adeste-logo

Wesprzyj Adeste
Sprawdź nowy numer konta

Wesprzyj

Skazani na Netflix?

magazine cover

unsplash.com

Kupiłem duże pudełko popcornu i dwie butelki Coca Coli. Odszedłem od kasy. Stanąłem przy filarze i położyłem to wszystko na ziemię. Wyjąłem dwa bilety. Czekałem na kolegę, dusząc się już w maseczce i patrząc na odgrodzone taśmami siedzenia.

Można powiedzieć, że poczułem się w obowiązku, by przyjść do kina. Jak na pogrzeb dobrego znajomego. Ciągnąc dalej tę metaforę – pogrzebowe kazanie głoszone było przez Christophera Nolana. To był ostatni dzień otwarcia kin. Oglądaliśmy Tenet (doprawdy nie rozumiem, dlaczego nie przetłumaczono nazwy – chociażby jako Dogmat czy Regułę).

Kolega spóźnił się. Co prawda nieznacznie, w granicach kwadransu akademickiego, ale jednak. Gdy weszliśmy na salę, leciała już początkowa scena. Zdziwiło nas to. Gdzie podziały się reklamy, stały element seansu? Czyżby reklamodawcy całkowicie wycofali się z kin?

„Jeszcze wczoraj jeździłem na 4 świata strony”

W jednej ze scen filmu dwaj główni bohaterowie rozmawiają na dachu opery w Oslo. Niemal poderwałem się z miejsca. Jeszcze w lutym 2020 roku byłem tam z przyjacielem; jeszcze wtedy można było swobodnie podróżować po świecie i nie nosić masek.

Po powrocie z widowiskowego filmu chciałem odruchowo zasiąść do komputera i coś o nim napisać; króciutką recenzję lub jakąś impresję na jego temat. Nie mogłem się przemóc z powodu tego dziwnego uczucia z pogranicza gniewu i smutku.

Zielona mila kina?

Nie mam pojęcia, jaka sytuacja będzie w styczniu 2021 roku (ten tekst piszę w listopadzie 2020 roku). Ale póki co zapowiadane jest zamknięcie kin przynajmniej do końca bieżącego roku. I wszystko wskazuje na to, że rynek kin odnotuje drastyczne spadki finansowe.

Czy kina znikną? Nie jestem pewien. Marcin Łukański z YouTube’owego kanału Na Gałęzi w jednym z Q&A stwierdził, że branża straci, ale wraz z końcem pandemicznych obostrzeń odbuduje swą pozycję. Hed z TvFilmy wysnuł tezę, że nastąpi dominacja serwisów streamingowych, ale część kin przetrwa, pozostając niszowymi, ale ważnymi ośrodkami kultury.

Na pewno część kin upadnie. Przetrwają zapewne te sieciowe. Dla kin studyjnych pewna nadzieja tkwi we wsparciu finansowym ze strony stałych bywalców i patronów.

Na małe ekrany

Trudno sobie wyobrazić, że twórcy zrezygnują z hollywoodzkiego rozmachu. Zwłaszcza że pewne superprodukcje (np. takie blockbustery jak Wonder Woman 1984 lub Czarna Wdowa) są wciąż robione. Być może jednak w przyszłości coraz więcej filmów trafiać będzie bezpośrednio na małe ekrany, na wielkich pojawiając się tylko z kaprysu mecenasów kin studyjnych.

Co może oznaczać palma pierwszeństwa dla serwisów streamingowych? Zastanówmy się nad tym przez chwilę. Królem wśród platform jest Netflix (czy właściwie królową, jak zdaje się sugerować unieruchomienie fleksji w nazwie w ich hasłach reklamowych). Do tronu jednak jest kilka pretendentów. Różnica między Netflixem a Amazon Prime (licząc procentowy udział na rynku amerykańskim, co daje pewne wyobrażenie o całym świecie, w trzecim kwartale 2020 r.) to cztery punkty procentowe (25% do 21%). Oprócz Amazona jest jeszcze chyba szerzej nieznane w Polsce Hulu (15% rynku) i mniej „udziałowe”, ale mające wielki na to apetyt HBO Max (9%) i Disney+ (6%).

Nudno nie będzie

W wyścigu o pierwszeństwo wiele czynników będzie miało znaczenie. HBO ma większe doświadczenie w produkowaniu „superseriali” (i ogromny budżet, który na ten cel przeznacza), ale robi mniej produkcji niż Netflix. Amazon goni Netflixa w Ameryce, ale w „peryferiach” takich jak Polska Amazon wciąż musi powalczyć, by w ogóle zaistnieć. Disney+ jest sławny za sprawą pewnego łowcy nagród z uniwersum Gwiezdnych Wojen, ale w niektórych krajach, które The Mandalorian masowo widziały, ludzie wciąż nie wiedzą, jak zrobić to legalnie (w Polsce Disney+ wchodzi na rynek dopiero w 2021 r.).

Zobacz też:   Dlaczego kobiety nie mogą być księżmi w Kościele Katolickim?

Z całą pewnością szczegóły rozgrywek biznesowych na tym polu są pasjonujące. Ale ograniczę się do konstatacji – nie ma wśród platform hegemona, a walka będzie zaciekła. Walka będzie „na noże” (knives out!, chciałoby się rzec, wspominając całkiem niezły film). Co oznacza, że będzie szeroka oferta; coraz więcej ludzi będzie korzystać z tej drogi oglądania filmów i seriali. Telewizja straci jeszcze bardziej (prawdę mówiąc – zdaje się, że wraz z wymarciem starszego pokolenia w Polsce telewizja albo zginie, albo ulegnie całkowitej ontologicznej przemianie).

Koniec pewnej epoki

Co to oznacza społecznie? Kino przestanie być miejscem spotkań. Straci całą swą symboliczną otoczkę. Randki przeniosą się w inne miejsca. Myślę, że w miejsce kina pojawi się coś innego. Może ludzie będą częściej spotykać się w swoich domach na oglądanie filmów podczas tzw. kina domowego? Kameralnej atmosferze towarzyszyć będzie strzelanie popcornu w mikrofali.

Nie traktowałbym upadku kina w kategoriach upadku kultury. Kiedyś kino uważane było za rozrywkę dla mas (co zresztą skwapliwie wykorzystali wielcy propagandyści nazizmu i komunizmu). Podobnie jak wielu ludzi teraz uważa gry komputerowe za niską rozrywkę.

Przeminęło z wiatrem. Być może nadszedł czas, w którym serwisy streamingowe, dotąd mało chlubnie utożsamiane z tasiemcami od Netflixa, będą twórcami arcydzieł. Widzieliśmy to już zresztą – Historia małżeńska (sygnowana czerwonym „N”) czy Patrick Melrose od HBO pokazują, że słabość kin wcale nie oznacza upadku ambitnej kultury.

Oczywiście, Netflix wciąż będzie robił sporo crapu, a HBO od czasu do czasu wypuści wzniosłą i widowiską pustkę pokroju Gry o tron (jakże się ucieszyłem, że na Filmwebie ta pozycja zniknęła już z pierwszego miejsca w rankingu seriali, bo to była niewątpliwa hańba). Nie wiemy, czy zapowiadany serial Amazona osadzony w Śródziemiu będzie bombą czy niewypałem. Czy Disney+ podąży drogą tworzenia fatalnych produkcji typu Skywalker. Odrodzenie lub lepiej ocenianych Łotra jeden i Mandalorianina.

Myślę jednak, że możemy być spokojni. Artyści nie tylko wciąż będą się rodzić na tym świecie, ale także wciąż będą mieli środki, by dotrzeć do ludzi.

Żal czasów, które minęły. Nostalgia jest normalna i właściwa. W każdych czasach ktoś śpiewał:

„The grass was greener
The light was brighter
The taste was sweeter” (Pink Floyd, High Hopes);

nawet jeśli wyrażał to innymi słowami. Ale zostawiwszy w sercu nutkę sentymentu, trzeba grać nowe melodie. „Przemija bowiem postać tego świata” (1 Kor 7, 31 b), a Bóg wzywa nas do zachwytu nad pięknem w każdych okolicznościach.

Świat jest zmienny i niestabilny. Ale prawda, dobro i piękno zawsze są w zasięgu naszych oczu i rąk.

Adeste promuje jakość debaty o Kościele, przy jednoczesnej wielości głosów. Myśli przedstawione w tekście wyrażają spojrzenie autora, nie reprezentują poglądów redakcji.

Stowarzyszenie Adeste: Wszelkie prawa zastrzeżone.

O autorze

Podoba Ci się to, co tworzymy? Dołącz do nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.