adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Z życia Kościoła

Żołnierz prawdy

fot. flickr.com/Anna Woźniak

9 stycznia 2024 roku był bardzo smutnym dniem. Polski Kościół i polskie społeczeństwo poniosły wielką stratę.

Ze śp. księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim miałem okazję rozmawiać dwa razy w życiu. Raz przy okazji współtworzonego z Katarzyną Mich wywiadu wokół książki Kościół ma być przezroczysty. Drugi raz przy drugim wywiadzie księdza dla Adeste latem 2022 roku.

Mówił bardzo chętnie, w kontakcie był serdeczny. W obu przypadkach umawialiśmy się na konkretny wycinek czasu na rozmowę za pośrednictwem internetowych łączy. I za każdym razem ten limit przekraczaliśmy, gdyż ksiądz Isakowicz-Zaleski się rozgadywał. „Mam jakieś spotkanie, ale beze mnie i tak nie zaczną, a z młodzieżą się tak przyjemnie rozmawia” – powiedział za którymś razem.

A trzeba przyznać, że miał o czym mówić. Większość mediów w rozmowie z nim skupiała się na kontrowersjach: aferach w Kościele, z czasem i Wołyniu. A przecież był to człowiek przenikliwy, można powiedzieć duchowny nowoczesny. Dostrzegał jednocześnie problem afer – lawendowej mafii wśród duchownych, gorszących skandali – ale i problemy strukturalne. Księży BMW – biernych, miernych, ale wiernych (oczywiście wiernych nie Panu Bogu, ale układom). Nieprzystosowanie do przemian społecznych: mediów społecznościowych, swobód w przemieszczaniu się, zaniku tradycyjnych parafii „terytorialnych” w miastach.

Przytoczę raz jeszcze jego słowa: „Ale też z drugiej strony, jak widzę jak funkcjonują niektórzy młodzi księża, to mam odczucie, że się pogubili. Bo oni nie wiadomo, kim są. Już nie mówię, że jest awersja do noszenia stroju duchownego i tak dalej. Ale swoim sposobem zachowania bardzo często pokazują, że oni nie są duchownymi. Albo jest urzędnikiem, który »odbębnia« swoje obowiązki, albo takim działaczem młodzieżowym, taki »równy chłop«, przyjaciel, ze wszystkimi na »ty«. Wtedy młodzi nie widzą w nim autorytetu moralnego.

Gdyby duchowni zostali wyłącznie duchownymi i pilnowali swoich spraw… Oczywiście, angażowali się w działalność społeczną, jeśli trzeba, i w działalność charytatywną, proszę bardzo. Ale żeby istota funkcjonowania była zachowana.

Tymczasem tacy duchowni szarpią się na wszystkie strony. Próbują sobie zjednać młodzież jakimiś dziwacznymi postawami. Często się uciekają do takich różnych powiązań zielonoświątkowych. Jakichś cudów, uzdrawiania, »zaśnięć w duchu« itp. Takie pójście w skrajności.

Duchowny ma co robić. Powinien wiedzieć, jak postępować. Nie musi być intelektualnym orłem. Wystarczy zwykły, uczciwy ksiądz. I on więcej ludzi przyciągnie niż taki, co rzuca się na jakieś ekstrawagancje” (Struktura Kościoła w Polsce promuje księży „biernych, miernych, ale wiernych” – [WYWIAD]).

Miał dużo do opowiedzenia na temat nieznanego szerzej w Polsce Kościoła ormiańskiego, którego był wieloletnim duszpasterzem. Był zresztą spokrewniony z jednym z ormiańskich biskupów Lwowa. Ostatnią wiadomością, którą zamieścił na portalu X niebawem przed swoją śmiercią, były życzenia dla obchodzących Boże Narodzenie 7 stycznia. Był otwarty na różnorodność liturgiczną w Kościele. Niegdyś, jako proboszcz parafii ormiańskiej, umożliwił odprawianie w kościele Świętej Trójcy w Gliwicach mszy świętej trydenckiej.

Zobacz też:   [AKTUALIZACJA] Dwa zdarzenia, jeden motyw? Zwolennicy aborcji zniszczyli drzwi kurii i budynek domu parafialnego w Warszawie (FOTO)

Mógł również sporo powiedzieć o działalności charytatywnej. Opieka nad niepełnosprawnymi była dla niego, jak się zdawało, największą radością.

Przede wszystkim jednak był żołnierzem prawdy: prostym, nazywającym rzeczy po imieniu, nienawidzącym zła, zakłamania, korupcji. Stawał w obronie skrzywdzonych. Przypominał wielu niewygodne prawdy – takie jak ta, że jednym z uczynków miłosiernych wobec ciała jest umarłych pochować. Albo ta, żee donoszenie w PRL-u na ojców utrzymujących rodziny nie powinno się znajdować w CV biskupa obejmującego diecezję (i pieczę nad największym katolickim czasopismem w Polsce). Brak lustracji w Kościele był swoją drogą fatalnym błędem, i to też wielokrotnie piętnował. Przypomniał, że strojący się w konserwatywne piórka arcybiskup Marek Jędraszewski stanął po stronie biskupa Paetza, a nie jego ofiar. I że biskup krakowski zarzucił wieloletnią tradycję – śp. kard. Macharski, Karol Wojtyła i Stanisław Dziwisz zawsze przyjeżdżali na pogrzeby księży lub przynajmniej wysyłali list, biskup Jędraszewski zaś tego zaniechał. Na pogrzeb śp. ks.. Tadeusza też oczywiście nie przyjechał.

Niesamowite jest to, że po tylu latach walki się nie poddał. Był żołnierzem, który wypisał sobie na hełmie hasło semper talis – „zawsze taki sam”. Brak lustracji w Kościele, opory struktur, tchórzostwo katolickich dziennikarzy, nuncjusz „do którego pisać to jak na Berdyczów”, Watykan, który zajęty jest bardziej przygotowaniami do konklawe niż problemami Kościoła w terenie, strofujące „autorytety” duchowne i państwowe – to wszystko mogłoby sprawić, że uległby rozgoryczeniu i się poddał. Ale on tego nie zrobił, walczył dalej.

Bardzo żałuję, że nie porozmawiałem z nim raz jeszcze. Chodziło mi to po głowie, odkąd usłyszałem, że zmaga się z rakiem. „Gdy umiera stary człowiek, to jakby spłonęła biblioteka” mówi afrykańskie przysłowie. Świętej pamięci ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski z całą pewnością był taką biblioteką, nie jedynie z racji swojego wieku (miał raptem sześćdziesiąt osiem lat), ale przede wszystkim z powodu mnogości doświadczeń, inicjatyw w które się angażował i które realizował, ludzi których wysłuchał i wsparł. Ten grzech zaniedbania będzie mi ciążył na sumieniu.

Kiedy usłyszałem o jego śmierci, bardzo się zasmuciłem. I pomyślałem mniej więcej to, co Łukasz Warzecha później ładnie ubrał w słowa w swoim wspomnieniu. „Potrzebowałem tylko paru sekund, żeby uświadomić sobie ogrom straty. I nie jest to czcza retoryka z mojej strony. Śmierć ks. Tadeusza naprawdę tworzy wielką wyrwę w polskim Kościele i w życiu publicznym w ogóle. Niestety, nie ma następcy. Nie będzie miał kto tej wyrwy wypełnić” („Nie należę”. Epitafium dla ks. Tadeusza). Odszedł człowiek niezastąpiony, sumienie Kościoła, jedyny w swoim rodzaju duchowny.

Gdybyśmy żyli w dobrych dla naszego Kościoła czasach, wynieślibyśmy tego wielkiego, wszechstronnego człowieka na ołtarze. Ale żyjemy w czasach kryzysu i głębokiej zapaści. Pozostaje nam, pamiętając o wytrwałości księdza-żołnierza w dążeniu do prawdy, walczyć dalej, mimo że walka wydaje się beznadziejna.

R.I.P.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.