Hymn o miłości świętego Pawła jest nam bardzo dobrze znany. Ale jak to się ma w praktyce życia?
Sigla: Jr 1, 4-5. 17-19; Ps 71 (70), 1-2. 3-4a. 5-6b. 15ab. 17; 1 Kor 12, 31-13, 13; Łk 4, 21-30
Jak łatwo jest nam także dziś przejść od zdumienia przez powątpiewanie po gniew i wściekłość. Oczywiście, że nie jesteśmy lepsi od tłumu, który najpierw pobożnie słuchał Słowa w synagodze, a zaraz potem chciał zamordować głoszącego. Tak samo jak oni jesteśmy podatni na emocje. Tak samo jak oni co niedzielę pięknie ubrani udajemy się do kościoła tylko po to, by tego samego dnia albo zaraz po mszy zrównać z błotem tych, których postrzegamy za naszych wrogów albo po prostu z obrzydzeniem odepchnąć żebraka proszącego o pomoc.
Osiem razy „nie” miłości
„Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości…”.
Jaka jest nasza miłość? Taka, która mówi osiem razy „nie”, czy taka, jak opisałem wyżej? Prędzej zrzuci kogoś z urwiska czy raczej poda rękę temu, co wisi na krawędzi nędzy i rozpaczy? Jesteśmy cierpliwi i łaskawi tylko dla siebie czy w takim samym stopniu także dla innych? To nie jest proste, i nie może takie być. Dlaczego? Bo sami jesteśmy poranieni przez życie, przez drugiego człowieka, przez wspólnotę, przez Kościół, przez samych siebie.
Starając się zatamować krwawienie łatwo zapomnieć, że za każdym imieniem, że za naszymi imionami, które są wpisane miłością w serce Boga, kryją się historie, które uleczyć można tylko miłością.