koncentrujemy na tym, jak przygotować jakąś procesję, uroczystość parafialną, spieramy się o to, jak będą robione zdjęcia podczas pierwszej komunii, jakie będą mieć dziewczynki fryzury czy jakie będą wręczane kwiaty i kto będzie wygłaszał płomienne przemówienia podczas uroczystości. W ten sposób nie ma się co dziwić, że jesteśmy skazani na galopującą ateizację i na odejście od religii znakomitej większości młodego pokolenia.
CDN.