Formacja młodzieży w Kościele – czy wygląda, jak powinna? Jak przyciągnąć młodych do Chrystusa i co robimy nie tak? Odpowiedzi na te pytania są trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.
W Kościele Chrystusowym są wszyscy ochrzczeni – bardzo młodzi, młodzi, w średnim wieku czy też naprawdę podeszli w latach. Bóg wszystkie swoje dzieci obdarowuje w konkretny sposób przez posługę Kościoła, a opiera się ona na dwóch filarach. Pierwszym jest Słowo, drugim – sakrament. Ludzie są różni, każdy jest inny i może mieć rozmaite potrzeby, jednakże co do istoty te dwa filary pozostają niezmienne. Pytanie jednak, jak Kościół ma dotrzeć do poszczególnych ludzi z Ewangelią i sakramentami. Tutaj otwiera się przed nami cały wachlarz różnych form duszpasterstwa i sposobów formacji, dostosowanych odpowiednio do wielu grup w Kościele. Naturalne jest, że na co innego zwraca się uwagę w podejściu do dzieci, licealistów, studentów, małżeństw itd.
W niniejszym felietonie chciałbym zająć się formacją szeroko pojętej młodzieży – zarówno licealnej, najczęściej przygotowującej się do sakramentu bierzmowania, jak i „późniejszej” – akademickiej (ostatnio coraz rzadziej nazywanej młodzieżą, bo przecież są to już osoby w dużej części po „dwudziestce” – wciąż jednak młodzi). Jak zainteresować młodych ludzi Chrystusem, Ewangelią i tak w ich oczach zbudować autorytet Kościoła, aby czuli się w nim (czy też w niej) bezpiecznie, jak u matki? To zagwozdki hierarchów i podstawowe pytania, które zadają sobie duszpasterze pracujący z młodzieżą – mniej i bardziej leciwą.
Aby jakkolwiek zająć się omówieniem formacji młodych ludzi w Kościele w Polsce, postanowiłem zasięgnąć języka – zapytałem o zdanie i doświadczenia moich znajomych z różnych kręgów, w różnym wieku, którzy tej formacji doświadczyli i zechcieli podzielić się ze mną swoimi refleksjami. Nie chciałbym jednak przedstawiać wypowiedzi tych osób w sposób analityczny, ale raczej skomentować je jakoś i wyciągnąć wnioski. W tym celu warto postawić dwa pytania – jak jest oraz jak być powinno? Odpowiedź na nie jest bardziej złożona, niż mogłoby się nam wydawać, dlatego chciałbym przedstawić ją w oparciu o kilka różnych kryteriów, dostrzeżonych przeze mnie lub zaproponowanych przez moich rozmówców.
Uwaga: w niniejszym tekście przedstawiam subiektywny punkt widzenia kwestii duszpasterstwa młodzieży na podstawie rozmów z różnymi osobami. Gdyby ktoś zechciał podzielić się swoimi doświadczeniami i refleksjami, serdecznie zachęcam do pisania wiadomości i komentarzy.
Język
Rzecz to, wydawałoby się, jedynie techniczna, jednak na tyle istotna, by o niej napisać. Skoro jednym z filarów posługi, jaką Kościół pełni wobec człowieka, jest Słowo, to nie mogłoby się obyć bez jego nośnika, którym jest właśnie język. Niektórych słucha się dobrze, innych gorzej. To, jak mówimy, ma ogromne znaczenie dla odbiorcy. Twierdzenie, że „kto chce usłyszeć i tak usłyszy”, jest w przypadku zetknięcia człowieka z Ewangelią o tyle naiwne, że nasza ludzka natura lubi płatać nam różne figle i mimo faktu posiadania uszu nie zawsze wszystko słyszymy i rozumiemy. Kościół, wychodząc ze Słowem do człowieka, w umiejętny sposób uczy się jego języka. Nie mówimy oczywiście o tym, aby wulgaryzować Słowo Boże, ale raczej unikać w Jego przekazie pewnej sztuczności.
Jaki problem można dostrzec na gruncie języka w duszpasterstwie młodych ludzi? Myślę, że największe ryzyko dotyczy wczesnej młodzieży, w szczególności tej przygotowującej się do sakramentu bierzmowania. W różnych sytuacjach, gdy widziałem duszpasterzy tych grup (na szczęście nie zawsze), na myśl przychodził mi obraz starszego nieco wujka z wąsem, który przyjeżdża na imieniny do swoich kuzynów i zabawia ich dzieci. Wówczas można usłyszeć, jak z trudnością próbuje odtwarzać młodzieżowo brzmiące słowa. „Co tam na dzielni, ziomalu? Tak przecież mówicie do siebie teraz, kumplu!”. Podobne sformułowania da się słyszeć od duchownych we wspólnotach młodzieżowych, i to nie tylko w przypadku starszych księży, ale też i młodszych. Czy próba bycia „młodzieżowym” na siłę przyciągnie młodych ludzi do Kościoła? Duża część tejże młodzieży postrzega to raczej jako coś żenującego i nienaturalnego, a nie należy zapominać, że celem tego języka jest przekaz Słowa. Czy użycie języka wprawiającego w zażenowanie nie sprawi, że dla tych osób sama Ewangelia będzie żenująca w odbiorze?
Papież Polak
Z różnych stron daje się odczuć strach duchowieństwa (skądinąd słuszny) o to, że utracone młode pokolenie nigdy nie wróci już do Kościoła. Oczywiście, obawa ta jest realna. Nasuwa się w tym momencie oczywiste pytanie: co zrobić, by przyciągnąć młodzież do Chrystusa? Sposobów może być wiele, jednak dostrzegam jeden, w który polskie duchowieństwo, na czele z księżmi biskupami, bardzo mocno wierzy. Czasem próbuję wyobrazić sobie, jak ktoś wpadł na ten pomysł. Mogło być na przykład tak:
– Zobacz, co się dzieje – powiedział biskup diecezji X – ludzi w kościołach coraz mniej, a młodzieży to już prawie w ogóle. Co zrobimy?
– Pewnie potrzebują jakiegoś autorytetu, który pokaże im, jaki Kościół jest wspaniały – odparł biskup diecezji Y.
– Kto jednak może być dla nich autorytetem, skoro sam Bóg nie wystarcza? – odpowiedział biskup diecezji X.
– Bóg jest dla nich zbyt abstrakcyjny – stwierdził biskup diecezji Y. – Potrzeba autorytetu bardziej realnego, który już teraz darzą wielkim szacunkiem.
– Myślisz o tym samym, co ja? – powiedział z wyraźnym uśmiechem biskup diecezji X.
I w ten sposób właśnie św. Jan Paweł II stał się autorytetem młodzieży – a przynajmniej taki był pierwotny zamysł. Może było tak, może inaczej – kto to wie? Efekt jednak pozostaje zbliżony – obecnie można zaobserwować wzmożone starania polskiego duchowieństwa, aby ze św. Jana Pawła II za wszelką cenę uczynić autorytet dla młodego pokolenia.
Pojawia się tu jeden, zasadniczy problem. Może dla obecnych studentów (ale jedynie tych starszych) postać św. Jana Pawła II rzeczywiście nie jest abstrakcyjna, ale większa część młodzieży nie jest już tzw. pokoleniem JP2. Autorytet papieża Polaka został tak nadszarpnięty, że dla pewnej części młodego pokolenia bardziej kojarzy się on z internetowymi memami niż z nauczaniem Kościoła. W tym miejscu warto odesłać do felietonu Krzysztofa Namyślaka (zasługującego już chyba na miano legendarnego), bardzo szeroko omawiającego tę kwestię.
Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam
Wobec powyższego warto zastanowić się, jak autorytet św. Jana Pawła II wygląda w optyce targetu – jak się na to zapatruje samo młode pokolenie. Nie trzeba szukać daleko, wystarczy przytoczyć pewną historię, tym razem już prawdziwą (nie jak w przypadku powyższej sceny, która jest jedynie wysoce prawdopodobna). Akcja dzieje się na facebookowej stronie Konferencji Episkopatu Polski. Redakcja strony regularnie (co kilka dni, czasem codziennie) publikuje treści związane z postacią polskiego papieża – rzadko kiedy związane faktycznie z jego nauczaniem.
Do częstych należą wydarzenia typu 30. rocznica wizyty Jana Pawła II w Radomiu czy SacroTruck wyrusza na szlaki papieskie. Pod niektórymi postami pojawiły się komentarze, w tym bardzo wiele pisanych przez młode pokolenie. Bardzo ujęło mnie ironiczne: „więcej Papieża, młodzież wytrzyma!”. Wklejany wielokrotnie (czasem kilka do kilkunastu razy pod jednym postem) link do wyżej wspomnianego felietonu Krzysztofa Namyślaka jest już symbolem tego, że taka propozycja Jana Pawła II jako wielkiego autorytetu młodzieży niespecjalnie przypadła młodzieży do gustu.
Gdyby ktoś chciał dotrzeć do tychże komentarzy – bardzo chciałbym móc wkleić tu link, jednak nie mogę, ponieważ redakcja strony Konferencji Episkopatu Polski na Facebooku, wobec krytyki ze strony młodego pokolenia (w zdecydowanej większości kulturalnej i konstruktywnej), zaczęła usuwać komentarze i trwale wyłączyła możliwość komentowania swoich postów, nie tylko tych „papieskich” (sytuacja do lipca 2021 – być może w sierpniu będzie już inna – daj Boże). Można by to podsumować w następujących słowach: „kto nie jest z nami, jest przeciwko nam”.
Co z tymi, których już „przyciągnięto”?
Duszpasterstwa młodzieży na szczęście mają jeszcze co robić „wewnątrz”, ponieważ oczywiście nie jest tak, że młode pokolenie w ogóle nie chodzi do Kościoła. Istnieje wiele prężnie działających duszpasterstw, przede wszystkim akademickich, ale nie tylko – również skupionych przy zakonach (do szczególnie popularnych należą te przy kościołach Zakonu Kaznodziejskiego). Co można powiedzieć o formacji osób już „przyciągniętych” do Chrystusa i Kościoła? W tym miejscu warto odwołać się do doświadczenia osób, które w jakiś sposób miały okazję zobaczyć funkcjonowanie tej formacji „od kuchni”. Nie będzie to oczywiście pełny obraz – jednak chciałbym podjąć refleksję na temat kilku wybranych aspektów doświadczeń „przepytanych” znajomych, którymi zechcieli się ze mną podzielić.
Najczęstszym zarzutem, z jakim się spotkałem, jest sprowadzanie formacji młodzieży do duchowości pojmowanej wyłącznie emocjonalnie (a więc tak naprawdę bardzo płytkiej, która w istocie o duchowość jedynie się ociera). W takim wypadku duszpasterstwo młodzieżowe/akademickie może stanowić po prostu propozycję katolickiego safe space’u. Wiele powiedziano mi także o brakach w formacji intelektualnej – która powinna młodym ludziom „odświeżać” podstawową wiedzę teologiczną, szczególnie z zakresu sakramentologii – co często utrudnia poprawne podejście do sakramentów i ich rozumienie w świetle katolickiego nauczania.
Liturgia (anty)młodzieżowa?
Kolejną kwestią, na którą warto zwrócić uwagę, jest liturgia (nie byłbym sobą, gdybym o tym nie wspomniał). Skoro, jak napisałem na początku, filarami posługi są Słowo i sakrament, nie da się przejść obojętnie wobec uczestnictwa młodzieży w liturgii i przygotowania celebracji w duszpasterstwach. Można wymienić tu bardzo chlubne przypadki – np. duszpasterstw oazowych lub skupionych wokół nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego albo niektórych duszpasterstw akademickich. O przygotowaniu liturgii da się tu powiedzieć bardzo wiele dobrego, zaczynając już od tego, że formacja w tych duszpasterstwach bardzo często buduje właśnie na uczestnictwie w Eucharystii, co jest niezbędne w życiu sakramentalnym. Są jednak i takie duszpasterstwa, które sprawowanie kultu postrzegają jako rzecz zupełnie marginalną w formacji młodzieży. Działalność w mniejszych wspólnotach młodzieżowych często w ogóle oddzielona jest od sprawowania liturgii. Taki przypadek mógłbym nazwać „odklejonym” od kościelnej rzeczywistości. Wówczas nie możemy mówić o duszpasterstwie – raczej o wspólnocie, środowisku, grupie dyskusyjnej.
Jak pokazuje doświadczenie, liturgię w młodzieżowych wspólnotach też można zepsuć, próbując ją na siłę dostosować do rzekomej mentalności młodzieży. Rzecz ma się podobnie jak z językiem. Adaptowanie na siłę kultu zgodnie z subiektywnym zdaniem duszpasterza o tym, co się spodoba młodym ludziom, często wprowadza młodzież w zażenowanie. Wśród dużej części duchowieństwa wciąż istnieje przekonanie, że „msza młodzieżowa” to taka z nastrojowo przygaszonym światłem i muzyką religijną w stylu pop (często niezmiernie kiczowatą). Dodatkowo na takiej mszy wszelkie komentarze, kazania, wstępy, ogłoszenia i zakończenia muszą być powiedziane „z ducha” i wszystko musi być takie, żeby celebransowi się wydawało, że „czuje ducha” (zachęcam do przeczytania mojego felietonu o bylejakości zamierzonej). W takich przypadkach kształt „liturgii młodzieżowej” będzie zależał od subiektywnego osądu duszpasterza. Doskonałym przykładem tego zjawiska jest wzięta z życia historia: jeden duszpasterz młodzieży zapytany przeze mnie o fenomen uczestnictwa młodych ludzi w mszach świętych w starszej formie rytu stwierdził, że „nie rozumie tego i nie zaakceptuje, bo jego zdaniem to jest dla młodzieży złe i ma destrukcyjny wpływ na duchowość młodych ludzi”.
Jak jest?
To pytanie woła o swoiste résumé wyżej omówionych kryteriów. Jak jest? Miejscami bywa dobrze, miejscami (niestety często) – tragicznie. Najpierw chwyty mające przyciągnąć do Kościoła. Mam wrażenie, że często są desperackie i przypominają raczej kampanię wyborczą niż realne propozycje. A szkoda, bo Kościół ma młodym ludziom bardzo wiele do zaproponowania, na czym można osiągnąć zbawienne, nomen omen, korzyści. Tego nie zaprezentuje im jednak fakt, że w Kościele się poczują dobrze i miło czy też że św. Jan Paweł II, ich „wielki autorytet”, także był katolikiem.
Co do samej formacji młodzieży, tu także można się spotkać z wieloma duszpasterstwami proponującymi solidną formację duchową i intelektualną, traktującymi młodych ludzi poważnie. Czasem mam jednak wrażenie, że są to wyjątki na mapie wspólnot i ośrodków z brakiem pomysłów (czy też czasem ze złym pomysłem) na duszpasterstwo młodzieży. Niestety taki stan rzeczy można byłoby zaklasyfikować jako powszechny lub też w jakiś sposób systemowy. Doskonałym przykładem na to jest podejście do liturgii na dużych eventach religijnych dla młodych ludzi. Bardzo często na tych imprezach Eucharystia przygotowana jest pieczołowicie, ale nie tak, jak trzeba – próbuje się ją na siłę dostosować do zmyślonych nieraz potrzeb młodzieży, zamiast ukazać jej kult Boży taki, jakim on jest naprawdę i zarazem tak, jak go widzi Kościół.
Autorytet Kościoła
Jednym z poważniejszych skutków tak prowadzonego duszpasterstwa jest widoczne nadszarpnięcie autorytetu Kościoła w bardzo wielu kwestiach, na co wpływają wyżej wymienione działania. Dlaczego tak się dzieje? Według mojej oceny między innymi dlatego, że większość tych aspektów ośmiesza i wypacza dwa filary, o których pisałem na początku – Słowo i sakrament. Jeśli będziemy (nawet nieświadomie) przedstawiać młodym ludziom Ewangelię w żenującej otoczce i w równie żenujący sposób sprawować sakramenty, na nic będą wszystkie te starania. W dalszej perspektywie zaprowadzi nas to do jeszcze bardziej desperackich aktów, aby tylko tę młodzież przyciągnąć do Kościoła, co nadal osłabiało będzie Jego autorytet. Wielokrotnie słyszałem z ust duchowieństwa, że to zsekularyzowany świat podważa autorytet Kościoła. Spójrzmy lepiej na siebie, jak nierozsądnym duszpasterstwem i formacją młodzieży sami pod sobą kopiemy dół.
W kontekście tego wniosku nasuwa się jeszcze jedna, bardzo smutna refleksja. Jesienią ubiegłego roku trudno było nie zauważyć protestów dotyczących m.in. toczącego się w debacie publicznej sporu o aborcję. Manifestacje przeradzały się niekiedy w zamieszki, na czym ucierpiały także kościoły (do dzisiaj dostrzegam ślady wandalizmu na fasadach kościołów w centrum mojego miasta). Wśród osób, które dopuściły się dewastacji kościelnego mienia czy też z nią się utożsamiały, odnalazłem w mediach społecznościowych te, które jeszcze nie tak dawno były członkami różnych wspólnot młodzieżowych i akademickich w Kościele. Zastanawiające jest, co stało się z formacją, skoro jakaś (wcale nie tak mała) część środowiska początkowo związanego z Kościołem była w stanie dopuścić się aktu wandalizmu wobec miejsc świętych. Warto poddać to refleksji, powstrzymując się od osądów.
Jak być powinno?
Na temat tego, jak powinna w polskim Kościele wyglądać formacja młodzieży, można by z pewnością napisać niejedną dysertację. Od siebie, jako podsumowanie tego krótkiego felietonu, mógłbym zaproponować kilka wskazówek, opierając się na tym, co usłyszałem w rozmowach o duszpasterstwie młodego pokolenia i jakie refleksje podjąłem w tym kontekście. Jedna i naczelna zasada – dwa filary, przestrzenie, w których uobecnia się zbawcze działanie Chrystusa – Słowo i sakrament. Temu powinna być podporządkowana cała formacja młodzieży (i nie tylko).
Kościół wychodzi ze Słowem do młodego człowieka – od środków, jakich użyje, w pewnej mierze zależeć będzie potencjalna odpowiedź człowieka na to Słowo. Jak też wspomniałem wyżej, da się i najlepszą treść przedstawić w sposób żenujący, czego w duszpasterstwie należy się z całych sił wystrzegać. W sakramentach człowiek dostępuje łaski Bożej. To życie sakramentalne nadaje kierunek duchowości człowieka, nie na odwrót. Duchowość wzniesiona na fundamencie sakramentów jest dużo lepsza od tej zbudowanej na grząskim gruncie emocji i uczuć, którą często proponuje się w młodzieżowych wspólnotach.
Dlatego też podstawą formacji w duszpasterstwach młodzieżowych i akademickich powinien być kult Boży, który jest najdoskonalszym nośnikiem tych dwóch filarów: Słowa i sakramentu. Poważne podejście do tej podstawy jest jednym z gwarantów dojrzałej formacji młodzieży w Kościele – wówczas wszelkie desperackie działania w końcu okażą się zbędne. Poważna propozycja i poważne traktowanie młodego pokolenia mogą stać się powodem, dla którego podejdzie ono poważnie do Kościoła, własnej wiary i samego Boga. A od formacji religijnej młodych pokoleń zależy przyszłość katolicyzmu w Polsce – tej przesłanki również nie należy lekceważyć.
***
Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy podzielili się ze mną swoimi doświadczeniami i refleksjami na temat formacji młodzieży w Kościele w Polsce.