Minęła Wigilia, minęło Boże Narodzenie. Dojadamy resztki albo wyrzucamy to, co się zepsuło. Myślimy, co z prezentami – tymi trafionymi i tymi, które się nam w ogóle nie przydadzą. Wielu pewnie będzie powtarzać tak bardzo znane wszystkim powiedzenie: „święta, święta i po świętach”. A tymczasem właśnie teraz św. Jan Apostoł mówi: radujmy się! „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec”.
Sigla: 1 Sm 1, 20-22. 24-28; Ps 84 (83), 2-3. 5-6. 9-10; 1 J 3, 1-2. 21-24; Łk 2, 41-52
Dalej Jan mówi: „Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi”. Ale to nie tylko nazwa, przydomek, coś bez znaczenia. „Rzeczywiście nimi jesteśmy”! To nie jest fantazja apostoła. To żywe przeświadczenie, niewzruszona pewność płynąca z faktu, że poznał Pana. Podobnie jest w naszym przypadku. Nasza pewność i radość płynąca z tego faktu mogą mieć swoje źródło tylko w przeżytym spotkaniu z Panem.
Radość wcielenia
Czy zdajemy sobie w ogóle sprawę z tego, co oznacza wcielenie? Że Bóg stał się człowiekiem, że zechciał zejść, uniżyć się, ogołocić z chwały i stanąć między nami, powiedzieć temu rozkrzyczanemu światu, mi oraz każdemu z nas: „pokój ci!”? I to wszystko z miłości! Bo czego nam potrzeba do szczęśliwego życia, jeśli nie pokoju w sercu i miłości? A przecież dziś o to tak strasznie trudno.
Czy rozumiemy, że Bóg, stając się człowiekiem, upodobnił się do nas we wszystkim prócz grzechu? Że wszystkie te zmartwienia, trudności, dramaty nie są Mu obce? Że dzięki Niemu jesteśmy już dziećmi Boga? Chrystus wszedł w naszą codzienność, która stała się Jego, i przez to ją uświęcił. Co to oznacza? To oznacza, że zostaliśmy ukochani nie jako potencjalni doskonali ludzie i wyznawcy. Zostaliśmy ukochani takimi, jakimi jesteśmy, tu i teraz, ze wszystkim, co nas boli i raduje. Ale nie tylko to. Dostaliśmy wspaniałą perspektywę życia dobrego – i co najważniejsze – osiągalnego dla każdego.
Trzeba nam tylko czynić postępy w mądrości oraz w łasce u Boga i u ludzi. Tego sobie i Wam wszystkim życzę.