adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Polonia Zawsze Wierna

Wybrać pociąg i mieć w pogardzie konie | Polonia Zawsze Wierna

Kościół parafialny w Togliatti - fot. o. Artur Pruś

Волга, Волга, мать родная (Wołgo, Wołgo, kochana matko) – tak śpiewają od lat flisacy i poławiacze pracujący na najdłuższej rzece w Europie. Czarną Wołgą straszono niegdyś niegrzeczne dzieci, choć akurat z rosyjskich samochodów do dzisiejszego wywiadu bardziej pasuje Łada. W kolejnym wpisie w cyklu #PoloniaZawszeWierna odwiedzamy bowiem Togliatti, a więc miasto słynne właśnie z zakładów Łady. Naszego rozmówcy nie pytamy jednak o samochody, a o duszpasterstwo i życie codzienne w Obwodzie Samarskim.

Z o. Arturem Prusiem CSsR – redemptorystą, duszpasterzem parafii katolickiej w Togliatti w Rosji, rozmawiał Konrad Myszkowski.

Konrad Myszkowski: Przyznam szczerze, że nazwa „Togliatti” nie przywodzi mi na myśl miasta w Rosji. Tak właściwie – co to za miejsce i jak się tam Ojciec znalazł?

O. Artur Pruś: Do Rosji przyjechałem we wrześniu 2019 roku. Choć nazwa miejscowości, w której posługuję brzmi włosko, to jest Rosja, a ściślej – Obwód Samarski. Dawniej Togliatti nazywało się Stawropol; zmiana nazwy nastąpiła w 1987 roku. Miasto ma prawie osiemset tysięcy mieszkańców i jest położone nad Wołgą. To piękny rejon, choć powiedziałbym, że lekko zaniedbany: z jednej strony piękne wybrzeże rzeki, z drugiej dawno już opuszczone ośrodki; mimo wszystko zachwyca i przyciąga swoim pięknem.

A jak się tutaj znalazłem? To proste. Kiedy był czas przenosin i zmian w zgromadzeniu, ojciec prowincjał zapytał mnie, czy zgadzam się posługiwać zagranicą. Odpowiedziałem: „Przecież po to zostałem redemptorystą, by głosić obfite odkupienie po całym świecie… Jeśli więc taka wola Boża …”. No i stało się, „wylądowałem” w Rosji.

KM: Jak wygląda życie codzienne nad Wołgą?

Co do życia codziennego, to moje pierwsze wrażenie po przyjeździe było z dwóch powodów zaskakujące. Po pierwsze poczułem się, jakbym „cofnął się w czasie”. Pomyślałem sobie: „Polska dwadzieścia lat temu”. Drugie zaskoczenie to duże centra handlowe i „nowoczesne” sklepy, a obok nich na ulicy zwykłe ryneczki i budki, w których można kupić wszystko od miejscowych „babuszek”: wiejskie mleko, masło, owoce i inne produkty. Ludzie żyją tutaj na średnim poziomie, bo jest to jeden z biedniejszych rejonów Federacji Rosyjskiej, ale jakoś udaje im się wiązać koniec z końcem. Czasem na ulicy można zauważyć duże rozbieżności między bogatszymi i biednymi, kiedy widzi się, jakim kto jeździ samochodem (stara Łada czy Lexus) czy też jak kto jest ubrany.

Gdybym miał porównać życie tutaj i w Polsce, to jest dość podobnie: są i bogatsi, i biedniejsi (jak wcześniej wspomniałem), a do tego wydaje mi się, że ludzie są do nas podobni, bo to też naród słowiański. Nie mam jeszcze zbyt wielkiego doświadczenia, ponieważ ze względu na sprawy związane z wizą muszę co trzy miesiące zjeżdżać do Polski. Mogę powiedzieć, że kiedy tu przyjechałem, to od razu poczułem się przyjęty prawie jak u siebie (może dlatego, że większość ludzi, których tu spotkałem, ma polskie korzenie ?).

KM: Poważnie? W takim razie pewnie nie było Ojcu aż tak trudno się przyzwyczaić?

AP: Może na początku jako Polak na obczyźnie czułem się nieco dziwnie, bo inny język, akcenty i tym podobne. Były sytuacje, w których czasem zabrakło mi słów i sprawiało to trochę trudności. W rozmowach ludzie od razu pytali: „Откуда вы?”, czyli „Skąd jesteś”? Niektórzy zgadywali, że przyjechałem z Polski. W tym wszystkim pomogły mi życzliwość i wyrozumiałość miejscowych, to, że służyli wsparciem, domyślali się tego, co chcę przekazać, podpowiadali, jak coś można wyrazić. Dziś, po kilku miesiącach, jest zupełnie inaczej i można powiedzieć, że czuję się tu jak u siebie.

Nabrzeże Wołgi – fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś

KM: Czy na co dzień spotyka Ojciec wielu Polaków?

Co do liczby rodaków to ciężko mi odpowiedzieć, ale ci ludzie, którzy mieszkają tutaj i w okolicach, to już Rosjanie, niektórzy z polskimi korzeniami. Nie spotkałem się tutaj z organizacjami polonijnymi, choć słyszałem, że dwie takie funkcjonują w najbliższym rejonie – w tym jedna w Samarze (Polonia Samary „Potomek” dla potomków Polaków żyjących w tym mieście).

KM: A jak wygląda kwestia religijności?

AP: W Togliatti mamy kilka wyznań. Jak to w Rosji, większość to prawosławni, pojawiają się też muzułmanie (potomkowie Tatarów), są też oczywiście katolicy (w naszej parafii około dwustu osób, a trzeba dodać, że to jedyna katolicka parafia i kościół na całe miasto i w obrębie stu kilometrów).

Zobacz też:   Belgijskiego czas zacząć! | Polonia Zawsze Wierna

Co do relacji pomiędzy wyznawcami różnych religii, to można je określić jako dobre. Ludzie żyją tutaj w zgodzie, jest wiele małżeństw mieszanych (na przykład katolicy-prawosławni czy katolicy-muzułmanie), ale wszyscy wzajemnie się szanują i nikt nikomu nie utrudnia wyznawania wiary. W samym mieście jest dużo cerkwi, a w okolicy kilka meczetów i nasza jedna świątynia rzymskokatolicka.

KM: Jak w tej sytuacji funkcjonuje Kościół katolicki?

AP: Jeśli chodzi o katolików w Rosji, to tak jak wspomniałem wcześniej, są to niewielkie liczby (na przykład w prawie osiemsettysięcznym Togliatti jest dwustu katolików). Choć ci ludzie stanowią mniejszość, to naprawdę troszczą się o swoją wiarę. Do naszego kościoła niektórzy pokonują sześćdziesiąt kilometrów, żeby być na niedzielnej mszy świętej. Dla tych, którzy mają samochody, to godzina drogi; inni dojeżdżają miejscową komunikacją co najmniej dwie godziny. Pomimo tych utrudnień w każdą niedzielę nasza świątynia wypełnia się na obydwu mszach. Poza tym dla tych, którzy nie mogą być w niedzielę w kościele ze względu na konieczność pracy, w sobotę wieczorem sprawowana jest niedzielna Eucharystia, na którą zazwyczaj przychodzi kilkanaście osób. A jak Kościół katolicki jest traktowany przez pozostałych? Nie ma jakiejś wrogości, wszyscy raczej nawzajem się szanują – i katolicy prawosławnych, i vice versa.

Kościół parafialny w Togliatti – fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
o. Artur z młodzieżą – fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś
fot. o. Artur Pruś

KM: Tak jak w innych miejscach na świecie, tak i w Rosji Kościół spotyka różne trudności i nadzieje…

AP: Główne trudności to sprawy finansowe. Cerkiew prawosławna jest wspomagana przez państwo, ale Kościół katolicki musi radzić sobie ze wszystkim samodzielnie. Dla przykładu: w naszej parafii od 2012 roku budujemy kościół – prace trwają, ale wciąż brak funduszy. Żeby dokończyć to dzieło, próbujemy pozyskać środki z różnych instytucji wspierających katolików. Głównym źródłem finansów są jednak pieniądze, które uzbieramy podczas wyjazdów do Polski i kwesty w czasie tak zwanych „niedziel misyjnych”. Jest nam może nieco łatwiej z tego względu, że jesteśmy zakonnikami i pomoc przychodzi także od różnych współbraci z zagranicy, ale mimo to wciąż trzeba szukać wsparcia na utrzymanie i budowę. Wkład parafian (jak na ich możliwości bardzo duży) mimo wszystko jest niewystarczający, by prowadzić takie dzieło.

Nadzieją Kościoła jest to, że co jakiś czas odnajdują się „nowi katolicy”, którzy zauważając powstający kościół, przychodzą, pytają i włączają się w naszą wspólnotę lub też, dowiadując się o swoich katolickich czy polskich korzeniach, proszą o chrzest i inne sakramenty. Jest więc z kim i dla kogo pracować, choć te liczby w porównaniu do ogromu Rosji wydają się maleńkie.

KM: Skoro już dotknęliśmy tematu pracy duszpasterskiej, chciałbym spytać, jak ona wygląda na co dzień w praktyce?

AP: Jestem tutaj duszpasterzem-wikariuszem. Mam pod opieką ministrantów i grupę młodzieży; poza tym pomagam o. Zenonowi Gieńcowi (proboszczowi parafii – przyp. red.) w budowie kościoła. W ramach pracy z młodymi co tydzień, po niedzielnej mszy świętej, mamy półgodzinne spotkania katechetyczne, czasem też wyjazdy na spotkania dekanalne i inne. Podejmujemy także różne „akcje parafialne” – ostatnio udało nam się przygotować inscenizowaną Drogę Krzyżową.

Jeśli chodzi o trudności, to chyba tylko język na samym początku, ponieważ jeszcze go nie znałem na tyle dobrze (umiałem tylko czytać) i ciężko było rozmawiać. Kiedy już przełamałem się komunikacyjnie i nabrałem odwagi, wiele spraw stało się prostszych. Największą moją nadzieją jest to, że ukończymy kościół i że dzięki naszej posłudze (mojej, ojca Zenona i sióstr nazaretanek) będzie wzrastała liczba katolików w naszym rejonie.

KM: Czy nasi czytelnicy mogą jakoś wesprzeć to wspaniałe dzieło?

AP: Jak najbardziej. Można złożyć ofiarę na budowę kościoła, a także (jeśli ktoś to zaznaczy w przelewie) zamówić mszę świętą. Codziennie podczas naszych modlitw i liturgii pamiętamy o dobroczyńcach, którzy modlitwą i ofiarą wspierają naszą misję w Togliatti.

Dowiedz się więcej i wesprzyj parafię w Togliatti!

Konto: Prowincja Warszawska Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela, ul. Piesza 1, 00-230 Warszawa.

Nr konta: 60124010371111001095912102 (PLN) 87124010371978001095912304 (EUR)

z dopiskiem: ofiara na budowę kościoła w Togliatti

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.