adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Samotny człowiek i rozpad

magazine cover

unsplash.com

„A niosąc w sobie bezsilną samotność, szukamy Twojej pomocy” – wołamy w jednym z hymnów jutrzni na czas wielkiego postu. Bezsilna samotność. Jakże piękne sformułowanie. Bezsilna samotność indywidualisty zmagającego się z pokusą nihilizmu…

Pisałem kiedyś, że nie przynależę. Nie zapisuję się do żadnej partii. Nie należę do mafii, nie należę do sekty (Kult, Prosto). Idę prosto. Cenię prawdę. Cenię skuteczność. Nie czuję się związany z żadnym z kościelnych ruchów.

Patrzę na partyjnych wyznawców obu stron, ślepo garnących się do swoich polityków. Dostrzegam skażenie orwellowskim „dwójmyśleniem”. Czuję rosnącą obojętność w zakresie tego, kim zostanę w dyskusji nazwany, czy obrażony byciem tą, czy tamtą stroną. Mam dość imponderabiliów, jakimi żyje polska mainstreamowa polityka, mam dość rozpadającego się establishmentu, czy to kościelnego, czy politycznego… „Okradacie ten kraj bez żadnego pojęcia” (tamże).

Robię po swojemu, idę prosto. Sam obieram swoją drogę życia. Czując pewną bezsilność wobec tego, co złe w naszym społeczeństwie, powtarzam sobie, że moje czyny nie są bez znaczenia. Idź precz, nihilizmie.

Pisałem, że nie czuję przynależności do żadnej ze wspólnot rozumianych jako katolickie ruchy. Choć wyrosłem z oazy. Choć szanuję skautów. Choć sympatyzuję z tradycjonalistami. Wszystkie jednak piękne ruchy mają swoje skazy. Wszystkie mają elementy, na które można się oburzać. Wszystkie mają ten sam problem – z biegiem czasu wymagają aktualizacji.

Jest z nimi tak, jak w Ubiku Philipa K. Dicka. Bohaterowie nieustannie starzeją się w zastraszającym tempie, lecz aerozol Ubik pozwala się odmłodzić. Trzeba jednak używać go regularnie, bo odwraca on jedynie skutki procesu destrukcji, ale nie zatrzymuje go. Tak samo wszelkie ludzkie struktury i schematy interakcji społecznych muszą kiedyś przeminąć. Zakon założony przez ludzi świętych, który odmienił losy Kościoła, w pewnym momencie zacznie przeżywać głęboki kryzys. Ruch będący błyskotliwą odpowiedzią na znaki czasu w końcu stanie się wymagającym reform usychającym drzewem.

Jest to problematyczne. Nieufność wobec struktur. Niechęć do hierarchii mającej zbyt duże uprawnienia. Posłuszeństwo. To ostatnie słowo, nadużywane i źle rozumiane w naszych czasach, być może wymagałoby debaty na temat jego rozumienia i granic. Posłuszeństwo bowiem, tak jak kościelne struktury, potrzebuje aktualizacji. Odświeżenia. Zależność społeczna, jaką stało się posłuszeństwo podniesione przez Kościół do rangi cnoty, również musi ewoluować, zmieniać się, jeśli ma uchronić się przed zgnilizną.

Pewne struktury, konwenanse, zwyczaje były wypracowywane przez naszych przodków przez wiele, wiele lat, dlatego nie powinno się ich odrzucać zbyt pochopnie. Być może bowiem nie dostrzegamy ich celu, dopóki istnieją. Gdy je odrzucamy, ryzykujemy pogorszeniem sytuacji. Mimo to nie należy ślepo przy nich trwać.

Pewne wypracowane obyczaje oraz schematy uczą nas funkcjonowania w grupie. Społeczeństwa mniej lub bardziej wychowują jednostki. W Japonii na przykład bardziej, w Rzeczpospolitej mniej. Społeczność zwykle reaguje alergicznie na jednostkę, która jednoznacznie odrzuca ustalone i zaakceptowane przez nią normy. Czasem jest to słuszne, czasem nie.

Zobacz też:   Humor Pana Boga

Jakież więc społeczeństwo będzie działało? Jaką strukturę przyjąć? Który zakon jest lepszy? Który ruch kościelny będzie zdrowy?

Tu wkracza mój sprzeciw wobec nihilizmu. Ta idea (to szerokie pojęcie, więc będę generalizował) zakłada, że jednostka nie ma wpływu na rzeczywistość. Ludzi jest zbyt wiele, a im ich więcej, tym mniejsze znaczenie pojedynczego człowieka. W tym sposobie myślenia tkwi jednak błąd.

Społeczeństwo ma konstrukcję pajęczyny. Pociągając za jedną nić, czy też przecinając ją, powodujemy wstrząs w całej misternej sieci. Przy okazji wywołujemy pająka, który czeka w kącie na zbłąkane muchy.

Ta pajęczyna jest delikatna, a zarazem mocna. I trzeba uważać, w jaki sposób się ją pociąga. Jednostka może zarówno wywołać dobre zmiany, wybudzić z letargu potężnym wstrząsem, jak również zniszczyć wszystko.

Ma więc znaczenie, co robi człowiek. Jeśli nic nie robi, to także oddziaływuje na społeczność. Najbardziej chore społeczeństwa to te, w których wygrywa pokusa nihilizmu, niewiara w fakt posiadania wpływu na innych. Posiadamy go i mimo że często przybiera negatywną postać, nie możemy zaprzeczyć jego istnieniu.

Kiedy próbujemy działać, zdarza się, że pomimo dobrych chęci niszczymy, a nie naprawiamy. Wynika to, jak mniemam, z dwóch rzeczy. Po pierwsze, naszego działania nie poprzedza kontemplacja. Powinniśmy najpierw myśleć, a później działać, a tymczasem tak często działamy bezmyślnie. Po drugie, zapominamy o fundamentalnej zasadzie, by zaczynać od siebie. „Uporządkuj swój dom, zanim zaczniesz krytykować świat” – jak to ujął zgrabnie i prosto (a może zgrabnie, bo prosto?) kanadyjski psychiatra i myśliciel Jordan Peterson.

Dopiero gdy naprawimy siebie, jesteśmy w stanie dobrze działać na rzecz innych. Tym samym już nasza praca nad sobą pozytywnie oddziałuje na innych. Nie patrzmy więc na gołębia na dachu (paskudne zwierzę, swoją drogą), patrzmy na wróbla w garści. Skupiajmy się na tym, co blisko.

Zrozumienie tych zależności zajęło mi sporo czasu. Długi czas, czując się wyzutym z przynależności, innym niż wszyscy, spędziłem w smutnej samotności, poczuciu bezsilności.

Zmieniając się, zauważyłem jednak, że mam wpływ na innych, a ludzie słuchają tego, co mówię. Zacząłem więc przykładać większą wagę do mówienia prawdy. Mówienie prawdy, nazywanie rzeczy po imieniu – to czynności wręcz prorockie, niemalże Boskie. Nieprzypadkowo Bóg stwarzał świat właśnie słowem.

Uświadomiłem sobie, że większy wpływ mam na ludzi, z którymi znam się dłużej, którym poświęcam wiele czasu. Zacząłem więc bardziej doceniać spotkania i rozmowy z ludźmi. I stwierdziłem, że grupa osób pracujących nad sobą, będących dla siebie motywacją do zmiany na lepsze i naprawy rzeczywistości to właśnie zdrowa społeczność.

Taka grupa może wpływać na świat wokół.

I to jest chyba klucz. Zacząć od swego domu. Zachęcać do tego innych. Zachęcać się do tego wzajemnie. Najgorsze, co można zrobić, to stwierdzić: „Oto osiągnęliśmy, co chcieliśmy, teraz możemy zasiąść na laurach naszego sukcesu”. Bo od tych słów rozpoczyna się gnicie, rozpad i starzenie się struktury.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.