adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Śródziemie w cieniu zła

magazine cover

yt.com_TheNickiPL

Być może jeszcze w tym roku premierę będzie miał serial Władca Pierścieni tworzony przez Amazon. Produkcja ta nie będzie jednak opowieścią o hobbitach, powrocie króla Gondoru i zniszczeniu Jedynego Pierścienia, ale o wydarzeniach dziejących się tysiące lat wcześniej, podczas tzw. drugiej ery świata. W jednej z zapowiedzi na portalu Onet pojawiła się nawet wzmianka, że wśród postaci pojawiających się w serialu najprawdopodobniej zobaczymy… młodego Saurona.

Fanów Tolkiena to stwierdzenie raczej rozśmieszy. Przedstawianie Saurona – jednego z upadłych Majarów (pomniejszych duchów anielskich) niczym młodego Indiany Jonesa świadczy o braku wiedzy dziennikarza o świecie Śródziemia. Ale jednocześnie wpadka ta może prowokować do zastanowienia się nad przeszłością antagonisty z Władcy Pierścieni. Przecież Sauron nie wziął się znikąd. Miał swój początek. Jak zresztą (prawie) wszystko w dopracowanym przez Tolkiena świecie.

Sauron, choć potężny, nie był ani pierwszym, ani największym demonem Śródziemia. Mało tego. Przez epoki był tylko sługą potężniejszego zła. Zła, które również nie wzięło się znikąd. I przybierało różne formy. Jak to dokładnie wyglądało w świecie Tolkiena? Zacznijmy, jak mawiali starożytni, od jajka. Czyli od początku.

Pycha, czyli gdy zło pojawia się na świecie

A na początku był… No właśnie? Kto? Co? Przywykliśmy z pewnością do jednego z greckich opisów mitologii, gdzie u zarania istniał Chaos, z którego wyłoniły się inne istoty i rzeczy. Tolkien poszedł tu jednak inną, wybitnie biblijną drogą. Na początku był Logos. Bóg. To znaczy Eru – Jedyny, zwany również Iluvatarem – Ojcem Wszechrzeczy, który ze swej woli jednym „Niech się stanie” powołał do istnienia świat, w tym także Ainurów – istoty duchowe podobne do chrześcijańskich aniołów. Mieli oni swoją pieśnią przyczyniać się do powstania Ardy, Ziemi. A wszystko, podobnie jak w Księdze Rodzaju, miało być dobre. Skąd więc wzięło się zło?

Tolkien dał tu jednoznaczną, krótką odpowiedź: pycha. To ona uczyniła Melkora, największego z Ainurów, pierwszych czarnym charakterem opowieści o Śródziemiu. I każda kolejna skaza tej postaci – strach, zazdrość, gniew, miała źródło właśnie w niej. Pojawienie się zła nie było zatem intencją Eru. Mało tego. Szaleńcze próby Melkora próbującego kształtować świat na swoją modłę koniec końców okazywały się, za sprawą Iluvatara, służyć pięknu Ardy. Sytuacja uległa zmianie, gdy Ziemia została oddana we władzę Valarom (grupie Ainurów), którzy zstąpili na nią w widzialnej postaci. Aby z nimi walczyć, Melkor pociągnął za sobą inne duchy, w tym Saurona, mamiąc ich wizją potęgi i władzy i tym samym nakłaniając do buntu przeciw woli Eru.

Z powodu pychy Melkora zło weszło do świata i pozostało w nim na stałe. Przez wszystkie ery świata mitycznej historii Śródziemia cień tego pierwszego „grzechu” unosił się nad każdą istotą w świecie Tolkiena. Melkor (zwany później Morgothem) podburzył Feanora, elfa, twórcę tytułowych Silmarilli, by bardziej ufał sobie niż Valarom, co doprowadziło do bratobójczych wojen, zdrad i licznych klęsk. Tysiące lat później pycha zdecydowała o upadku Sarumana. Jeden z czarodziejów Majarów, wysłanych do Śródziemia, by przeciwstawić się Sauronowi, sprzeniewierzył się swojej misji właśnie z powodu pragnienia bycia potężniejszym od innych. Pysze, czy też może niepotrzebnej dumie, nie mógł się oprzeć ostatni namiestnik Gondoru, Denethor. Choć był stanowczym wrogiem Mordoru, nie ufał nikomu, kto nie podlegałby bezpośrednio jego rozkazowi. 

Gdy czarne próbuje być białe

Trudno jest zrozumieć historię Śródziemia i losy Pierścieni Władzy przedstawione w filmach Petera Jacksona. Ot – powstały, zostały podzielone między elfów, ludzi i krasnoludów, a jeden, ten mający rządzić pozostałymi, wykuł dla siebie Sauron. Potem przyszła wojna, władca Mordoru został pokonany, jego klejnot zaginął. A później zaczyna się właściwa akcja filmu. Tylko właściwie jak doszło do tego, że te potężne artefakty powstały? I co ma do tego Sauron?

Podczas lektury książek Tolkiena nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zło z samej swej natury jest odrażające, co przejawia się między innymi w wyglądzie postaci. I tak jest, gdyż prawdziwego, przerażającego oblicza zła nie da się chować w nieskończoność. Ale jednak czasami próbuje się ono kryć pod płaszczem dobra. I tym sposobem staje się ono groźniejsze. 

Annatar. Pan Darów. To imię, które znają czytelnicy Silmarillionu i ewentualni gracze sięgający po Śródziemie. Cień Mordoru. Właśnie pod tą nazwą i piękną postacią ukrywał się Sauron, przekonujący elfich kowali w Eregionie do wykuwania Pierścieni Władzy. Któż by nie chciał zostać przyjacielem Pana Darów? Kto odmówiłby jego towarzystwa, gdy przekazywał wiedzę, a argumenty, które przedstawiał, wydawały się słuszne i dobre? Wszak uczynienie Śródziemia pięknym jak kraina nieśmiertelnych Valarów, nie było niczym złym. Przynajmniej tak uważali przekonani przez Saurona elfowie, którego słowa uderzały w ukryte w głębi ich serc pragnienie potęgi i chwały. Jak się to ostatecznie skończyło? Wojną, śmiercią i zniszczeniem Eregionu.

Zobacz też:   Od Bonanzy do Moskwy, czyli serialowi ojcowie

Sauron pod piękną postacią działał również w królestwie Numenoru, gdzie trafił jako jeniec króla Ar-Pharazona. Tam, odpowiednimi pochlebstwami, pozornie mądrymi uwagami poruszającymi lęki i pragnienia władcy, wkupił się w jego łaski, by ostatecznie stać się najbardziej zaufanym królewskim doradcą, w rzeczywistości pracującym na zgubę swego „pana”. Historia miała przykry koniec. Sauron osiągnął swój cel, gdy ogarnięty manią wiecznego życia król Numenoru wypłynął na nieudany podbój Valinoru, a najwspanialsze królestwo ludzi zostało w ramach kary, niczym Atlantyda, zatopione przez Eru.

Zło działające pod pozorami dobra to zagrożenie, które jest stale obecne także we Władcy Pierścieni. Wiąże się ono głównie z pokusami zagarnięcia tytułowego klejnotu przez któregoś z pozytywnych bohaterów. Zwłaszcza tych, którzy sami rozporządzają wielką mocą, jak Gandalf lub Galadriela.

Jest to zagrożenie o tyle duże, że zło skrywające się pod dobrymi intencjami działa subtelniej, jest łatwiejsze do racjonalnego usprawiedliwienia i trudniejsze do wykrycia. Łatwo dostrzec zło Saurona, który próbuje zamienić ludzi w niewolników, posiada armię orków i lubuje się w torturach. Znacznie trudniej byłoby przeciwstawić się władczyni Lorien, która najpierw obaliłaby władcę Pierścieni, otoczyła ochroną Shire, a potem sama stałaby się królową, piękną i straszną zarazem, którą wszyscy musieliby kochać. I cierpieć.

Dobro (zawsze) zwycięża?

Odpowiedź na pytanie zawarte w śródtytule wydaje się banalne. Oczywiście, że dobro zawsze zwycięża! Prawda…? Otóż… No właśnie.

Rozpatrując powieści Tolkiena na płaszczyźnie fabularnej, można stwierdzić, że wszystkie wysiłki złych postaci pomimo początkowych sukcesów nie przynoszą upragnionych przez nich celów. Morgoth ostatecznie przegrywa i zostaje uwięziony w pustce poza czasem i przestrzenią. Pyszny Ar-Pharazon Złoty, ostatni król Numenoru, ginie podczas próby podbicia Valinoru. Saruman zostaje zabity w Shire przez swojego sługę. Sauron, wyjątkowy pechowiec, zostaje pokonany kilkukrotnie: upokorzony przez Luthtien i ogara Huana w Silmarillionie, odparty przez elfów i Numenor w drugiej erze, wzięty do niewoli przez Ar-Pharazona, zatopiony wraz z Numenorem przez Iluvatara, powalony przez Elendila i Gil-Galada w wojnie z Ostatnim Sojuszem i ostatecznie pokonany w wyniku zniszczenia Pierścienia podczas wojny o Pierścień.

Ale żadna z tych porażek nie oznaczała całkowitego zniszczenia zła. Wręcz przeciwnie. Nieustannie ono powraca, w starej formie lub pod nową postacią. Otwarcie wywołuje wojnę lub działa z podstępem. Przeraża swą potęgą lub sugestywnie przekonuje do swoich racji. Sukcesy dobra nie przynosiły trwałych owoców. Wojna Gniewu nie oczyściła Śródziemia z wszystkich sług Morgotha. Isildur ani Frodo nie byli w stanie zniszczyć Pierścienia, ponieważ ulegli jego mocy. Potomkowie Aragorna nie byli w stanie zapobiec pojawieniu się kultu Melkora.

Koniec końców twórczość Tolkiena jest opowieścią o nieustannej walce dobra ze złem. Walce wymagającej poświęceń, a nie przynoszącej trwałego zwycięstwa. Walce, którą mimo wszystko warto, a nawet trzeba toczyć. Dlaczego?

Bo pomimo odradzającego się zła dobro też triumfuje, przynosząc na świat pokój i sprawiedliwość, nawet jeśli tylko na chwilę, dłuższą lub krótszą. Tolkien pokazuje, że nawet drobne gesty, okazanie litości, umiejętność przebaczenia, przyczyniają się do porażki zła, osłabiając jego potęgę na świecie. Wszak, jak powiedział Gandalf we Władcy Pierścieni, „nie do nas należy panowanie nad wszystkimi erami tego świata; my mamy za zadanie zrobić, co w naszej mocy, dla epoki, w której żyjemy, wytrzebić zło ze znanego nam pola, aby przekazać następcom rolę czystą, gotową do uprawy. Jaka im będzie sprzyjała pogoda, to już nie nasza rzecz”.

Pamiętajmy, że koniec końców Arda odrodzi się, oczyszczona ze wszystkich skaz uczynionych przez Morgotha i jego dziedziców. Stanie się taka, jaką chciał ją uczynić Iluvatar – dobra i piękna. I wtedy ostatecznie pokonane zło nie będzie już miało do niej dostępu.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.