adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Wiara

Matecki SDS: How dare you, czyli co Kościół ma do zaproponowania młodzieży?

fot: Paweł Kucharski - Travart

fot: Paweł Kucharski - Travart

fot: Paweł Kucharski - Travart

Jak i dlaczego Kościół okrada młodych? Kto jest celem duszpasterstwa młodzieży i czy tak naprawdę warto dolewać do pękniętej szklanki? Nad tym wszystkim warto się zastanowić, zamiast po raz kolejny skarżyć się na nieobecność młodzieży w kościele i wymyślać coraz to bardziej żenujące akcje pastoralne.

Podejrzewam, że mało jest osób, które nie kojarzą pani Grety Thunberg – osiemnastoletniej obecnie Szwedki, która w 2019 została człowiekiem roku tygodnika „Time”, a ponadto była nominowana do otrzymania Pokojowej Nagrody Nobla. Może być ona również kojarzona z całkiem udanego mema „How dare you?”, który to ukazuje jej dziecięcą wzburzoną twarz. Dla przypomnienia warto nadmienić, że pani Greta walczyła z wpływami człowieka na zmiany klimatyczne na naszej planecie, a jej działalność zapoczątkował strajk pod szwedzkim parlamentem.

Niedaleko leży ekologia od eklezjologii

Nie chciałbym wchodzić w jakąkolwiek dyskusję wokół tematu zmian klimatycznych. Zwyczajnie się na tym nie znam. Wydawało mi się jednak zawsze osobliwie groteskowe, że ta zwyczajna dziewczyna stanęła na czele pewnego ruchu i pouczała naukowców, osoby profesjonalnie zajmujące się ową kwestią. Oddać jedynie muszę, że jako pewien „produkt marketingowy” ruchu ekologicznego była właściwym posunięciem PR-owskim, całkiem zgrabnym i przekonującym, bo mocno emocjonalnym.

Ale czemu właściwie miałby służyć ten pozornie niezwiązany z rzeczywistością Kościoła wstęp? Otóż jest on podatnym gruntem pod zasiew analogii dotyczącej jednego z wielu aspektów duszpasterstwa w Polsce.

Czy młodzież przyjdzie?

Każdemu, kto chociaż na moment zbliżył się do „teologii pastoralnej” bądź jakichkolwiek szeroko pojętych działań duszpasterskich – czy to w obrębie parafii, wspólnoty, czy szerszego grona odbiorców – doskonale znane powinno być to, zdawałoby się, kluczowe pytanie: A czy młodzież przyjdzie? Możemy również spotkać się z wyrażoną od razu odpowiedzią: Młodzieży się to nie spodoba, nie przyjdzie. Jednak wciąż pytamy, gdyż w ten sposób możemy wyrazić oświeconą zasadność podejmowanego działania.

Staram się niejednokrotnie odpowiadać na to pytanie, niestety zawsze ze skutkiem mizernym. Nie chodzi tu o to, że nie wiem, co się młodzieży spodoba czy też nie. Chodzi tu raczej o to, że boleśnie odczuwam nielogiczność takiego postawienia sprawy. Postaram się ją przybliżyć w zaledwie paru punktach.

Po pierwsze: jak zdefiniować młodzież? Odsuwam się tutaj całkowicie od prostego przedziału wiekowego między trzynastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Kim właściwie są mityczni „młodzi” nadający Kościołowi sens, dający swoje placet na różne działania oraz niejako będący jedynym podmiotem właściwych działań duszpasterskich?

Szybko, zanim uciekną!

Myślę, że młodzież można definiować na dwa sposoby. Jako tę, która jest w Kościele, i tę poza nim.

W przypadku tej pierwszej, Kościół ją „ma”. Jego zadaniem jest zwyczajnie tego nie popsuć. Nie jest to wbrew pozorom takie łatwe. Znamy przecież tak wiele historii ludzi, którzy od mocno zaangażowanych w jakąś wspólnotę przechodzili do wycofania się lub nawet negacji. Coś poszło nie tak. Nie wchodząc w szczegóły, bo nie to jest do końca celem tego tekstu, jakaś młodzież w Kościele wciąż jest i chce w nim pozostać.

Pokrótce można by powiedzieć, że te osoby trafiły do konkretnych wspólnot – lub po prostu uczestniczą w życiu Kościoła bez konkretnej przynależności – z własnego wyboru. Są to ludzie z bardzo dużymi pokładami entuzjazmu, świadomością, że wiara jest czymś ważnym, twórczym, ale którzy sami nie do końca wiedzą, w jaki sposób ją ukierunkować. Znajdą się również tutaj i tacy, chociaż nie ma ich zbyt wielu, którzy na skutek własnej formacji intelektualno-duchowej dojrzeli do zauważenia pewnych spraw, postaw, sposobów działania. Oni czekają, podobnie jak tamci, aż Kościół w jakiś sposób skonkretyzuje swoje działania.

Za wspólny mianownik tej grupy należy więc uznać oczekiwanie na pewne prowadzenie, zatroszczenie się o formację. Jedyna zmienna to własna świadomość wyznawanej wiary. Jednakże to żaden problem, ponieważ zawsze należy ją budować. Ta grupa, chociaż w przedstawionym aspekcie zróżnicowana, powinna być głównym celem działań. Przynajmniej na razie.

Druga grupa to młodzież poza Kościołem. Formalnie pewnie ochrzczona i nabijająca statystykę, jednak do samego katolicyzmu nastawiona jeśli nie wrogo, to przynajmniej obojętnie. Są oni bowiem albo na tyle przejęci sprawami światopoglądowymi, że w błędnej ocenie i emocjonalnym uniesieniu uznają Kościół za swojego największego wroga – sądząc, że w końcu on upadnie pod naporem ich twittów i marszów – albo też mają na tyle w niepoważaniu sprawy światopoglądowe, że Kościół jest dla nich równoznaczny z wynikami czwartej ligi hokeja na trawie, i to Korei Północnej. Nie uważam, żeby ta grupa była celem pierwszorzędnym.

Po co wlewać do dziurawej szklanki?

Mój pogląd na tę sprawę jest bardzo jasny. Trudno nalewać do słoika, jeśli wiemy, że jest w nim dziura. Jest to zwyczajne marnowanie sił. Skoro ludzie, których mamy, w jakiś sposób nam jako Kościołowi uciekają, to wypada chociaż minimalnie zatamować przecieki, zanim zacznie się dolewać. Co jest powodem tego przecieku? Jest ich pewnie mnóstwo, od obecnej sytuacji politycznej, ekonomicznej, ogólnospołecznej, po sprawy bardziej osobiste. Na te czynniki Kościół ma dość mały wpływ, one po prostu są wyłożone na stół, należy się więc do nich jakoś dostosować. Jest jednak też czynnik kościelny, który moim zdaniem niedomaga.

Zobacz też:   Dorośli katechezy nie potrzebują? Formacja duchowa dorosłych w powijakach

Myślę, że Kościół brutalnie okrada obecną w nim młodzież, i stanowi to duży problem. Okradanie polega na tym, że ci młodzi katolicy nie mają dostępu do tak wielu rzeczy. Nie przedstawia im się teologii – bo po co? To za trudne i się im to nie spodoba. Nie oferuje się liturgii na poziomie, pokazującej coś zupełnie innego, wyjście ku sacrum od profanum – nie warto, bo to nudne, nieznane i przecież młodzież dziś tym nie żyje. Wymagań, które Jezus niegdyś postawił swoim uczniom, nie warto stawiać, bo przecież mogą odstraszyć. Na tym polega właśnie ta kradzież. Odebranie młodym tego, do czego mają święte i słuszne prawo. Tutaj ukraść znaczy nie dać.

To jest ta szczelina. Szczeliną jest zadane wcześniej pytanie. Kościół pyta młodzież, czy coś zrobi, czy coś się jej spodoba, zamiast zaoferować to, co ma, czego nie ma nikt inny. Zamiast dawać, bierzemy to, co już mają, i oddajemy. Młodzież nie otrzymuje nic nowego. Sacrum, odmienność od codzienności. To trochę jak anegdota o kobiecie, od której oczekuje się konkretnej odpowiedzi, a ona jedynie rzuca, żeby samemu coś zaproponować. Młodzi przychodzą do Kościoła ze swoją codziennością, a Kościół tę codzienność próbuje ubrać w inne słowa, w ogóle z niej nie wyprowadzając ku czemuś więcej, ku Bogu, który ma moc tę codzienność zmienić.

To trochę tak, jak przyjść zaproszonym do znajomego na imprezę. Impreza odbywa się u niego w domu, w którym znajomy ma barek najlepszych trunków, ale z niewiadomych przyczyn każe nam pić to, co przynieśliśmy, nawet nie wspominając o swoich zapasach. Jeśli taka sytuacja ma się przeciągać, to w końcu nam się znudzi i poszukamy sobie lepszego miejsca do imprezowania.

Można też porównać to do spotkania z kimś, kto ma niesamowitą historię życia, zwiedził Ziemię, był na Księżycu, a do tego wie, dlaczego kanapka spada masłem do dołu. Mimo to podczas rozmawy z nami w ogóle nie dzieli się tymi historiami – co więcej, jedyne, co robi, to powtarza po nas to, co sami mu powiedzieliśmy.

W tej perspektywie Kościół nie dzieli się posiadanymi przez siebie skarbami. Bierze od młodych to, co otrzymują od świata, i oddaje, jednak w trochę innej narracji, często gorszej, bo zwyczajnie nie jest to jego właściwe pole działania. Młodzi przychodzą z tym, co mają na co dzień, i zamiast dać im coś dodatkowego, oddaje im się to, co już mają, jednak w innym opakowaniu.

How dare you?

Tu powraca pani Greta. Można było się śmiać z dziewczyny, która poucza naukowców. Jednak dlaczego nikt się nie śmieje z księży, którzy pytają piętnastolatków, jak być księżmi, jak postępować? Kościół wypracował przez wieki swoje metody postępowania, doprowadzając tak wielu do świętości. A dziś chce pytać o rady najmłodszych i najmniej doświadczonych. To nie jest atak na młodzież – młodość to wartość pewnej świeżości, zapału. Jednakże młodość to przede wszystkim czas pytań, nie decyzji. Owce to nie pasterze. Do pytających Kościół przychodzi z pytaniami, zamiast dawać odpowiedzi. Dotyczy to właśnie młodzieży w Kościele, nie tej poza nim. Dajmy młodym stałość wieków, zamiast wieszać pobożne hasła na ich niepewności, dodatkowo ją pogłębiając.

Reasumując: Kościół jest winien młodzieży staranie o nią. Jest tak wielu wspaniałych młodych ludzi, którzy stoją dzisiaj na niepewnym gruncie. Należałoby pewnie przestać ciągle ich pytać o nich, a zacząć mówić o Jezusie. Nie obrazie dostosowanym do jakiegoś „teraźniejszego wzorca”, ale o takim, jaki był naprawdę. Nie dostosował się do faryzeuszy, to czemu miałby to robić teraz? Trzeba przestać od młodzieży chcieć czegoś, co jest ich, a zacząć dawać to, co jest Kościoła. Pokazać, że jest coś ponad ich codziennością, co jednocześnie chce w nią wejść, a nie tylko ją małpować.

Pozwólmy uczniom być uczniami, nie robiąc z nich na siłę mistrzów i wyroczni. To będzie dla nich dobre. Może niejeden z nich, kiedy dowiedziałby się, jakie skarby kryją się w Kościele, powiedziałby jak pani Greta „How dare you?” do tych, którzy nie zaufali temu, co było siłą człowieka przez wieki.

Autorem zdjęcia tytułowego jest: Paweł Kucharski – Travart.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Prezbiter, salwatorianin. Miłośnik tradycyjnej liturgii i gier bitewnych - Warhammera 40000 i Bolt Action. Obecnie posługuje w parafii Matki Zbawiciela w Mikołowie (archidiecezja katowicka).
Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.