Podejmując temat Bożego przebaczenia powinniśmy odnieść się do licznych jego obrazów obecnych w Piśmie Świętym. Mamy tam do czynienia z wizerunkiem Boga kochającego. Już w Starym Testamencie On, Stwórca, zaznacza swą bezinteresowną miłość względem stworzenia, a przede wszystkim – człowieka. Ten artykuł powinien nieco odsłonić misterium zgoła odmiennej relacji: miłości człowieka względem Boga. W tym celu posłużę się przykładami nowotestamentalnych postaci, obecnych w przypowieściach Jezusa Chrystusa.
Wolność jednostki
Gdy Jezus przebywał w Jerozolimie, już po uroczystym wjeździe do miasta, spotkał się w świątyni z arcykapłanami i starszymi ludu. Opowiedział im przypowieść o dwóch synach (Mt 21, 28 – 32). Można ją streścić tak: ojciec poprosił synów, aby poszli do pracy w winnicy. Jeden z ochotą się zgodził, ale nie poszedł, a drugi zrobił dokładnie odwrotnie.
Chrystus sam wyjaśnił sens tej przypowieści: oto celnicy i nierządnice wchodzą przed arcykapłanami i starszymi ludu do królestwa niebieskiego. Wspomina o Janie Chrzcicielu, który przyszedł przed Nim, a oni mu nie uwierzyli. Drastyczny obraz odrzucenia Boga, zaprezentowany za pomocą aluzji w przypowieści, odnosi się przecież do starszych ludu. To oni, którzy najlepiej znali naukę Boga przekazaną przez Mojżesza i proroków, mogli najszybciej osiągnąć sprawiedliwość, życie wieczne. Powinni byli natychmiast rozpoznać w Jezusie Mesjasza.
Tak się nie stało, ponieważ większą rolę w poznawaniu Boga odgrywało poznawanie tak naprawdę Jego prawa, a nie miłości, którą obdarza człowieka, i tej, którą on powinien Bogu zwrócić jak potrafi najlepiej. Relacja zachodząca między Żydami a Bogiem polegała w czasach Chrystusa na skrupulatnym wypełnianiu Prawa, co było jednak pozbawione ducha miłości, samego pragnienia uczestniczenia w życiu Bożym, pragnienia Boga dla samego Boga.
Można zasugerować stwierdzenie, że Żydzi w czasach Jezusa wręcz bali się myśleć o Bogu jako o Ojcu, bali się twierdzić, że można Go kochać, że wreszcie można być godnym dostąpienia życia wiecznego, a jednocześnie starsi ludu i uczeni w piśmie traktowali siebie samych za lepiej przygotowanych. Inni natomiast, zwłaszcza ludzie obcej narodowości (jak Samarytanie), mieli utrudniony bądź wręcz uniemożliwiony przystęp do Boga.
W tej sytuacji Jezus prezentuje parabolę, w której jeden młodzieniec zmienia jednak zdanie. Jest gotów zrozumieć swój błąd i chce go naprawić, sądząc, że to właśnie przez czyn najlepiej okaże posłuszeństwo, a więc i miłość, Ojcu.
W innej Ewangelii, według św. Łukasza, którą można nazwać Ewangelią miłosierdzia Bożego, Jezus prezentuje inną przypowieść. Dobrze ją znamy: o synu marnotrawnym (Łk 15, 11 – 32). Zawiera ona kilka kluczowych zdań, które wymienię niżej: — „Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada”; — „Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z najemników”; — „[…] ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko”; — „A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się”.
Młodszy syn, symbolizujący nierozwagę, miał prawo domagać się swojej części majątku. Ojciec spełnia jego żądanie. Młodzieniec wyrusza więc „w świat”, żyje rozrzutnie. Zmieniają się także warunki jego egzystencji. Utraciwszy wszystko, staje się pasterzem świń. Niezwykle upokarzające zajęcie prowadzi go jednak do refleksji, że w domu jego ojca taka „degradacja” nie byłaby możliwa. Tutaj ujawnia się wolność jednostki: syn podejmuje decyzję o powrocie do domu. Upokarza się tym po raz drugi! Przyznaje rację — niewerbalnie — ojcu, samym faktem, że chce wrócić i robi to.
P. – A. Liégé OP napisał: „Wszelkiego rodzaju bogactwa mogą stać się bożyszczem, oddalając od wiary bardziej radykalnie niż warunki najgorszej nędzy”. Dopiero w upokorzeniu, bez niczego, nawet pewności, że ojciec przyjmie syna z powrotem, młodzieniec porzuca dotychczasowe życie. Ten moment osobistej refleksji nie jest jednak całym, dokonanym w pewnym momencie, nawróceniem.
Jak mówi wyżej wymieniony przykład dwóch synów, słowa nie wystarczą, by dowieść posłuszeństwa, pokory, a wreszcie — miłości. Syn wraca więc do ojca — motyw wędrówki wielokrotnie pojawiający się w Piśmie Świętym obrazuje przeżycia człowieka, który musi przejść przez pewne próby, by odnaleźć Boga. Ojciec jednak wybiega naprzeciw syna, gdy ten jest jeszcze daleko. Czy go wcześniej wyglądał? Bardzo prawdopodobne: to jeszcze bardziej zbliża go do osoby Boga. Jego dziecko, powodowane interesowną miłością, idzie, a z każdym krokiem jego niepewność… wzrasta. Czy ojciec go przyjmie? Czy mu wybaczy, zamiast odrzucić — co przecież mu się należy?
Święty Łukasz nie mówi o tym wprost, ale możemy się domyślać, że w duszy młodszego syna dzieje się to samo, co w duszy dziecka, które w jakiś sposób zasmuciło rodziców. Wówczas mamy do czynienia z synowską bojaźnią: chcielibyśmy więcej rodziców nie obrazić, a popełnione zło naprawić. To samo czuje młodszy syn, bo przecież wcześniej próbował ułożyć sobie mowę do ojca. Wyraża więc chęć odpokutowania win przez pracę. Tak naprawdę znów domaga się zaufania!
Ile razy nasza droga do Boga wygląda tak samo. Przekroczenie Bożego Prawa, czyli zaprzeczenie miłości, która łączy człowieka ze Stwórcą, domaga się zadośćuczynienia. Z tym, że nie ma zadośćuczynienia bez poprawy, ale i nie ma poprawy bez łaski. W rzeczywistości los młodszego syna skupiony jest wokół litości ojca. Rozczulające miłosierdzie Scena spotkania ojca i syna wzrusza każdego. Obrazuje w najdrobniejszych szczegółach relacje międzyludzkie i relacje ludzi względem Boga i odwrotnie. Być może tak samo wzruszony był Rembrandt, który ostatni obraz poświęcił właśnie tej chwili. Ojcu, na obrazie pt. „Powrót syna marnotrawnego” dał dwie dłonie: jedną męską, a drugą kobiecą. Tym samym chciał przekazać nieśmiertelną prawdę o osobie Boga, który jest sprawiedliwy i władczy, silny, a jednocześnie litościwy, miłosierny i opiekuńczy.
Dlaczego jednak ojciec nie ukarał syna za to, że tak nierozważnie postąpił? Uznał zapewne, że on sam wymierzył sobie karę, skoro zdecydował o poniżeniu samego siebie. Jego dziecko próbuje się wytłumaczyć, prosić o przebaczenie, ale zostaje niemal… zignorowane. Ojciec nic nie pozwala mu powiedzieć, ale natychmiast rozkazuje, by dano potomkowi pierścień, najlepsze szaty i sandały, by wyprawiono ucztę.
To jest właśnie chrześcijaństwo. Ono zawiera się w tej scenie miłości, najwyższej z cnót, tej, która trwa wiecznie i której nic nie jest w stanie zerwać, jeśli człowiek wyraża chęć uczestniczenia w miłości Boga. Tutaj mamy też do czynienia z osobą starszego brata. On jest tym, który nie do końca akceptuje postępowanie ojca. Wyrzuca mu takie a nie inne zachowanie, okazuje też pewną zazdrość, sądzi, że jest pokrzywdzony. W rzeczywistości jednak nigdy ojciec nie zabronił mu postąpić tak czy inaczej, na przykład się zabawić.
Bibliści mówią, że chodzi tu o sprawiedliwych, którzy mimo ukochania Boga i służenia Mu, nie do końca pojmują Jego zachowanie. Być może dzieje się tak dlatego, że postępują w Jego prawdzie, przestrzegając przykazań. Bóg nie ma więc im wiele do wybaczenia, więc nie poznają ogromu miłosierdzia, którego dostępują wielcy grzesznicy — tacy właśnie, jak młodszy syn.
Odpowiedzialność
W nawróceniu człowieka, powrocie do miłości Boga, ważna jest właśnie ta cecha. Nie da się zdecydować o poprawie życia bez odpowiedzialnego podejścia do obowiązków względem Boga i ludzi. Byłoby przecież głupstwem grzeszyć bez poprawy, bez woli doskonalszego miłowania Boga. Człowiek powinien więc mieć świadomość swoich czynów.
Z tym łączy się cnota bojaźni Bożej, czyli troski o to, by Stwórcy nie obrazić. Ona nie może polegać na strachu. Zobaczmy, że młodszy syn nie chował się przed odpowiedzialnością, ale wrócił do ojca, wykazując się bojaźnią: nie chciał już sprawiać mu przykrości. Strach przecież paraliżuje i nie pochodzi od Boga. Nie chroni on także przed piekłem, ale może prowadzić do jeszcze gorszej postawy: rozpaczy. Wówczas człowiek permanentnie nie wierzy w to, że jest godny Bożego przebaczenia. Dopiero odpowiedzialność za czyny buduje zdrową postawę bojaźni. Tam, gdzie popełniono zło, należy to zło naprawić: tak czyni jeden z synów, którego poproszono o pracę w winnicy.
W relacjach z ludźmi często zapominamy o zadośćuczynieniu, a jednak to jest prawie tak samo ważne, jak naprawienie szkód wyrządzonych naszej przyjaźni z Bogiem. Postawa odpowiedzialności kształtuje więc człowieka. Przez całe życie przypomina mu, że tak naprawdę jest grzesznikiem, ale to od niego samego zależy stosunek do Boga. Obyśmy, podobnie jak syn poproszony o pracę i syn marnotrawny, umieli wykazać się odpowiedzialnością, bojaźnią i skruchą względem tych, których zawiedliśmy.
Powyższy tekst ukazał się w 5. numerze Miesięcznika Adeste. Kliknij poniższy przycisk, aby pobrać ten i pozostałe numery archiwalne!
Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!