Wstajesz rano – ciemno. Wychodzisz do pracy – półmrok. Wracasz do domu – ciemno. Już samo to działa dość depresyjnie. Dodajmy do tego problemy w życiu zawodowym, sprzeczki z ludźmi wokół, nieporozumienia, kwarantannę, kłopoty rodzinne, ogólne rozdrażnienie i oto mamy obraz statystycznego Polaka późną jesienią. I jeszcze opony trzeba zmienić na zimowe, a kolejka ciągnie się w nieskończoność. Gdzie w tym wszystkim odnaleźć radość?
W jednej z lubelskich kawiarni można przeczytać napis: „Czekolada nie zadaje pytań. Czekolada rozumie”. Może więc w imię poprawy nastroju sięgnąć po tabliczkę czekolady? Pomysł nie najgorszy, endorfiny podskoczą, humor się polepszy. Na jakiś czas to wystarczy, ale co potem?
Młodzież w moim KSM-ie lubi sobie poprawić humor, dzwoniąc domofonem do wszystkich mieszkańców plebanii po kolei. Ta koncepcja jest fatalna, bo za naprawę domofonu trzeba słono zapłacić.
Może warto spotkać się z bliskimi, z ludźmi, którzy dobrze na nas działają? Myśl ogólnie nie jest zła. Może warto odkurzyć stare znajomości, odnowić zaniedbane relacje. Zauważ jednak, że to też nie da ci pełni szczęścia. Jesteśmy już blisko najlepszej odpowiedzi, bo chodzi tu rzeczywiście o relację.
Papież emeryt, Benedykt XVI, powiedział kiedyś, że „prawdziwa radość pochodzi ze związku z Bogiem”. Faktycznie, jeśli uważnie wsłuchamy się w to, co mówi do nas dzisiaj Pan, zauważymy, że tak jest naprawdę.
Na początku spotykamy Izajasza. Był prorokiem działającym w czasach, gdy Izraelitom zagrażało sąsiednie państwo: Asyria. Mimo poczucia niebezpieczeństwa odnajduje on źródło radości: „Ogromnie weselę się w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim”. Następnie w psalmie wychodzi nam naprzeciw Maryja ze słowami: „Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim”. Na koniec jeszcze przed ewangelią słyszymy zachętę św. Pawła: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie”. Od tych słów trzecia niedziela adwentu jest tradycyjnie nazywana po łacinie gaudete, czyli „cieszcie się”. Bóg nie chce, żebyśmy chodzili smutni, ze zwieszonymi głowami. Nie chodzi mu też o wesołkowatość, pustą uciechę, ale prawdziwą radość prowadzącą przez życie, o postawę optymizmu wynikającą z zaufania do Boga.
Izajasz, Maryja, św. Paweł byli ludźmi z krwi i kości, twardo stąpali po ziemi. Trzeba było dużo odwagi i rozsądku, by napominać ludzi jak Izajasz, dużo życiowej mądrości, by zachować się jak Maryja, dużo pokory, żeby głosić Jezusa poganom i z prześladowcy stać się wyznawcą, jak to zrobił św. Paweł. Kiedy mówią o radości od Boga, to jest to prawdziwa radość, a nie figura retoryczna czy pusty ozdobnik. Może być to też twoja radość z dobrze wypełnionego obowiązku, z właściwie wykonanego zadania. Może być dana od Boga radość z nowego życia, z długo oczekiwanego dziecka. Możesz się cieszyć dobrze zdanym egzaminem. Bóg jednak nie potrzebuje jakiejś konkretnej przyczyny do tego, żeby na twojej twarzy pojawił się uśmiech.
Pewna dziewczyna odczuwała brak radości. Zaczęła szukać i znalazła ją w narkotykach. „Na haju” czuła się dobrze, wszystko było takie kolorowe, wesołe. Tylko później było jakoś tak nieprzyjemnie, ale z tym sobie radziła kolejną dawką narkotyku. Uzależniła się. Gdy próbowała wyjść z nałogu, trafiła do wspólnoty działającej przy parafii. Zaproszono ją na modlitwę wstawienniczą. Wspólnota prosiła Boga, by uwolnił dziewczynę z tego nałogu. Kiedy modlitwy się skończyły, dziewczyna powiedziała tak: „Gdybym wiedziała, że modlitwa daje takiego kopa, nigdy nie sięgnęłabym po narkotyki”. Dobra, intensywna relacja z Bogiem naprawdę daje radość. Samo słowo „entuzjazm” wywodzi się z greckich słów en i theos, czyli dosłownie „w Bogu”.
Teraz, kiedy już wiesz, kto może przezwyciężyć jesienny marazm i smutną życiową nijakość, czerp od Niego radość i przekazuj ją innym w uśmiechu, w modlitwie, w miłości.
Boże, spraw, abyśmy przygotowali nasze serca i z radością mogli obchodzić wielką tajemnicę naszego zbawienia. Przez Chrystusa, Pana naszego.
Jest tak a nie inaczej. Siedzisz, uczysz się, jest beznadziejnie, pomyślisz o Bogu i Jego obecności i nagle przyjemnie jest razem siedzieć nawet nad analizą matematyczną.