Kolejna środa – kolejny, ostatni w tym roku, wywiad z serii #PoloniaZawszeWierna. Dziś udajemy się w podróż do Teksasu, gdzie czekają na nas parki z aligatorami, jadowite węże, organizacje pro-life oraz festiwale polskich tańców. Naszymi przewodnikami po tym ciekawym miejscu będą Ellie i Adam.
Z Adamem Przybylskim i Eleonorą Kline, polskimi uczniami z parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Houston, rozmawia Konrad Myszkowski.
Konrad Myszkowski: Witajcie. Czym tak właściwie zajmujecie się na co dzień w Teksasie?
Adam Przybylski: Jestem najstarszym z trójki dzieci. Mam siostrę Izę i brata Krzysia. Przez ostatnie osiem lat chodziłem do szkoły katolickiej im. św. Jana Pawła II w Houston. Od jesieni jestem uczniem liceum św. Jana XXIII. Cieszę się, że mam możliwość uczęszczania do szkół katolickich – pomogło mi to ukształtować swój pogląd na życie i wiarę, poznałem też wielu wartościowych znajomych.
Eleonora Kline: W ciągu roku szkolnego od poniedziałku do piątku mam zajęcia od 7:55 do 16:00. W sobotę chodzę do polskiej szkoły. Organizacja lekcji w Teksasie wygląda trochę inaczej niż w Polsce. Nie mamy na przykład dzwonka na przerwę, a przedmioty takie jak biologia, chemia czy fizyka są zebrane w jeden przedmiot pod nazwą science. Moja szkoła organizuje fajne wycieczki integracyjne oraz rekolekcje.
P. Katarzyna Przybylska, mama Adama: Jako rodzic chciałabym tylko dodać, że wychowywanie dzieci katolickich jest zupełnie inne w Ameryce niż było – i, mam nadzieję, nadal jest – w Polsce. Ponieważ w USA istnieje wiele religii i kościołów, młodzież potrzebuje większej wiedzy teologicznej, aby móc bronić swej wiary i w niej wytrwać. Myślę, że w Polsce nie ma takiego problemu – a jeśli jest, to nie na taką skalę.
KM: Myślę, że nie tylko szkoła wygląda inaczej, niż w Polsce.
EK: Kolejną różnicą jest to, że tutaj wszędzie trzeba przemieszczać się samochodem. W miejscu, gdzie mieszkam, nie mamy autobusów i tramwajów, więc jeśli chcę odwiedzić koleżanki, muszę prosić rodziców, żeby mnie zawieźli. Poza tym lubimy takie same rzeczy jak dzieci w Polsce.
Każde osiedle ma publiczny basen, bo w ciągu lata można utonąć w swoim pocie – temperatury mogą dojść do czterdziestu stopni Celsjusza w cieniu! Godzinę drogi od mojego domu jest park, gdzie wszędzie chodzą aligatory – i to jest absolutnie normalne. Trzeba uważać na jadowite węże, które lubią się chować wśród patyków i liści. Niektóre pływają w wodzie, zniechęcając do kąpieli w jeziorach. Jeden z węży, nazywany cottonmouth lub watter moccasin (chodzi o mokasyna błotnego – przyp. red.) może cię zabić w ciągu dziesięciu minut.
KM: Brr… To chyba nawet gorsze niż szkoła.
AP: W liceum św. Jana XXIII mamy możliwość codziennego uczestnictwa we mszy świętej oraz spowiedzi w kaplicy szkolnej. Wśród naszych nauczycieli są też siostry dominikanki. Mamy możliwość udzielania się w wielu klubach po szkole, np. w klubie pro-life.
KM: W klubie pro-life? Na czym polega jego działalność?
AP: Klub pro-life bierze udział w akcjach promujących ochronę życia nienarodzonych. W Houston organizuje się co roku „40 Days for Life”, czyli codzienną modlitwę przez czterdzieści dni przed kliniką aborcyjną. Organizowany jest też bieg na pięć kilometrów lub chód na dwie mile („Run or Walk for Life”), z których dochód jest przekazany na sprzęt USG. Klub spotyka się co najmniej raz w miesiącu.
KM: Wspaniała inicjatywa! A jak spędzacie Wasz czas wolny, poza szkołą?
AP: Podczas wakacji jestem wolontariuszem w Reach Unlimited, gdzie pomagam osobom z zespołem Downa. W wolnym czasie lubię grać w piłkę nożną – jestem zawodnikiem reprezentacji szkolnej.
EK: Chodzimy do kina, wspinamy się na ściankach, jeździmy na rowerach, wybieramy się do muzeum czy parku.
AP: W zimie nie mamy śniegu – w Houston pojawia się on raz na dwa lata i topi się po kilku godzinach. W lecie za to są duże upały. Co wiosnę mamy największe rodeo na świecie, które trwa przez cały miesiąc. W Houston mieści się też centrum badań kosmicznych NASA.
KM: A co możecie powiedzieć o Waszych rówieśnikach, amerykańskich kolegach i koleżankach?
EK: Przez kilka lat chodziłam do publicznej szkoły, gdzie byłam traktowana inaczej niż pozostałe dzieci. Od tego roku szkolnego zaczęłam chodzić do prywatnej szkoły katolickiej i wszystko się zmieniło. Wspólna religia bardzo mi pomogła, inni są bardzo ciekawi moich polskich korzeni. Do naszej szkoły przyleciał nawet polski organista, z którym rozmawiałam! Szczególnie fajnie było, kiedy uczyliśmy się pieśni „Bogurodzica” w języku staropolskim. Później wiele moich koleżanek i kolegów przyjechało, żeby zaśpiewać na polskim festiwalu.
Amerykanie, z którymi się spotykam, chętnie słuchają o mojej polskości. Zawsze jest dużo pytań oraz próśb, żeby przetłumaczyć słowa na język polski. Szkoła organizuje też festiwal międzynarodowy i wtedy możemy opowiadać o kraju naszych rodziców, przynieść jedzenie, książki, przedstawić ciekawostki i ubrać się w stroje ludowe.
AP: Mamy dobre relacje z naszymi amerykańskimi rówieśnikami – są zainteresowani polską kulturą i tradycją. Przez ostatnie osiem lat razem chodziliśmy do szkoły katolickiej, której patronem jest św. Jan Paweł II. Odbywa się tam festiwal międzynarodowy, podczas którego organizuję z moją rodziną polskie stoisko. Wystawiamy polskie pamiątki oraz częstujemy polskim jedzeniem.
KM: Czy w Teksasie mieszka wielu Polaków?
AP: W Teksasie mieszka około ćwierć miliona osób z polskimi korzeniami. Często spotykamy się z polskimi znajomymi: gramy w piłkę, widujemy się w kościele czy na urodzinach, wyjeżdżamy pod namioty itp.
EK: W Houston spotykamy się w polskiej parafii, gdzie odbywają się nabożeństwa oraz rekolekcje prowadzone przez polskich księży. Przy parafii działa polska szkoła, gdzie uczęszczam, a wiosną i jesienią odbywają się festiwale. Tu dzieci z naszej szkoły tańczą tradycyjne tańce narodowe.
KM: Polskie oberki w Teksasie, coś wspaniałego…
EK: Nasze rodziny spotykają się też, aby razem świętować i pielęgnować polskie tradycje. Śpiewamy kolędy, lejemy się wodą na śmigusa-dyngusa i kolorujemy jajka. Przy parafii czasami są organizowane ogniska, podczas których możemy śpiewać polskie piosenki.
AP: Pielęgnujemy polskie tradycje w domu i wśród Polonii. W domu mówimy po polsku, mama gotuje polskie jedzenie. Obchodzimy tradycyjnie święta kościelne, wywieszamy też biało-czerwoną flagę podczas świąt narodowych.
KM: W święta możecie chyba w sposób szczególny poczuć się jak w Polsce.
AP: W parafii organizuje się polską pasterkę, obchodzi święta wielkanocne ze święceniem pokarmów, procesje Bożego Ciała itp. Co roku polska szkoła wystawia jasełka; na wsi organizuje się tradycyjne zapusty.
KM: Czy moglibyście powiedzieć coś więcej o Waszej parafii?
AP: Polska parafia Matki Boskiej Częstochowskiej w Houston została założona w 1982 roku przez księży chrystusowców. Jest to główna polska parafia w Teksasie. Obecnym proboszczem od 2011 roku jest ks. Waldemar Matusiak.
EK: Mamy wielkie szczęście, że jest miejsce, gdzie możemy się razem spotykać. Po kościele w niedziele często organizowane są lunche. Wtedy wszyscy siedzą razem, rozmawiają i jedzą polskie jedzenie.
KM: W jaki sposób Wy, jako młodzi ludzie, bierzecie udział w życiu parafii?
EK: Dzieci mają dużo opcji. Ja na przykład jestem lektorką i często śpiewam psalmy, mój brat z kolei służy od trzech lat przy ołtarzu. Razem z innymi ministrantami bierze udział w corocznych obozach dla ministrantów. Nasz ksiądz proboszcz co roku zaprasza kapłanów z Polski, aby odwiedzali naszą parafie i głosili Słowo Boże. Mamy też organizowane polskie wigilie oraz śniadania wielkanocne. Gdy zbliża się festiwal, czujemy zapachy gotowanego bigosu (nie jest to mój ulubiony zapach ;)) oraz pysznych ciast wypiekanych na tę okazję.
AP: Ja w parafii jestem ministrantem, należę też do polskiego zespołu ludowego dla młodzieży. Występujemy na festiwalach w całym Teksasie. Chodzę do polskiej szkoły parafialnej im. Mikołaja Kopernika. Na sobotnie zajęcia uczęszcza ponad setka dzieci.
KM: Czy w ogóle w Teksasie jest dużo polskich parafii, takich, jak Wasza?
EK: W Teksasie jest kilka polskich parafii, ale księży mówiących po polsku chyba mniej. Z naszą wspólnotą byłam na kolędowaniu w jednej z polskich parafii.
AP: W Teksasie jest kilkudziesięciu księży polskiego pochodzenia. Istnieje kilkanaście parafii założonych przez Polaków. Najstarszą polską parafią w Teksasie i w USA jest ta pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP w Pannie Marii, założona w 1854 roku.
Pierwsza grupa polskich osadników w USA założyła kolonię Panna Maria w środkowej części Teksasu. Pochodzili z Górnego Śląska. Dotarli do Panny Marii w grudniu 1854 roku, po trzech miesiącach podróży. 24 grudnia zorganizowali pierwszą polską pasterkę w Teksasie, która została odprawiona pod wielkim dębem (drzewo to stoi tam do dziś) i postanowili osiedlić się w tym miejscu.
KM: Niezwykła historia! Na koniec chciałbym Was jeszcze zapytać o Polish American Council of Texas – organizację, w której, jak wiem, działają Wasi rodzice. Czym ona się zajmuje?
AP: Polish American Council of Texas jest największą polonijną organizacją w Teksasie. PACT została założona przez biskupa Yante, który jest potomkiem pierwszych polskich emigrantów do USA. Ma ona na celu zjednoczenie innych organizacji polonijnych oraz ich współdziałanie. Współorganizuje wyjazdy do Polski dla dzieci i młodzieży, np. kolonie w województwie kujawsko-pomorskim, w których dwa razy brałem udział. PACT organizuje też stypendia dla młodzieży licealnej i akademickiej. Co roku PACT zaprasza całą Polonię z Teksasu na obchody polskiego święta niepodległości. Za każdym razem spotkanie to odbywa się w innym miejscu, żeby każda grupa polonijna mogła się zaprezentować.
EK: Polish American Council organizuje różne spotkania, gdzie możemy pokazywać naszą polskość. Osobiście byłam na kilku spotkaniach, w czasie których zwiedzaliśmy polskie muzeum, tańczyliśmy lub śpiewaliśmy kolędy. Mogłam wtedy poznać dzieci i rodziny polskie z innych części Teksasu.
KM: Bardzo dobrze, że polska kultura jest obecna – i to jak! – nawet za oceanem. Dziękuję Wam za wywiad i życzę powodzenia w dalszej nauce!
Genialny wywiad ze wspaniałą młodzieżą!