fot. youtube.com/SerchlightPictures
Ledwo zdążywszy do kina, usiadłem w drugim rzędzie i obejrzałem kilka reklam przed seansem. Już pierwsza scena filmu sprawiła, że wybuchnąłem śmiechem i banan nie zszedł z mojej twarzy, gdy wyświetliły się napisy początkowe z I Want To Hold Your Hand Beatlesów w tle. Już wtedy czułem, jaki typ humoru będzie prezentowało dzieło Taiki Waititi’ego, nowozelandzkiego reżysera pochodzenia żydowskiego.
Bądź jak królik
Rok 1945 w niemieckim miasteczku Falkenheim. Młody Johannes (gra go Roman Griffin Davis), zwany Jojo, jest członkiem miejscowego Hitlerjugend. Ćwiczy heilowanie, jeździ na obozy szkoleniowe, zastanawia się nad supermocami Żydów, wierzy w zwycięstwo Niemców nad resztą świata (nie licząc Japonii) i oczywiście pali książki (tak jak defenestracja w Czechach, tak palenie książek jest swoistą tradycją w Niemczech).
Nie wszyscy go lubią, bowiem jego ojciec zaginął na froncie włoskim (prawdopodobnie dezerterując albo dopuszczając się zdrady), ale w trudnych chwilach pomaga mu wyimaginowany przyjaciel, którym jest Adolf Hitler (w którego wciela się reżyser).
„Młodzież Hitlera” w Falkenheim szkoli kapitan Klenzendorf, zwany Kapitanem K. Ślepy na jedno oko (po jednej z bitew), przez dowództwo został cofnięty za linię frontu. Wolałby zapewne dowodzić jednostką liniową, ale zamiast tego zajmuje się młodzieżą i z niepokojem, popijając co chwilę z piersióweczki, obserwuje sytuację militarną Rzeszy na mapie. Do Falkenheim zbliżają się wojska alianckie z obu stron.
Samotna lwica
Drugoplanowa postać, matka Jojo (zagrana bardzo dobrze przez Scarlett Johansson), nazywa syna lwiątkiem i uczy go bycia dzielnym. Prawda jest taka, że to ona jest lwicą – zajmuje się nim, z nadzieją wyczekuje końca wojny, tęskni za swym mężem i robi to, co uważa za słuszne.
Przygarnia i chroni młodą Żydówkę, Elsę (Thomasin McKenzie). Pewnego dnia Jojo odkrywa obecność niearyjskiej dziewczyny w domu. Zmusza go to do przemyślenia swojego światopoglądu. Czy przekona się, że Żydzi też są ludźmi? Czy wyda matkę i ukrywaną przez nią niepożądaną personę?
W miarę rozwoju akcji film przesuwa środek ciężkości z komedii na smutny, wzruszający dramat. Dziecięcy świat Jojo staje się bardziej realistyczny i brutalny.
Nie jest to jednak poczynione na siłę, reżyser nie moralizuje i nie buduje sztucznego patosu. To bardzo proste spojrzenie, pełne wyrozumiałości: w taki sposób potraktowany został m.in. kapitan Klenzendorf, o którym wprawdzie niewiele wiemy, ale możemy się pewnych rzeczy domyślić.
To jest lekki film, ale niegłupi
Miałem pewne wątpliwości, idąc na ten film, jednakże zostały one rozwiane. Jojo Rabbit nie przekracza granicy dobrego smaku. Jeżeli ktoś uważa inaczej, to jest to świadectwo przewrażliwienia naszych czasów, w których nazizm (zwany przez lewicę faszyzmem) urósł do rangi zbrodniczej ideologii wszechczasów, służąc do przysłowiowego wycierania gęby, obrażania i dyskredytacji przeciwników.
Pomyślałem sobie, że właśnie dobrze obejrzeć coś tak lekkiego, mrugającego okiem do Dyktatora Charliego Chaplina (komik był w nim głównym aktorem, scenarzystą i reżyserem). Dobrze jest pośmiać się z absurdalnego humoru – nadal bawi mnie wspomnienie sceny heilowania z funkcjonariuszami Gestapo.
Lekka i przyjemna jest także muzyka w filmie. Trochę nawiązuje do wojskowych utworów, częściowo sięga po popkulturę anglosaską.
W finale rozbrzmiewa niemiecka wersja Heroes Davida Bowiego, piosenki przecież tak mocno związanej z niemiecką kulturą i Berlinem. Można powiedzieć, że właśnie o tym jest ten film – nie o jakichś świętych, ale o bohaterach jednego dnia. Co im przyniesie czas po wojnie? Co przyniesie The Next Day? Nie wiemy.
„Ich
Ich bin dann König
Und Du
Du Königin
Obwohl sie
Unschlagbar scheinen
Werden wir Helden
Für einen Tag”
Dedykuję ten tekst Grecie. We can beat them/ Just for one day/ We can be heroes/ Just for one day.