„W polskim Kościele celebrujemy dwa momenty śmierci sprecyzowane pod względem godziny: Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Zbawiciela oraz świętego Jana Pawła II, papieża” – taka informacja mignęła mi gdzieś na stronie I komu to przeszkadzało? na Facebooku. Czy kult, który za tym stoi, i legenda godziny 21:37 nie są odrobinę przesadzone?
Minęło piętnaście lat od śmierci papieża. Święty Jan Paweł II dla rzeszy ludzi jest niewątpliwie ważną postacią. W wielu polskich katolickich domach wspomina się go jako kogoś wielkiego, kogoś, kto pomógł w obaleniu komunizmu i wyzwoleniu naszego kraju jako „papież zza żelaznej kurtyny”. Nie sposób odmówić mu wielu zasług i świętości, ale czy po tylu latach nie byłoby warto jednak w końcu ruszyć naprzód?
Strata
Doskonale pamiętam moment śmierci papieża. Jechaliśmy samochodem z Częstochowy, z Jasnej Góry, było ciemno. Nagle w radiu podano wiadomość, że „o godzinie 21:37 nasz ukochany Ojciec Święty Jan Paweł II powrócił do domu Ojca”. Widziałem, że moimi rodzicami to wstrząsnęło. Zapadła grobowa cisza. Były łzy. Zatrzymaliśmy się przy najbliższym przydrożnym krzyżu – był taki biały, kojarzył mi się z płotami, które często stawiano z podobnych metalowych prętów pokrytych farbą. Pomodliliśmy się wspólnie, postaliśmy chwilę w milczeniu i pojechaliśmy dalej, nadal milcząc.
Później wszędzie były wspomnienia o Ojcu Świętym. Że santo subito, że to był największy Polak, że jego strata jest niepowetowana i że jest to ogromny cios dla wszystkich wierzących. Miesiąc później przystępowałem do Pierwszej Komunii Świętej. Po lewej stronie prezbiterium, na stopniu komunijnym, stał wielki wizerunek papieża z ramą przyozdobioną czarnym materiałem.
W międzyczasie odbyło się konklawe. Wszyscy w napięciu wyczekiwaliśmy białego dymu i pojawienia się kolejnego papieża. Na pewno kardynałowie dostrzegą dziejową konieczność i będziemy mieli kolejnego papieża-Polaka – Macharskiego albo Glempa – który zapewni ciągłość Kościołowi. Wybrali „jakiegoś Niemca”. „Co to jest w ogóle za imię »Benedykt«, i to jeszcze szesnasty? Mógł sobie wziąć »Jan Paweł III«, to każdy by pamiętał!” – mówili komentatorzy.
Recepta na wszystko
Polski Kościół pod egidą Jana Pawła II postanowił zawalczyć o dusze naszego narodu, bazując na sentymencie: a to rocznica urodzin papieża, a to kolejny Dzień Papieski, a to wspomnienia kolejnych pielgrzymek. Jeszcze długo przed beatyfikacją kult papieża-Polaka kwitł w najlepsze. Domagano się jak najszybszego wyniesienia go na ołtarze, niezależnie od obowiązujących przepisów dotyczących procesu. Nie minęło wiele czasu, zanim już było wiadomo, który kościół jako pierwszy będzie pod wezwaniem błogosławionego Jana Pawła II, a parę miesięcy przed beatyfikacją kardynał Dziwisz wręczył Robertowi Kubicy ampułkę z papieską krwią.
Powstało mnóstwo filmów – najpierw Karol. Człowiek, który został papieżem, a rok później Karol. Papież, który pozostał człowiekiem. Były to produkcje tak często emitowane, że grający główną rolę Piotr Adamczyk zaczął być postrzegany wyjątkowo „papiesko”. Do tego stopnia, że kiedy wyszedł film Och, Karol 2, w którym też grał główną rolę, myślano, że to kolejny film o Ojcu Świętym. Później były kolejne produkcje, w tym kreskówki.
Listy Konferencji Episkopatu Polski niemal zawsze zawierały wspomnienie a to Karola Wojtyły, a to Jana Pawła II – zawsze w samych superlatywach. A kult rósł, rósł i rósł…
Przesycenie
W chemii znane jest pojęcie roztworu nasyconego. W uproszczeniu chodzi o to, że w danej temperaturze można rozpuścić konkretną ilość substancji. Jeśli podgrzeje się mieszaninę, można dosypać kolejną porcję danej substancji. Nie można jednak ani podgrzewać, ani dosypywać w nieskończoność – po jakimś czasie nawet mieszanie absolutnie nic tu nie pomoże.
Po śmierci papieża katolicy w Polsce rozgrzewali się coraz bardziej „wspominkami”, wizją kanonizacji i tak dalej, a episkopat mieszał w tym kotle i dosypywał coraz więcej janopawlanu (II) papieża. Niestety, w pewnym momencie pasterze dusz tak się w tym zapamiętali, że nie zauważyli, iż ogień już dawno zgasł, wierni zaczęli wyparowywać, a janopawlan – wytrącać się z niknącego w oczach roztworu.
Internet zaczął – mówiąc jego językiem – cisnąć bekę. Pojawiły się pierwsze obrazki „szkalujące papieża” (tak zwane „cenzopapy”). Mało kto to pamięta, ale studiując historię internetu, można dowiedzieć się, że pierwotnie były to papieskie wizerunki nakładane na miejsca intymne osób ze zdjęć pornograficznych! Wiadomo – robili to ludzie niewierzący, zdeklarowani ateiści z gatunku wojujących. Kiedy jednak i wśród młodych w Kościele nastąpił przesyt papolatrią, oni również zaczęli publikować łagodniejsze „cenzopapy”.
W wielu miejscach katolickiego (sic!) internetu można natknąć się na chociażby powycinane fragmenty wywiadu z papieżem z Ziarna. Nawet niesamowicie powszechne od prawa do lewa sformułowanie „Masz ty w ogóle rozum i godność człowieka?” zaczerpnięto z emocjonalnej wypowiedzi osoby broniącej papieskiej czci przed jednym z dzwoniących na antenę, który obrażał papieża. Nawet teraz żartowano, że Polska miała 2137 dni gwarancji danej przez papieża, bo pierwszy przypadek koronawirusa potwierdzono w naszym kraju 2138 dnia po jego kanonizacji. Wśród katolickiej młodzieży nastąpiło przełamanie tabu.
Pokolenie JP2?
To zjawisko jednak zupełnie nie zostało dostrzeżone ani na wyższych szczeblach hierarchii, ani przez starszych księży i wielu z tych w średnim wieku. O której jest celebrowana ostatnia niedzielna msza święta w Krakowie? O 21:37. Co w wielu kościołach wygrywają kuranty, oczywiście o 21:37? Barkę. Którego dowolnie wybranego świętego wspomina się najczęściej w modlitwach eucharystycznych? Świętego Jana Pawła II. Nie tak dawno, podczas mszy odprawianej ze starszego wydania mszału (w przytomności biskupa), słyszałem, jak jeden z księży nie pomyślał o świętym Józefie, którego nie było w tekście, ale o „świętym Janie Pawle Wielkim” już pamiętał. Czyje relikwie wraz z Najświętszym Sakramentem wziął na pokład samolotu pewien kapłan, aby zażegnać widmo epidemii? No oczywiście, że największego Polaka – tak na wypadek, gdyby Jezus Chrystus, prawdziwie, realnie i substancjalnie obecny, jednak nie pomógł.
W dorosłość wchodzi teraz młodzież, która miała kilka lat w chwili, gdy umarł papież. Oni stają się „pokoleniem F1”. Mój czas dorastania – od Komunii do bierzmowania – i zgłębiania wiary przypadł na czas pontyfikatu Benedykta XVI, który nadal żyje. Ma już następcę i – wiadomo – faktycznym papieżem jest Franciszek, winniśmy go uznawać i być mu posłuszni. Obecny pontyfikat nie sprawia jednak, że nie wolno zgłębiać bogactwa myśli „papy emeritusa”. I tak jak w życiu moich rodziców czy dziadków ważne miejsce zajmuje święty Jan Paweł II, tak w moim i wielu moich rówieśników – papież Benedykt XVI, zaś w świadomości osób na poziomie szkoły średniej – papież Franciszek. Abstrahuję od tych ludzi, którzy w ogóle nie interesują się papieskim nauczaniem. Nie ma w tym nic dziwnego, po prostu trzeba to rozumieć i umieć zachowywać umiar w „propagowaniu” swojego „ulubionego papieża”. Wbrew pobożnym życzeniom niektórych biskupów i kapłanów podkreślę – ja zdecydowanie czuję się kimś należącym do pokolenia B16.
Co papież do nas mówił?
Święty Jan Paweł II pozostawił po sobie gigantyczną spuściznę nauczania: encykliki Fides et ratio, traktujące o stosunku wiary do rozumu, potępiające fideizm i scjentyzm (o tym więcej w moim majowym felietonie); Evangelium vitae dotyczące wartości i nienaruszalności życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci; Familiaris Consortio, mówiące o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym (wraz z nauczaniem na temat nierozerwalności małżeństwa) i wiele, wiele innych dokumentów.
Często pielgrzymował, przyczynił się między innymi do upadku komunizmu w Polsce. Wyniósł na ołtarze tysiąc trzysta czterdzieścioro błogosławionych i czterysta osiemdziesięcioro troje świętych, wielu o bardzo ciekawych życiorysach. Pisał wiersze i sztuki teatralne. Jego pontyfikat trwał ponad dwadzieścia siedem lat. Mnóstwo ciekawych rzeczy dałoby się opowiedzieć o świętym papieżu, nie starczyłoby miejsca w tym krótkim tekście. Dostępne są nawet jego osobiste notatki, których kardynał Dziwisz nie spalił, choć został do tego zobowiązany testamentem.
A co zapamiętaliśmy?
Cała ta nauka została spłycona do w zasadzie trzech przymiotów papieża: tego, że po maturze chodził na wadowickie kremówki, że jego ulubioną pieśnią była Barka i w końcu że odprawiał msze na kajaku.
Primo: kremówki są dobre, ale w samych Wadowicach przesyt spowodował, że w 2014 roku na burmistrza tego miasta wybrano kandydata popieranego przez ruch Wolne konopie. Mogło to być spowodowane faktem, że – jak relacjonowali mieszkańcy – w poprzedniej kadencji prowadzono politykę pod tytułem „Hej, może i są problemy z infrastrukturą, ale macie tu fefnasty pomnik Największego Wadowiczanina”.
Secundo: Barka to bynajmniej nie ulubiona pieśń świętego Jana Pawła II. Bardziej od niej lubił O, której berła ląd i morze słucha, Jedyna moja po Bogu otucha czy Zwiastunom z gór. O pierwszej wspomina w wywiadzie-rzece pod tytułem Najbardziej lubił wtorki ksiądz arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, ostatni osobisty sekretarz papieża, o drugiej natomiast ksiądz Franciszek Blachnicki w książce Godziny Taboru.
Tertio: na żadnym kajaku. Ten argument szczególnie działa mi na nerwy, ponieważ wykorzystywany jest jako wymówka do popełniania różnych karygodnych przestępstw liturgicznych. Zacznijmy od tego, że ksiądz Karol Wojtyła miał pozwolenie na odprawianie mszy poza świątynią od prymasa Stefana kardynała Wyszyńskiego. Dalej – liturgię celebrował na portatylu, który jest ołtarzem sensu stricto: to kamienna płyta wielkości korporału, zawierająca wmurowane relikwie świętych, konsekrowana przez biskupa – i to ona kładziona była na te mityczne kajaki. Zresztą, wystarczy spojrzeć na zdjęcia, żeby zorientować się, że przyszły papież odprawiał mszę porządniej, niż w stylu „stuła na T-shirt, korporał na stos plecaków”.
DOŚĆ!
Wystarczy tych kremówek, tej nieironicznie śpiewanej Barki, tych listów episkopatu czy rektorów KUL-u i innych uczelni, w których króluje święty Jan Paweł II przeplatany Karolem Wojtyłą. Na papieżu-Polaku nie kończy się polska hagiografia, a na jego śmierci nie zatrzymał się rozwój polskiego Kościoła. Nie „upupiajmy” papieża, jak to powiedziałby Witold Gombrowicz. To już naprawdę na wielu młodych nie działa.
To nie jest tekst wyśmiewający papieża czy potępiający jego kult jako taki. To wołanie z głębokości, spod całej drabiny hierarchii w Kościele, gdzie tłoczy się katolicka młodzież, tak rzadko wysłuchiwana. To wołanie wynikające z troski o zdrowy kult papieża i nieośmieszanie wiary osobom mniej pewnym w swoich przekonaniach przy pomocy niekończącego się festiwalu papolatrii i wojtylianizmu. Sądzę, że domyślam się, skąd one się biorą. Nie od dziś wiadomo, że „kiedyś to było” i „Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie. Święty i czysty jak pierwsze kochanie”. Papież-Polak jest takim ostatnim bastionem zgody narodowej: był dowodem na to, że Kościół w Polsce jest silny, a katolicyzm liczy się na arenie narodowej i międzynarodowej. I jak za komuny ludzie lgnęli do Kościoła, tak później trzymał ich w nim ten człowiek-symbol. Ale Ojciec Święty umarł piętnaście lat temu, a niektórzy pasterze dusz nadal się nie otrząsnęli, a wręcz to wypierają.
W tym roku przypadają dwie wielkie daty: drugiego kwietnia minęła piętnasta rocznica śmierci papieża, natomiast w maju obchodzona będzie setna rocznica jego urodzin. Myślę, że to dobry moment, by ruszyć dalej. Zjedzmy jeszcze zapas kremówek, których w tym roku pełne są kościelne spiżarnie i przejdźmy na nieco bardziej „zbilansowaną dietę”. Kremówki są smaczne, ale nie w takich ilościach. Może to najwyższy czas by zacząć jeść szpinak?
“ksiądz Karol Wojtyła miał pozwolenie na odprawianie mszy poza świątynią od prymasa Stefana kardynała Wyszyńskiego”.
Rozumiem, że prymas Wyszyński miał upoważnienie od Papieża Piusa XII na udzielanie Indultów? Czyżby chodziło o to wydane w 23 lutego 1949?
Dzięki za ten tekst. Dopełnił (i dodatkowo zainspirował mnie) do stworzenia tego filmu: https://youtu.be/W_9vbuMAZAg (w którym oczywiście są namiary, dzięki którym można trafić tutaj. Pozdrawiam!
“W tym roku przypadają dwie wielkie daty: drugiego kwietnia minęła piętnasta rocznica śmierci papieża[…]”
I tym zdaniem pod koniec tekstu autor sam sobie zaprzecza – bo czyż 16 rocznica nie jest większa od 15?
Nie życzę wam dobrze, mam nadzieję że dalej będziecie tkwić w tym samym miejscu.