Im dłużej chodzimy po ziemi, tym częściej mamy odczucie, że nie wszystko jest tak, jak być powinno. Że słowa św. Pawła o Jezusie jako pierworodnym pośród stworzenia, któremu wszystko zostało poddane i który ma pierwszeństwo we wszystkim, nie do końca oddają otaczającej nas rzeczywistości.
Sigla: Pwt 30, 10-14; Ps 69, 14. 17. 30-31. 36ab. 37; Kol 1, 15-20; Łk 10, 25-37
Coraz trudniej o ludzką życzliwość, o chęć wysłuchania czy zrozumienie. Doczekaliśmy czasów, w których zwyczajne – wydawałoby się – odruchy współczucia są wyciągane na światło dzienne niczym wielki wyczyny. Jakbyśmy chcieli przekonać samych siebie, że nie jest z nami jeszcze aż tak źle, że nie wszystko stracone. Trudno jednak utrzymać to światełko nadziei, kiedy za wschodnią granicą toczy się bezsensowna wojna, gdy mocarstwa prężą muskuły, ludzie kłócą się z byle powodu, a samo życie dociska coraz mocniej swoim butem. Trudno o nadzieję, gdy kościelne struktury, które tyle mówiły o dobru i zbawieniu, o trosce i walce o dobro, zawodzą i udają, że nie stało się nic się złego.
Gdzie jest zatem pokój, który ma nastać? Gdzie to pojednanie w Chrystusie? Tam gdzie serca nasze. Nie będzie pokoju między ludźmi, póki sami ze sobą nie dojdziemy do ładu. Nie będzie pokoju, dopóki wiara – rodząca się z prawdziwego spotkania Boga – nie zwycięży tego, co nas dzieli. I to zwycięstwo nie polega na narzuceniu przez nas, wierzących, innym swojej wizji świata, lecz na pokonaniu przeszkód, które są w nas samych i które nie pozwalają nam stać się Samarytaninem dla drugiego człowieka.
O pokój trzeba także walczyć. Jeśli rozejrzymy się dookoła, to z pewnością dostrzeżemy, jak przerażająco banalne jest zło w swej istocie. Andrea Monda i Paolo Gulisano w swoim Przewodniku po świecie Narnii napisali: „Nie jest trudno rozpętać zło, nie jest trudno przywołać je i wzbudzić jego czujność; by tego dokonać, często nie potrzeba, niestety, nawet diabelskiej woli. Nierzadko się zdarza, że zło, aby się ujawnić, potrzebuje jedynie głupich sług”. Dlatego tak jest ważne, byśmy walczyli o wewnętrzny ład, o relację z Chrystusem, który jest jego gwarantem. To naprawdę wymaga wysiłku. Jasne, można osiągnąć pokój kosztem abdykacji, zobojętnienia. Nie mamy wtedy jednak co liczyć na spokojne sumienie, tym bardziej gdy chodzi o czynienie dobra. Grozi nam upodobnienie się do kapłana i lewity z przypowieści Jezusa.