Podczas pobytu w obozie koncentracyjnym przegrał tylko jedną walkę na ringu, z holendrem Leen Sandersem. Spotkał się tam także ze św. Maksymilianem Kolbe, z którym odbył kilka krótkich rozmów.
Minęło w tym roku trzydzieści lat od śmierci Tadeusza Pietrzykowskiego, legendarnego boksera z Auschwitz, który podczas swojego pobytu spotkał jednego z największych świętych, ojca Maksymiliana Kolbe. O postaci Tadka dowiedziałam się dzięki Mikołajowi Kaczmarkowi, który zajmuje się koloryzacją archiwalnych fotografii z historii Polski. Jego „pokolorowaną” fotografię udostępnił na swoim fanpage’u Mikołaj Kaczmarek – Kolor Historii, w sto czwartą rocznicę urodzin Tadka. Tydzień temu miała także miejsce premiera filmu pt. Mistrz w reżyserii i według scenariusza Paula Thomasa Andersona.
Zapowiadający się bokser
Tadeusz Pietrzykowski urodził się jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości, 8 kwietnia 1917 roku w Warszawie. Pochodził z inteligenckiej rodziny, która, jak większość rodzin w okresie międzywojennym, wpajała mu podstawowe wartości społeczne, kulturowe i patriotyczne. W czasach gimnazjalnych Tadeusz zainteresował się boksem. Wstąpił do Wojskowego Klubu Sportowego „Legia”. Trenował pod okiem znanego w tamtych czasach Feliksa „Papy” Stamma. W 1937 roku został okrzyknięty najlepszym bokserem w wadze koguciej. To otworzyło mu drogę do walki o mistrzostwo Polski, którą ukończył na półfinale.
W 1939 roku „Przegląd Sportowy” scharakteryzował Tadeusza w następujący sposób: „Gdy spoglądam na niego, wydaje mi się niepodobieństwem nie zapamiętać tej twarzy. Niebieskie łagodne oczy i niezmącony wyraz pogody mogą zmylić wielu niewtajemniczonych. Pomyśli sobie taki jeden z drugim: ot, chuchro. A tymczasem »chuchro« może wrzepić takie cięgi, o jakich się wielu nie śniło! I dlatego radzę życzliwie: przyjrzyjcie się państwo fotografii. Jeśli tego młodzieńca o nieskalanej twarzy spotkacie przypadkiem na swej drodze, ustąpcie mu przezornie miejsca. Leży to doprawdy w waszym interesie” (Bogacka M., Obozowe lata Tadeusza Pietrzykowskiego – boksera, który pięściami wywalczył sobie życie, 2012, s. 140).
Na obozowym ringu
Po wybuchu II wojny światowej uczestniczył w obronie Warszawy jako podchorąży. W 1940 roku podczas próby przedostania się do formowanego we Francji wojska polskiego został aresztowany na granicy węgiersko-jugosłowiańskiej i przekazany Niemcom. 14 czerwca 1940 roku jako jeden z pierwszych więźniów trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Otrzymał nr obozowy 77 (tamże, s. 141-142).
Pietrzykowski rozpoczął walki bokserskie w marcu 1941 roku: „Wówczas przypadkowo rozegrałem mecz z kapo niemieckim Walterem Düningiem, który boksował już przed wojną i zdobył nawet w Niemczech tytuł zawodowego mistrza wagi średniej” (Bokser z Auschwitz, [w:] dzieje.pl). Tadeusz ważył wtedy tylko 42 kg, jednak dzięki umiejętnościom technicznym udało mu się skutecznie obronić przed silniejszym przeciwnikiem. Widząc hart ducha Polaka, Walter spytał się go, w jakim komandzie chciałby pracować. Pietrzykowski wybrał „Tierpfleger”, gdyż tam mógł liczyć na dodatkowe pożywienie (por. Bokser i śmierć, [w:] auschwitz.org).
W ciągu całego pobytu w Oświęcimiu stoczył powyżej czterdziestu, a może nawet sześćdziesiąt walk. W ostatniej walce zmierzył się w lutym 1943 roku z holendrem Leen Sandersem, mistrzem Holandii w wadze półśredniej. Był to jedyny przeciwnik, z którym przegrał pojedynek. Jeszcze zanim rozpoczął się sparing, sam Sanders podkreślił: „Nieważne, kto wygra. Którykolwiek z nas zwycięży, dostanie dodatkową porcję jedzenia, którą będzie można rozdzielić między więźniów” (Jedyna porażka polskiego mistrza wszechwag KL Auschwitz. Werdykt był sensacją, [w:] wielkahistoria.pl).
„Nie bij, synu, nie bij”
Pewnego dnia w 1941 roku Tadeusz zauważył jak jeden z Vorarbeiterów w sposób cielesny znęcał się nad więźniem. Pietrzykowski oburzył się na takie zachowanie i postanowił działać. Spytał się napastnika, za co bije więźnia. W odpowiedzi usłyszał pytanie, czy sam nie chce zostać przez niego pobity. Tadzio przytaknął, a tamten doskoczył do niego, lecz bokser powalił go w dwóch ciosach na ziemię. Później, gdy wstał i rozpoczynał kolejny atak, znów został zaatakowany.
Sam Pietrzykowski tak relacjonował dalszy przebieg tego zdarzenia: „Nie wiem, jakby na tym spotkaniu wyszedł Vorarbeiter (zabierałem się do sprawienia mu solidnego lania), gdyby nie interwencja ofiary Vorarbeitera. Nagle złapał mnie ktoś za rękę, mówiąc: »Nie bij, synu, bracie, nie bij, synu!«. Proszący miał na nosie okulary w drucianej oprawie, z których jedno ramię zastępował kawałek sznurka. Z natury jestem porywczy (więc pierwszą myślą było stwierdzenie: jaki ja tam twój syn) i głośno powiedziałem: »Odczep się, odczep się, jeśli nie chcesz ty dostać« […]. Proszący jednak nie ustępował, upadł przede mną na kolana i chwytając za ręce, błagał: »Nie bij, synu, nie bij«. Zaśmiałem się z niego, stwierdzając: »Co, lepiej, aby on ciebie bił?«. Tego proszącego więźnia widziałem wówczas po raz pierwszy w życiu. Jego twarz była jakaś nienormalna: łagodna, dziwnie spokojna. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Zabrakło mi języka w ustach. W końcu machnąłem ręką i odszedłem” (Bogacka M., dz. cyt., s. 157-158).
Ponownie spotkał go jeszcze tego samego dnia, z założonymi opatrunkami. Towarzyszył mu ksiądz Jan Marszałek. Podszedł do nich i zapytał ojca: „Jak bardzo boli księdza?”. W odpowiedzi usłyszał od franciszkanina: „Ich, synu, to bardziej boli niż mnie”. Tadeusza totalnie zamurowało przez ten wzrok ojca Maksymiliana wpatrujący się w niego. Chciał go o coś zapytać, lecz z tego wszystkiego zapomniał języka. Wtedy odezwał się ksiądz Jan, wyjaśniając mu, że więzień, w którego obronie stanął, to ojciec Maksymilian z Niepokalanowa. Tadeusz poprosił ojca Maksymiliana o błogosławieństwo. Było ono dla niego niesamowitym przeżyciem: „Co się ze mną potem działo, nie pamiętam, ale coś bardzo dziwnego, niewytłumaczalnego – czego do dziś nie umiem zrozumieć. Na filozofowanie w obozie nie było czasu” (tamże).
Kawałek chleba dla ojca Maksymiliana
Innym razem Tadeusz podarował ojcu Maksymilianowi kawałek chleba. Następnego dnia dowiedział się, że jakiś więzień mu go ukradł. Zamierzał wymierzyć sprawiedliwość temu złodziejowi. Kolbe stanowczo mu tego zabronił, mówiąc, że jeśli chce go odwiedzać, musi opanować swój wybuchowy charakter. Pietrzykowski mając w kieszeni kawałek chleba, ponownie go podarował ojcu. On zamiast skosztować kromkę samemu, połamał na dwie części i podzielił się ze złodziejem. Słusznie stwierdził, że on również jest głodny, czego Tadzio nie mógł zrozumieć i bardzo go to wewnętrznie bolało. Nie zamierzał już nigdy więcej dzielić się z ojcem kawałkiem chleba. Obietnicy tej na szczęście nie spełnił.
Ostatni raz widział ojca Maksymiliana 29 lipca 1941 roku na apelu. Franciszkanin postanowił dobrowolnie oddać swoje życie za współwięźnia, Franciszka Gajowniczka, który był jednym z dziesięciu więźniów skazanych na śmierć głodową za ucieczkę więźnia z obozu. I w tym przypadku Pietrzykowski nie mógł pojąć zachowania księdza: „Nie byłem w stanie zrozumieć tego aktu: nie mogłem pogodzić się z myślą, że już nigdy nie zobaczę księdza Kolbego” (tamże, s. 158-159).
Powojenne losy boksera
Pietrzykowski doczekał się wyzwolenia 15 kwietnia 1945 roku w obozie Bergen-Belsen. Następnie wstąpił do Pierwszej Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Prowadził tam zajęcia sportowe dla żołnierzy. Do Polski powrócił w 1947 roku. W wyniku ciężkich doświadczeń obozowych utracił zdrowie, w konsekwencji czego nie mógł zawodowo zajmować się boksem. W latach pięćdziesiątych studiował na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Przez wiele lat był nauczycielem wychowania fizycznego i trenerem boksu. Zmarł 17 kwietnia 1991 roku w Bielsku-Białej, gdzie mieszkał przez większą część życia (tamże, s. 161). Na kilka dni przed jego śmiercią, 10 kwietnia, urodził się wnuk Tadeusza, Jakub Szafran, który zagrał swojego dziadka w filmie Ring Wolny z 2016 roku (W Auschwitz dziadek walczył o życie pięściami, [w:] plus.gazetawroclawska.pl).