Podczas studiów jeden z promotorów powiedział swoim seminarzystom, że jak wpadną na jakąś „eurekę” dotyczącą pracy, to mają najpierw przemyśleć ten genialny albo może „genialny” pomysł, a dopiero później pisać maile i zawracać mu głowę. Wywołuje to u Ciebie oburzenie? Nie powinno.
Strona internetowa nie może się zbyt długo ładować, bo od razu jesteśmy sfrustrowani. Kolejka w sklepie musi sprawnie się zmniejszać, sprzedawca powinien szybko kasować towar, nie wdając się w zbędne dyskusje z klientami, L-ka na drodze nie może jechać powoli, bo od razu jesteśmy poirytowani. Chociaż to chyba za delikatne słowo, jeśli spojrzeć na spotykanych wokół siebie ludzi. Wszystko musimy mieć szybko, na już, natychmiast, a najlepiej – na wczoraj. Wymagamy natychmiastowości od innych i sami ulegamy temu trendowi względem oczekiwań innych ludzi. Kojarzysz ten moment, kiedy w niedzielę rano dostajesz powiadomienie na telefon: „Twoja paczka dzisiaj przyjedzie do punktu”? Serio? Jest przecież niedziela.
W internetowym zamęcie
Wróćmy jednak do internetu. To narzędzie, które ma naprawdę ogromną ilość zalet i spory potencjał. Pandemia pokazała, że dobrze wykorzystany potrafi być niesamowicie użyteczny. Niepokoi mnie w nim jednak sporo aspektów. Myślę, że nie mnie jedną. Natłok informacji jest przerażający. Dodatkowo panuje tam rozprzestrzenianie się fake newsów i niesprawdzonych informacji. Jako społeczeństwo nie jesteśmy wystarczająco wyedukowani do ich weryfikacji. Odnoszę wrażenie, że to wiedza tajemna, którą zdobywają tylko nieliczni, np. studenci dziennikarstwa czy medioznawstwa. Będąc już w tym całym informacyjnym zamęcie, wiele osób angażuje się w komentowanie wszystkiego, co się dzieje dookoła. Często nie zagłębiając się w treść ani nie próbując zweryfikować tego, co czytają.
W sieci porusza się tematy społeczne budzące ogromne emocje, obok których trudno przejść, nie komentując. Szybko potrafimy wyrażać zdania, oceniać, krytykować, obrażać. Nie sprawdzamy nawet wiarygodności informacji czy źródeł. W internecie sporo osób czuje się na tyle bezpiecznie i odważnie, że pozwala sobie na wyrażanie opinii na każdy temat, bez jakiejkolwiek wiedzy czy doświadczenia. Szybki rzut oka na nagłówek, ewentualnie na pierwsze linijki tekstu – tyle wystarczy, aby wydać osąd. Zapominamy chyba, że słowo potrafi zarówno budować, jak i niszczyć. Wiemy to dobrze z życia, a czytamy o tym również w Piśmie Świętym. „Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym” (Ef 4, 29-32). Pomyśl chwilę. Chyba każdy z nas ma znajomego, który wszystko musi skomentować. Tylko po co?
Nauka płynąca z ciszy
Należę do grona tych szalonych osób, które w swoim życiu wybrały się na rekolekcje ignacjańskie. Tak – to te rekolekcje, gdzie mówiąc kolokwialnie – przez kilka dni siedzisz cicho. Jaki to ma związek z tym, o czym pisałam wyżej? Z tą natychmiastowością, która nas ogarnia oraz chęcią komentowania wszystkiego w danym momencie? Całkiem poważny.
Na rekolekcjach pracujesz nad swoim życiem, chcesz coś zmienić czy przemyśleć. W kolejnych medytacjach w ciągu dnia próbujesz odkryć, co Pan Bóg chce ci powiedzieć. I nagle eureka! Wpadasz na coś genialnego i chcesz się podzielić tym z wszystkimi dookoła, zadzwonić do znajomego, pochwalić się komuś ze wspólnoty… stop. Przecież to rekolekcje ignacjańskie. Zatem nic z tych rzeczy. Nie możesz zrobić nic. Spotkanie z kierownikiem duchowym masz za jakieś trzy, może cztery godziny. Czas ucieka. Coś jest przez ciebie zanotowane w notatniku, jeszcze myślisz nad tym, co chcesz dokładnie powiedzieć kierownikowi, ładunek emocjonalny opada i zastanawiasz się, czy to była aż taka ważna sprawa, że chciałeś od razu opowiedzieć o tym wszystkim każdemu?
Zatrzymaj się. Chociaż na chwilę
Zasypujemy się wzajemnie mnóstwem informacji. Pomyślimy o czymś i od razu wysyłamy wiadomość do znajomych, często szybko i bezrefleksyjnie. To wszystko po prostu płynie. Bezwiednie. Telefon jest zawsze pod ręką, bo co, jeśli ktoś do nas napisze, doda nowy post? Informacje w mediach społecznościowych szybko się dezaktualizują. Co się stanie, gdy coś przegapimy i nie zdążymy zareagować? Pomyśl. Dlaczego chętniej komentujemy życie gwiazd, skandale, a nie angażujemy się w mądre dyskusje dotyczące wartościowych treści? Czym tak naprawdę się karmimy i w co się angażujemy? Uczymy dzieci, aby myślały, zanim coś zrobią, a sami często zachowujemy się kompletnie bezmyślnie. Podejmujemy wiele pochopnych decyzji, od tych małych aż po duże, nie patrząc w przód, na konsekwencje. Kiedyś ręcznie pisaliśmy listy i każde słowo było przemyślane. Nawet każda litera. A jak jest teraz? Czy jeszcze nad czymś myślimy?