„Niech doda Jahwe” – takie jest znaczenie imienia „Józef”. Pierwszą postacią, która nosiła to imię, był Józef Egipski – syn Jakuba i Racheli. Jednakże dużo ważniejszą dla katolików osobą, choć opisaną w Piśmie Świętym w niewielkiej liczbie słów, jest święty Józef, Oblubieniec Maryi.
Nie pamiętam dokładnie, kiedy zacząłem codziennie odmawiać litanię o wstawiennictwo św. Józefa. Czy miało to miejsce na skutek mojego zetknięcia z duszpasterstwem Instytutu Dobrego Pasterza (IBP) przy pl. Teatralnym? Wszak tam co niedzielę, po mszy świętej, śpiewa się tę modlitwę. Zwykle zresztą śpiew ten prowadzi redakcyjny kolega, Piotr Ulrich.
Bardzo możliwe, że tak było. Różaniec zacząłem odmawiać, czytając o katolicyzmie japońskim (o którym pisałem w „Adeste” w numerach 15–18. i 20.). A nabożeństwo ku czci św. Józefa – usłyszawszy historię trudnych początków ks. Wojciecha Pobudkowskiego IBP w Warszawie. Mimo braku kontaktów i niechęci ze strony części diecezjalnych księży, udało mu się po roku znaleźć kościół, w którym przyjęło się i ugruntowało prężne duszpasterstwo. Jak mówił, zawdzięcza to wstawiennictwu przybranego ojca Jezusa.
Co jest takiego niezwykłego w tej litanii? Co jest niesamowitego w tej postaci?
Najlepszy mąż
„Przeczysty stróżu Dziewicy”, „Oblubieńcze Bogurodzicy”. Święty Józef otrzymał bardzo trudne zadanie. Został mężem Maryi. O Niepokalanej mówimy, że jest „zawsze dziewicą”. Czyli nie tylko była dziewicą i urodziła Jezusa Chrystusa jako dziewica, ale dziewicą już pozostała do końca życia.
Jest więc św. Józef wzorem powściągliwości, umiarkowania, panowania nad sobą. Często zastanawiam się, jak wyglądała ta relacja. Co oznacza bycie kochanym przez Matkę Jezusa? W jaki sposób realizowała się miłość oblubieńcza Józefa i Maryi? Jak okazywali sobie wzajemnie wsparcie?
Kolejne wezwanie –„żywicielu Syna Bożego” – także uważam za niezwykłe. Ten, który wszystkich karmi, był na tyle słaby, że musiał być karmiony. Uniżył się tak bardzo, by polegać na grzesznym (choć i świętym) człowieku w sprawie tak fundamentalnej, jak dawanie pożywienia. Podobny do wspomnianego wezwania wydaje się zwrot „troskliwy obrońco Chrystusa”. Czy Syn Boży nie mógł zawezwać na obronę mnóstwa zatępów anielskich? Zdecydował się powierzyć jednemu odpowiedzialnemu człowiekowi, podobnie jak powierza się kapłanom na całym świecie pod postaciami chleba i wina.
Naj-
„Najsprawiedliwszy”, „najczystszy”, „najroztropniejszy”, „najmężniejszy”, „najposłuszniejszy”, „najwierniejszy”, a także „zwierciadło cierpliwości” – czyli „najcierpliwszy”. Wiele wymownych przymiotników.
Nachodzi mnie taka refleksja: co znaczą przymiotniki w naszych czasach? Co to znaczy, że coś jest fajne lub dobre? Jak często rzucamy komuś w twarz (czy raczej w ekran) że jest nieodpowiedzialny, nieuprzejmy, nieznośny, nieroztropny? I czy mamy prawo określać innych w taki sposób?
Jak wiele znamy ludzi, o których szczerze możemy powiedzieć, że są „sprawiedliwi”, „dobrzy” czy „szlachetni”? Czy znamy kogoś prawdziwie „cierpliwego”? Co znaczy dla nas słowo „wierność” (jak to określał mój ojciec – tłumacz – „nieco zapomniany termin”)?
Myślę, że dopiero gdy przemyślimy tę językową kwestię, możemy zastanawiać się nad epitetami w litaniach. Gdy zrozumiemy, jak używamy i nadużywamy przymiotników, będziemy w stanie zrozumieć ich zastosowanie wobec cech świętych.
Bez pracy nie ma kołaczy
Z jednej strony „miłośnik ubóstwa”. Z drugiej „wzór pracujących”. „Jeżeli taki wzór, to chyba powinien być bogaty, a nie ubogi” – rzekłby ktoś. Słuszna wątpliwość. Jedną z wartości pracy jest polepszanie warunków życiowych. Własnych i naszych bliskich.
Można przypuszczać, że Józef i Jezus, rzemieślnicy (tekton, τέκτων – to określenie szersze niż tradycyjne „cieśla”), będący rodzinną firmą, nie „klepali biedy”. Nie żyli w warunkach urągających ludziom, wręcz przeciwnie. Zwłaszcza, że Józef i Jezus, a już na pewno dotyczy to Jezusa, wykonywali swoją pracą sumiennie („jak u siebie, a nie jak u obcego”, parafrazując Walaszka).
Stawiam tezę, że określenie „miłośnik ubóstwa” odnosi się do ducha, nie do ciała. Ubóstwo Józefa moim zdaniem polegało na wolności od przywiązania do rzeczy doczesnych. Nie na nieposiadaniu tych rzeczy. To istotna różnica.
Ora et labora
Na tym zakończę swoją refleksję. Można jednak kontynuować tę medytację i rozważać cnoty świętego Józefa każdego dnia. Zachęcam zarówno do tego, jak i do wnikliwego spojrzenia na litanie. Powtarzamy je właśnie po to, aby rozważać coraz głębiej. Podobnie jest z tajemnicami różańcowymi. Prawdziwą cnotą jest coraz głębsze rozważanie tych samych rzeczy, a nie ciągłe szukanie nowych, gdy stare się znudzą.
Warto uciekać się do świętego Józefa, „Opiekuna Kościoła Świętego”. On zrozumie i młodych chłopców, i narzeczonych, i małżonków. I kobiety, bo w końcu spędził znaczną część życia na poznawanie najwspanialszej z nich – Maryi.
1 komentarz