Bardzo wyrazista jest dzisiejsza Ewangelia. Akcja i jej dynamika sprawiają, że możemy wręcz poczuć się tak, jakbyśmy stali w gronie gapiów, którzy milcząco przyglądają się opisywanym wydarzeniom. Co zatem widzimy?
Sigla: Iz 43, 16-21; Ps 126, 1-2, 4-6; Flp 3, 8-14; J 8, 1-11
Tłum, który przygnał kobietę przed Zbawiciela, próbuje przeciwstawić Jezusa Prawu Mojżesza, Prawu Starego Testamentu. A On przecież przyszedł to Prawo wypełnić. Widzieli tylko ludzki grzech, a nie człowieka uwikłanego w niego. Nie potrafili zrozumieć, że Bóg „miłości pragnie, nie krwawej ofiary” (Oz 6, 6). Miłosierdzie było czymś, czego nie potrafili w sobie znaleźć, zaślepieni Prawem, które znali, lecz którego nie rozumieli. „A Ty co mówisz?” – zabić czy nie zabić?
Pisał…
Nic nie mówił. Przykucnął i pisał palcem po ziemi. Z pewnością widzieli, co pisał. Ale co? Nie bez powodu przecież Ewangelista zaznaczył tę czynność. Mówiono mi kiedyś na katechezie, że Jezus pisał na ziemi grzechy tych uczonych i faryzeuszy. Możliwe, jest to jednak tylko pewien domysł, dopowiedzenie… A zatem co pisał? Podpowiada nam to prorok Jeremiasz, mówiąc: „Nadziejo Izraela, Panie! Wszyscy, którzy Cię opuszczają, będą zawstydzeni. Ci, którzy oddalają się od Ciebie, będą zapisani na ziemi, bo opuścili źródło żywej wody, Pana” (Jr 17, 13).
Uczeni w Piśmie i faryzeusze nie byli w ciemię bici. Doskonale znali ten fragment proroctwa Jeremiasza. I z pewnością doskonale zrozumieli swoje położenie, gdy każdy z nich – być może ze zdziwieniem – zobaczył swoje imię zapisane na piasku. Wystarczy lekki podmuch wiatru i już ich nie będzie. „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”. Zrozumieli, że sami dawno opuścili źródło wody żywej, byli daleko od Niego, choć stali przed Nim.
…moje imię
Jestem grzesznikiem. To prawda, którą najtrudniej w sobie dziś zaakceptować, najtrudniej jest przyznać, że to ja dopuściłem się zła. Chyba nikt z nas nie ma problemu z zaakceptowaniem dobra, które uczynił. Problemem jest grzeszna przeszłość, która jest niewygodna dla naszego sumienia i wobec której Ewangelia woła o nawrócenie, przebaczenie i pokutę. Łatwiej jest nam wyprzeć się dotychczasowo akceptowanych i wypełnianych zasad moralnych tylko po to, by osiągnąć święty spokój, niźli stanąć w prawdzie przed Bogiem i samym sobą, nazywając grzech po imieniu. Człowiek, który nie potrafi zaakceptować tego wymiaru historii własnego życia, nie potrafi tak naprawdę przebaczyć. Przede wszystkim sobie i drugiemu człowiekowi.
Można w ogóle żyć bez przebaczenia?