adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj
Miesięcznik, Społeczeństwo, Wiara

W obronie wiary w internecie

„Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące!” (Mt 5,38). Okoliczności życia społecznego nie zmieniły się tak bardzo – fakt, doszło do przemian cywilizacyjnych, ale schematy ludzkich zachowań są dokładnie takie same. Z czym chrześcijanie mierzą się dziś w internecie? Jak radzić sobie z trollami? Dlaczego nie warto odpowiadać na polityczne zaczepki wrogów naszej wiary? Postarajmy się odpowiedzieć na te pytania.

Niejednokrotnie w rozmowie z przyjaciółmi zwracaliśmy uwagę, że choć cywilizacja zrobiła co najmniej kilka kroków naprzód w sferze prawnej, politycznej, technologicznej, społecznej i ekonomicznej, to akurat w kwestii moralności pozostaliśmy niemalże dokładnie tacy sami. Trawią nas identyczne problemy. One przyjmują – zdaje się – inną postać, bo zmieniły się okoliczności im towarzyszące, trzon jednak pozostaje ten sam.

Obrażanie w internecie nadal jest takim samym złem jak powiedzenie komuś czegoś obelżywego w twarz. Publikowanie złośliwych prowokacji politycznych, nagonki na chrześcijan, a także trolling wcale nie pojawiły się tylko dlatego, że stworzyliśmy internet. Co niektórzy, wzdychając do starych czasów, rzucają: „Ach! Kiedyś to było!”. W tym sęk, że nie było. Ludzie byli takimi samymi chamami, złośliwcami, potrafili się innym naprzykrzać swoimi prowokacjami i nękaniem. Po prostu nikt tego nie nazywał trollingiem.

Istota mechanizmu

Najpierw trzeba sobie zdać sprawę z tego, jak działają mechanizmy obrażania, trollowania i prowokowania w internecie. Stoi za nimi oczywiście całe mnóstwo intencji, jednak trzon jest zawsze ten sam – sprowokować do zajadłej dyskusji, akcji odwetowej bądź po prostu wyrzucić z siebie frustrację poprzez powiedzenie komuś czegoś niemiłego. Stąd na manifestacjach czy Facebooku nietrudno znaleźć różne złośliwe połączenia symboli religijnych z genitaliami bądź flagami ideologii z nimi sprzecznych.

Czy coś takiego może posłużyć jako akcja manifestująca poglądy, chęć przekonania do nich i środowisk ich reprezentujących? Jakiekolwiek akcje polityczne by to nie były, one zawsze rządzą się prawem pragmatyzmu w odniesieniu do adresatów. Oznacza to tyle, że ludziom prezentuje się to, co oni potencjalnie chcą usłyszeć. W pewnym sensie to jest taka „kiełbasa”, ale nie „wyborcza”. Jeśli więc ktoś obraża swoich adresatów, to z całą pewnością nie chce ich do niczego przekonać. Nie chcą nikogo przekonać środowiska LGBT parodiujące Mszę Świętą i wizerunek Matki Bożej, ani też nacjonaliści skandujący hasła pokroju „zakaz (wiadomo czego – przyp. autora)” pod adresem homoseksualistów. Wszystko to są plemienne zachowania ubrane w płaszcz sprawnie zorganizowanych akcji politycznych.

Zobacz też:   Skazani na Netflix?
Jeśli obrona, to jaka?

W teorii obrona jest złożona z dwóch etapów: wytrzymać napór wroga, po czym stosownie odpowiedzieć na jego atak. Jednak czy w tym przypadku jest w ogóle jakiś sens w wytrzymywaniu naporu? Czy my w ogóle mamy przed czym się opierać? Zastanówmy się – pewna osoba w internecie publikuje dziecinny obrazek przedstawiający Chrystusa złączonego z genitaliami (kto śledzi co i jak w internecie, ten wie, o kim mowa). Dlaczego twierdzę, że dziecinny? Bowiem normalnie poważni ludzie nie rzeźbią bądź nie domalowują członków. Jest to na tyle niepoważne i żenujące, że nie trzeba dłużej się zastanawiać, by z tego zrezygnować. Ktoś, kto jednak decyduje się na tego typu zachowanie, ma jakiś cel. Jest nim zwykle „zmącenie wody w stawie”. Ot, trochę osób się zdenerwuje, ktoś napisze pozew sądowy, który i tak zostanie odrzucony przez małą szkodliwość społeczną, a fani trolla będą mu gratulować pomysłowości i inteligencji. Wcale nie chodzi więc o przekonanie kogoś do czegoś, tylko po prostu o podburzanie swojej grupy wzajemnej adoracji przeciwko innym.

To tylko fragment tekstu, który ukazał się w 25. numerze Miesięcznika Adeste.

Jeżeli podoba Ci się to, co robimy – kliknij w poniższy przycisk aby dowiedzieć się, jak możesz nam pomóc w rozwoju!

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.