Zdarza się niekiedy w Kościele spotkać głos sugerujący, by wszelkiego rodzaju przekazy teologiczne, jak katechezy i ewangelizacje, były najprostsze, jak to tylko możliwe. Chodzi w końcu o dostosowanie przesłania tak, by każdy je zrozumiał. Tylko czy nie jest to pułapka intelektualna?
Nie odkryję niczego nowego, wskazując, że filozofia i teologia są trudnymi dziedzinami badań. Wymagają znajomości źródeł, terminologii oraz historii konkretnych zagadnień. Nie każdy ma czas, by się tym zajmować i w związku z tym wielu duszpasterzy, pomimo wiedzy w tym zakresie, niechętnie raczy swoich parafian czymś więcej niż kazaniem „ku pokrzepieniu serc”. Tylko czy na pewno potrzebujemy pokrzepienia serc?
W Papież: teolog, filozof i… astronom? wskazywałem, że wierni nie potrzebują już aż tyle pokrzepienia i osłody życia, co konkretnej wiedzy. Mówi się, że czytanie poszerza horyzonty, ale przecież nie inaczej jest ze słuchaniem ludzi dobrze wykształconych.
Rola filozofii
Tak się składa, że jednym z celów filozofii jest przybliżanie każdemu meandrów tych dziedzin badań, które są bardzo techniczne w swojej konstrukcji. Bez znajomości filozofii starożytnej niewiele nam mówią słowa „transsubstancjacja” czy „unia hipostatyczna”. Ale przy pomocy konkretnie wyłożonej historii tych zagadnień możliwe jest zrozumienie ich roli w tradycji Kościoła oraz znaczenia dla teologii katolickiej.
To jednak wymaga jakiegoś wejścia w problematykę, wskazania kontekstu historycznego, przytoczenia metafor i zabiegów językowych, którymi starożytni filozofowie posługiwali się dla oddania swojej myśli. Nie jest to więc tekst tylko łatwy i przyjemny w odbiorze. Stanowi on formę wykładu, którego zrozumienie wymaga już pewnego wysiłku intelektualnego ze strony odbiorcy.
Jak wykładać trudne tematy?
Nie da się – w mojej ocenie – uciec od trudnych, niekiedy technicznych tematów. Żeby zrozumieć stanowisko Kościoła w sprawach aborcji czy eutanazji, trzeba zrozumieć antropologię filozoficzną, jaka za nią stoi. Poznanie istoty Ewangelii zmusza do przynajmniej powierzchownej znajomości hermeneutyki biblijnej, czyli dziedziny badań zajmujących się m.in. odkodowywaniem języka biblijnego.
Wobec powyższego pojawia się pytanie – jak takie kwestie w ogóle przekazać, skoro my sami na studiach się z nimi męczyliśmy? Otóż dokładnie tak samo, jak to robiono z nami na studiach. Należy wyjaśnić kluczowe dla zagadnienia pojęcia, a naukowy i filozoficzny żargon pominąć i zostawić go dla entuzjastów. Potrzebny jest też plan pracy i umiejętność odpowiedzenia sobie na pytanie: „Co ja, jako duszpasterz parafii, chcę osiągnąć? Jaką wiedzę mają uzyskać parafianie po moich homiliach?”.
A może jednak to niepotrzebne?
Nie da się ukryć, że przeintelektualizowanie jakiegoś tematu nie służy jego zrozumiałości. Dlatego wiele osób stawia na prostotę i przejrzystość. Jest w tym jednak według mnie pewna pułapka. Jeśli bowiem duszpasterz nie jest wyzwaniem intelektualnym dla swoich słuchaczy, to kim jest? Miłym panem w sutannie od pocieszania?
Ludzie potrzebują wyzwań na miarę swoich możliwości. Jeżeli nie konfrontujemy siebie samych z coraz to nowymi treściami, to stoimy w miejscu. Jakież poznanie towarzyszy multiplikowanym nieustannie kazaniom pokrzepiającym serca, słodzącym lub w utarty i nudny sposób gromiącym jakieś tam grzechy wiernych? Większość ludzi słyszy to od dziecka i tak już się z tym obyli, że – przy odrobinie wysiłku – sami mogliby produkować tego typu kazania. Ale wtedy rodzi się pytanie o to, jaka jest rola kapłana? Że ma tylko mszę odpękać, by wszyscy mogli przyjąć Eucharystię?
To co wtedy staje się z „Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 19-20)? Przedawniło się i już nauczać nie trzeba, bo wystarczy wygłosić romantyczny esej? Należy odróżnić prostotę od prostactwa. W prostocie leży jakiś rodzaj bożego szlifu – tego, że ktoś tak przenika intelektem dany temat, iż potrafi go lakonicznie wyłożyć bez wdawania się w zbędne niuanse i żargon. Prostactwo zaś to epitoma zawinionej głupoty i lenistwa, które po linii najmniejszego oporu pociąga za sznurki tylko tam, gdzie to się opłaca i nie generuje żadnego nadmiernego wysiłku ze strony autora np. homilii.