Często możemy usłyszeć, że w Kościele źle się dzieje. Trudno tego nie zauważyć, równie łatwo można popaść w panikę, ale Jezus jest tym, który może nas uratować. Dzisiejsza Ewangelia przedstawia właśnie taką sytuację.
30 stycznia 2022
IV Niedziela po Objawieniu, 2 klasy
Szaty zielone
Link do tekstów liturgicznych na dziś: KLIK
Kiedy czytam dzisiejszą Ewangelię, od pierwszych słów czuję ulgę i radość. Jezus wszedł z uczniami do łodzi. Kościół od bardzo dawna, jest porównywany właśnie do łodzi. Nic więc dziwnego, że ten ewangeliczny obraz przypomina nam, że w tej łodzi jesteśmy my, uczniowie, i nasz mistrz.
Jezus do łodzi wchodzi najpierw, my za Nim. Kościół to nie jest jakaś rzeczywistość, którą my sobie tworzymy i czekamy aż Jezus się w niej pojawi. Jest odwrotnie, to On ją tworzy i czeka na naszą odpowiedź, na wejście tam razem z Nim. W innym wypadku Kościół nie ma racji bytu, staje się łodzią, do której Jezus nie wejdzie, bo przecież „już ma swoją”.
Jezus usypia w łodzi. Co to znaczy dla nas? Sen przychodzi do nas, kiedy czujemy się bezpieczni. W przypadku Jezusa nie jest to nieświadomość zagrożenia, ale wiedza, że to zagrożenie minie. Jezus swoim snem chce pokazać, że przy Nim jesteśmy bezpieczni nawet pomimo burz.
Wezwanie ratunku, mocno dramatyczne jest znakiem dla nas wszystkich. Jeśli nie potrafimy zrozumieć, że Bóg się o nas troszczy, zapewnia nam bezpieczeństwo, to sami doprowadzamy do sytuacji desperackiego wezwania Go. Burza jest tutaj jedynie „testem”. Czy potrafimy zrozumieć, że nawet w jej obliczu On nas chroni, czy też musi nas ona powalić, abyśmy wezwali Jego imienia.
Zarzut małej wiary, jest całkowicie uzasadniony. Mała wiara to strach, strach tego, że Bóg nas opuścił i zginiemy. Jezus nie chce tu nikogo poniżyć, On chce pokazać, jak wiara bardzo jest nam potrzebna, aby się nie bać.
Życie w Kościele to życie w obliczu burz, a łódź Kościoła niejednokrotnie, jak teraz nabierała i będzie nabierać wody. Świadomość tego, że to łódź, do której wszedł z nami Chrystus, powinna jednak napełniać nas spokojem. Dramat poczucia samotności w obliczu zagrożenia, musi uderzać w nasze serce i wciąż na nowo pytać każdego z nas – jaka dziś jest Twoja wiara, skoro pozwala Ci na bojaźń?
Paradoksalnie jednak, czasem potrzeba nam tego „Bożego strachu”. Gdyby nie On, może nie wyrwałoby się z nas wezwanie „Panie”. Bardzo często to dopiero w chwilach kryzysu przypominamy sobie, że Jezus jest Panem i ma nad wszystkim kontrolę. Bojaźń Boża to początek mądrości, a mądrością jest szukać w Nim ratunku.