adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Wszyscy zobaczcie, jak nasz ksiądz jest fajny – czyli o duchownych w social mediach

magazine cover

create.vista.com

Czy ksiądz może w TikToka? Bo że konto na Facebooku czy Twitterze jest aktywne, to chyba norma? Co wypada umieszczać duchownemu na swojej „ściance”? A może odrzućmy ten staromodny i mentorski ton „wypada – nie wypada”, przecież świat się zmienia, internet narzuca nowe standardy komunikacji. Jeśli Kościół nie chce stracić wiernych, powinien być tam obecny… również w osobie uśmiechniętego wikarego zgarniającego setki polubień pod swoimi postami, filmikami i relacjami. Czyż nie?

Zjawisko mediów społecznościowych (social media), obecne w naszej rzeczywistości już przeszło dwie dekady, znakomicie obnaża różne mechanizmy rządzące relacjami międzyludzkimi oraz funkcjonowaniem w społeczeństwie. Szczególnie należy zwrócić uwagę na sposób wyrażania swoich opinii, prowadzenia dyskusji czy też stosowanie się (albo i nie) do ogólnie przyjętych reguł i norm. W przestrzeni Web 2.0 obecni są ludzie z całego świata i ze wszystkich jego sfer – również katolicy wszystkich stanów. Każdy ochrzczony, z racji członkostwa we wspólnocie Kościoła, powinien pamiętać o swojej tożsamości i jej konsekwencjach. Ponadto stan duchowny i konsekrowany rządzi się jeszcze innymi, bardziej wymagającymi prawami. A może wręcz przeciwnie?

Nowa agora, nowe szanse (i pułapki)

Kościół, wbrew niektórym bezpodstawnym zarzutom, nadąża współcześnie za rewolucją cyfrową w świecie i dostrzega możliwości ewangelizacji również w social mediach. Benedykt XVI w Orędziu na 47. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu powiedział, że dzięki nim powstaje „nowa agora – otwarta przestrzeń, gdzie ludzie dzielą się swoimi pomysłami, informacjami, opiniami i gdzie mogą również tworzyć się nowe więzi i formy wspólnoty […]. Wymiana informacji może stać się prawdziwą komunikacją, kontakty mogą przekształcać się w przyjaźń, połączenia mogą ułatwić tworzenie wspólnoty” (Benedykt XVI – orędzia na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu. Warsztat edytorski, red. G. Umiński i in., 2013, s. 86-90). Cechą charakterystyczną Kościoła, wyznacznikiem jego żywotności i nieustannej świeżości jest umiejętność korzystania ze współczesnych, nowych narzędzi w celach głoszenia Ewangelii. Tak było dawniej, w całej historii Kościoła, tak jest i dziś.

Jednak dla każdego, kto styka się na co dzień z realiami mediów społecznościowych, jasne jest, że to nierzadko śliski teren, pełen różnych pokus i ryzyka obrócenia nawet dobrej intencji w złą stronę. Franciszek uzupełnia optymizm swojego poprzednika słowami: „Jest oczywiste dla wszystkich, że w obecnym rozwoju sytuacji wirtualna wspólnota społecznościowa nie jest automatycznie synonimem wspólnoty. W najlepszych przypadkach wspólnoty są w stanie wykazać spójność i solidarność, ale często pozostają jedynie skupiskami osób, które rozpoznają się wokół interesów lub kwestii charakteryzujących się słabymi więzami. Ponadto w serwisach społecznościowych zbyt często tożsamość opiera się na przeciwieństwie wobec innego […]. [Podsyca się] również niepohamowany indywidualizm w środowisku cyfrowym, doprowadzając czasami do podżegania spirali nienawiści. To, co powinno być oknem na świat, staje się zatem witryną, w której eksponuje się własny narcyzm” (Orędzie papieża Franciszka na LIII Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, [w:] vatican.va).

Czy duchowny może ulec pokusom narcyzmu? Oczywiście, że tak, bo to pokusa nieobca żadnemu człowiekowi. Lecz wydaje się, że narcyzm jest szczególnym przeciwieństwem właśnie tego, co stanowi istotny składnik każdego powołania (kapłańskiego czy zakonnego): twórczego ojcostwa duchowego, służby drugiemu, postawienia wszystkiego nie na swojej woli. Narcyzm to źródło egoizmu, skoncentrowania uwagi wiernych na swojej osobie, w jaskrawej formie: przesłaniania sobą Jezusa Chrystusa. Podobnie jak kapłan może zamienić liturgię w rodzaj show, a zamiast bycia celebransem i sługą stać się wodzirejem i gwiazdorem, tak i duchowny mający pewne obowiązki również poza przestrzenią świątyni może bardziej ulegać wpływom tego świata i pokusom upodabniania się do niego, niż być wierny swojej kapłańskiej tożsamości przez cały czas.

Cały świat u mnie na kawie

To wszystko jest w istocie dość proste: media społecznościowe zacierają granice pomiędzy naszą prywatnością a tym, jak się zachowujemy publicznie – i wszyscy, w tym duchowni, czasami się na tym parzymy (dobrze, jeśli to sparzenie czujemy i wyciągamy z niego jakieś wnioski). 

Porównałbym to do sytuacji, w której to, na co sobie pozwalamy w zachowaniu i treściach na kawie z dobrymi przyjaciółmi, przeniosło się nagle na widok publiczny. To całkowicie naturalne, że osoby wykonujące na co dzień różnego rodzaju zawody zaufania publicznego, obdarzone pewnym autorytetem, przyzwyczajone do pewnego kodeksu postępowania, ostrożne w słowach i czynach – w relacjach prywatnych, koleżeńskich, w gronie znajomych, mogą sobie pozwolić na luźniejsze formy, specyficzny humor, nawet i rubaszne czy momentami niestosowne żarty, wyrażanie kontrowersyjnych opinii na tematy społeczne, polityczne, historyczne, dotyczące swojej branży i tak dalej… 

To jest, wydaje się, całkiem zdrowy mechanizm posiadania pewnego wentyla, ujścia dla swoich szczerych myśli, może nieraz zbyt szybko wypowiadanych, nieroztropnych. Jednak posiadanie zaufanych przyjaciół czy znajomych sprawia, że możemy je skonfrontować z innymi, a jednocześnie liczyć na naturalną dyskrecję i niewynoszenie na zewnątrz pełnej prawdy o nas, bo może ona niektórych zaszokować albo wręcz zgorszyć. Nie ma to nic wspólnego z hipokryzją czy dwulicowością, jest to zwyczajna umiejętność dojrzałego rozróżniania sfer swojego życia, gdzie w każdej z nich na co innego możemy sobie pozwolić i do każdej z nich dopuścić różne osoby.

Tymczasem to właśnie się czasami dzieje w social mediach. Nie wiedzieć czemu nieraz nasze tablice na Facebooku, Twitterze lub innych portalach, nasze komentarze i konwersacje stają się kombinacją naszego strumienia świadomości z treścią przeznaczoną dla wszystkich dookoła. Natura takich miejsc sprawia, że działamy szybko, zdarzenie wymaga natychmiastowej reakcji, komentarz – riposty, ironia – docinki, spłycenie dyskusji – skwitowania jej emotikonką. Mogę to napisać, bo sam nie jestem wolny od takich zachowań i zdaję sobie sprawę, jak trudne jest wyjście z tego zapętlenia, odwrócenie twarzy od tafli wody, w której się przeglądamy i podziwiamy swój refleks, błyskotliwość, dynamizm.

Zobacz też:   Zostawcie ten seks i weźcie się do roboty

W przypadku duchownych taki mechanizm jest dla wielu osób szczególnie dotkliwy, bo dotychczas – przynajmniej w polskich realiach – życie prywatne księdza (nie mówiąc już o członkach zakonów), jego poglądy polityczne, żarty, osobiste opinie, gusta itd. praktycznie nie istniały poza ścisłym kręgiem „wtajemniczonych”.

Ksiądz małpa Iksiński

Benedykt XVI zwrócił uwagę na to, że „nowe media dają zatem przede wszystkim kapłanom wciąż nowe i z duszpasterskiego punktu widzenia nieograniczone perspektywy, co zachęca ich do wykorzystania powszechnego wymiaru Kościoła w budowaniu wielkiej i rzeczywistej wspólnoty; do dawania w dzisiejszym świecie świadectwa nowego życia, które rodzi się ze słuchania Ewangelii Jezusa, odwiecznego Syna, który przyszedł, aby nas zbawić” (Benedykt XVI – orędzia na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu…, s. 57-58).

Nieograniczone perspektywy, o których pisze niemiecki papież, nie powinny oczywiście oznaczać absolutnej dowolności przekazywanych treści. Często brakuje niektórym duchownym odpowiedniej samodyscypliny w mediach społecznościowych (o braku dyscypliny zewnętrznej, odgórnej, nie wspominając). Zdarza się niestety, że timeline danego księdza (czy to diecezjalnego, czy nawet zakonnika) jest wręcz powszechnie kojarzony z prowokacjami, niedopowiedzeniami, kontrowersyjnymi opiniami na tematy społeczne czy polityczne, okraszony nieodpowiednimi dla jego stanu żartami czy dwuznacznościami, i wreszcie – wypowiedziami kontestującymi czy nawet odrzucającymi nauczanie Magisterium Kościoła, wprowadzającymi zamęt wśród wiernych i poklask wśród osób lub środowisk wrogich Kościołowi. 

Przy okazji wypływają na wierzch najgorsze przejawy toksycznego klerykalizmu, objawiającego się butą i arogancją wobec świeckich „ośmielających się” wykazywać duchownemu konkretne błędy, które głosi, atakując ich za to często w sposób niekulturalny, gorszący, stanowiący w istocie antyświadectwo.

Czy to oznacza, że księża nie powinni być obecni w social mediach? Absolutnie! Powinni być obecni i można wręcz powiedzieć, że są obecni za mało. Jednak ta obecność powinna być przede wszystkim skoncentrowana na swoim posłaniu, prowadząca do Chrystusa i sakramentów. Źle się dzieje, jeśli ksiądz jest obecny w danym portalu społecznościowym jako po prostu jeden z ludzi: w rubryce „zawód” (dziś raczej w opisie pod zdjęciem profilowym) ma wpisane po prostu „ksiądz”, tak jak inni mają wpisane jakieś swoje inne zajęcia, zawody, aktywności. Nawiasem mówiąc, czasami nie ma i takiej informacji, co powoduje podejrzenie o chęć niemal ukrycia swojej tożsamości kapłańskiej, bycia incognito, tak jak księża odwiedzający „na cywila” miejsca takie jak sklepy, restauracje, kina itd. Tylko że w internecie trudno to ostatecznie ukryć, co prowadzi do jeszcze gorszych skutków.

Młyny wolno mielą

O ile kwestia ewangelizacji w internecie, obecność tam katolików i traktowanie przestrzeni wirtualnej jako realnego miejsca spotkania z żywym człowiekiem są przez Kościół dostrzeżone i można wskazać wiele przykładów dobrej, efektywnej i skutecznej obecności chrześcijan wykorzystujących w Bożych celach technologię Web 2.0, o tyle dość wąski temat, jakim jest funkcjonowanie samych duchownych w internecie, jest (przynajmniej w polskim Kościele) niestety zlekceważony. Nie chodzi, rzecz jasna, o stosowanie jakichś skrajnych rozwiązań, czyli żeby na niemal zupełny brak regulacji odpowiadać totalnym zakazem i ostrymi restrykcjami. Wystarczy, że w polskim kato-internecie działa aktywnie nawet kilkanaście lub kilkadziesiąt profili duszpasterzy popełniających błędy, o których wspomniałem wcześniej, żeby zwróciło to uwagę ich przełożonych – w myśl biblijnej zasady, że „odrobina kwasu całe ciasto zakwasza” (1 Kor 5, 6).

Obecnie jakiekolwiek normy prawne w tym zakresie opierają się na Kodeksie prawa kanonicznego, dokumencie Etyka w środkach społecznego przekazu Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu (2000) oraz szczególnie Normach Konferencji Episkopatu Polski dotyczących występowania duchownych i osób zakonnych oraz przekazywania nauki chrześcijańskiej w audycjach radiowych i telewizyjnych (2005). Wszystkie wskazania, jakie znajdziemy w tych dokumentach, dotyczą aktywności duchownych i osób zakonnych w mediach rozumianych w tradycyjny sposób – co nie dziwi, skoro regulacje kościelne zatrzymały się w tym względzie na czasie sprzed niemal dwudziestu lat, kiedy media społecznościowe w obecnej formie po prostu nie istniały.

Niektóre konferencje episkopatów krajowych od dawna organizują dla swoich duszpasterzy szkolenia dotyczące obecności w social mediach oraz na bieżąco wydają konkretne wskazówki obarczone sankcjami. Taki rodzaj kodeksu postępowania duchownych w internecie przydałby się i w Polsce – tak naprawdę wystarczy przypominać o podstawach: traktowanie swojego publicznego profilu jako np. przedłużenia kancelarii parafialnej albo zakrystii, czyli urzędowo, a nie czysto prywatnie. Strój duchowny, unikanie infantylnych zdjęć i treści, umiejętność dialogu, szacunek wobec rozmówcy, przejrzyste intencje, odpowiedzialność za brak zgorszenia, świadomość bycia postrzeganym jako „twarz Kościoła” – to tylko najważniejsze kwestie. Stan duchowy ma swój rys, o którym nie wolno zapominać, nie można go „rozmydlać” w przestrzeni wspólnej.

Jedynym sensem (ale i realną potrzebą!) obecności księży w mediach społecznościowych jest głoszenie Chrystusa i tworzenie wspólnoty, czyli doprowadzenie swoich czytelników (obserwujących) do sakramentów. Cała reszta to dodatki, które najlepiej ograniczyć do wąskiego grona rzeczywistych bliskich znajomych. Monika Przybysz w artykule Kościół w social media. Komunikacja instytucji eklezjalnych w mediach społecznościowych w perspektywie medioznawczej i teologicznej  („Kultura–Media–Teologia” 2018, nr 35, s. 140-166) pisze: „Nie można bowiem sprawować sakramentów w internecie, nie można namaścić olejem, przyjąć Eucharystii, nie można poczuć bliskości drugiego człowieka, nie można przytulić i pocieszyć strapionego człowieka. Można jednak poruszyć człowieka do tego, aby wyszedł poza świat wirtualny do realnego spotkania z Jezusem Chrystusem. Taki jest cel i sens wykorzystania social mediów w Kościele”.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Mąż i tata. Nauczyciel religii. Organista i dyrygent. Bloger, webmaster, publicysta. Pochłaniacz kawy, książek i seriali.
Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.