
Niektórzy zastanawiają się, co młodzi ludzie odnajdują w Kościele. Czego szukają, co im to daje itd. Przy okazji spotkań w Lednicy, Światowych Dni Młodzieży czy młodzieżowych pielgrzymek rodzi się pytanie: po co młodzi właściwie tam jadą? Zdarza się, że jest to ich spontaniczna decyzja. W większości przypadków zainteresowanie Kościołem zaczyna się jednak dużo wcześniej.
Zejść i być
Nie bez powodu ktoś stwierdził, że kapłan jedną ręką trzyma Boga, a drugą podciąga do Niego człowieka. Kapłan ma być pośrednikiem, ale czy potrafi stać się nim dla młodych ludzi? Ważne jest, aby potrafił on „zejść z ambony” i być człowiekiem jak każdy inny. Stanąć przy młodych i dać im przykład, jak mogą żyć. To nie zawsze jest łatwe, ale obserwując grupy parafialne, można dostrzec, że podczas pobytu w parafii ksiądz naprawdę może niejako wychowywać młodzież. Dobry kontakt duszpasterza z wiernymi wpływa na ich zachowanie, postawy czy życiowe wybory. Kapłani często mają okazję towarzyszyć młodym ludziom w ich życiowych dramatach, które są różne w zależności od wieku. Czasem wydają się błahe, niejednokrotnie dotyczą problemów rodzinnych, chorób czy innych życiowych zawirowań. Młody człowiek nie zawsze wie, co ma zrobić w danej sytuacji. To momenty, w których księża mają okazję, poza ludzką pomocą, wskazać na Chrystusa, aby przede wszystkim w Nim szukali pomocy i wsparcia.
Cukierkowy fundament
To oczywiste, że zachęcenie młodych, aby przyszli do kościoła i zostali w Kościele, nie jest łatwe. Kryzys w Kościele nie sprawia, że oni chcą w nim być. Przekazy medialne podsuwają wiele epitetów odnośnie księży. Ktoś taki ma być autorytetem? Przewodnikiem? Świadectwo innych odgrywa ważną rolę. Zdarza się czasem, że do jakiegoś kapłana lgną tłumy, bo robi jakieś superakcje – wtedy jest dużo ludzi, wiele się dzieje. Trochę jak z dziećmi – idą, bo gdzieś rozdają cukierki. Nagle w oazowej grupie jest sto osób, podobnie dzieje się u ministrantów czy w innych grupach. Można stwierdzić: fajnie, że przyszli… fajnie, bo pytanie, ilu z nich faktycznie zostanie w Kościele, gdy ów ksiądz zmieni parafię. Fantastycznie, jeśli zostaną i nie będą budować swojej wiary tylko na tym konkretnym człowieku. Ten czynnik ludzki jest ważny, ale nie może być decydujący w budowaniu wiary młodych. Istotne jest to, aby księża ciągle sobie uświadamiali i weryfikowali, czy nie ulegają pokusie pychy i budowania na sobie. Oby żaden z księży, animatorów czy liderów grup nie przysłonił Chrystusa swoją osobą. Taki słaby fundament zbudowany na człowieku długo nie wytrzyma i upadek jego może być wielki. To tak jak z budowaniem domu na piasku w przypowieści.
Anna Piontek
To tylko fragment tekstu, który ukazał się w 24 numerze Miesięcznika Adeste.
Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!
Czytając tytuł i artykuł – coś mi nie gra. Może lepiej zatytułować go: „Czy ksiądz może być cool?”
Masz rację, że czasami młodzież/dzieci bardziej uczęszczają do jakiejś wspólnoty dla księdza niż Pana Boga – kapłan powinien kształtować dojrzałe relacje z Jezusem zarówno w sobie, jak i w tych, do których jest posłany. Moim zdaniem jednak fajnie, żeby robił to w miarę atrakcyjnie i nie chodzi o fajerwerki dla nich samych. Pan Jezus też przemawiał w zrozumiałym języku dla swoich odbiorców, zaciekawiał ich swoją osobą. Niektórzy chodzi za Nim tylko po to, aby zobaczyć jakiś cud i nic więcej. Czy to wina Jezusa i Jego niedojrzałej osoby?
Cieszyć się trzeba, jeśli gdzieś jest 100 osób. Tam, gdzie ich nie ma – nie znaczy, że jest gorzej, bo to zależy od wielu okoliczności, ale trzeba zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby przyciągać młodych ludzi do Jezusa.
Cukierek ważny! Choć nie można na nim poprzestawać.
Dzięki za komentarz! Myślę, że ważna jest przede wszystkim motywacja księdza czy kogokolwiek odpowiedzialnego, bo Pan Jezus raczej nie działał cudów z myślą „a zrobię im cud, będzie fajnie”. Przede wszystkim nauczał.
Niedawno w parafii witaliśmy nowego wikarego i proboszcz powiedział mu takie słowa: Papież zachęca do robienia rabanu, rób jak najwięcej rabanu wokół Jezusa, a nie wokół swojej osoby.