adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Życie duchowe: meandry życia duchowego

magazine cover

unsplash.com

Atmosfera dzisiejszego świata skutecznie przyćmiewa doświadczenie integralności ludzkiego bytu. Przeżywamy wewnętrzny rozłam. Poznajemy, że nasze ciała chcą czegoś innego niż dusza. A jaką odpowiedź na te i inne problemy daje teologia? W drugiej części cyklu o życiu duchowym przyjrzymy się wybranym kwestiom, które w szczególny sposób obrazują poruszaną problematykę.

Studium nauk przyrodniczych, filozofii oraz teologii pokazuje jedną niezaprzeczalną prawdę – rzeczywistość jest jedna. Nie istnieją żadne substancjalne przerwy pomiędzy światem Boga a światem ludzi. Nie ma też przerw egzystencjalnych pomiędzy ludzkim umysłem a światem zewnętrznym. Prawda o jedności egzystencjalnej rzeczywistości jest jednak – w moim odczuciu – nieznacznie kontrintuicyjna. Na co dzień nieustannie stykamy się bowiem ze sztywnymi podziałami, które ani trochę nie dają odczuć subtelności relacji międzybytowych.

Bardzo dobrze obrazuje to prosta analiza tego, jak funkcjonuje człowiek. Mamy biotyczne ciało, umysł, który tym ciałem steruje, oraz najgłębsze pierwociny naszego bytowania – ducha. Sam ten podział już rzuca nieznaczny cień na postulat o jedności. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że żaden z trzech wymienionych elementów ludzkiego bytu nie działa w oderwaniu od innych. Gdy boli nas noga, to zawiaduje tym umysł. Ból nazywamy cierpieniem, bo jesteśmy go świadomi. Jest wpisany w nasze samoświadome przeżywanie siebie. Cierpienie ma u nas wymiar egzystencjalny. Niekiedy męka doprowadza nas do załamania nie tylko nerwowego, ale też śmierci miłości, cierpliwości, zrozumienia i zdolności przeżywania piękna. Coś tak prozaicznego jak impuls bioelektryczny w ciele fizycznym odbija się echem w naszym duchu.

Podobnie sprawa ma się, gdy zaczniemy naszą analizę od umysłu. Zaburzenia oraz choroby psychiczne są dla człowieka dokuczliwe nie tylko przez wzgląd na ból psychiczny. Wiele osób doświadcza objawów psychosomatycznych. Nadmiar stresu lub zaburzenie balansu hormonalnego w mózgu powoduje reakcję ciała fizycznego. Chorzy cierpią na bóle żołądka, bóle mięśni, chroniczne zmęczenie, brak apetytu, biegunki i obstrukcje, kołatanie serca, zaburzenia w emisji głosu. Doświadczenie choroby psychicznej potrafi zabić w człowieku całą miłość do świata i do siebie samego, niekiedy skłaniając go do samobójstwa.

Analogicznie to wygląda, kiedy niedomaga sfera duchowa. Gdy brak nam miłości, piękna i porządku w życiu, zaczyna cierpieć nasza sfera umysłowa. Obciążające wyrzuty sumienia, poczucie bycia brudnym, złym, nikczemnym, wreszcie swoista „pustka w sercu” potrafią zepchnąć człowieka w stan załamania nerwowego, a nawet depresji i nerwicy.

Mylą się ci, którzy uważają, że bez moralności i kultywowania dobra, prawdy i piękna człowiek może żyć szczęśliwie. Na nic zdają się dobra materialne i chwilowe uciechy cielesne. Szczególnie że im bardziej taki nieszczęśliwy człowiek próbuje siebie zaspokoić, tym mocniej rośnie jego apetyt. Każdy element ludzkiego bytu potrzebuje pokarmu, czegoś, czym mógłby się wzmocnić. Ciało potrzebuje składników odżywczych. Umysł pobudzenia intelektualnego, emocji i spełnienia marzeń. Duch zaś miłości, piękna i moralności. Jeżeli któraś z tych sfer będzie niedożywiona, cały człowiek będzie z tego tytułu cierpiał.

Dezintegracja w życiu i pierwotny chaos

Dostrzegając rozbieżność potrzeb człowieka zauważamy jakiś rodzaj rozstrojenia wewnętrznego w każdym z nas. Jest to skutek grzechu pierworodnego. Nie działa on jednak – jakby sobie można wyobrażać – magicznie, jak jakaś nieuchronna, wielopokoleniowa klątwa. Ludzka niedoskonałość nie polega na braku jakichś supermocy. Przykład bohaterów obecnych w kulturze nauczył nas, że bycie wielkim to posiadanie zdolności, których inni nie mają. To wyróżnianie się na tle innych. Mówiąc prościej – to bycie nadczłowiekiem.

Nikt z nas nie ma jednak zdolności, których inni by nie mieli. Wszyscy mają ciała, myślą, mówią, rysują, śpiewają, tańczą, grają na instrumentach, są zdolni do poznawania świata. Jako ludzie posiadamy dokładnie ten sam zestaw cech gatunkowych. Różnice między nami polegają na intensywności i skuteczności działania tych cech. Wielce krzywdzącą pomyłką jest twierdzenie, że potrzebna jest jakaś ezoteryczna inicjacja, by móc zbliżyć się do Boga czy świata duchowego. Jak dalej zresztą zobaczymy, Kościół Chrystusa oferuje skuteczne narzędzia budowania relacji ze Stwórcą.

Grzech pierworodny skutkuje rozłamem w człowieku. Stanowi rozpad jedności czynników konstytuujących każdego z nas. Dlatego mamy tendencje, by skupiać się na jakichś wybranych aspektach życia, zamiast przeżywać siebie jako całość. Bywa, że komuś łatwiej przychodzi kontakt ze światem, więc niektóre prawa i zasady determinujące świat materialny są dla niego całą rzeczywistością. Inni ulegają iluzji nadmiernej interioryzacji. Rodzi to wówczas irracjonalizm, według którego świat uszyty jest na miarę własnych mniemań. Wreszcie nieliczni wpadają w pułapkę spirytualizmu. Brzydzą się wówczas światem, a ciało uznają za zarzewie grzechu. Jedynie umysł traktują ze względnym szacunkiem, ale to bardziej przez wzgląd na to, że by się bez niego nie mogli obejść. Z tego tytułu niektórzy stają się ofiarami praktyk okultystycznych. Okazując Stwórcy nieposłuszeństwo, na własną rękę wchodzą oni w kontakt z wielopoziomową, obcą człowiekowi rzeczywistością duchową.

Zobacz też:   Niebo we mnie – głos nade mną

Trzeba potem przebyć drogę, aby odblokować te zapomniane, pokrzywdzone i niedożywione sfery naszego życia. Dobrze obrazuje to o. Wit Chlondowski w dostępnym na YouTube cyklu filmów Uzdrowienie wewnętrzne. Franciszkanin wskazuje, jak ogromnym problemem jest całkowite odcięcie się ludzi od swoich ciał. Ile potem potrzeba pracy i medytacji, aby w obecności Chrystusa móc na nowo poukładać skołatane nerwy, zranione emocje, zaniedbane, zestresowane ciało lub zakopane gdzieś głęboko charyzmaty duchowe dane od Boga.

Dostrzegamy też, jak wielkie spustoszenie na przestrzeni historii cywilizacji sieje ów pierwotny chaos. Skutki grzechu pierworodnego gromadzą się w kulturze, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nienawiść przeciw nienawiści. Naród przeciw narodowi. Sąsiad przeciw sąsiadowi. Ludzie przez tysiące lat popełniają rodzajowo te same błędy. Ich genezą jest m.in. wewnętrzny rozkład, który uniemożliwia człowiekowi poznawanie i uświadamianie sobie swojej i cudzej godności.

O rozpalaniu ogniska życia wewnętrznego

Powrócimy teraz do problematyki przywołanej na początku niniejszego tekstu, mianowicie do życia duchowego. Choć przewija się ono wielokrotnie, nie odpowiedzieliśmy sobie na najważniejsze pytanie – w jaki sposób życie to kultywować.

Wpierw warto wskazać na kilka modeli życia wewnętrznego, jakie niektórzy ludzie praktykują. Pierwszym i podstawowym modelem jest potoczna internalizacja. To praca, którą każdy z nas wykonuje, myśląc o tym, co mu się podoba, co danego dnia chciałby zrobić. W skład tej czynności wchodzi także proces utwierdzania siebie samego w dotychczas zastałych upodobaniach i przekonaniach. Choć aktywność ta sama w sobie nie jest niczym złym, potraktowana jako jedyny sposób przeżywania siebie samego stanie się prędzej czy później przyczyną zamknięcia w sobie oraz trwania w swoich błędach i iluzjach.

Drugim wartym wyróżnienia modelem jest model autorefleksyjny. To model dojrzałego umysłowo i intelektualnie człowieka, który nie tylko przetwarza dane mu ze świata informacje, ale także poddaje krytycznemu myśleniu to wszystko, co jest jego częścią i co warunkuje jego sposób życia. Gdy ktoś taki dość długo trwa w tej swoistej filozoficznej postawie obcowania z samym sobą i ze światem, będzie zdolny nie tylko do krytycznego myślenia o sobie, ale także do krytyki swoich własnych procesów myślowych. Lata refleksji tak mocno wejdą komuś w krew, że pozwolą na oczyszczanie i segregowanie życia emocjonalnego oraz intelektualnego. Taka osoba zacznie dostrzegać, które myśli są pożądane, a które są tylko wynikiem jego wad, determinacji psychofizycznych lub bezwolnych reakcji ciała.

I wreszcie trzeci, który pozwolę sobie nazwać modelem ignacjańskim. To model duchowego życia wewnętrznego, który dzięki wytrwałości w ciężkiej pracy oraz jedności sakramentalnej ze Stwórcą nabudował się jako dodatkowy element dwóch poprzednich sposobów przeżywania siebie samego. Jest on skutkiem głębokiej, często pozbawionej werbalizacji kontemplacji osób, rzeczy, siebie samego oraz obrazu Stwórcy danego w wierze religijnej.

O niektórych błędach w ogólności

Jednym z największych, katastrofalnych błędów, jakie można popełnić, jest permanentne, nawykowe zamknięcie się we własnej, wygodnej bańce informacyjnej. Ta często podświadomie wyuczona niezdolność umartwienia własnego wygórowanego mniemania o sobie stanowi podstawę dla uniemożliwienia ewolucji świadomości. Gdy czytamy o rozlicznych praktykach ascetycznych ojców pustyni, wydaje nam się, że są one szalone, zbyt ekstremalne. Możliwe, że jak na dzisiejsze czasy tak jest. Nie zmienia to jednak faktu, że uznanie nieustannie towarzyszącej nam niedoskonałości jest prawdopodobnie najlepszą ochroną przed stagnacją pochodzącą z pychy.

Choć wydawać by się mogło, że błąd ten dotyczy tylko niewierzących, to jednak można zaobserwować coś podobnego również u – jak można przypuszczać – ludzi deklaratywnie głęboko wierzących. To nie tylko problem tzw. dobroludzizmu, nadmiernego akcentowania łaski Bożej (sola gratia), ale także pychy będącej źródłem snobistycznego elitaryzmu (np. nadmiernej dumy z przynależności do jakiejś wspólnoty).

Wzrost w łasce Bożej zatrzymuje wszystko, co wiąże człowieka. Każdy rodzaj spętania jest jak głaz, który, tkwiąc na plecach, spowalnia naszą wędrówkę. Radą w takich sytuacjach jest zawsze jeden i niezmienny punkt wyjścia – porzucić wszystko, także siebie samego, i ruszyć w wyboistą podróż z Bogiem poprzez życie modlitewne i sakramentalne.

Nikt nie potrzebuje poczuć wiary, by móc zacząć poszukiwać spotkania ze Stwórcą. Wiara to owoc spotkania, a nie punkt wyjścia, bez którego nie ma po co w ogóle zaczynać. Spotkanie zaś rodzi się z kontemplacji tajemnicy. Jednak by taka kontemplacja w ogóle była możliwa, konieczne jest odsunięcie tego wszystkiego, co w niej przeszkadza. W nikim nie narodzą się pytania metafizyczne i pragnienie wiedzy, jeśli żyje w przekonaniu, że już wszystko wie. Nie da się też dostrzec żadnej tajemnicy w świecie i w sobie, jeśli głowę zaprzątają nam nic nieznaczące błahostki i próżna chwała.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.