fot. pixabay.com/Thomas Ulrich
Tytuł tego felietonu jest nieco prowokacyjny. Ale czego się spodziewałeś, Czytelniku? To tylko internet. A zatem – przeczytaj ten wpis i dopiero wtedy włącz tryb offline.
Miałem kiedyś problem z modleniem się w pociągu bądź w autobusie. Lękałem się krzywych spojrzeń współtowarzyszy w tym piekiełku czy czyśćcu, jakim jest żółć ZTM-u.
Dziś się tym już nie przejmuję. Zamaszyście się żegnam. I tak nikt nie zauważy, nawet gdybym robił to kilkukrotnie i według wschodniej modły (czyli od prawej, nie od lewej).
Podróżując przez Polskę
Wszyscy „siedzą w telefonach”. Jedna starsza pani z tobołami gada przez telefon na tematy przeróżne. Jeden elegant w średnim wieku siedzi w kącie i patrzy przez okno na deszczową Warszawę. Grupka młodych uczniów siedzi razem: razem raźniej patrzy się w swoje smartfony.
I gdy wsiądę do metra, również wszyscy jakby nieobecni. Ożywią się tylko wtedy, gdy zabrzmią – straszliwe niczym trąby anielskie – dźwięki urządzeń do kontroli biletów. Ups! Dźwięk nieharmonizujący z innym. Znów ktoś wesprze państwo hojną ofiarą, zwaną potocznie mandatem.
Kiedy jeździłem do liceum, na widok znajomych w komunikacji miejskiej robiłem tak: siadałem przy nich cicho i się wpatrywałem, czekając, aż mnie zauważą. Po dłuższej zazwyczaj chwili osoba znajoma odrywała się od ekranu, padało coś w stylu: „O jeżu, ale mnie przestraszyłeś!”, a ja uśmiechałem się lekko złośliwie.
Co poszło nie tak?
Teraz już tak nie robię. Raczej. Ale już wtedy widziałem to, co teraz jawnie sobie uświadamiam.
Ledwo powstrzymuję się od gorzkiego śmiechu. Przypomniałem sobie, że internet – inter-network – oznacza międzynarodową sieć. Połączenie między ludźmi. Miał być narzędziem kontroli nad polityką, władzą, mediami. (I jest, ale w innym, bardziej totalitarnym niż liberalnym sensie). Źródłem wiedzy.
W formie obecnie najpopularniejszej, na różnych telefonach i ich krewniakach, miał być czystą wygodą. I szybkim źródłem informacji.
Lem
Pamiętasz może, Czytelniku, opowiadania Lema, w których głównymi bohaterami byli konstruktorzy: Trurl i Klapaucjusz? Nie pomnę teraz konkretnych tytułów. Ale w jednym z nich, uwięzieni przez jakiegoś schwarzcharaktera,skonstruowali mu maszynę drukującą na nieskończonej taśmie wszelką wiedzę świata. Wszystkie tajemnice. Czarny charakter utonął w zwojach ujawnionych sekretów pokroju „o czym myślałby stół, gdyby myślał” i „jak miała na imię dziewiąta córka króla jakiegośtam”. A sprytni konstruktorzy uciekli z siedziby żądnego wiedzy okrutnika.
Czytałem to w podstawówce, bawiło mnie. Dziś wiem, że Lem nie pisał science-fiction z miłości do tego gatunku. Uważał ten nurt za dobry do snucia alegorii, przypowieści dla „prostego ludu”.
Włamanie do domu potężnego geja
Spójrzmy na to, czym żyje internet. Pełno w nim krwistych, soczystych tytułów:
„Nie powinniśmy się na nim wzorować” – Wokulski OSTRO o Mickiewiczu
Atak wilkołaków – bronili się kilkanaście minut
Złe wieści dla miłośników hawajskiej – zobacz wyniki sondażu!
Zero skruchy! Krzysztof Namyślak o aferze kremówkowej: nie będę się tłumaczył
Gracze zrezygnowali z Cyberpunka. Zrobią własną grę. „Nie chcemy żyć w strachu”
23-letnia Rosjanka ma już 11 dzieci i PLANUJE KOLEJNE!
Oczywiście te tytuły (poza ostatnim: clickbaitem wziętym z Pudelka – Christina Ozturk ma tylko jedno dziecko, reszta jest owocem dziwacznej, dość odrażającej fanaberii bogaczy) są zmyślone. Ale tylko częściowo, podmieniłem jedynie niektóre słowa. Szkielet, syntaksa tych tytułów to dzieło różnych mediów, od lewa do prawa.
„To się klika” – i ja to rozumiem. Tytuły trzeba „podrasować” i robić to dowcipnie, jak ma się inwencję, albo w ten sposób, jak się akurat nie ma pomysłu. I współczuję wszystkim pracownikom wielkich portali, którzy w określoną liczbę godzin muszą „wytworzyć” odpowiednią liczbę „newsów”. A jednocześnie dbać o „klikalność”.
Ale czy to naprawdę coś wnosi do życia, że jeden polityk, lekarz, źle umył ręce, a drugi polityk, też lekarz, dobrze umył, nucąc przy tym Morskie opowieści?
Obejrzyjcie sobie na Netfliksie
Pozwól, Czytelniku, że zanim przejdę do sedna, jeszcze jedna ilustracja. Obejrzałem ostatnio Smithereens. Jest to film z serii Czarne lustro – serialu złożonego z niepowiązanych fabularnie odcinków, które pokazują różne dystopie społeczne. Smithereens to przede wszystkim popis aktorski Andrew Scotta.
Poza tym to nie jest strictedystopia. To rzeczywistość. Historia ubera porywającego pracownika korporacji stojącej za społecznościowym medium Smithereens i powodującego tym internetowy viral wydaje się do bólu realistyczna.
Jeśli macie Netfliksa, a planujecie dziś go odpalić w poszukiwaniu „czegoś do obejrzenia” – to sięgnijcie po Czarne lustro: Smithereens.
Nie dyskutuj, nie warto
Masz problem z bezsensownym korzystaniem z internetu? Z uzależnieniem od dopaminy, którą daje ciemnoniebieskie „F”, ptaszek w jasnoniebieskim tle bądź inne medium społecznościowe? Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, to mam dla Ciebie złą wiadomość. Najprawdopodobniej się okłamujesz. (A jeśli naprawdę nie, to chylę czoła, to rzadkie).
Uważne słuchanie podcastów może coś wnieść do rozwoju. Obejrzenie filmu może być wartościowym doznaniem estetycznym. Moje teksty może zostaną kiedyś wydane w jakiejś antologii artykułów Adeste. Co pozostanie po Twoim przeglądaniu Facebooka? Czy Twój głos w „gównoburzy” na kilkadziesiąt komentarzy coś realnie zmieni? Poza zwiększeniem poziomu stresu, przyspieszeniem Twojej śmierci ku chwale systemu emerytalnego?
Trzeba mieć plan
Kumpel powiedział mi kiedyś mądrość, która wynikała z jego życiowego doświadczenia. „Jeśli nacierasz na kogoś z pałką teleskopową, musisz mieć na to pomysł”. Wyciągnięta pałka teleskopowa może doprowadzić do dwóch rzeczy: wystraszenia się przeciwnika bądź niewystraszenia się przeciwnika. I właśnie brak planu na drugą ewentualność oznacza „obitą mordę”, tylko że Twoją.
Podobnie jest wchodzeniem w czeluść internetu. Zaplanowane wejście może być owocne, korzystne i użyteczne. Chaotyczne korzystanie kończy się marnotrawstwem czasu na wielką skalę.
Warto mieć przed oczyma karteczkę z zapisanymi celami, które dzięki sięgnięciu po komórkę czy komputer chcemy osiągnąć. To mój sposób. Dawid Podsiadło mówił, że stosuje specjalną aplikację do blokowania niektórych aplikacji. Kumpel mówił mi, że na Wielki Post myśli o przerzuceniu się na „stary” telefon z klawiszami, bez dostępu do internetu. Sposoby są różne, potrzeba trochę wyobraźni.
W poszukiwaniu straconego czasu
Można zaoszczędzić mnóstwo czasu. Nie jest w życiu potrzebne, by lajkować na bieżąco zdjęcia pieska koleżanki. Czy by pamiętać o urodzinach kotka kolegi. Zamiast czytać co chwila sensacyjne newsy, lepiej raz na tydzień przysiąść na godzinę i poczytać poważniejsze analizy.
I można różnie zagospodarować ten odzyskany czas. Ja osobiście polecam czytanie książek. To chyba najbardziej wolnościowa rzecz, jaka nam pozostała. Lubię też sięgać po gazety – świetnie się je przegląda w pociągu.
Zachęcam do książek. Wymagają większego wysiłku i skupienia. Ale są, jakby to powiedzieć, owocniejsze, skuteczniejsze w kształtowaniu umysłu.
Jestem bibliofilem
Ja, dużo gotówki i dobra księgarnia to niebezpieczne połączenie. Mam to po ojcu: uwielbiam kupować książki i je czytać, a po przeczytaniu polecać i pożyczać znajomym. Bardzo lubię rozmawiać o książkach. Na imprezach wolę siedzieć gdzieś z boku z wybranymi znajomymi i gadać na ambitniejsze tematy – między innymi o literaturze.
Kto czyta, nie błądzi. Może jeszcze nie idzie właściwą ścieżką, ale przynajmniej się nie błąka.
Książki to skarb. Życie jest skarbem. Nie marnujcie go, ale róbcie to, co przynosi dobro i poczucie sensu, tego, że egzystencja jest wartościowa.
No, to tyle ode mnie. Jak zwykle się rozgadałem, rozpisałem… Lecę dokończyć Dogmat i tiarę Pawła Lisickiego. Po to, by jeszcze dziś zacząć którąś z książek Murakamiego, owoc dzisiejszej wizyty w księgarni.
„[…] musiałem mieć coś do czytania albo do słuchania. Jeśli nie miałem książki, jakikolwiek drukowany tekst, który był na podorędziu. Czytałem książkę telefoniczą albo instrukcję obsługi żelazka. W porównaniu z tym Wybór tekstów z literatury japońskiej to wspaniała lektura” (Haruki Murakami, With the Beatles).