adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Wiara

Wokół pierwszej biografii Edmunda Wojtyły – brata Jana Pawła II

MilenaKindziuk

fot. Milena Kindziuk

Rozmowa z dr Mileną Kindziuk z UKSW, autorką książki Edmund Wojtyła. Brat św. Jana Pawła II, badaczką dziejów rodziny Wojtyłów. 

Redaktor Dawid Pindel: Dzień dobry, jest Pani autorką książek o ks. Popiełuszce i Janie Pawle II, a także wielu innych publikacji katolickich. Skąd aż takie zainteresowanie rodziną Wojtyłów? Wcześniej została wydana biografia rodziców papieża – Emilii i Karola – a teraz ich pierwszego syna, Edmunda.

Milena Kindziuk: Wiele pisałam o Janie Pawle II, wreszcie o obojgu rodzicach. Edmund pozostawał wciąż w cieniu. Naturalną koleją rzeczy było napisanie książki właśnie o nim.

D. P.: Udało się Pani napisać pierwszą biografię Edmunda Wojtyły. Książka, którą miałem możliwość przeczytać, jest bogata w fakty, z odwołaniem do źródeł, ze wspomnieniami świadków. Jak długo trwała praca nad książką?

M. K.: Praca trwała wiele lat.

Udało mi się dotrzeć do nowych informacji o Edmundzie, to fascynująca, chociaż tragiczna postać, młody człowiek, który umarł zarażony szkarlatyną od swojej pacjentki. Pracował jako lekarz w szpitalu w Bielsku (dziś Bielsku-Białej), na oddziale zakaźnym i jako jedyny z całego szpitala zajmował się zakaźnie chorą pacjentką, w dobie, kiedy nie było jeszcze antybiotyków, więc miał pełną świadomość, że może to przypłacić życiem.

D. P.: Co Panią Doktor, jako autorkę, zdziwiło, zaskoczyło w historii Edmunda? A może działy się jakieś cuda w trakcie zbierania materiałów i pisania biografii?

M. K.: Zupełnie niespodziewanie odzywali się ludzie, pomagali mi odkryć nowe ślady. Na przykład kiedy napisałam felieton w „Gościu Niedzielnym” o tym, że przygotowuję biografię Edmunda Wojtyły i zbieram materiały, odezwała się pani Ewa Czaicka z Mucharza, mieszkanka miejscowości, z której pochodziła narzeczona Edmunda Jadwiga Urban. Okazało się, że wystawia ona sztukę o Edmundzie i Jadwidze i zaprosiła mnie do Mucharza. Tak się zaczęła przygoda odkrywania relacji między narzeczonymi. Później odezwali się do mnie niespodziewanie krewni narzeczonej. To również było niesamowite. Cała jej rodzina była nim zafascynowana, do dzisiaj – można powiedzieć – jest on w tej rodzinie ikoną.

Kolejnym takim małym cudem było odkrycie listów narzeczonej o Edmundzie. Z ich treści wyłoniło się chyba najpiękniejsze oblicze brata papieża. Edmund bardzo kochał życie. Umiał z niego czerpać, był zafascynowany pięknem przyrody, pięknem świata, pięknem gór. W jednym z listów Jadwiga pisała, że w każde wakacje wędrowali po górach – Pieninach, Beskidach, Tatrach, podkreślała, jak bardzo Edmund kochał góry. Jak nazywał po imieniu drzewa, kwiaty, jak się zachwycał przyrodą i jak w tym wszystkim dostrzegał piękno świata i Stwórcy. Był też głęboko wierzący.

D. P.: A co z charakterem Edmunda Wojtyły? Jak się uczył w szkole? Jakie miał zainteresowania? A może wady? W książce nie znalazłem o tym żadnych informacji. Jak wzrastał w człowieczeństwie?

M. K.: Na pewno był zwyczajnym młodym człowiekiem, który borykał się z trudnościami, na przykład finansowymi, wychowywał się w skromnych warunkach domu. Ojciec, Karol Wojtyła senior, pracował jako zawodowy wojskowy, nie otrzymywał jednak zbyt dużej pensji. Matka zajmowała się domem, zresztą miała wątłe zdrowie, po urodzenia Lolka właściwie cały czas chorowała. Edmund przywykł do wyrzeczeń, szczególnie odczuł to w trakcie studiów, kiedy musiał przeprowadzić się do Krakowa i sam się utrzymywać. Dotarłam do dokumentów, z których wynika, że Edmund każdego roku prosił dziekana o odroczenie opłaty za studia, za stancję, za egzaminy. Na pewno musiał mieć bardzo dużo samozaparcia, aby skończyć medycynę. Był bardzo wytrwały. Może być dla młodych ludzi wzorem niestrudzonego dążenia do celu, mimo przeszkód, trudnych warunków, niepowodzeń.

Również lata szkolne nie były łatwym czasem. Edmund często zmieniał szkoły. Zaczął edukację w Krakowie, następnie uczył się w Wadowicach. Później, gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, rodzina została ewakuowana na Morawy. Tam Edmund kontynuował naukę w warunkach wojennych. Dla dziecka to musiało być wielkie przeżycie – ciągle w nowych klasach, wśród nowych dzieci. Przez prawie dwa lata uczęszczał do szkoły wojskowej w Enns w Austrii. Wygląda na to, że ojciec chciał, aby Edmund poszedł w jego ślady i został wojskowym, ale on miał inne plany, zdecydował się na medycynę.

Pyta Pan o wady – z pewnością je miał. Ale oczywiście gdy rozmawiałam o nim z ludźmi, to nie koncentrowali się wadach, negatywnych cechach, ponieważ w ich wspomnieniach pozostało tylko to, co dobre. Wielu świadków życia Edmunda uważa go za kandydata na świętego. Są przekonani, że zasługuje na wyniesienie na ołtarze. Wspominają Edmunda jako człowieka, który ofiarował swoje życie dla bliźniego.

D. P.: Edmund Wojtyła przyjął posadę w szpitalu na oddziale zakaźnym, gdy nie było jeszcze antybiotyków, a więc miał świadomość, ze ryzykuje własne życie. Czy nie można uważać go za szaleńca? 

M. K.: Gdy się przeanalizuje życie Edmunda, wartości, wśród których wzrastał, to wyraźnie widać, że jego decyzja wynikała z głębokiej wiary, z postawy wobec życia, którą zaszczepili mu rodzice. Edmund poważnie traktował chrześcijaństwo. Dostrzegał, że misja lekarza, powołanie, aby służyć ludziom, łączy się wiarą w Boga, która prowadzi do miłości bliźniego. Nie można oddzielić powołania lekarskiego od chrześcijańskiego – razem tworzą idealną całość. Stąd było dla niego wręcz oczywiste, że musi pomóc bliźniemu nawet za cenę życia. W tamtych czasach, gdy nie było antybiotyków, Edmund, jak każdy zakaźnik, zdawał sobie sprawę, że wiele chorób jest nieuleczalnych, tylko najsilniejsze organizmy mogły przetrwać. Dlatego nie ma wątpliwości, że miał świadomość, jakie ryzyko niesie za sobą jego decyzja leczenia chorej na szkarlatynę pacjentki.

Sądzę, że dla młodych ludzi Edmund może być wspaniałym przykładem odpowiedzialności za wykonywaną pracę, zawód, za powołanie, także tego, że wiara chrześcijańska nie może być oderwana od codzienności. Jego bycie chrześcijaninem przekładało się na życie, na wszystkie wybory, nieraz bardzo trudne decyzje, podejmowane jakby wbrew sobie. Oto młody człowiek, ma wiele planów, wspaniałą narzeczoną, z którą planował ślub, kochającego ojca, brata. Jest cenionym lekarzem. Chce specjalizować się w pediatrii i szkolić się w tym kierunku. Przed nim rysowała się perspektywa cudownego życia, które jak wcześniej wspominałam, bardzo cenił i kochał. I nagle to życie zostaje przerwane. Nagle ten młody człowiek podejmuje decyzję niejako wbrew sobie.

D. P.: Edmund zmarł na szkarlatynę, jego pogrzeb odbył się 6 grudnia 1932 r., w dniu św. Mikołaja. Jaką rolę w życiu Edmunda odegrał ten święty, który jest nazywany darem człowieka dla człowieka?

Zobacz też:   Ożywiać w sobie tę wiarę

M. K.: W listach narzeczonej można przeczytać, że Edmund miał swoich ulubionych świętych i szczególnym kultem darzył właśnie Świętego Mikołaja. Dlatego że Mikołaj kochał dzieci, podobnie jak Edmund. Kiedy pracował w szpitalu, wystawiał dla nich pantomimy, teatrzyki, tylko po to, aby odwrócić ich uwagę od cierpienia i choroby, aby je rozśmieszyć. Sam również chciał mieć dużo dzieci. Oznajmił narzeczonej, że jak się ożeni, to będzie miał dom pełen dzieci. 

Kiedy pracował w Bielsku i mieszkał w szpitalu, należał do parafii Świętego Mikołaja, gdzie uczęszczał w każdą niedzielę na mszę. Paradoksalnie, jak to stwierdziła narzeczona Edmunda, to Święty Mikołaj zabrał swojego przyjaciela. Znamienne, że pogrzeb dr. Wojtyły odbył się 6 grudnia w kościele Świętego Mikołaja w Bielsku. Po ludzku trudno to zrozumieć, ale wydaje się, że ten święty prowadził go, czuwał nad nim.

D. P.: Po śmierci Edmunda prasa pisała że: „Doktor Wojtyła był nieprzeciętnym, wartościowym człowiekiem, który miał wszelkie dane dla znakomitego lekarza, od którego ludzkość mogła się wiele, bardzo wiele spodziewać”. Jak dziś wygląda zainteresowanie postacią Edmunda i pamięć o nim?

M. K.: Kiedy zbierałam materiały do książki, byłam pozytywnie zaskoczona, jak wielu ludzi interesuje się Edmundem, okazało się, że pamięć o nim jest żywa. Nie tylko w Wadowicach, gdzie mieszkał przez jakiś czas, lecz także w Bielsku-Białej. Pracował tam tylko półtora roku, a na jego pogrzeb, który był wielkim wydarzeniem, przyszło całe miasto. Mieszkańcy Bielska do dziś przechowują w pamięci historię związaną z doktorem Wojtyłą. Gdy pytałam różnych ludzi, nawet przypadkowych przechodniów, taksówkarzy, to wszyscy wiedzieli, kim był Edmund. Spotkałam osoby, które propagują jego kult – nie tylko w Polsce – odwiedzają grób, modlą się za jego wstawiennictwem, odmawiają modlitwę beatyfikacyjną. Warto w tym miejscu podkreślić, że została ułożona taka modlitwa. Zatwierdził ją biskup Małysiak.

Dotarłam nawet do górnika z Austrii, który w latach osiemdziesiątych wyemigrował z Polski – i tam od dwudziestu lat organizuje pielgrzymki do różnych sanktuariów świata. Na każdej pielgrzymce rozdaje tę modlitwę i wraz z pielgrzymami modli się za wstawiennictwem Edmunda Wojtyły. Opowiada im również jego historię. Dzięki temu górnikowi Edmund jest znany w Kanadzie i w wielu różnych częściach świata, ponieważ uczestnicy pielgrzymek niejako zanoszą go do swoich domów. To jest oddolne propagowanie kultu. Wiem, że ludzie modlą się za wstawiennictwem Edmunda – i że jest bardzo skutecznym orędownikiem. Pomaga zwłaszcza w sprawach zdrowotnych.

D. P.: Od śmierci Edmunda minęło już dziewięćdziesiąt lat. Proces beatyfikacyjny rodziców Jana Pawła II rozpoczął się dwa lata temu. Co z bratem papieża? Czy w najbliższym czasie – po tak rzetelnie napisanej biografii – możemy się spodziewać rozpoczęcia procesu? Czy może były już podejmowane takie próby?

M. K.: W 1997 r. we Włoszech zawiązał się komitet, grupa ludzi, którzy prosili o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Przypuszczam, że za życia papieża po prostu nie wypadało podejmować takiej inicjatywy. Podobnie sprawa miała się z jego rodzicami, proces Emilii i Karola Wojtyłów rozpoczął się już po śmierci Jana Pawła II.

Jeżeli kiedyś rozpocznie się proces beatyfikacyjny Edmunda, to z racji oddania życia dla bliźniego. Warto zaznaczyć, że do pontyfikatu Franciszka istniały dwie drogi wyniesienia na ołtarze: z racji męczeństwa albo heroiczności cnót. Franciszek dołączył jeszcze trzecią możliwość: oddanie życia dla bliźniego. Taką postawą wykazał się Edmund.

D. P.: Jaka była relacja braterska Karola i Edmunda?

M. K.: Edmund ogromnie się cieszył z narodzin Karola, opiekował się bratem, zabierał wszędzie, gdzie się dało – na mecze piłkarskie, na przedstawienia teatralne w Wadowicach, w góry. Kardynał Dziwisz opowiadał, że Jan Paweł II przez całe życie wspominał, że w górach, które później tak bardzo pokochał, pierwszy raz był z Edmundem – w Dolinie Pięciu Stawów w Tatrach. Jak bardzo silna była relacja między braćmi, wskazują słowa papieża, który wyznał, że śmierć brata przeżył głębiej niż śmierć matki, a chwile spędzone z Edmundem w Bielsku (kiedy co niedziela odwiedzał go w szpitalu), uważa za najszczęśliwsze w życiu. Edmund był bardzo ważny dla Jana Pawła II.

D. P.: Z Pani książki dowiadujemy się o relacji Edmunda z narzeczoną Jadwigą Urban. Kim ona była?

M. K.: Wybranka Mundka była dwa lata młodsza od niego. Pochodziła z Mucharza koło Wadowic, gdzie mieszkała razem z rodzicami i dwiema starszymi siostrami Marią i Janiną oraz młodszym bratem Władysławem.

Widywali się niezbyt często i raczej na krótko, gdyż dzieliła ich spora odległość: on studiował w Krakowie, ona pracowała już wtedy jako nauczycielka w siedmioklasowej szkole powszechnej w Kutnie. Więcej czasu spędzali razem podczas ferii i wakacji. Jadwiga przyjeżdżała wtedy do domu rodzinnego w Mucharzu, a Edmund ją tam odwiedzał. Wędrowali razem po górach, a w czasie rozłąki pisali do siebie listy. Ich treść na zawsze jednak pozostanie sekretem, wszystkie zaginęły w czasie II wojny światowej.

Narzeczona nie mogła być z Edmundem, gdy umierał, o jego śmierci dowiedziała się już po pogrzebie, kiedy ojciec Edmunda wysłał klepsydrę do jej rodziców. Nigdy nie związała się już z żadnym mężczyzną. Nie miała dzieci. Wyznała komuś w latach osiemdziesiątych, że kochała tylko raz i ta miłość była tak wielka, że nie była w stanie wyjść za mąż za nikogo innego. Zmarła w 2005 r., w wieku dziewięćdziesięciu siedmiu lat. Odnalazłam jej grób w Wadowicach.

D. P.: Czego przykładem mógłby być Edmund dla współczesnej młodzieży? Co mógłby im przekazać? 

M. K.: Trzeba pamiętać, że Edmund sam był młody, zmarł, gdy miał zaledwie dwadzieścia sześć lat. Czyli żył krótko, ale bardzo intensywnie. Swoim życiem pokazał, że za wszelką cenę warto realizować swoje pasje życiowe, rozwijać zainteresowania. Udowodnił, że warto wybierać w życiu własną drogę, pomnażać talenty. Nawet za cenę ponoszonych po drodze trudów.

Jako człowiek głębokiej wiary Edmund może też podpowiadać młodym ludziom dzisiaj, w jaki sposób realizować w praktyce chrześcijaństwo, jak żyć poważnie traktując Ewangelię, tak, by z niej wypływały wszystkie podejmowane decyzje. Wreszcie, może wskazywać, jak przeżywać miłość braterską i narzeczeńską.

D. P.: Dziękuję za rozmowę i czekamy na rychłe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego i samej beatyfikacji.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Nauczyciel informatyki i religii. Animator przygotowujący młodzież do sakramentu bierzmowania. Nadzwyczajny szafarz komunii świętej. Lubiący dobrą książkę, muzykę chrześcijańską oraz podróże.
Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.